W nocy z 9 na 10 października oczy całego sportowego świata będą zwrócone na T-Mobile Arenę w Las Vegas, gdzie dopełni się trylogia Tysona Fury'ego z Deontayem Wilderem. Będzie to ostatni rozdział zażartej, trwającej od kilku lat rywalizacji. Rywalizacji, w której nie brakowało ciosów zarówno w ringu, jak i poza nim. Transmisja gali w Las Vegas z walką wieczoru Fury – Wilder III oraz rewanżowym pojedynkiem Adama Kownackiego z Robertem Heleniusem w Telewizji Polskiej.
Zmartwychwstanie... dwukrotne
Gdy 1 grudnia 2019 roku Deontay Wilder wyprowadził w 12. rundzie kombinację prawy-lewy i posłał na deski Tysona Fury'ego, wydawało się nierealne, by Brytyjczyk podniósł się na nogi. Wilder zatańczył w ringu, nie czekając na liczącego sędziego i początkowo nie patrząc nawet w kierunku leżącego rywala. Przekonani o końcu pojedynku byli fani zgromadzeni w Staples Center w Las Vegas, komentatorzy i zapewne zdecydowana większość widzów śledzących pojedynek o pas wagi ciężkiej WBC w telewizji.
Fury jednak wrócił na nogi. Sobie tylko znanym sposobem wstał, zanim sędzia Jack Reiss doliczył do dziesięciu. Co więcej, w końcówce rundy to on wyglądał lepiej, odgryzając się kilkoma mocnymi ciosami. O ile przetrwanie nokdaunu było imponujące, a przez wielu zostało okrzyknięte "zmartwychwstaniem", dla Fury'ego nie było niczym nowym. Przed pojedynkiem z Wilderem naprawdę balansował na krawędzi życia i śmierci, ostatecznie odbijając się od samego dna.
Gdyby nie problemy osobiste, do pierwszej walki Fury – Wilder mogło dojść o wiele wcześniej. Już w 2014 roku obaj obiecywali sobie, że w nieokreślonej przyszłości skrzyżują rękawice. Do pierwszego face-offu na oczach całego świata doszło w styczniu 2016 roku – zaledwie kilka chwil po tym, jak Amerykanin brutalnie znokautował Artura Szpilkę. Będący na widowni Fury wkroczył do ringu i stanął twarzą w twarz "Bronze bomberem". Fundamenty pod ich starcie zostały wylane.
Wtedy jednak Fury rozpoczął walkę z najpotężniejszym rywalem – własnymi demonami. Z powodu wykrycia w jego organizmie kokainy odwołany został jego rewanżowy pojedynek w Władimirem Kliczko. "Krol Cyganów" został pozbawiony pasów WBA, IBF, WBO, IBO. Fury popadł w alkoholizm. Zmagał się z depresją, miał myśli samobójcze.
– Gdy wróciliśmy do treningów, był w koszmarnej formie... ale prawdopodobnie to zaledwie dziesięć procent tego, jak źle było z nim od strony mentalnej – wspominał powrót do treningów w 2017 roku były trener Fury'ego, Ben Davison. Wtórował mu Ricky Hatton. – W powrocie do treningów nie chodziło o boks. Chciałem tylko, żeby był zdrowy, żeby jego życie wróciło na odpowiednie tory. Nie myślałem, że może wrócić i ponownie zostać mistrzem świata – powiedział były czempion wagi półśredniej. Fury wrócił nie tylko do zdrowia, ale i boksu. Po pokonaniu Sefera Seferiego i Francesco Pianety doszło do wyczekiwanego pojedynku z Wilderem. Choć w większości rund częściej trafiał Brytyjczyk, to Amerykanin dwukrotnie posłał przeciwnika na deski – oprócz 12., także w 9. rundzie.
Walka zakończyła się remisem (115:111 dla Wildera, 114:112 dla Fury'ego i 113:113). Pas WBC pozostał na biodrach Wildera, jednak wielu fanów i ekspertów wskazywało, że triumfatorem powinien zostać Fury. Werdykt został wygwizdany przez widownię w Staples Center. Rewanż był nieunikniony.
Złe rękawice, za ciężki kostium – czyli "paluszek i główka" Deontaya Wildera
Do drugiego starcia doszło 22 lutego ubiegłego roku. Przekonani o wyższości Fury'ego w pierwszym starciu znaleźli w ringu potwierdzenie swoich opinii. Brytyjczyk kompletnie zdominował ustępującego mistrza, będąc od niego lepszym w każdym aspekcie. Wilder nie radził sobie z ruchliwością i szybkością "Króla Cyganów", nie mogąc go ustrzelić najmocniejszymi bombami, które kryją się w jego prawej ręce. Ogromne problemy Wildera rozpoczęły się w trzeciej rundzie. Po jednym z mocnych prawych sierpów Fury'ego "Bronze bomber" został naruszony, z jego ucha polała się krew. W piątym starciu "Gypsy King" posłał rywala na deski, lecz ten przerwał liczenie. Pojedynek został przerwany w siódmej rundzie, kiedy to narożnik Wildera poddał walkę w trakcie jednej z kombinacji Brytyjczyka.
Na tym historia ich rywalizacji mogłaby się zakończyć... lecz największe "fajerwerki" Wilder zostawił na czas po gali. Lista argumentów tłumaczących porażkę Amerykanina była niezwykle długa i kreatywna. Winny przegranej był m.in. efektowny 20-kilogramowy kostium, w którym "Bronze bomber" wchodził do ringu. – Prawda jest taka, że Fury nie zrobił mi wielkiej krzywdy. Mój kostium był po prostu zbyt ciężki. Kompletnie nie czułem nóg. Od trzeciej rundy były całkowicie wyłączone z użytku – przekonywał dziennikarzy i fanów. Oberwało się także trenerowi, który poddał walkę. Rzucając ręcznik na środek ringu Mark Breland podpisał na siebie wyrok. Wilder zwolnił go, oskarżając dodatkowo o podanie "doprawionej" szkodliwymi specyfikami wody. – Czułem się, jakbym zażył jakiś środek rozluźniający mięśnie. Nie miałem kontroli nad swoim ciałem – twierdził.
Oberwało się także samemu Fury'emu, którego Wilder oskarżył o majstrowanie przy rękawicach i włożenie do środka "obiektu o kształcie jajka". Według Amerykanina właśnie to spowodowało krwawienie z ucha po wspomnianym prawym sierpowym. Słowa swojego rywala Fury wyśmiał na konferencji prasowej przed ich sobotnim starciem. – Jasne, że to zrobiłem, w końcu jestem Cyganem! Oglądałeś "Peaky Blinders"? Schowałem w rękawicach podkowy i petardy. Tym razem dorzucę jeszcze więcej metalu – szydził "Gypsy king".