Czytaj więcej

Karolina Kudłacz-Gloc: nigdy nie zrozumiem, dlaczego trener Senstad ze mnie zrezygnował. Część mnie umarła

Polskie piłkarki ręczne w środę rozpoczną rywalizację w eliminacjach ME 2022. W ich składzie zabraknie Karoliny Kudłacz-Gloc. Wieloletnia kapitan biało-czerwonych nie jest jednak wyłączona z gry przez uraz, a niechciana w kadrze – w imię odmładzania drużyny selekcjoner Arne Senstad zrezygnował z 35-letniej "Kudi", która dla drużyny narodowej zdobyła w ciągu 17 lat blisko 1000 goli. – Miałam wiele trudnych momentów w karierze, ale ten jest najtrudniejszy. Pierwszy tydzień był potworny, bo nie spałam. Ciężko było też jeść, nie trenowałam. Część mnie umarła – mówi Kudłacz-Gloc w rozmowie z Sylwią Michałowską.

Polki zaczynają rywalizację w el. ME 2022. Mecz Polska – Litwa w środę w TVP Sport

Czytaj też:

Arne Senstad nie powołał kapitan reprezentacji Polski Karoliny Kudłacz-Gloc na nadchodzące mecze kadry (fot. PAP / Leszek Szymański)

Arne Senstad tłumaczy brak powołania dla Karoliny Kudłacz-Gloc: nadszedł czas na zmianę pokoleniową

Sylwia Michałowska, TVPSPORT.PL: – Karolina, w jaki sposób dowiedziałaś się o tym, że nie otrzymasz powołania na trwające właśnie zgrupowanie reprezentacji?
Karolina Kudłacz-Gloc: – Trener zadzwonił do mnie telefonicznie trzy tygodnie temu i poinformował, że planuje zrobić coś takiego i czy się z tym zgadzam.

– I co powiedziałaś?
– Odpowiedziałam, że oczywiście się nie zgadzam, bo... nie wiem jakie są powody. Byłam bardzo zdziwiona i zaskoczona, bo jeszcze parę tygodni wcześniej trener przekonywał mnie, że jestem "still the best from the team" (najlepsza w zespole – tłumacz. red.) i mówił, że jest pod wrażeniem mojej dyspozycji na ostatnim obozie w Kwidzynie. Minęło kilka tygodni i do tej pory jest to dla mnie niezrozumiałe.

– Jak to przeżyłaś? Byłaś i nadal jesteś bardzo związana z reprezentacją – od ponad 17 lat nieprzerwanie, nie licząc przerwy macierzyńskiej i kontuzji barku, grasz w tej drużynie. Wyobrażam sobie, że ten czas był bardzo trudny.
– To jest coś, czego chyba nie jestem w stanie teraz opisać. To ogromne cierpienie i brak zrozumienia całej sytuacji powoduje, że ja tego nie zaakceptowałam. Bardzo mi ciężko. To były bardzo trudne trzy tygodnie. Nie byłam w stanie trenować, nie byłam też w stanie grać. Dobrze, że mam zrozumienie u trenera, bo to bardzo trudny temat dla mnie. Taka szczerza rozmowa o emocjach, które mną teraz szargają – to chyba nie jest (ku temu) miejsce i bardzo nie chciałabym publicznie tego przeżywać, bo zawsze byłam osobą, która unikała zgiełku wokół swojej osoby.

– Czy jesteś w stanie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego? Czy to PESEL czy inne powody?
– Nie jestem. Zawsze uważałam, że idei kadry narodowej przyświeca to, że grają w niej najlepsze zawodniczki – bez względu na wiek. Ja również staram siebie traktować na równi ze wszystkimi, obojętnie czy ktoś ma 20 czy 36 lat. Staram się trenować na tym samym poziomie, nie odcinać kuponów i innych tego typu stereotypowych dla starych zawodników rzeczy. Więc... Nie wiem. Naprawdę ciężko jest mi to zrozumieć i pewnie nigdy tego nie zrozumiem.

