Niektórzy uważają, że gdyby nie jego kontuzja, niemal dokładnie pięć lat temu polscy piłkarze ręczni zostaliby mistrzami olimpijskimi. Od połowy trzeciego meczu igrzysk w Rio musieli jednak radzić sobie bez niego – lidera na boisku i w szatni. – Ja naprawdę wierzyłem, że możemy wrócić do Polski z medalami. Ale dziś Rio to najtrudniejszy czas w mojej karierze. Myślałem, że nie wrócę już do sportu – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Michał Jurecki.
Wspomnianej kontuzji Jurecki doznał w ostatnich sekundach pierwszej połowy trzeciego meczu Polaków na igrzyskach – grupowego starcia z Egiptem. Jak to w tego typu sytuacjach, do urazu doszło w zupełnie błahy sposób: podczas jednej z akcji w defensywie, broniący obok "Dzidziusia" Mateusz Kus interweniował na tyle niefortunnie, że upadł na kostkę swojego kolegi z drużyny.
31-letni wówczas Jurecki legł na boisko w grymasie bólu. Z pomocą ruszyli mu pracujący od lat z kadrą fizjoterapeuta Jerzy Buczak i lekarz reprezentacji dr Tomasz Owczarski. Nie wyglądało to jednak dobrze. Jurecki nie był w stanie zejść z boiska samodzielnie – pomogli mu w tym Sławomir Szmal i dr Owczarski. Chwilę później został zwieziony do szatni na wózku w asyście kierownika reprezentacji Marcina Rosengartena, fizjoterapeuty Aleksandra Bieleckiego i dra Owczarskiego. Zdjęcie przedstawiające to zdarzenie – widoczne powyżej – to dziś jeden z najbardziej pamiętnych obrazków z Rio związanych z występem biało-czerwonych.
Uraz okazał się poważny i wykluczył Jureckiego nie tylko z dalszej gry z Faraonami, ale i z występu we wszystkich pozostałych meczach Polaków na igrzyskach. W każdym z nich – grupowych spotkaniach ze Szwedami i Słoweńcami, ćwierćfinale z Chorwatami, półfinale z Duńczykami i meczu o brąz z Niemcami – "Dzidziuś" zagrzewał kolegów do walki z ławki.
W trakcie igrzysk temat jego powrotu do gry był podnoszony przed każdym kolejnym spotkaniem. Czekali na to kibice, czekał na to też trener Tałant Dujszebajew i koledzy z drużyny. W rzeczywistości Jurecki wrócił na boisko dopiero w grudniu, a po przylocie z Rio zmuszony był poddać się zabiegowi kontuzjowanej kostki. Na powrót do pełnej sprawności potrzebował pół roku. Rana z igrzysk w Rio – ta związana z pogrzebanymi nadziejami na medal – boli go jednak do dziś...
Maciej Wojs, TVPSPORT.PL: – Jak wspominasz igrzyska w Rio?
Michał Jurecki: – Fazę grupową wspominam tragicznie. Jechałem nie tylko z wielkimi marzeniami, ale i nadziejami. Naprawdę liczyłem na to, że możemy wrócić z Rio z medalem na szyi. Ten sezon był dla nas, Polaków, bardzo dobry. Kadra w większości opierała się na zawodnikach Kielc, a w Kielcach mieliśmy za sobą wspaniały sezon, bo wygraliśmy Ligę Mistrzów i każdy z nas prezentował się z bardzo dobrej strony. Jako reprezentacja graliśmy dobrze – oprócz jednego jedynego meczu z Chorwatami na mistrzostwach Europy w Polsce. Ten mecz, który przegraliśmy różnicą 13 bramek spowodował, że nie awansowaliśmy do półfinału Euro. Patrząc jednak na wcześniejsze spotkania, to graliśmy nieźle. Dla mnie również to był chyba jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy sezon w karierze. Dlatego jechałem do Rio z wielkimi nadziejami. Niestety, w trzecim meczu na moją kostkę upadł Mateusz Kus i doznałem kontuzji. Miałem nadzieję, że uda mi się wrócić na półfinał lub mecz o brąz, ale niestety uraz był zbyt poważny...
– Jak to naprawdę było z twoją kontuzją? Pamiętam, że przed każdym kolejnym waszym meczem na igrzyskach – a było ich pięć – trwała dyskusja, czy wrócisz do gry. Rzeczywiście była szansa na twój powrót czy może robiliście zasłonę dymną przed rywalami?
