Wierzyłem, że jestem w stanie to zrobić, ale złoty medal olimpijski to coś wyjątkowego. Nie miałem żadnego planu na ten wyścig – przyznał Dawid Tomala, który został sensacyjnym mistrzem olimpijskim w w chodzie na 50 kilometrów na trasie w Sapporo.
Dawid Tomala o...
...zadedykowaniu medalu rodzinie:
– Przede wszystkim chciałbym zadedykować ten medal całej moje rodzinie. Bez niej nie byłoby mnie tutaj. Od nikogo nigdy nie dostałem nigdy takiego wsparcia. Trenuję z tatą, więc to także ma bezpośrednie przełożenie. Chciałbym podziękować bardzo wielu osobom, ale nie brakłoby nam na to czasu. Cały sztab ludzi pracował na to, żebym znalazł się w miejscu, w którym teraz jestem.
...planie na zawody:
– Jestem zawodnikiem, który lubi chodzić równym tempem i w ten sposób też trenuję. Nie miałem żadnego planu na ten wyścig. Ze względu na pogodę trudno było go mieć. Starałem się działać na bieżąco. Do 30. kilometra szliśmy razem, a później przyspieszyłem. Miałem wrażenie, że idziemy w bardzo wolnym tempie. Czekałem, aż któryś z zawodników z pierwszej dziesiątki – a mieliśmy przecież mistrza olimpijskiego i rekordzistę świata – ruszy do przodu. Nikt nie chciał tego zrobić, to ja przyspieszyłem, a jak się później odwróciłem, okazało się, że nikogo za mną nie ma. Podążałem sobie w tym tempie, ono było dla mnie bardzo komfortowe. A końcówka była dla mnie bardzo ciężka. Ostatni kilometr szedłem siłą woli, kręciło mi się w głowie. Dobrze, że miałem taki zapas, bo to dało mi komfort i skończyło się złotym medalem.
...momencie, w którym poczuł się mistrzem olimpijskim:
– Tak było dopiero, kiedy przekroczyłem linię mety. Ale muszę przyznać, że na finiszu nie zdawałem sobie sprawy, że rywale tak bardzo się do mnie zbliżyli. Chciałem po prostu ukończyć start. Na ostatniej pętli szedłem siła woli, leciałem na oparach. Od początku wyścigu czułem się bardzo dobrze. Cały czas sobie powtarzałem, że to ostatnia szansa w życiu, bo nie będzie już nigdy więcej 50 km na igrzyskach. Może więc to właśnie jest ten jeden moment w życiu, te pięć minut, które trzeba złapać... Podążałem za tą myślą od początku do końca.
...warunkach atmosferycznych na trasie:
– Nie rozbiły na mnie wrażenia do 35-40 kilometra. Nie odczuwałem tej temperatury tak bardzo, głównie ze względu na chłodzenie. Jak tylko była taka możliwość, to polewałem się zimną wodą, do tego chłodziłem się też lodem. Sprawdziło się to. Większość trasy była też w cieniu. Był taki jeden odcinek, kiedy wychodziło się na słońce. Czuć było wtedy ten żar, który lał się z nieba. Nie było łatwo, bo im później, tym temperatura była wyższa i było trudniej.
...kołnierzach z lodem:
– To był pomysł mojego taty. I dzięki mama, że uszyłaś to wszystko! Zarówno te torby, jak i kołnierze. Sprawdziło się to wszystko idealnie. Na złoto!
...wcześniejszych swoich startach na 50 km – zaledwie dwóch:
– Myślę, że to mi bardzo pomogło, bo jak ruszyłem, to rywale to zlekceważyli. W teorii, patrząc na czasy, nie byłem dobrym zawodnikiem. Zrobiłem minimum olimpijskie, byłem z niego bardzo zadowolony, ale patrząc na czasy, to w stawce byli ode mnie zdecydowanie lepsi. Dlatego to był efekt zaskoczenia. Myślę, że też ze względu na to, że tylko raz szedłem wcześniej ten dystans, nie miałem w głowie czegoś takiego, co ma wielu bardziej doświadczonych zawodników – chodzi o takie myśli, że w pewnym momencie przyjdzie kryzys. Ja poszedłem z czystą kartą i pomyślałem sobie, że ile będę w stanie, tyle pójdę. I poszedłem po złoto.