Przywoziłem żonę z pracy, mówiłem "do zobaczenia rano kochanie" i strzelałem do północy, a na ósmą znowu szedłem do pracy – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Sławomir Napłoszek. W Tokio po 29 latach znów wystartował na igrzyskach olimpijskich. Został drugim najstarszym polskim olimpijczykiem. W 1996 roku działacze pozbawili go wyjazdu do Atlanty. Miał dość, ale wygrała miłość do łucznictwa. Strzelał nocami na korytarzu w banku, na igrzyska wziął urlop i omal nie wyeliminował srebrnego medalisty w mikście.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Ochłonął pan już po występie olimpijskim?
Sławomir Napłoszek: – To wciąż jest żywe, o czymś takim nie zapomina się szybko. Poprzednio startowałem na igrzyskach 29 lat temu, a idealnie pamiętam, co się działo w którym momencie. Takie zdarzenia zapadają mocno w pamięci bez względu na to, czy występ jest bardzo udany czy nieco mniej. Dla sportowców nie ma ważniejszej imprezy.
– Wielkiego wyniku nie było, ale przegrał pan po zaciętej walce ze Stevem Weijlerem ze ścisłej światowej czołówki.
– Oprócz dwóch osób, które faktycznie bardziej odstawały, rozstawienie nie miało większego znaczenia. Owszem, nie chciałbym trafić od razu na Koreańczyków i z początku cieszyłem się, że przypadł mi Steve. Już z nim strzelałem, wygrywałem. Poza tym, to chłopak z Europy, więc często się spotykamy. Wiem, że to klasowy zawodnik, wiem, że trzeba wejść dobrze w pojedynek, żeby wywrzeć na nim wrażenie. Ale w żaden sposób nie mogę ocenić swojego występu jako zadowalający. Proszę nie myśleć, że pojechałem na igrzyska i jest świetnie, bo pokazałem się po tylu latach. Media interesują się historią mojego drugiego startu na olimpiadzie, a mój wiek jest, jaki jest. Nie mogę nic zrobić z tym, że mam 53 lata. I mimo tych 53 lat nie czuję, bym nie radził sobie z innymi. Wręcz przeciwnie. Uważam, że jestem w stanie walczyć z młodszymi.
– Zajął pan 59. miejsce w kwalifikacjach, a zagroził rozstawionemu z "siódemką".
– Izraelczyk Itay Shanny był za mną, na 60. pozycji, a wygrał później z "piątym". Miał teoretycznie jeszcze trudniej, ale to pokazuje sytuację, o której mówiłem. Oczywiście, mój start mógł wyglądać inaczej. Jestem niezadowolony, strzeliłem mało w kwalifikacjach. Miałem już dużo wyższe wyniki w tym roku. Nie chcę, żeby wyglądało to na tłumaczenie, nie o to chodzi, ale co mnie zaskoczyło, to bliskość fotoreporterów podczas strzelania kwalifikacji.
– Przeszkadzali?
– Przez dziesięć rund miałem ich za plecami, a w Japonii panuje przepis uniemożliwiający ciche robienie zdjęć. Migawki muszą być słyszalne. Większość z tych aparatów była klasowa, a co za tym idzie, migawki okrutnie głośne. Kiedy podnosiłem łuk, zaczynała się kanonada. To było straszne. Koło mnie strzelał Mauro Nespoli, późniejszy wicemistrz olimpijski, i on w pierwszej serii zaliczył "piątkę"! Po trzech seriach miał tylko o trzy punkty więcej ode mnie, tyle że szybciej się ogarnął. Nie ma wątpliwości, jest dużo lepszy ode mnie. Chyba nie byłem przygotowany na coś takiego. Nie widziałem czegoś podobnego. Niektórzy panowie kładli się nawet na ziemi dla lepszych ujęć. Co tu dużo mówić, to trochę przeszkadza.
– Nie wiem, czy czytał pan reakcje, ale dla wielu został bohaterem. Wrócił po tylu latach na igrzyska i walczył do ostatniej strzały.
– To było dla mnie strasznie miłe. Czytałem kilka takich wpisów, choć staram się unikać tego ze względu na hejt. Ale pod zdjęciem z notką, że zakończyłem rywalizację, nagle zobaczyłem, jak ktoś mi dziękuje za walkę, za reprezentowanie kraju. Niesamowicie miłe. Powiem szczerze, bardzo mobilizujące na przyszłość. Każdy zawodnik chciałby przeczytać coś takiego, nawet jeśli to tylko kilka komentarzy. A w moim przypadku było ich więcej. Powiem nieskromnie, mój teść jest wymagający i do wielu czołowych sportowców ma zastrzeżenia, a kiedy ze mną rozmawiał, powiedział, że żadnych nie ma. Przyjemnie mi się zrobiło!
