Przejdź do pełnej wersji artykułu

Przemysław Zamojski: czasami nie powinniśmy bać się ryzyka. Gdybym miał wybierać jeszcze raz, to zrobiłbym tak samo

/
Przemysław Zamojski wywalczył brązowy medal mistrzostw Europy z reprezentacją Polski w koszykówce 3x3 (fot. FIBA)
Przemysław Zamojski wywalczył brązowy medal mistrzostw Europy z reprezentacją Polski w koszykówce 3x3 (fot. FIBA)

O satysfakcji, wspomnieniach z igrzysk, braku Michaela Hicksa, dawnej rzeczywistości, przyczynach zakończenia kariery i wielkim zainteresowaniu koszykówką 3x3 opowiedział brązowy medalista ME Przemysław Zamojski. Dziesięciokrotnego drużynowego mistrza Polski wcale nie ciągnie do basketu 5x5. – Do tej pory nie obejrzałem ani jednego spotkania Energa Basket Ligi – przyznał " Z-Bo".

Łukasz Diduszko: na mistrzostwach czułem się jak dziecko, które przyjechało do Disneylandu. Spełniłem marzenia!

Czytaj też:

Przemysław Zamojski (fot. FIBA)

ME koszykarzy 3x3. Polska – Rosja 19:18. Polacy z brązowym medalem

Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Do brązu mistrzostw świata dołożył pan trzecie miejsce w mistrzostwach Europy. Jak czuje się bohater spotkania z Rosją?
Przemysław Zamojski, reprezentant Polski w koszykówce 3x3: – Emocje już opadły. Był to niesamowity turniej w naszym wykonaniu. Powiedziałbym, że wszystko było niesamowite! Okoliczności, w jakich udało się nam wyszarpać brąz, ponieważ byliśmy w naprawdę trudnej sytuacji. Przegrywaliśmy 14:18, mieliśmy wykorzystany limit fauli. Ciężko się tak gra, jeżeli wiesz, że nie możesz zatrzymać zawodnika i mocno z nim powalczyć. Tym bardziej cieszy nasza postawa. Wytrzymaliśmy presję i napięcie do samego końca. Teraz możemy się cieszyć.

– Odpowiadała panu rola lidera?
– Czułem się bardzo dobrze. Widać to też w turniejowych statystykach. Wiedziałem, że wobec braku Mike’a, teraz przypadnie mi jeszcze większa rola. Byłem świadomy, że będę musiał więcej kreować na piłce i przejąć trochę jego rzutów. Płynnie przechodziliśmy z ataku do obrony i odwrotnie. Z dużym optymizmem patrzymy w przyszłość.

– Przypadła większa rola, ale też znacznie większa odpowiedzialność za drużynę i wynik.
– Była bardzo duża, ale trener wcześniej rozmawiał ze mną i powiedział, że muszę teraz pokazać, że jestem liderem tego zespołu. Nie chodzi tylko o zdobywanie punktów. Mamy czterech liderów i każdy z nich wnosi do drużyny coś innego. Staram się pobudzić chłopaków do jeszcze lepszej gry. To jest główny element. Tak naprawdę wszystko zaczyna się od obrony. Ona jest kluczowym elementem.



– Było widać świetną atmosferę w waszym zespole. To główna różnica między drużyną z Tokio i Paryża?
– Na pewno. Łukasz był nowym zawodnikiem, a reszta gra ze sobą od kilku lat i zna się doskonale. Jedyną niewiadomą było to, jak on wkomponuje się w naszą drużynę. Zrobił to świetnie. Słuchał wszystkich informacji, podpytywał i widać, że bardzo mu zależało. To jest fajne, że wszystkie rady, jakie od nas otrzymał, automatycznie wdrażał na parkiecie. Według mnie rozegrał rewelacyjny turniej. Dał wiele naszej drużynie.

– W trudniejszych momentach przypominały się wam igrzyska?
– Minęło już sporo czasu. Z tego turnieju wyciągnęliśmy już swoją lekcję na przyszłość. Jak widać, w najważniejszym meczu pokazaliśmy dokładnie odwrotne rzeczy, jakie widzieliśmy w Tokio. Tam forsowaliśmy rzuty z dystansu i chcieliśmy szybko skończyć mecz. Tutaj powiedzieliśmy sobie, że odrabiamy straty spokojnie, punkt po punkcie. Tak też było. Graliśmy spokojnie, powoli goniliśmy rywala i to się mogło podobać. Wyciągnęliśmy wnioski z igrzysk.

