Tokio 2020. Isinbajewa skrytykowała podwójne złoto w skoku wzwyż

Tokio 2020. Michał Rozmys i Marcin Lewandowski w półfinale biegu na 1500 metrów

Niezwykła historia mistrza z Tokio. Karierę uratował mu rywal

Czytaj też

Niezwykła historia mistrza z Tokio. Karierę uratował mu rywal

Barshim i Tamberi szli łeb w łeb aż do wysokości 2,37 m. Obaj nie mogli zaliczyć wysokości 2,39 m, a do tego momentu mieli identyczne wyniki, zaliczając każdą wysokość bez żadnej wpadki. Taką samą wysokość jak Katarczyk i Włoch zaliczył także Białorusin Maksym Nedasekau, ale w trakcie zawodów zaliczył dwa nieudane podejścia i zdobył brąz.

Wydawało się, że złotego medalistę wyłoni dogrywka, ale po rozmowie z jednym z organizatorów obaj zawodnicy zdecydowali z rywalizacji. Choć wielu internautów nazwało tę sytuację "najpiękniejszym momentem igrzysk", to nie wszyscy podzielają tę optykę.

– Za moich czasów było tak, że jeśli dwójka uzyskałaby ten sam wynik, to poprzeczka zostałaby obniżona do 2.35 m. Kto pierwszy zaliczyłby tę wysokość, zaliczyłby złoto. Gdyby nie zaliczył żaden, to poprzeczka poszłaby jeszcze niżej – aż do skutku. Nie rozumiem jak konkurs olimpijski może się skończyć przyznaniem dwóch złotych medali. Jak widać przepisy dopuszczają takie uzgodnienia, ale w technicznych dyscyplinach zawodnicy powinni walczyć do samego końca – oceniła Isinbajewa.

"Caryca tyczki" to dwukrotna złota medalistka w skoku o tyczce z Aten i Pekinu. W sierpniu 2016 roku po zakończeniu kariery została wybrana na ośmioletnią kadencję do Komisji Zawodniczej Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl).

Niezwykła historia mistrza z Tokio. Karierę uratował mu rywal

Czytaj też

Niezwykła historia mistrza z Tokio. Karierę uratował mu rywal