– Pewnie trochę żal tego początku?
– Mogę wyjaśnić. Steve strzelił "siódemkę" z lewej strony. Widząc to na dużym telebimie, przycelowałem z prawej strony. Chciałem trochę pocwaniakować! Wydawało mi się, że to będzie skuteczne. Zresztą patrzyliśmy z trenerem, jak układają się pierwsze strzały. Tendencyjnie leciały z lewej strony. Prawdopodobnie było trochę inaczej niż na torach bocznych, rozgrzewkowych, i część zawodników miała problem z pierwszą strzałą. A ponieważ Steve też strzelił z lewej strony, pomyślałem, że w takim razie strzelę bardziej z prawej. Oczywiście, doszedł do tego mały błąd, poniosły mnie trochę nerwy i wyszło, jak wyszło. Też strzeliłem "siódemkę". Steve poprawił "dziesiątką", u mnie "dziewiątka" i miałem tylko punkt straty. Kiedy trafił kolejną "dziesiątkę", wiadomo było, że nie wygram tej serii. Co mi zostało? Próbować strzelić "dziesiątkę" albo tak, by dowiedzieć się, jaką zrobić korektę. Przycelowałem idealnie w środek, żeby zobaczyć, gdzie poleci strzała. Wyszła "ósemka", poprawiłem celownik i od następnej serii moje wyniki zaczęły się zbliżać do Steve'a. Ale łucznictwo jest takim sportem, że jak się przegra pojedynek, to już koniec. Nie ma grup, repasaży.
– Nie było od razu jasne, czy to pan z Sylwią Zyzańską pojedziecie do Tokio. Nie obawiał się pan, że wrócą koszmary sprzed Atlanty?
– Oczywiście, że się bałem. Pojawił się taki moment. Myślałem, że coś długo nie ma oficjalnej decyzji, że to nie do końca jest normalne. Ale do samego wyjazdu zostało około trzech tygodni. Nie było podstaw, by mnie eliminować. Uzyskałem w tym roku najwyższy wynik z zawodników startujących w Pucharach Świata, czyli 661 punktów półtora miesiąca wcześniej w Lozannie. Zajęliśmy też szóste miejsce drużynowo w mistrzostwach Europy. Wiem, że to nie medal, ale ucieszyłem się. Ostatni raz taki większy sukces osiągnąłem podczas igrzysk europejskich w Baku, gdzie zająłem czwarte miejsce. I też wtedy czułem się szczęśliwy. Tak naprawdę, jakie podstawy byłby, żeby mnie wyeliminować? Mam 53 lata? Jakaś dyskryminacja ze względu na wiek? Skoro wywalczyłem to miejsce, sprawa jasna. Rozumiem, gdybym zdobył kwalifikację rok wcześniej, a teraz spisywał się znacznie słabiej albo zmagał z kontuzję. Wtedy to normalne. Ale nie szukanie sztucznych problemów, bo ktoś coś komuś powiedział, kogoś lubię czy nie lubię. Bo to nie tak, że wszyscy się kochamy. To twarda rywalizacja, która przekłada się też na stosunki międzyludzkie. Odnoszę wrażenie że obecnie zawodnicy są ze sobą bardzo zżyci, że chętnie sobie pomagają. Dobrze by było by ten stan trwał a wyniki były coraz wyższe.
Przez szereg lat podejmowano dziwne decyzje. Począwszy od tego, że trzeba było być przydatnym do drużyny, cokolwiek by to nie znaczyło. Ale wynik sportowy nie zawsze był jednoznaczny z przydatnością do bycia w tej drużynie i wyjazdów. Miałem limity powyżej rekordów Polski, w zależności od roku dziesięć, piętnaście punktów, a inni nie mieli ich wcale.
– Chyba nie zawsze w związku działo się dobrze.
– Przez szereg lat podejmowano dziwne decyzje. Począwszy od tego, że trzeba było być przydatnym do drużyny, cokolwiek by to nie znaczyło. Ale wynik sportowy nie zawsze był jednoznaczny z przydatnością do bycia w tej drużynie i wyjazdów. Miałem limity powyżej rekordów Polski, w zależności od roku dziesięć, piętnaście punktów, a inni nie mieli ich wcale. To była głupota. Niektórych rzeczy nie potrafiłem zrozumieć. Teraz trenerem został Piotr Piątek i przy pomocy kierownika wyszkolenia Jacka Maciaszka sprawili, że zasady zaczęły być bardziej sprawiedliwe dla wszystkich. Mieliśmy pewność, że nie zostaną zmienione. I proszę zobaczyć, nagle okazało się, że Kacper Sierakowski i Magda Śmiałkowska potrafią zdobyć w mikście brąz mistrzostw Europy, drużyna męska potrafi zająć miejsce w "ósemce" na Mistrzostwach Europy, wywalczamy dwie kwalifikacje olimpijskie . Na imprezy rangi mistrzowskiej jeżdżą osoby, które są aktualnie najlepsze w kraju. Każdy z nas ma świadomość, że jeśli zakwalifikował się na jasnych, określonych zasadach, nie musi się stresować, bo mu nie wyjdzie, a ktoś coś wypomni.
