Takiego występu Barcy nie pamiętają nawet najstarsi kibice klubu z Camp Nou. Drużyna prowadzona przez Ronalda Koemana uratowała remis z Granadą. Holender nie błysnął też na konferencji prasowej. Jego posada wisi na włosku.
Jeszcze nie tak dawno mecze z drużynami pokroju Granady były tymi "do odhaczenia". Rywale przyjeżdżali na Camp Nou i przede wszystkim zależało im na tym, aby przegrać w jak najniższym wymiarze. To już jednak historia...
Poniedziałkowe spotkanie było całkowitym zaprzeczeniem filozofii klubu i pomysłu na grę, który wszyscy doskonale znają od lat. Barca prowadzona przez Pepa Guardiolę i Luisa Enrique była kojarzona z "tiki–taki". Piłkarze nie mieli problemu z wymienianiem krótkich podań przy jednoczesnym zachowaniu dużej płynności ruchu zawodników bez piłki.
Katalończycy prowadzili grę, dominowali, stwarzali wiele sytuacji. Czasem mogli nieco irytować, ale potrafili sprawić, że ich przeciwnikom... po prostu odechciewało się grać. Nikt nie lubi biegać przez 90 minut. Większość drużyn woli mieć futbolówkę przy nodze. Nawet wtedy, gdy ich taktyka opiera się na kontrataku.
Później nastały czasy Ernesto Valverde, Quique Setiena i Ronalda Koemana. Z każdym kolejnym szkoleniowcem było coraz gorzej. Prawdziwe apogeum bezradności zobaczyliśmy 20 września. Taktyka Holendra opierała się na dośrodkowaniach. Barca w meczu z Granadą wrzucała piłkę w pole karne rywala 54 razy.
Barcelona z Granadą:
— Maciej Łuczak (@maciejluczak) September 20, 2021
- 54 dośrodkowania
Burnley z Arsenalem:
- 35 dośrodkowań pic.twitter.com/Yxi8ZNArAo