– Tak naprawdę sam do końca nie wiedziałem jak jest źle. Lekarz miał wyniki badań, ale decyzja o moim powrocie do gry miała zapadać z dnia na dzień. Żyłem nadzieją, że uda mi się wrócić. Sztab i lekarz robili wszystko, by to się udało. Wstawałem dużo wcześniej przed wszystkimi, miałem zabiegi przed śniadaniem, później też w ciągu dnia i wieczorem. Sztab robił wszystko, by doprowadzić mnie do takiego stanu, żebym mógł grać. W pewnym momencie było już jednak wiadomo, że noga nie goi się na tyle, żebym mógł wrócić. Nie pamiętam przed którym meczem to było, ale nadszedł ten moment, gdy Tałant i dr Owczarski powiedzieli mi, że już nie zagram. To było gorsze niż sama kontuzja.
Kontuzja to kontuzja – boli i tyle. Ale kiedy jesteś na igrzyskach i dowiadujesz się, że już nie będziesz miał szansy wyjść na boisko i pomóc drużynie – to okropny cios. Nie pamiętam czy przekazali mi to po treningu czy po zabiegach. Pamiętam jedynie, że poszedłem pod prysznic i się rozpłakałem. Nie tak wyobrażałem sobie te igrzyska.
– Od tego czasu w pozostałych meczach wspierałeś drużynę z ławki.
– Nie grałem, więc starałem się wspierać chłopaków jak tylko mogłem – w szatni czy podczas treningów. Przed ćwierćfinałem w kółko im powtarzałem, że ten mecz, który przegraliśmy 13 bramkami na mistrzostwach Europy, może ich uśpić. Mogą poczuć się za pewni siebie i to jest nasza szansa. I może tak było? Może pomyśleli: u nich wygraliśmy 13 bramkami, to tu nie wygramy jedną? Wiem, nie musiało tak być, ale kto to wie? Może właśnie byli zbyt pewni siebie? Natomiast to, co chłopaki zrobili na boisku... Czapki z głów!
– Karol siał takie bramki z każdej pozycji... Do tego w bramce Piotrek Wyszomirski grał turniej życia. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek miał taki dobry turniej. Wcześniej brakowało mu stabilizacji. I to nie jest krytyka Piotrka – tak po prostu było. Grał jeden dobry mecz i jeden słabszy. Falował. Natomiast na igrzyskach był w mistrzowskiej formie. On i Karol to były dwie postacie, które ciągnęły nasz zespół. Był też Mariusz [Jurkiewicz], który wracał po kontuzji i walczył z czasem. Do tego wrócił Bartek [Jurecki], bardzo skuteczny był Michał Daszek.
– Miałeś poczucie, że w ćwierćfinale będzie dobrze?
– Nie, był stres. Dobrze wiesz, że jestem taką osobą, która bardzo emocjonalnie reaguje na to, co dzieje się na boisku. A to był wyrównany mecz. Nie było przecież tak, że ktoś odskoczył na dużą liczbę bramek. Siedząc na ławce, skupiałem się na tym, co działo się w obronie. Pamiętam, że Tałant tak dużo krzyczał do chłopaków podczas meczu, że stracił głos. W pewnym momencie podszedł do mnie na koniec ławki i tym ochrypłym głosem mówi: weź tam krzyknij, powiedz temu i temu, co mają robić. Nie wyrabiał już. No i ja się tym zajmowałem.
– Z Chorwatami się udało, z Duńczykami po pasjonującym półfinale – nie. Czego wam zabrakło?
– Szczęścia. Ale pamiętaj, że graliśmy z Duńczykami, którzy grali super turniej. Później zostali zresztą mistrzami olimpijskimi. Francuzi, których pokonali w finale, nie grali moim zdaniem tak dobrze, ale doszli do finału – rutyną, doświadczeniem, cwaniactwem. A "Duny" wygrały z nimi, a wcześniej z nami. Dlaczego? Na pewno w końcówce mieli więcej szczęścia, bo to była gra bramka za bramkę. Ktoś powie, że rzut Michała Daszka – ten na remis – był szczęśliwy, że mieliśmy wtedy fuksa. Ale Michał pokazał niedawno przy okazji meczu ze Słowenią, że to nie był przypadek. Ten gość naprawdę potrafi tak rzucać.
– Jaka była twoja reakcja na to trafienie?
– Jak zobaczyłem, że rzuca, to pomyślałem: co on robi?! Złapałem się za głowę. Ale Michał musiał rzucać, nie było czasu na nic innego. I rzucił tak, że Landin w bramce nawet się nie ruszył.
– Pytałem już o to Michała, zapytam też ciebie: co zadecydowało o waszej porażce w meczu o brąz z Niemcami? Głowa czy brak sił?
