Przejdź do pełnej wersji artykułu

Jakub Świerczok w Nagoya Grampus. A co z reprezentacją?

/ Jakub Świerczok (fot. Getty) Jakub Świerczok (fot. Getty)

Stało się to, co miało się stać. Jakub Świerczok opuścił Ekstraklasę. Wybrał jednak niespodziewany kierunek. Czy transfer do Japonii oznacza, że darował sobie marzenia o większej karierze i odegraniu jeszcze istotnej roli w reprezentacji Polski?

Czytaj też:

Dawid Kurminowski (fot. Getty Images)

Dawid Kurminowski: poziom piłki na Słowacji? Drużyny grają bardziej technicznie, niż niektóre w Ekstraklasie

Gdy wyróżniający się w Polsce piłkarz zbacza z dobrze wytyczonej ścieżki i rusza kilka tysięcy kilometrów na wschód albo zachód, zawsze wśród kibiców i dziennikarzy pojawia się pytanie: czemu tak kieruje swoją karierą?

Transfery do amerykańskiej MLS jednak aż tak nie szokują. To jest jednak w jakimś stopniu podobna, zachodnia kultura (chcąc nie chcąc podlegamy "amerykanizacji"), a przekazy medialne zza Atlantyku sprawiają, że tamtejsza liga wydaje nam się silniejszą niż jest w rzeczywistości.

Nie szokują też transfery do Japonii. Ale tylko, gdy mówimy o piłkarzach, którzy nie aspirują do gry w reprezentacji, tylko tak im się po prostu w życiu poukładało, że dostali ofertę z Kraju Kwitnącej Wiśni i postanowili złapać byka za rogi. Dobre przykłady z ostatnich lat to bramkarze: Krzysztof Kamiński (który po kilku latach wrócił do Ekstraklasy) i Jakub Słowik (który też pewnie wróci).

Jakub Świerczok to jednak inny przypadek. Piłkarz w kwiecie wieku, po znakomitym sezonie w Polsce, który spokojnie mógłby spróbować (ponownie) swoich sił w którejś z zachodnich lig. Tam też przecież godnie by zarabiał, a na pewno miałby bliżej do reprezentacji Polski. Przykład Adama Buksy pokazał, że im dalej od kadry geograficznie, tym dalej też sportowo.

Z drugiej strony, mamy Przemysława Frankowskiego, który też gra w Stanach, a jednak nie tylko załapał się do kadry na Euro, ale nawet odegrał na mistrzostwach swoją rolę. Może zatem się da, wystarczy się bronić sportowo.

Nie trafia do mnie argument, że Świerczok ma AŻ 29 lat (skończy w grudniu) i że już raz odbił się od ligi niemieckiej, a potem negatywnie przeszedł weryfikację w europejskich pucharach, więc zrozumiał, że na Zachodzie się nie przebije. Tyle mówiło się o zmianie mentalnej, którą przeszedł. Urazy też ostatnio aż tak mu nie doskwierały. Błędem byłoby więc zakładać, że już nie da sobie rady. Jest w innym momencie kariery, jest lepszym piłkarzem i dojrzalszym człowiekiem.

Dziś, na gorąco kibice porównują go do Adriana Mierzejewskiego i to jest chyba najbliższe porównanie biorąc pod uwagę okoliczności. "Mierzej" też opuszczał Ekstraklasę jako gwiazda, też za grube pieniądze i też obrał kierunek na Wschód. W Turcji bynajmniej nie przepadł, ale potem postawił na piłkarską turystkę. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty, Australia i w końcu Chiny. Tam też błyszczy, ale co z tego, skoro kariera reprezentacyjna dla niego przepadła. Na pewno go to obeszło, bo wielokrotnie dopominał się o szansę, ale telefon od kolejnych selekcjonerów milczał.

Czytaj też:

Reprezentacja Polski – najbliższe plany Paulo Sousy. Legia, Pogoń, Lech...

A może nie było innej opcji?

Nie znamy jednak zakulisowych okoliczności transferu. Może rzeczywiście nie było innych chętnych, a transfer tego lata musiał dojść do skutku, bo tak założyli to sobie szefowie Piasta Gliwice. W takiej sytuacji Świerczokowi pozostaje tylko gratulować odważnej decyzji.

Ja mu się nie dziwię. Wybrał jedną z najlepszych lig w Azji obok koreańskiej. Klub ma duże aspiracje, piękny, duży stadion. Zespół gra efektownie, widowiskowo, ale brakowało mu właśnie bramkostrzelnego napastnika. Pogra w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, pozna nową kulturę, a do tego swoje zarobi – ocenia inny piłkarski obieżyświat, Łukasz Gikiewicz.

Menedżer Świerczoka, Jarosław Kołakowski, w rozmowie z Weszło.com, tłumaczy: – Moim zdaniem Kuba staje przed ciekawą perspektywą zostania zawodnikiem o znaczącej pozycji w skali kontynentu. Oglądałem mecze Nagoyi i muszę powiedzieć, że mają sporo zawodników o niezłym poziomie technicznym, ale brakowało tam kogoś, kto te ofensywne akcje zepnie. Dodatkowo jest tam dwóch Brazylijczyków i bramkarz z Australii, ale po karierze w Europie. Ten bramkarz to Mitchell Langerak, dobry znajomy Roberta Lewandowskiego.

Pozostaje wątek reprezentacji. Czy dwa sparingi przed Euro i epizod w ostatnim meczu grupowym na dobre zaspokoiły ambicje Świerczoka? A może wszystko sobie dokładnie przemyślał i ma świadomość, że po powrocie do zdrowia Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka może wypaść poza kadrę? Taki scenariusz jest przecież bardzo prawdopodobny.

Myślę, że Paulo Sousa będzie o nim pamiętał. To on mu zaufał. Powoływanie zawodnika z Japonii to nie jest żadna ujma. Thomas Vermaelen gra w Vissel Kobe, a na Euro był podstawowym obrońcą reprezentacji Belgii. To jest naprawdę dobra, poukładana liga. Co za różnica czy Kuba poszedłby do średniaka szóstej, siódmej ligi w Europie i grał cały sezon nie wiadomo o co? A jak złapie formę i strzeli parę goli, to przecież może iść jeszcze wyżej – ocenia Gikiewicz.

Na koniec dodaje, że Japonia to świetne miejsce do życia. Tak, ale to też ogromna niewiadoma. Zupełnie inna kultura, również piłkarska, w której indywidualistom pokroju Świerczoka niekoniecznie jest łatwo się odnaleźć. Ale czy poza zainteresowaniem selekcjonera tak naprawdę może cokolwiek stracić na tym ruchu? Przecież w razie czego znowu może wrócić do Ekstraklasy...

Źródło: tvpsport.pl
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także