{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Krzysztof Ignaczak o reprezentacji Polski siatkarzy: czy jest między nimi ogień? Czy nadal jest zaufanie?
Sara Kalisz /
Mistrzostwa Europy będą miały inny wymiar. Gramy u siebie i z kibicami. Jest to okazja, by udowodnić wszystkim, że ta drużyna pozbierała się po Tokio i będzie grać o najwyższy cel. To moment pokazania, że porażka na igrzyskach była wypadkiem przy pracy. Jak to przy nich bywa, trzeba zagryźć zęby i zapomnieć – mówi o reprezentacji Polski siatkarzy Krzysztof Ignaczak, mistrz świata 2014.
Władimir Alekno. Pokonał Polaków, żałował, że stał na czele kadry. "Chciałem czegoś innego"
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Co myślisz o nadchodzących mistrzostwach Europy w kontekście tego, co wydarzyło się w Tokio?
Krzysztof Ignaczak: – Mogły być dwa scenariusze. Trudno jest zebrać się po tak dotkliwej porażce, jak ta w Tokio. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak dużym ona była ciosem. Chłopaki dali z siebie wszystko, by zdobyć medal. Byliśmy jednym z faworytów do sięgnięcia po krążek. Większość uznawała nas za głównych kandydatów do złota. Okazało się, że scenariusz był inny – taki, jak w przypadku poprzednich czterech igrzysk.
Po tym wszystkim drużyna mogła być w mentalnej rozsypce. Pewnie niektórzy bili się z myślami odnośnie do tego, czy dołączyć do kadry na mistrzostwa Europy, czy kontynuować karierę w reprezentacji. Wydaje mi się, że bardzo dużą rolę w tym wszystkim odegrało to, co Vital Heynen powiedział zespołowi po igrzyskach olimpijskich i przegranym ćwierćfinale. Z tego, co wiem, rozmawiał z chłopakami i poprosił ich o udział w mistrzostwach.
31 lat i koniec kariery. Stefana Veljković skupi się na rodzinie
Drugi scenariusz oscylował wokół tego, że wszyscy chętnie wzięliby udział w nadchodzącym turnieju. Tegoroczne mistrzostwa Europy będą miały inny wymiar. Gramy u siebie i z kibicami. Jest to okazja, by udowodnić wszystkim, że ta drużyna pozbierała się po Tokio i będzie grać o najwyższy cel. To moment pokazania, że porażka na igrzyskach to był wypadek przy pracy. Jak to przy takich bywa, trzeba zagryźć zęby i zapomnieć. Nie ma wehikułu czasu i nie da się zmienić biegu wydarzeń. Chłopaki powinni się od tego odciąć i pokazać światu, że drużyna zasługuje na miano najlepszej. Cieszę się, że poprzez uczestnictwo w zgrupowaniu w Spale zespół zadeklarował współpracę z trenerem. To dobry znak, bo wiem, że przez to drużyna będzie chciała coś udowodnić podczas nadchodzącego turnieju.
– Dwa tygodnie na przygotowanie zespołu, prawie ten sam skład. Czy jest szansa na to, by doszło do rewolucji w systemie gry?
– Prawda jest taka, że od dłuższego czasu w czasie igrzysk nie wszystko nam się układało. Podczas innych imprez nie mamy problemów takich, jak na najważniejszej czterolecia. Może to przez multidyscyplinarność? Nie wiem. Nie ma co winić poszczególnych chłopaków, cały zespół nie wywalczył medalu. Popatrzmy też na to, że mieliśmy pięciu debiutantów. Można sobie mówić, co się chce, ale pierwsze olimpijskie doświadczenie jest dla takich osób trudne.
Odpowiedzialność za wynik jest po stronie trenera i sztabu. Ten pierwszy zbudował zespół na Michale Kubiaku. Sam to podkreślał w wywiadzie. Powiedział, że czuje zagrożenie, musi coś zmienić, bo oparł drużynę o jednego lidera. Miał już przykład z mistrzostw świata, kiedy Michał dostał odmiedniczkowego zapalenia nerek, że cały system mógł mu się wywrócić. Całe szczęście kapitan doszedł wtedy do zdrowia i dał z siebie maksa, ciągnąc kolegów do mistrzostwa. W tym roku ten scenariusz nie wypalił.
Nie wiemy, czy Michał przyjechał do Tokio z kontuzją czy też złapał ją w Japonii. Jeśli było tak, że uraz pojawił się na igrzyskach, to jest ok. W tym przypadku jednak, jeśli był już zdolny do gry, to dlaczego nie został do niej desygnowany w tie-breaku ćwierćfinału? Jeśli wybiera się lidera teamu, to w momencie kryzysu jest niezbędny. Nie szło wtedy Aleksandrowi Śliwce, Kamilowi Semeniukowi. Wypadałoby więc wpuścić na boisko kogoś, kto miał w tamtym momencie największe doświadczenie.
– Wpuściłbyś Grzegorza Łomacza?