– Od waszej rozmowy minęło już kilka tygodni. Jak przeżywasz te emocje? Czy to narasta? Jak sobie to poukładałaś?
– Pierwszy tydzień był potworny, bo nie spałam. Ciężko było też jeść, nie trenowałam. Myślałam, że tak jak się mówi "czas leczy rany" i z każdym kolejnym tygodniem będzie lepiej, ale nie jest. Dalej nie widzę sensu tego wszystkiego i część mnie umarła. Gdy słyszę Mazurka Dąbrowskiego wywołuje to u mnie ogrom emocji i to też takich widocznych. To bardzo trudny temat dla mnie – do przepracowania i przeżycia. Zdawałam sobie sprawę, że ten moment kiedyś nadejdzie. I też o takim momencie myślałam. Zdawało mi się, że mecze eliminacji z Austrią to będzie taki moment, kiedy należy powiedzieć "dziękuję", ale wtedy to trener przekonywał mnie, żeby nie podejmować takiej decyzji na gorąco, że jestem w takiej formie... Potem dostałyśmy "dziką kartę" na mistrzostwa i to oczywiście byłby bardzo miły moment na zakończenie kariery i podziękowanie przede wszystkim kibicom. Takiej możliwości nie mam i to też bardzo boli. Podziękować kibicom, zawodniczkom, wszystkim, z którymi grałam jeszcze niedawno... Szkoda. Bardzo to boli.

Trener Arne Senstad (fot. PAP / Leszek Szymański)

Czytaj też:

Znamy skład Polek na mecze eliminacji ME 2022. Brakuje Karoliny Kudłacz-Gloc

– Czyli przygotowywałaś się do zakończenia kariery w reprezentacji niebawem?
– Tak. Moje plany były takie, że to koniec roku będzie odpowiednim momentem, tym bardziej, że dostałyśmy "dziką kartę". Mogłybyśmy zagrać fajny turniej, gdyby wszystkie zawodniczki, których nie ma, które są kontuzjowane i które nie chcą przyjeżdżać byłyby razem i to byłoby wszystko poukładane. Wielka szkoda... Gdzieś tam oczywiście chodzi o mnie, ale nie chcę wysuwać mojego ego na przód, być egoistyczna i mówić, że coś mi się należy, bo nigdy nie uważałam, że tak jest. Chcę być i powinnam być traktowana na równi ze wszystkimi zawodniczkami. Niemniej to trudny moment do zaakceptowania i nie wiem czy się z tym wszystkim zgadzam.

– Gdyby po tych dwóch nadchodzących meczach trener zadzwonił i powiedział: "wiesz co, Karolina, pomyliłem się. Może jednak wróć?". Co byś powiedziała?
– Z tego, co rozumiem język angielski, to rzeczywiście trener nie był do końca pewny tej decyzji. Na chwilę obecną... Nie, nie sądzę. Mam szacunek do siebie samej i przede wszystkim do pracy, którą wykonałam przez wiele lat i dalej wykonuję, by być na poziomie, na którym jestem. Nie wiem, na chwilę obecną – nie sądzę.

– Jeśli chodzi o powody, bo na pewno się nad tym zastanawiałaś, czy były jakieś symptomy kiedy byłaś na zgrupowaniu w lipcu, że tu nie chodzi o aspekt sportowy? Że tu nie chodzi o to, ile lat grasz w reprezentacji i co jej dajesz? Zastanawiałam się jak jesteś w stanie skomentować ten cytat trenera: "uważamy, że nadszedł czas, by kontynuować rozpoczętą wcześniej zmianę pokoleniową i sprawić, że następne pokolenie weźmie na swe barki większą odpowiedzialność". Mam wrażenie, że to brzmi jakbyś nie dawała tej odmłodzonej ekipie rozwinąć skrzydeł, jakby one po prostu patrzyły w twoją stronę, chcąc zrzucić odpowiedzialność. Dobrze to odczytuję? Ty to też tak odczuwasz?
– Nie wiedziałam, co trener powiedział, bo totalnie starałam się odciąć od tej sytuacji i nie czytać żadnych komentarzy, wywiadów i tego, co było powiedziane. Ale to jest argument, który mnie potwornie boli, bo zawsze starałam się, aby w kadrze nie było żadnych barier, żeby atmosfera była najlepsza, jak tylko może być. Starałam się mieć kontakt i miałam kontakt z każdą zawodniczką – na boisku, poza nim czy w ogóle poza kadrą. Więc to argument, który bardzo mnie boli i absolutnie go nie przyjmuję, tym bardziej, że nie wiem i nie sądzę, że trener rozmawiał na ten temat z zawodniczkami. Z tego, co wiem, to nie.