– Wydaje mi się, że w tym meczu, nie ujmując nikomu, zabrakło nam ławki. Niestety, Niemcy mieli szerszą ławkę – i to praktycznie na takim poziomie jak ta pierwsza siódemka. W piłce ręcznej często się mówi, że nie ma pierwszych siódemek i kto wejdzie z ławki, ma utrzymać poziom. Wydaje mi się, że w Rio właśnie tego nam zabrakło. A może zabrakło mnie z tą moją siłą? Może mógłbym kogoś odciążyć, a może to ktoś mnie by odciążył? Zawsze byłby to jeden człowiek więcej do rotacji. Tym bardziej bolała mnie ta kontuzja, bo wiedziałem ile nam zabrakło, a ile mógłbym dać zespołowi.
– Problemy zdrowotne nie opuszczały cię tak naprawdę do końca 2016 roku.
– Rehabilitacja po tym urazie z Rio trwała tak długo, że do głowy przychodziły mi myśli, że nie wrócę już do sportu. Kostka nie nabierała po prostu tyle siły, żeby utrzymać moją wagę i dynamikę. Zastanawiałem się, czy w ogóle wrócę. Rio i kontuzja były w sierpniu. Pierwszy raz, kiedy poczułem, że kostka "wróciła" i zachowuje się tak, jak powinna się zachowywać, było w lutym 2017. Pół roku później! Pierwsze mecze zagrałem w grudniu, ale po dwóch spotkaniach złamałem palec. W styczniu cały okres przygotowawczy był dla mnie męczarnią, bo kostka nie pracowała tak, jak powinna. W końcu przyszedł luty i wtedy pojechaliśmy z Kielcami do Mannheim na mecz z Rhein-Neckar Loewen. Tam na przedmeczowym treningu poczułem, że jest duża różnica. Ćwiczyłem normalnie, tak jak zawsze i nagle patrzę: o kurde, jest poprawa. Od wtedy z każdym tygodniem było lepiej.
– Byłeś w Pekinie, byłeś w Rio. Z obu wróciłeś rozczarowany. Które igrzyska bolały bardziej?
– Rio. Byliśmy bliżej medalu, ale ja też byłem w innym momencie kariery. Pekin – to mój początek w reprezentacji. Nie byłem wtedy jeszcze takim zawodnikiem, jakim stałem się później. A Rio? Miałem świetny rok, najlepszy w karierze. Jechałem z wielkimi nadziejami. Dlatego Rio bardziej na mnie oddziaływało. Jak ktoś mówi mi "igrzyska", to od razu przypomina mi się ta kontuzja. To był najtrudniejszy czas w całej mojej karierze.
30 - 31
Paris Saint-Germain HB
26 - 30
SC Magdeburg
30 - 20
Energa Start Elbląg
33 - 31
GOG
35 - 28
Fenix Toulouse
36 - 29
Limoges Handball
29 - 26
MT Melsungen
19 - 25
Zepter KPR Legionowo
31 - 28
Hazena Kynżwart
25 - 23
Valur
34 - 27
Sośnica Gliwice
25 - 28
HC Blomberg-Lippe
31 - 27
HSG Bensheim/Auerbach
32 - 30
HC Dunarea Braila
31 - 31
HC Alkaloid
37 - 31
Runar Sandefjord
22 - 33
KGHM MKS Zagłębie Lubin
20 - 33
Odense Haandbold
31 - 21
Krim Mercator Lublana
24 - 24
Młyny Stoisław Koszalin
27 - 22
RK Partizan AdmiralBet
30 - 27
HC Izvidac
24 - 34
CSM Bukareszt
15:00
JDA Bourgogne Dijon
17:00
Ikast Haandbold
15:00
CS Rapid Bukareszt
17:00
HC Podravka Vegeta
15:00
Consevas Orbe Zendal BM Porrino
15:00
KPR Ruch Chorzów
17:00
PGE MKS FunFloor Lublin
17:00
MKS PR URBIS Gniezno
19:00
Haukar
12:00
Thueringer HC
14:00
Super Amara Bera Bera
12:00
HB Ludwigsburg
14:00
Storhamar Handball Elite
14:00
Energa Szczypiorno Kalisz
15:00
Olympiacos SFP
16:00
AEK Ateny
17:00
CS Minaur Baia Mare
17:30
MSK IUVENTA Michalovce
16:45
HC Kriens-Luzern
16:45
Sport Lisboa e Benfica
18:45
VfL Gummersbach
18:45
FC Porto