– Wie pan po latach, dlaczego nie pojechał do Atlanty? Ktoś pana po prostu nie lubił?
– Bardzo niechętnie wracam do tego. Ówczesny prezes nawet nie to, że mnie nie lubił. Bardziej wchodziły w grę koneksje rodzinne. Tyle. To było nie fair.
– Związek otrzymał dodatkowe miejsce dla pana, ale go nie wykorzystał.
– Kwalifikację na igrzyska do Atlanty wywalczył Paweł Szymczak. Cały rok walczyliśmy, a on strzelał bardzo dobrze. Pojechaliśmy na turniej przedolimpijski, mnie pękły ramiona i trener miał ułatwioną decyzję – Paweł będzie strzelał na igrzyskach. Wiem, może to idealistyczne, ale cały czas miałem świadomość, że Paweł zrobił to miejsce i jeśli nie będę od niego szczególnie lepszy, to on powinien jechać na igrzyska. Nagle okazało się, że jest drugie miejsce. Przyszło pismo do Polskiego Związku Łuczniczego. Wszystkie zapisy, cały regulamin, mówił jasno: w przypadku uzyskania drugiego miejsca jadą Sławomir Napłoszek i Paweł Szymczak. A prezes to podważył, choć wcześniej zaakceptował. Tego nie powinno się robić zawodnikom. To podważa sens ich pracy.
– Wygrała miłość do łucznictwa, bo nie rzucił pan całkiem sportu. Ale w banku pewnie się dziwili, że po zmroku ktoś strzela na korytarzach.
– Ha ha! Już wszystkie media żyją tą historią! I nie ma w niej żadnej nieprawdy. W 2014, 2015 czy 2016 na początku roku korzystałem z korytarza Banku Gospodarstwa Krajowego. Oczywiście, za wszelkimi zgodami, z zachowaniem szczególnej ostrożności. Zamykałem drzwi, bo to był bardzo długi korytarz. Później podzielono go na mniejsze, zresztą nie miałem już takiej potrzeby, bo uzyskaliśmy możliwość strzelania zimą na Marymoncie. Chodziłem tam wieczorami, po treningach klubowych. Przywoziłem żonę z pracy, mówiłem "do zobaczenia rano kochanie" i strzelałem do północy, a na ósmą znowu szedłem do pracy. Z jednej strony było ciężko, a z drugiej miało to w sobie pewną magię. Jest się samemu w pustym miejscu i robi coś z konkretnym celem. Bo jeśli go nie ma, to tego się nie robi. A ja zawsze marzyłem, by jeszcze pobić jakiś rekord Polski, zdobyć mistrzostwo Polski, w końcu zakwalifikować się na mistrzostwa świata czy właśnie igrzyska. Mało mogę sobie zarzucić. Może mógłbym zrobić coś więcej, ale gdybym nie pracował. Tylko wtedy musiałbym mieć dostęp do innych źródeł finansowania. Nie chodzi nawet o utrzymanie, ale choćby o fizjoterapeutę. A ciężko otrzymać taką pomoc ze strony związku. Mamy ją okazyjnie. Na igrzyskach korzystałem ze wsparcia Stefana Wyszyńskiego, to fizjoterapeuta naszych siatkarzy plażowych. Zresztą, wspaniali ludzi. To, jak mnie przyjęli w pokoju... Mogłem się spodziewać, że nie będą chcieli gadać z takim starszym panem, a tak dobrze się czułem, było fantastycznie. Jestem im niezmiernie wdzięczny. Tworzyliśmy jedną drużynę. Tylko szliśmy czasami na inną arenę.
To prawda, że cały wyjazd na igrzyska poszedł z urlopu. Miałem go trochę. (...) Wszystkich to dziwi, że pracuję i jednocześnie jestem zawodnikiem. Ale kiedy się pracuje, to ma się urlop, a jak ma się urlop, to trzeba go wykorzystać, chcąc myśleć o czymś innym. Ciężko wymagać od pracodawcy dodatkowych przywilejów.
– Nie miał pan kłopotów z otrzymaniem urlopu? Ponoć większość poszła na wyjazdy, zgrupowania. Pewnie niektórzy rywale dziwią się, że ktoś bierze urlop, żeby wystartować w igrzyskach.