– Z drugiej strony... Nie wiem, co mam powiedzieć i co mam zrobić. Mam grać źle? Mam się nie starać? Może to być komiczne, ale po tylu latach kariery nadal mam motywację, dalej mam chęci i nadal jestem szczęśliwa i przede wszystkim zmotywowana tym, że mogę rano wstać i pójść na trening i pracować na rzeczami, które ostatnio zrobiłam źle lub które wiem, że mogę zrobić lepiej. Uważam, że nie brak mi tego młodzieńczego zapału, który również pokazałam ostatnio na zgrupowaniu w Kwidzynie. Jak byłam młoda, to wówczas starałam się uczyć od tych najlepszych, starałam się je podpatrywać i z nimi rywalizować. Przecież głównym aspektem podnoszenia swoich umiejętności indywidualnych jest rywalizacji sportowa i walka o to miejsce, o grę, o czas, o minuty na boisku. Oczywiście każdy trener ma swoje metody motywowania zawodników. Może trener Arne ma taką metodę, by usunąć akurat mnie żeby ktoś wziął większą odpowiedzialność? I pewnie tak będzie, tylko czy to jest dobre na długą metę? Czy to jest (dobre) na metę wygrywania z najlepszymi na imprezach mistrzowskich, a nie z Litwą? Nie wiem, ciężko mi to zrozumieć. Zawsze starałam się dorównać najlepszym. Uważam, że w kadrze powinny być najlepsze zawodniczki, a te, które są młodsze i słabsze, normalną i naturalną rywalizacją powinny polepszać swoje umiejętności i wtedy zajmować miejsce tych najlepszych – i to jest dla mnie zmiana pokoleniowa. Nie chcę w żadnym momencie rywalizować z trenerem czy oskarżać go. Zawsze miałam szacunek do każdego trenera, z którym pracowałam i dalej mam. Ale to boli. Mam poczucie, że jestem ukarana za to, że jestem w dalszym ciągu na wysokim poziomie.

(fot. PAP / Leszek Szymański)

– Masz poczucie, że zostałaś wymieniona na młodszy model?
– Nie, bo z tego, co przewinęły mi się te powołania, to nie do końca jest to ten "młodszy model". Całe życie myślałam, że nadejdzie ten moment, że będę starą i doświadczoną zawodniczką. Bardzo starałam się, żeby nie zostać wrzucona do tego worka i robiła wszystko, żeby jednak tak nie było. A... jednak chyba jestem. I to jest smutne.

– Mówisz, że wyobrażałaś sobie koniec kariery, ale tak myślę, że jak gra się 17 lat w reprezentacji, to liczy się na to, że będzie to koniec na własnych warunkach. To chyba też boli, że nie miałaś na to wpływu? Być może będzie tak, że dostaniesz szansę rozegrania jakiegoś meczu pożegnalnego jak dzieje się np. w piłkarskiej reprezentacji?

Czytaj też:

Karolina Kudłacz-Gloc dla TVPSPORT.PL: bark wisiał mi na samej skórze. To cud, że jeszcze gram

– Nie, chyba tego nie chcę, bo to wszystko będzie się wiązało z tym emocjami, które przeżywałam przez ostatnie trzy tygodnie, a były one bardzo mocne. Tak, to rzeczywiście boli, bo przecież miałam kontuzję, którą odniosła w zeszłym roku i która praktycznie przekreślałam moje szanse na powrót do sportu. Walczyłam o to właśnie, żeby skończyć karierę na własnych warunkach, a dla mnie kadra zawsze była ważniejsza niż klub. Zawsze przygotowywałam się nie pod następny mecz w tygodniu, tylko pod to kiedy będzie następne zgrupowanie reprezentacji. Trener Arne o tym dobrze wie, bo sam ustalał mi plan i sama go o te plany prosiłam przez wiele miesięcy. Wiedziałam, że grudzień to będzie punkt kulminacyjny mojego sezonu. Nie to, że zdobędę mistrzostwo Niemiec, o które również walczę, tylko to, że będę w formie i będę mogła grać dla kraju z zawodniczkami, które kocham i uwielbiam. I to, że sobie wywalczyłam z powrotem to miejsce na parkiecie było godne podziwu. Skończenie teraz w taki sposób jest... Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Brakuje mi słów.

