| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Błażej Augustyn od sierpnia 2020 roku jest piłkarzem Jagiellonii Białystok. Ta ma olbrzymie szczęście w trafianiu na Lechię Gdańsk w Pucharze Polski. Gra z nią również w Ekstraklasie. Dla Augustyna to okazja do zmierzenia się z Piotrem Stokowcem. Powiedzieć, że obaj panowie za sobą nie przepadają, to nic nie powiedzieć. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" obrońca ujawnił, jak wyglądała ich współpraca. – Teraz nie mamy kontaktu. Ale i tak nie podałbym mu ręki – twierdzi.
Błażej Augustyn do Lechii Gdańsk przeszedł z włoskiego Ascoli. I chciał tam zakotwiczyć do końca kariery. Tak się jednak nie stało, za co defensor wini Piotra Stokowca, opiekuna biało-zielonych. To jego decyzją miał zostać odsunięty od zespołu, to jego decyzją jego nowy kontrakt miał zostać zatrzymany. Potem zaś... piłkarz słyszał od trenera fałszywe – jego zdaniem – komplementy.
– Trudne decyzje powinno przekazywać się prosto w oczy, można rozstać się z klasą i w cywilizowany sposób. W tym przypadku tej klasy ewidentnie zabrakło. Sam od prezesa Adama Mandziary słyszałem, że odesłanie mnie do rezerw jest decyzją sztabu, trener twierdził, że to decyzja klubu. Wersje się nie zgadzały – rozpoczyna spowiedź Augustyn. Potem zdradza kulisy odchodzenia z Lechii.
– Latem 2019 roku, po jednym z treningów trener podszedł do mnie i powiedział, żebym poszedł do władz klubu, bo chcą przedłużyć ze mną umowę. Mój kontrakt obowiązywał jeszcze przez rok. Odpowiedziałem, że ustalanie takich spraw nie należy do mnie. Na tym skończyła się nasza rozmowa. We wrześniu dowiedziałem się od agentów, że umowa jest gotowa, ale podpisanie jej wstrzymuje trener – wspomina.
– W pewnym momencie zaczęło mnie boleć kolano, puchło coraz mocniej. Sztab medyczny robił mi punkcję, ściągał płyny. Nie czułem się dobrze, ale wciąż wychodziłem na boisko. Trener wiedział, że czułem się coraz gorzej, ale prosił mnie żebym zagrał. Brałem blokadę i grałem. Nadszedł moment, kiedy już nie mogłem. Zgłosiłem trenerowi, że nie zagram. "Do jutra ci przejdzie" – usłyszałem. Kategorycznie odmówiłem. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli stanie mi się coś poważnego, zostanę na lodzie – ciągnie opowieść Augustyn. Jego problemy pozaboiskowe zaczęły się, gry wraz z kilkoma innymi piłkarzami wezwał klub do zapłaty zaległości. – Byliśmy po kolei wzywani na rozmowy z prezesem. Uczestniczył w nich również Stokowiec. Oświadczono mi, że chcą się ze mną rozstać w zimowym oknie transferowym. (...) Potem zostałem usunięty z grupy drużyny na Whatsappie. (...) Trener Stokowiec powiedział, że nie chce, abym był w szatni. Potem w prywatnej rozmowie stwierdził, że gdyby był trenerem jakiejkolwiek innej drużyny w Ekstraklasie, to byłbym pierwszym zawodnikiem, którego chciałby sprowadzić. Absurd. To było żenujące – zżyma się.
– Graliśmy później przeciwko sobie trzy razy. Nie mieliśmy kontaktu. I tak nie podałbym mu ręki. Początkowo zawsze się wydaje, że jest w porządku. A potem wychodzi prawdziwa twarz, nie trenera, a człowieka. Fałsz, obłuda i przerośnięte ego. Wolę być szczery. I to nas różni – puentuje 33-letni obrońca. To dopiero pierwsza część wywiadu z piłkarzem na łamach "PS". Druga może być równie pikantna.