– Po ostatniej akcji widać było u was ogromną radość. Zobaczyliśmy drużynę, jaką doskonale znamy, a nie zespół z Tokio.
– Dokładnie tak. To był świetny moment, a dla mnie najważniejszy rzut w karierze. Okoliczności, sama sceneria, pełne trybuny… Fantastycznie się grało i dla takich chwil po prostu warto żyć. Chłopaki mało mnie tam nie udusili (śmiech). Byliśmy wypompowani. Później musiałem poprosić o chwilę przerwy przed wywiadem, bo nie mogłem nawet złapać oddechu.

Ten rzut Zamojskiego dał koszykarzom 3x3 brąz mistrzostw Europy (fot. FIBA)

Czytaj też:

Piotr Renkiel (trener kadry 3x3): wokół Zamojskiego zbudujemy ekipę na kolejne igrzyska

– Wspomniał pan o scenerii. Boisko z Wieżą Eiffla w tle robiło duże wrażenie?
– Było przepięknie! Według mnie to najlepsze boisko, jakie zostało stworzone do koszykówki 3x3. W Tokio mieliśmy świetną arenę, ale trybuny były puste i klimat nie mógł być taki sam. Tutaj mecze oglądało 2,5 tysiąca kibiców. Wszystkie miejsca zajęte, a ludzie jeszcze zza płotu zerkali na boisko. Dało się odczuć, że zainteresowanie jest naprawdę duże. Cudownie się grało przy takim dopingu. W meczu o brąz większość fanów była po naszej stronie. Słyszeliśmy okrzyki "Polska, Polska". Super sprawa.

– Jak zareagowaliście na wiadomość, że Michael Hicks nie pojedzie z wami do Paryża? Od samego początku wspólnie tworzyliście reprezentację.
– Taka była decyzja trenera. W ostatnim dniu zgrupowania dochodziły do nas głosy, że być może dojdzie do jakiejś zmiany. Cały czas trener rotował składem i nie było stałych czwórek. Nie wiedzieliśmy, w jakim zestawieniu pojedziemy na turniej. Jak widać, była to pokerowa zagrywka. Drużyna potrzebowała takiego impulsu. Na pewno nie jest tak, że Mike wypadł z kadry i już nigdy się w niej nie znajdzie. Drzwi są zawsze otwarte.

Koszykówka. Piotr "Grabo" Grabowski: dążę do tego, żeby wygrywać każdy start

– Sukcesy w 3x3 i realizowanie się w tej dyscyplinie są najpiękniejszym momentem kariery? Rozpoczynając przygodę z tym sportem, spodziewał się pan, że to wszystko zajdzie aż tak daleko?
– Nie, nie, nie. Marzyłem o nich i gdzieś daleko przed sobą widziałem pewne cele. Fajnie czasami postawić na jedną kartę. Później widzisz, że podjąłeś dobrą decyzję i jesteś za nią nagradzany. Sportowcy nie powinni bać się nowych wyzwań. Każdy musi podążać swoją ścieżką. Należy podejmować własne decyzje. To jest najważniejsze. Nawet jeżeli przegrasz, to musisz być fair w stosunku do siebie. Czasem wyjdzie, innym razem nie. Najważniejsze, żeby robić to, co podpowiada ci serce.

– Tęskni pan za dawną rzeczywistością i koszykówką 5x5?
– Jak widać, ani trochę nie tęsknię. Każdego dnia oglądam nowe turnieje i myślę o kolejnych wyzwaniach w 3x3. Do tej pory nie obejrzałem ani jednego spotkania Energa Basket Ligi. Może jak będę u znajomych, albo akurat natrafię na mecz w telewizji, to zerknę na niego. Jakoś mnie do tego nie ciągnie. Mam nowy cel i jest nim promocja koszykówki 3x3 w Polsce. Na tym się teraz skupiam.

– Rodzina przyzwyczaiła się już do częstszej pana obecności w domu?
– Najbardziej zszokowana jest żona. Teraz wszystko przychodzi jej znacznie łatwiej. Cały czas jestem z nią w domu. Możemy podzielić się obowiązkami. Ja też się cieszę, bo w ostatnich latach straciłem sporo ważnych rodzinnych momentów. Szczególnie bolało, gdy przychodziły święta i często nie mogliśmy ich w pełni spędzać razem.