– Tych słów brakuje chyba tym bardziej, że nie jesteś pierwszą zawodniczką, która w ten sposób kończy swoją przygodę z reprezentacją. Myślę tutaj przede wszystkim o Kindze Grzyb. Pamiętam ten słynny "pomidor", który padł, gdy została zapytana o powołanie na zgrupowanie. Też wiele lat w reprezentacji i też chyba duży żal. Przypuszczam, że nieraz rozmawiałyście i wasze odczucia są pewnie podobne.
– Wczoraj wieczorem, siedząc na kanapie i wiedząc, że będziemy rozmawiały, gdzie nie byłam pewna tej rozmowy i tego, czy w ogóle chcę ją prowadzić i mówić za dużo, pomyślałam, że równie dobrze mogłam powiedzieć jak Kinia: pomidor. Rozumiem ją, taką decyzję podjęła. Ja jestem kolejną zawodniczką w takiej sytuacji, a jest jeszcze kilka innych, które powinny być w kadrze, a których nie ma z różnych powodów. Nie chcę mówić absolutnie nic na temat Kingi czy innych zawodniczek, bo uważam, że ta rozmowa powinna dotyczyć tylko mnie. Ale rzeczywiście jest tak, jak powiedziałam wcześniej, że szkoda, bo gdyby pozbierać wszystkie aktywne zawodniczki, które prezentują wysoki poziom sportowy, to byłoby inaczej, byłoby fajnie. Choć może teraz też będzie fajnie? Nie wiem. Ale to jest bardzo trudne. Może Kinia nie chciała za dużo mówić. Też pewnie przeżywała to na swój sposób. Ja bardzo bym chciała – i chyba dlatego z tobą rozmawiam – żeby nikt inny nie czuł się w przyszłości tak, jak ja czułam się przez ostatnie tygodnie. Wydaje mi się, że wciąż prezentując dany poziom nie powinnyśmy tego czuć.

– Mówiłaś, że gra w reprezentacji zawsze cię napędzała. Na ile będzie to, co się wydarzyło, będzie miało i ma już wpływ na to, jak będzie wyglądało twoje życie sportowe?
– Obawiam się, że może mieć wpływ. Będę walczyła o to, żeby nie miało, tak jak zwykle walczyłam i walczę. (długa pauza) Ale na chwilę obecną jest mi ciężko.

(fot. PAP / Leszek Szymański)

– Chodzisz już na treningi czy nadal nie jesteś w stanie?
– Dziś zaczęłam. Wcześniej jeździłam na mecze, żeby być z zespołem i poczuć tę atmosferę.

– Jak zachowuje się trener i ludzie w klubie, w którym grasz? Na pewno dostałaś pytania o to, co się wydarzyło.
– Rzeczywiście, były takie pytania. Dla wielu jest to niezrozumiałe. Na szczęście mam wyrozumiałego trenera, który pozwala mi to przeżyć na swój sposób. Teraz mamy dwa tygodnie, kiedy nie będziemy rozgrywać żadnego meczu. Chcę ten czas poświęcić tylko i wyłącznie sobie i odnalezieniu siebie na nowo. Zobaczymy...

– To chyba najbardziej przykra rzecz, jaka spotkała cię w twojej karierze sportowej?
– Niestety tak. Miałam wiele trudnych momentów, nie zawsze było kolorowo, bo sport profesjonalny nie jest kolorowy, tylko brutalny – i zdaję sobie z tego sprawę. Ale rzeczywiście, jeśli chodzi o moje życie sportowe – 27 lat trenowania piłki ręcznej, 21 lat reprezentowania Polski i spotkania wielu najlepszych zawodniczek na swojej drodze – to tak, to chyba najtrudniejszy moment.

– To czego ci życzyć? Żebyś grała jak najdłużej?
– Nie, żebym była szczęśliwym człowiekiem To chyba jest najważniejsze – czy na boisku, czy poza nim.

– To tego ci życzę. I mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz jeszcze mogła pożegnać się z reprezentacją i usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego.
– Nie, naprawdę nie wiem, czy tego chcę. Ale dziękuję.

Źródło: TVPSPORT.PL

Najnowsze

Zobacz także