Dinamo można porównać do Legii, ale ma większy budżet. Wokół niego jest specjalna atmosfera, budzi poczucie pobytu w wielkim klubie – opowiada Damian Kądzior, który grał w przeszłości w Zagrzebiu. Jego były klub zagra w środę z mistrzami Polski. Transmisja w TVP.
Piotr Kamieniecki: – Dinamo ma w sobie magię? Od lat szkolą i sprzedają piłkarzy za miliony euro. Jest w Zagrzebiu coś wyjątkowego, co pomaga w prowadzeniu takiej polityki?
Damian Kądzior: – Dinamo jest klubem, który ma podobną pozycję do Legii w Polsce. Nie da się ich porównać w skali 1:1, bo w Zagrzebiu jest inny budżet. Jeśli klub ze stolicy Chorwacji chce ściągnąć jakiegoś gracza z lokalnej ligi, to zapewne nie będzie miał problemu, by tego dokonać.
Dinamo ma wokół siebie specjalną atmosferę. Kiedy się tam gra, można poczuć, że to wyjątkowy i wielki klub. Nie brakuje wymagań, pojawia się presja i nie zmienia tego nawet fakt, że na trybunach często jest daleko do kompletu. Nenad Bjelica zawsze nam powtarzał, że każdy Chorwat poczuje dumę z gry w Dinamie. Nie musiałem być tej narodowości, by mieć podobne uczucia. Trzeba mieć świadomość, że to duży klub, także w skali europejskiej. To bałkański top.
– Dinamo może zelektryzować także piłkarza z Polski?
– Pamiętam rozmowy transferowe. Gdy usłyszałem, że interesuje się mną Dinamo, to praktycznie od razu wątpliwości zniknęły. Nie zastanawiałem się długo i wiedziałem, że będzie to dobry krok. Miałem za sobą raptem jeden pełny sezon w Ekstraklasie. Chciałem trafić do dobrego zespołu, który będzie dominował i dostanę szansę rywalizacji z graczami mającymi wysokie umiejętności. To był chyba mój najlepszy wybór w trakcie przygody z futbolem. Przez te dwa lata w Zagrzebiu poznałem świetnych ludzi, a przy tym zobaczyłem funkcjonowanie dużego klubu.
Potem pojawiła się chęć spróbowania sił w jednej z pięciu topowych lig w Europie. Odszedłem z Dinama, bo miałem 28 lat, pojawiła się oferta z Eibar i w głowie były myśli, że potem taka propozycja może się już nie pojawić. Miałem wypracowaną pozycję w Zagrzebiu, może i mogłem tam zostać, ale teraz to tylko przemyślenia dotyczące przeszłości.
– Wyczuwałeś, że to drużyna, która niezależnie od okoliczności i tak będzie stawiała na swego rodzaju DNA Dinama?
– W lidze chorwackiej zawsze jest założenie, by narzucić swój styl gry. Ofensywny styl gry. Wystarczy prześledzić graczy, którzy są adeptami akademii Dinama. Często najlepszymi zawodnikami ze szkółki są pomocnicy grający jako "ósemki" oraz ”dziesiątki”. Gracze o takiej charakterystyce potrafią błyszczeć w Zagrzebiu. Wszystko to jest obudowane zawodnikami pozyskiwanymi z lig na Bałkanach. To klub, który może pozwolić sobie praktycznie na każdego piłkarza z regionu.
Dinamo może pozyskać piłkarza, sprawdzić go na początku sezonu, a jeśli coś nie gra, to od razu wypożyczyć do mniejszego klubu i czekać na dalsze efekty. Klub z Zagrzebia nie musi się zbyt mocno liczyć z finansami. Szkoda, że w polskiej lidze jest tak mało transferów pomiędzy drużynami. To buduje prestiż i jakość tych najbogatszych drużyn.
– Dinamo pokazało coś podobnego na przykładzie Kulenovicia. Klub stracił go na rzecz Legii, a potem odkupił za dwa miliony euro i zaoferował pensję w okolicach 300 tysięcy euro. A mowa o graczu, który jest daleki od pierwszego składu.
– O tym właśnie mówimy. Sandro Kulenović nie dostał zbyt wielu szans i trudno było mu się przebić w ataku Dinama. Jego przykład, ale też tych pozyskiwanych z ligi chorwackiej pokazuje, że nie jest łatwo zaistnieć w Zagrzebiu. Ale jeśli rywale Legii mogą sobie na to pozwolić, to korzystają. W Dinamie zdecydowanie można odczuć znaczenie walki o miejsce w składzie, jak i w kadrze drużyny.
– Lovro Majer, Luka Ivanusec, Arijan Ademi, Mislav Orsić – ze wszystkimi grałeś, a cała ta trójka należy obecnie do liderów Dinama.
– Ademi to nowożytna legenda klubu, która może otrzymać wręcz dożywotni kontrakt. Wygrał wszystko i należą mu się ukłony. To świetny zawodnik i człowiek. Rzadko spotyka się takich graczy, bo bardzo mocno utożsamia się z klubem. Oferowano mu wielkie pieniądze w Arabii Saudyjskiej i Chinach, chciał go Betis, ale on wciąż chce być w Dinamie. Przeciwko Legii jednak zapewne nie zagra z powodu kontuzji.
Ivanusec za moich czasów przebijał się do pierwszego składu. A Lovro Majer… Od początku widziałem, że to wielki talent, gracz z olbrzymim potencjałem, ale grał wówczas rzadko. Wchodził z ławki, pomagał, ale trudno było go nazwać graczem wyjściowej jedenastki. W obecnej formie to najgroźniejszy zawodnik Dinama. Oglądałem mecze Chorwatów i dostrzegam, że Orsić, Petković czy Gavranović nie są jeszcze w gazie, nieco im brakuje do optymalnej dyspozycji. To chyba efekt pobytu na mistrzostwach Europy.
