Jego pierwsze 90 minut. Jak wypadł Kacper Kozłowski w meczu z San Marino?

"LEWY" GŁODNY TO "LEWY" ZŁY. NOTY DLA POLAKÓW ZA MECZ Z SAN MARINO 

Ciągle chciał piłkę

Dla Kacpra Kozłowskiego pełne 90 minut spędzone na boisku w dorosłej piłce to nie jest codzienność. Do tej pory w PKO Ekstraklasie rozegrał tylko jedno takie spotkanie. W sierpniu trener Kosta Runjaić trzymał go na boisku przez 90 minut meczu z Zagłębiem Lubin. 17-latek tego dnia nie pomógł swojemu zespołowi – "Portowcy" przegrali 0:2. W spotkaniu z San Marino taki wynik nie był brany pod uwagę. Wygraliśmy 5:0, a Kozłowski dołożył do tego niemałą cegiełkę.

Paulo Sousa ustawił nasz zespół z trzema środkowymi pomocnikami. Z założenia najbliżej obrońców miał grać Karol Linetty, a najbliżej napastników – Kozłowski. I to właśnie piłkarz Pogoni uruchomił nasz pierwszy atak. Widać było, że ma wielką chęć do gry i nic nie robi sobie z tego, że gra w podstawowym składzie reprezentacji Polski. Ostatnio Kozłowski zasłynął odważnymi i chyba dość niefortunnymi wypowiedziami, ale to faktycznie człowiek, na którym niewiele rzeczy robi wrażenie. Na pewno nie jest to gra przed blisko 60-tysięczną publicznością w reprezentacji swojego kraju.

Po prostu wychodzi na boisko i robi swoje. W meczu z San Marino musieliśmy radzić sobie z gęstą defensywą gości i Kozłowski bardzo w tym pomagał. Piłkarz Pogoni był wyjątkowo ruchliwy i ciągle ruszał miejsca między liniami zespołu gości. Dzięki temu wciąż był opcją dla kolegów do zagrania piłki. I co rusz domagał się tego, by mu ją podali. Starał się być tam, gdzie był potrzebny. Często schodził do linii bocznej lub głębie, pod obrońców. Po kwadransie gry w lewym sektorze boiska błysnął skutecznym dryblingiem.

Według portalu "Whoscored" Polak zanotował 78 kontaktów z piłką, a 78,4 procent jego podań dotarło do celu. Pod względem skuteczności zagrać znacznie lepszy był choćby Mateusz Klich (93,2 procent). Kozłowski oddał trzy strzały, z tego dwa celne.

Cierpliwość i konsekwencja

Bez kompleksów korzystał z boiskowej wolności, którą podarował mu Paulo Sousa. Piłkarz Pogoni chętnie wchodził do linii ataku, gdzie potrafił znaleźć się w sytuacji bramkowej. Po jego akcji padła druga bramka. Dośrodkował piłkę z prawej strony, a tę do własnej siatki wpakował Christian Brolli. 17-latek jeszcze mocniejszym akcentem zapisał się w doliczonym czasie gry, gdy wyłożył piłkę Krzysztofowi Piątkowi, a ten z bliska ustalił wynik spotkania na 5:0.

– Denerwujecie się na mnie, gdy młodzi nie grają. A gdy grają, narzekacie, że nie zawsze robią to tak, jak powinni. Znajdźmy w końcu balans w tych sprawach – mówił przed meczem selekcjoner Paulo Sousa.

I ma selekcjoner rację. Młodość potrzebuje cierpliwości. I konsekwencji. I ta konsekwencja w przypadku Kozłowskiego jest. Sousa powołał go na pierwsze zgrupowanie i dał mu zagrać już w drugim meczu, przeciwko Andorze. Potem zabrał Kozłowskiego na mistrzostwa Europy i był taki moment, że 17-latek więcej grał w reprezentacji niż w klubie, gdzie Runjaić wprowadza go do gry w bardzo spokojnym tempie. W kadrze ma już w nogach ponad 200 minut spędzonych na boisku.

Nie można napisać, że Kozłowski wszystko robi idealnie, bo tak nie było choćby w meczu z San Marino, ale gołym okiem widać, że z miesiąca na miesiąc robi duże postępy. Ma wizję gry, widzi, co się dzieje wokół niego. Pomysł, co chce zrobić z piłką. Bezczelność, nie tylko w wypowiedziach, ale – co ważniejsze – także na boisku. A do tego świetne warunki fizyczne, które przecież w środku pola czasem są równie ważne, co umiejętności. Sousa w przeszłości był świetnym środkowym pomocnikiem, dziś materiał na fantastycznego zawodnika widzi w Kozłowskim.