– Ha ha! To prawda, że cały wyjazd na igrzyska poszedł z urlopu. Miałem go trochę. Pewnie przez pandemię, no i myślałem też o tym, żeby zorganizować sobie wszystko w ten sposób. Oczywiście, mój dyrektor też fantastycznie się zachował, mówił, że nie ma kłopotu z bezpłatnym urlopem. Chciałbym podziękować całej kadrze menedżerskiej i chłopakom z zespołu. Praktycznie przez cały lipiec mnie nie było, musieli robić dodatkowe rzeczy. W pełni ich podziwiam i tyle razy im dziękowałem, że pewnie są już tym znudzeni. Ale jakie miałem wyjście? Takie są zasady. Wszystkich to dziwi, że pracuję i jednocześnie jestem zawodnikiem. Ale kiedy się pracuje, to ma się urlop, a jak ma się urlop, to trzeba go wykorzystać, chcąc myśleć o czymś innym. Ciężko wymagać od pracodawcy dodatkowych przywilejów.
– Ale pewnie przyjemnie dać komuś urlop na igrzyska olimpijskie. To nie zdarza się często!
– Jasne, wszyscy w pracy się cieszyli. Już wróciłem i kolega mi powiedział, że jak strzelałem, łącze trochę padło, bo wszyscy oglądali! Wszyscy chcieli, żebym wygrał, czułem ich wsparcie. Zresztą kontaktowało się ze mną wiele osób, pytali, czy mógłbym przyjechać, dać coś na aukcję. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś podobnego. Cieszę się, że wywarłem dobre wrażenie na wielu osobach i okazało się, że to dla nich pewna motywacja. Że wiek nie stanowi bariery, nie tylko w sporcie. Że dopóki ma się cel, pasję, można się realizować. I ja zawsze tak działałem. Szczęśliwie, nie mam nadciśnienia, żadnych problemów ze zdrowiem spotykanych po "pięćdziesiątce", co często dziwi lekarzy podczas różnych badań. No, odpukać!
– Takiego prezentu na 53. urodziny jeszcze rok temu raczej by pan nie przewidział!
– To niesamowita sytuacja! Co za symbolika. Akurat 29 lipca miałem pojedynek. Liczyłem, że uda nam się zrobić to miejsce na igrzyskach, ale w życiu nie pomyślałbym, że akurat tego dnia wystartuję w zawodach.
– Do Paryża i kolejnych igrzysk trzy lata...
– Bardzo chciałbym, żeby pojechała tam cała drużyna. Czy ze mną, czy beze mnie – to bez znaczenia. Owszem, zamierzam powalczyć i jechać z chłopakami. Patrząc, jak to teraz wygląda, jakie jest zainteresowanie mediów, może nie byłoby tak źle, żebym jeszcze zawalczył!
– Mielibyśmy jeszcze piękniejszą historię.
– To na pewno do przemyślenia! Bardzo lubię sport. To element mojego życia. Po 1996 roku, kiedy pomału wygasał we mnie płomień olimpijski, miałem kilka lat przerwy. Po powrocie okazało się jednak, że czegoś mi wtedy brakowało. Owszem, wydarzyło się kilka pięknych rzeczy. Żona, pierwsza córka, to miało wyjątkową wartość. Ale widziałem teraz, jak panowie rozmawiają z żonami. Łączą się, całe wieczory tak spędzają. Można mieć dziecko, można mieć żonę i pojechać na igrzyska. Ja też tak rozmawiam z żoną, córkami. Fajnie, że mnie wspierają! Mam nadzieję, że obie będą strzelały coraz lepiej. Na tyle, by rywalizować o następne igrzyska. Zrobię wszystko, by pomóc jednej i drugiej w realizacji tego marzenia. Trzeba mieć przeświadczenie, że jest się w stanie. Jak tylko zawodnik pomyśli, że mu się nie uda, to faktycznie się nie uda. A kiedy się odpadnie, przychodzi rozczarowanie i trzeba sobie z nim poradzić. To trochę okropne, ale tak jest w sporcie.
– Do pełni szczęścia brakuje chyba jednego. Żeby za trzy lata wystartował pan w mikście z córką, Kamilą.
– To oczywiście marzenia taty. Bez wątpienia, byłoby pięknie. Ale zrobienie kwalifikacji samo w sobie jest trudne, a żeby jeszcze tak się ułożyło... Ale mielibyście państwo, dziennikarze, używanie! A ja cieszyłbym się, bo to Kamila przejęłaby wszelkiego rodzaju wywiady, social media. Bardzo dobrze się w tym czuje, więc nie musiałbym się martwić. Idealnie by wam wszystko przekazała!
4 - 6
Mete Gazoz
3 - 7
Takaharu Furukawa
3 - 7
Mete Gazoz
6 - 2
Chih-Chun Tang
6 - 0
Jialun Li
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.