– W trakcie pobytu w Dinamie poznałeś też Damira Krznara, obecnego szkoleniowca klubu z Zagrzebia.
– Poznałem go, gdy był asystentem trenera Mamicia. Odchodziłem już z klubu, ale mieliśmy okazję współpracować. Krznar był też w klubie po zwolnieniu Bjelicy. To dobry szkoleniowiec, który ma pomysł na Dinamo. Ostatnie występy w europejskich pucharach pokazały, że zasługuje na szansę.
– Czego Legia może spodziewać się na stadionie w Zagrzebiu? Kibice protestują, sam obiekt jest w złym stanie technicznym…
– Protest? To coś, co trwa od dawien dawna. Trochę się dziwiłem, dlaczego Dinamo, wielki klub, gra na tak starym stadionie. Geneza problemów z kibicami? To temat na kilka godzin rozmowy. Ludzie sprzeciwiali się także, że pan Mamić defraudował klubowe pieniądze. Prawomocny wyrok wiele mówi na ten temat. Ale mecze pucharowe zawsze generują większe zainteresowanie. Jeśli doszłoby do meczu Dinama z Crveną, to jestem przekonany, że sprzedadzą się wszystkie bilety. Sądzę też, że nawet rywalizacja z Legią wzbudzi już większe zainteresowanie. Miejscowi wiedzą też, że fani z Warszawy potrafią gorąco dopingować swój zespół.
– Koledzy z Dinama podpytywali cię o Legii?
– Nie. Mam cały czas kontakt z Orsiciem, to mój najlepszy kolega z Dinama. Zapewniał mnie, że do każdego spotkania podchodzą tak samo. Tottenham? Legia? I tak chcą wygrać.To część klubowej tożsamości. Wzbudziłem za to nieco zainteresowania chorwackich mediów, które utożsamiały mnie z Legią, bo jestem Polakiem. Sądzę, że sami warszawianie też będą dobrze uświadomieni w kwestii klimatu panującego na Maksimirze. Josip Juranović na pewno o to zadba.
– Nie przeszło ci przez głowę, że trochę szkoda, że nie zagrasz z Dinamem w barwach Legii? Temat twoich przenosin do Warszawy, co prawda niezbyt intensywny, ale przez chwilę istniał.
– Nie żałuję. Rozmawialiśmy z wieloma klubami, a jakbym miał o tym rozmyślać, to chyba bym zwariował. Przez ostatnie lata pojawiały się tematy praktycznie każdej ekipy z Ekstraklasy. Dyskusja z Legią była chwilowa. Stało się jak się stało. Teraz zostaje mi sentyment do Dinama. Dobrze życzę polskim klubom, ale mam dobre wspomnienia z Zagrzebia, bo pod względem piłkarskim spędziłem tam najpiękniejsze dwa lata i spełniałem futbolowe marzenia…
– Porozmawiajmy jeszcze o tobie: kluczowe w związaniu się z Piastem było poczucie stabilności?
– Ostatni rok był zwariowany, trudny. Także pod względem życiowym. W ciągu roku mieszkałem w trzech krajach, nie brakowało problemów związanych z konronawirusem. Dodatkowo moja żona akurat otwierała firmę. Nie chcieliśmy czekać do końca okna transferowego. Brakowało mi też solidnego okresu przygotowawczego. Zależało mi, by podpisać kontrakt i zacząć treningi, a to udało się z Piastem. I tak nie było idealnie, bo trafiłem tam trzy dni przed startem ligi.
Miałem nieco pecha, bo pojawiały się choroby, złamany nos, a także podejrzenie koronawirusa. Potrenowałem teraz z Piastem i znów złapałem infekcję… Szkoda, ale liczę, że lada moment wrócę do treningów. Cieszę się z trzyletniej umowy i stabilizacji. Wierzę, że jak najszybciej wrócę do optymalnej formy i poczuję radość z grania. Brakowało mi tego ostatnio i chciałbym, by mój organizm ponownie wszedł na wysokie obroty.
– Usłyszałem na twój temat, że było spore zainteresowanie z innych krajów, ale ciągnęło cię do Polski.
– Wiele osób wciąż spoglądało na mnie z perspektywy Dinama Zagrzeb, a nie braku gry w Eibarze. Okazało się, że przeszłość też jest ważna. Problemem okazywała się kwota transferowa. Wiele klubów chciało czekać, zwlekać. Tak było choćby z Turkami, nie chciałem też kolejnych wypożyczeń. Pół miliona euro okazuje się czasem kłopotem, bo kolejne ekipy widzą, że mogą mieć potem problem ze sprzedażą mnie.
Pojawiały się tematy z krajów, gdzie były dobre pieniądze, ale niekoniecznie chciałem tam wyjeżdżać. Pewną szkołę dostałem już w Turcji, gdzie do do dziś nie otrzymałem wszystkich pieniędzy. Stabilizacja zdawała się kluczowa. Zobaczymy, co będzie w Polsce. Przez moment pojawił się też temat Osijeku, ale rozeszło się o kwotę transferową. Trudno było znaleźć pieniądze na wykup i moją pensję.
– Damian Kądzior zaczyna dostrzegać wychodzące słońce?
– Ostatnio było wiele zawirowań. Potem szybkie badania, transfer i debiut. Zacząłem chorować, miałem momenty, w których trudno było wstać z łóżka, ale na szczęście to nic ponad grypa. Czuję się już lepiej, wracam do normalnych treningów i wierzę, że znów lada moment zamelduję się na boisku. Czym więcej będę grał, tym lepsza będzie forma. Rok temu tego brakowało. Oby w Piaście było zupełnie inaczej!