Mógł poczuć się jak modelka na wybiegu. Przy każdej okazji zbierał oklaski, ale nie było tych momentów zbyt wiele. W pierwszej połowie miał kontakt z piłką może trzykrotnie. Umówmy się – mogliśmy zagrać ten mecz bez bramkarza. Ale trzeba było pożegnać "Fabiana". Serce zabiło mocniej mu tylko wtedy, gdy nadszedł czas, by zejść z boiska. Dziękujemy za wszystko!
To był pierwszy mecz obrońcy Augsburga w reprezentacji za kadencji Paolo Sousy i zarazem debiut w meczu o punkty. Chętnie zapędzał się do przodu. W klubie ostatnio gra w systemie z trójką obrońców, więc szybko odnalazł się w systemie Paulo Sousy. Prawa strona była przez niego zabezpieczona, za co brakowało trochę zagrania – co naturalne – z Przemysławem Frankowskim. W drugiej połowie wyglądało to już lepiej. Aktywny go końca – w 85. minucie doskoczył do piłki i zaraz miał asystę przy golu Adama Buksy.
Dla szefa defensywy to nie był łatwy mecz, bo Helik mógł się w sobotę poczuć jak minister gospodarki wodnej w kraju bez dostępu do morza. Z drugiej strony – taki mecz to potencjalna mina, o czym w pierwszym spotkaniu z San Marino przekonał się Kamil Piątkowski. Helik uniknął błędów, ale za rozegranie znacznie częściej brali się koledzy z defensywy. Blisko gola na początku drugiej połowy, ale z bliska wślizgiem posłał piłkę w słupek.
Podobnie jak w pierwszym spotkaniu z San Marino zagrał jako półlewy stoper. Robił to co umie – długimi podaniami próbował obsługiwać skrzydła i to on rozpoczął akcję, po której padła bramka na 1:0. A potem wykazał się instynktem snajpera i osobiście posłał piłkę do siatki na 3:0. Chyba powoli oswaja się z nową pozycją. Paulo Sousa docenia jego wszechstronność i odpowiedzialność w grze.
Od początku chciał być motorem napędowym akcji Polaków, ale… brakowało mu dokładności. Nie raz, nie dwa. Nie łapał pomysłów kolegów, a oni jego. Pierwsza połowa mu nie wyszła. Gdy miał wreszcie okazję na dobre dośrodkowanie, zagrał dziwnie słabo, po ziemi. W 66. minucie zszedł z boiska.
Nasz jedynak z PKO Ekstraklasy miał wielką ochotę do gry. Piłkarz Pogoni Szczecin świetnie wyszukiwał wolne przestrzenie na boisku. Na boisko zawsze wychodzi z takim samym planem i wygląda, jakby nie miało dla niego żadnej różnicy rywal, ani poziom rywalizacji. Nie wiemy, co na to Juergen Klopp, ale to po płaskim dośrodkowaniu Kozłowskiego goście wbili samobója na 2:0. W końcówce jak na tacy wyłożył piłkę do Piątka.
Tęskniliśmy już za nim, bo ostatni mecz rozegrał podczas mistrzostw Europy. Liczyliśmy na jego umiejętności zagrywania prostopadłych piłek i piłkarz Leeds konsekwentnie szukał takich rozwiązań – już w pierwszych minutach dwukrotnie. Miał dużą ochotę do gry ofensywnej, oddał jeden, minimalnie niecelny strzał. Zmieniony w przerwie.
Zapewniał naszej drużynie balans między grą defensywną, a ofensywą. A w starciu z takim rywalem nie jet to proste, bo o tym pierwszym można po prostu zapomnieć. Ale przytrafiła mu się też łatwa strata, po której musiał gonić rywala, potem faulować, co kosztowało go żółtą kartkę. A to oznacza absencję w spotkaniu z Albanią.
W klubie ostatni mecz rozegrał w kwietniu. W tym sezonie nie pojawił się na boisku w barwach Norwich choćby na minutę, więc szansę od Paulo Sousy chciał wykorzystać jak najlepiej. Jeśli jednak w klubie liczyli, że podczas wyjazdu do Warszawy poprawi grę w defensywie – nie tym razem, bo przeciwko San Marino obowiązków defensywnych było niewiele. Po jego dośrodkowaniu Karol Świderski zdobył bramkę na 1:0. Miał udział też przy trafieniu numer trzy. Nie było po nim bardzo widać tej długiej przerwy, ale musi poprawić sytuację w klubie, by mógł pomóc kadrze też w starciu z poważniejszym rywalem.
Wrześniowy mecz z San Marino mu wyszedł średnio. Strzelił wtedy gola, ale potem zmarnował świetną okazję. Tym razem był najlepszy na boisku. Świetnie odnajdywał się w każdej sytuacji, nie przeszkadzało mu duże zagęszczenie rywali w polu karnym. Wykazał się jako snajper – strzelając na 1:0. Jako pomocnik, schodząc do drugiej linii i biorąc udział w rozegraniu. I jako sytuacyjny asystent, przy golu Tomasza Kędziory. Wyłożył też piłkę Lewandowskiemu, ale ta sytuacja akurat nie zakończyła się golem.
Polak głodny, to Polak zły. Tak samo jest z Robertem. Miał w pierwszej połowie kilka okazji, ale piłka nie siedziała mu tym razem przy strzałach tak jak zazwyczaj. Pod koniec pierwszej połowy graliśmy już głównie na niego, byleby nakarmić naszą bestię. Nie udało się i "Lewy" pozostał na boisku także po przerwie, ale wszystko na nic. Oby Robert najadł się w spotkaniu z Albanią!
Kolejny powrót do reprezentacji. Napastnik Herthy Berlin ostatni mecz w kadrze rozegrał w marcu. Długo odnajdywał się na boisku i w końcu dopiął swego. W doliczonym czasie gry ustalił wynik spotkania na 5:0. Gol w meczu po długiej przerwie? Chyba nie ma co narzekać.
Długo wyglądało na to, że nie dotknie w debiucie piłki, a jednak musiał wykazać się koncentracją i złapać piłkę uderzoną z… połowy boiska. Zebrał za tą interwencję owację od całego stadionu, bił mu brawo nawet Robert Lewandowski.
Paulo Sousa często potrafi napędzić zmianami grę zespołu, ale tym razem gra po zmianach na długo utknęła. Zmiany taktyczne nie pomogły zespołowi, a zmiennicy nie potrafili się dobrze wprowadzić. To samo dotyczy Bereszyńskiego. Przyzwoity występ i nic więcej. Może cieszyć się tylko z tego, że zagrał na swojej pozycji.
Wszedł na boisko w 66. minucie z dużą chęcią do gry, ale nie wprowadził się dobrze. Początkowo zupełnie nie potrafił się odnaleźć. Byliśmy w końcówce rozmontowani, więc najlepszą okazję miał po dryblingu, ale w końcu zdołał dojść do głosu. W doliczonym czasie otworzył prostopadłym podaniem do Kozłowskiego akcję, która zakończyła się piątą bramkę.
Jak ma – to strzela. Buksa z dużą łatwością dochodzi ostatnio do sytuacji strzeleckich i zazwyczaj ich nie marnuje. W meczu z San Marino miał jedną okazję i zakończył ją precyzyjnym strzałem obok bramkarza. Piąty gol w czwartym meczu. Świetny bilans.