– Nie.
– Dlaczego?
– Uważam, że Fabian Drzyzga grał dobre zawody. Niewiele zmieniłoby pojawienie się Grześka.
– Mógłby zacząć grać więcej przez środek.
– Może faktycznie miałoby to wpływ, choć ja nie podejmowałbym tak radykalnej zmiany. Wszystko działo się dynamicznie i szybko. Porażki upatrywałbym gdzie indziej.
– To oczywiste. Blok. To on jako jeden z najważniejszych elementów dawał nam przewagę podczas mistrzostw świata 2018.
– Dokładnie tak. Środkowi są od ustawiania bloku i przyciągania uwagi w kilku akcjach, by zmylić rywala. Wykonywaliśmy bardzo dobrą pracę zagrywką, ale nie przekładało się to na blok. Nie mam szczegółowych statystyk – wybloków, gry pasywnej, ale wiem, że w tym elemencie mogliśmy być lepsi w meczach z mocniejszymi rywalami. Ze słabszymi obraz naszej formy w tym elemencie został trochę zaburzony.
– A co z kwestią urazów?
– To są igrzyska. One są raz na cztery lata. Czy jest kontuzja, czy nie, idzie się do doktora, bierze blokadę i gra mimo wszytko. To nie był czas na eksperymenty. Skoro dwunastka pojechała do Tokio, wnioskuję, że każdy był gotowy do gry i czekał tylko na wezwanie trenera. W jego gestii było to, kogo zapraszał na boisko.
Kolejne pytanie, które można sobie po tym wszystkim zadać, to dlaczego nie wystawiano jednej szóstki. Szkoleniowiec bał się tego, że zawodnicy nie wytrzymają trudów turnieju, w którym gra się kilka meczów co dwa dni? Kiedy oni się mieli zgrać i złapać pewność siebie w systemie blok-obrona?
– Na ile ci się wydaje, że gra mogła zostać uproszczona przez duży potencjał ofensywny na lewym skrzydle?
– Nie wiem. Nie dostałem do statystyk, ale wydaje mi się, że byliśmy najgorzej broniącą drużyną. To obrona daje zespołowi najwięcej możliwości kontrataku. Jeśli jest się zbliżonym w statystykach ataku w pierwszej piłce, a także w wysokiej trzeba zdobyć przewagę czymś innym. Tym elementem jest gra formacji blok–obrona. Chłopaki i Vital o tym wiedzieli. Wydaje mi się, że nad tymi elementami będą pracować przed mistrzostwami Europy.
Francja miała za to o wiele lepsze przetarcie. Trafiliśmy do grupy słabszych zespołów. Postawił nam się Iran, ale wtedy jeszcze nie dolecieliśmy na te igrzyska. Zgadzam się z Vitalem, że to mogło mieć znaczenie. Trójkolorowi byli na skraju. Musieli nabrać pewności siebie i pewne punkty wyszarpać, by w ogóle wyjść z grupy. My tego nie przeżyliśmy.
Trudno jest wskazać jedną przyczynę porażki. Warto zauważyć jednak, że bez medalu igrzyska zakończyła Brazylia. Polska i Canarinhos to dwie drużyny, które miesiąc wcześniej grały w finale Ligi Narodów. To też wiele mówi.
– Tak samo jak fakt, że najlepsze pięć zespołów ostatnich mistrzostw świata nie miało medalu albo w ogóle się nie zakwalifikowało.
– Amerykanie nie wyszli z grupy, co najlepiej świadczy o tym, jak inne to były igrzyska. Według mnie graliśmy dobrą siatkówkę do meczu z Francją. Sportowo Trójkolorowi tego dnia okazali się lepsi. To zwycięstwo zbudowało ich na tyle, że wygrali złoty medal. Myślę, że nasze chłopaki doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to oni mogli odbierać medale.
– Na ile prawdopodobne jest według ciebie to, że drużyna ze sztabem zostanie w takim samym składzie po mistrzostwach Europy?
– Ja nie jestem od ferowania wyroków. Oceny ma się podjąć Wydział Szkolenia Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Zapewne sztab szkoleniowy będzie musiał wyjaśnić, jakie błędy zostały popełnione i wykazać, co dzieje się z drużyną. Trzeba będzie również spojrzeć na relację trener–zawodnicy z odpowiedniej perspektywy. Czy jest między nimi ogień? Czy nadal jest zaufanie? Jeśli nie ma tego ostatniego, to choćby był najlepszy szkoleniowiec na świecie, sukcesu nie będzie.
Czytaj też na TVPSPORT.PL:
– Tokio 2020, siatkówka. Koniec igrzysk dla reprezentacji Polski. "Na razie to do nas nie dociera"
– Tokio 2020, siatkówka, Polska – Francja. Mateusz Bieniek: chce nam się płakać
– Tokio 2020, siatkówka, Polska – Francja. Aleksander Śliwka: co ja mam powiedzieć? Jest nam bardzo smutno