Rola lidera? – Bardzo mi odpowiada – powiedział nam Zamojski (fot. FIBA)

Czytaj też:

Koszykówka 3x3. Reprezentantka Polski Klaudia Sosnowska numerem jeden w światowym rankingu FIBA 3x3!

– W Tokio doświadczyliście ogromnego zainteresowania i jednocześnie wielkich oczekiwań wobec waszych występów. Spodziewaliście się takiego bum na waszą dyscyplinę?
– Na pewno nie aż tak dużego. Mimo tego, że przegraliśmy większość spotkań, to kończyły się one w dramatycznych okolicznościach. To musiało podobać się kibicom. W dzisiejszych czasach wszyscy są zabiegani i ludzie nie zawsze mają czas, aby pójść na normalny mecz koszykówki i spędzić dwie godziny w hali. U nas wszystko wygląda inaczej. Ze wszystkimi przerwami rywalizacja trwa 20 minut. Duża intensywność, wiele zwrotów akcji, zmian wyników. Dla kibica musi być to emocjonujące. Do tego będzie zmierzał świat, że dyscypliny, które są rozgrywane w krótszym wymiarze czasu, będą ciekawsze dla fanów. Postaramy się, aby zainteresowanie 3x3 cały czas rosło i docierało do jak największej nowej grupy odbiorców.

– Miał pan jeszcze roczny kontrakt z Anwilem Włocławek. Dlaczego akurat teraz zdecydował się pan zakończyć halowe granie?
– Osiągnąłem swój życiowy cel, jakim był awans na igrzyska olimpijskie. Z takim nastawieniem przychodziłem do koszykówki 3x3. Wiedziałem, że w 5x5 bardzo ciężko będzie zdobyć olimpijską przepustkę. Tu od razu widziałem cień szansy i myślałem, że jest to w naszym zasięgu. Dlatego podjąłem taką decyzję. Każdy idzie swoją drogą. Czasami nie powinniśmy bać się ryzyka. Tak wyszło, że nie wypełniłem kontraktu do końca. Gdybym miał wybierać jeszcze raz, to zrobiłbym tak samo.

Aleksander Dziewa: ciężko powiedzieć, że początek sezonu wygląda dobrze

– Zadecydowały tylko te aspekty, czy może wpływ miały również pozasportowe rzeczy?
– Miałem dosyć niektórych spraw. Przez ostatnich osiem lat różnie bywało z płatnościami. Nie chciało mi się już denerwować. Chcę robić to, co kocham, wykonywać swoją pracę i być za nią nagradzany. Jeżeli kupuję pewne usługi, to za nie płacę. Gdy ktoś myśli inaczej i grasz pro bono, to chyba nie o to chodzi.

– Poprzednie kluby już się z panem rozliczyły?
– Nie. Cały czas czekam na sporą część moich zaległości.

– Zarówno z Zielonej Góry, jak i Włocławka?
– Tak, jednak większą część zalega Zastal.

– Za wami mistrzostwa Europy, a już za niespełna trzy lata będziecie chcieli ponownie zjawić się w Paryżu. Jak wygląda wasz harmonogram turniejowo–treningowy? Przyszedł czas na zasłużony odpoczynek?
– Może uda mi się z tydzień, dwa odpocząć, ale jestem osobą, która lubi, gdy coś się dzieje. Teraz mamy chwilowy okres roztrenowania. Mogę więcej czasu poświęcić rodzinie. Nakreśliliśmy sobie trzyletni plan, aby awansować na kolejne igrzyska. Będziemy sprawdzać nowych zawodników. Postaramy się, żeby polskie drużyny klubowe częściej rywalizowały w zagranicznych turniejach. Zależy nam, aby możliwie jak najwyżej wyciągnąć ranking. Mamy nadzieję, że uda się zorganizować więcej turniejów u nas w kraju. To małe cele, ale każdy z nich postaramy się zrealizować.

– Kiedy teraz będzie można zobaczyć was w akcji?
– Cały czas z Szymonem Rduchem i Pawłem Pawłowskim trenujemy w Trójmieście. Próbujemy znaleźć jeszcze opcję, abyśmy mogli na koniec sezonu wystąpić w jakimś turnieju. Na razie nie znamy szczegółów. Gdyby udało się nam zagrać, to super. Jeżeli nie, to po Nowym Roku wystartują pierwsze rozgrywki. Czeka nas trochę martwy okres, w którym sprawdzimy pewne rzeczy, zrobimy zgrupowanie i pomyślimy o zawodnikach, którzy chcieliby wspierać nasz projekt i pomóc w rozwoju dyscypliny.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także