Reprezentacja Polski. Karol Świderski problemem Arkadiusza Milika? Jest żołnierzem Paulo Sousy

Karol Świderski żołnierzem Paulo Sousy

O powołaniu dla napastnika PAOKu mówiło się już na długo przed tym, nim w Polsce pojawił się Paulo Sousa. Dobrze spisujący się w Grecji Świderski nie miał jednak szans na miejsce w kadrze Jerzego Brzęczka. Za strzelanie goli, obok Roberta Lewandowskiego, odpowiadali bowiem Krzysztof Piątek i Arkadiusz Milik.

Obaj ze swoich obowiązków wywiązywali się należycie, nie dając selekcjonerowi powodów do zmian. Wraz z Lewandowskim stanowili żelazną trójkę napastników, będącą kartą atutową Brzęczka.

Z bogactwa w polskim ataku sprawę błyskawicznie zdał sobie również jego następca. Sousa poszedł nawet krok dalej, wystawiając z Andorą całą trójkę od pierwszej minuty. A skoro Piątek, Milik i Lewandowski byli na boisku, to ktoś musiał być na ławce...

Tym kimś okazał się Świderski, który został powołany już na pierwsze zgrupowanie za kadencji Paulo Sousy. Choć miał być tylko rezerwowym, to szybko awansował w hierarchii. Z czwartego napastnika stał się pierwszym wyborem w meczu na Wembley.

Pomogła mu w tym nie tylko absencja Lewandowskiego, ale i debiutancka bramka w starciu z Andorą. Dzięki niej Świderski wygrał rywalizację z Milikiem i rozpoczął prestiżowe starcie w podstawowym składzie. Pomimo tego mało kto przypuszczał wówczas, że w przyszłości odegra ważniejszą rolę w kadrze.

– Pamiętam, jak krytykowaliście Świderskiego na samym początku. Zupełnie nie rozumiałem dlaczego – powiedział Sousa po meczu z Albanią. – To świetny zawodnik. Bardzo mobilny, z dobrą techniką, coraz bardziej skupiony na strzelaniu goli. Potrafi utrzymać się przy piłce plecami do bramki, wziąć udział w akcji kombinacyjnej, czy dograć ostatnie podanie – dodał w rozmowie z Szymonem Borczuchem na antenie TVP Sport. – Zasłużył na to, by dziś zdobyć decydującą bramkę – zakończył selekcjoner.

Świderski integralnym elementem reprezentacji

Pół roku po meczu na Wembley ocena Świderskiego zmieniła się diametralnie. Nikt nie wyobraża sobie tego, by zabrakło go w kadrze. Napastnik PAOKu, pod nieobecność Milika i Piątka, znalazł się przecież w zespole na mistrzostwa Europy i zagrał we wszystkich meczach. Starcia z Hiszpanią i Szwecją rozpoczął nawet od pierwszej minuty.

Dla Sousy stał się tym, kim dla Nawałki był Milik, a dla Brzęczka Piątek. Napastnikiem, którego selekcjoner "ulepił" sobie sam. Świderski zagrał więc w dwunastu z trzynastu dotychczasowych meczów za kadencji Portugalczyka, nie wybiegając na boisko tylko w jego debiutanckim starciu w Budapeszcie.

W pozostałych spotkaniach pojawiał się na placu. Czy to od pierwszej minuty, czy z ławki. Za każdym razem dawał jednak to, czego drużyna w danym momencie potrzebowała. Poza bojem na Wembley trudno było znaleźć mecz, w którym Świderski nie wyróżniłby się czymś pozytywnym.

Zachwycił nie tylko w Tiranie, ale i trzy dni wcześniej w Warszawie. To on był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku we wcale niełatwym starciu z San Marino. Każdym zagraniem potwierdzał swoją jakość, emanując przy tym pewnością siebie.

Świderski, poza wrażeniami artystycznymi, dostarczał też liczb. W tym roku strzelił już pięć goli i raz asystował. Łącznie miał wkład w dziewięć trafień reprezentacji Polski, ustępując tylko Lewandowskiemu – udział przy szesnastu bramkach.

Wyższość snajpera Bayernu musiał uznać także w kilku innych statystykach. Jedynie Lewandowski strzelał częściej od niego na bramkę przeciwnika. Był też jedynym graczem, który stoczył więcej pojedynków w ataku i z większą częstotliwością dogrywał kluczowe piłki.

Świderski lepiej radził sobie za to w powietrzu oraz – dzięki zaawansowaniu technicznemu – w dryblingu. Bo choć rzadziej od Lewandowskiego podejmował próby minięcia rywali, to robił to znacznie skuteczniej. I to nie tylko od kapitana...

Napastnik PAOKu "kiwał się" efektywniej niż Tymoteusz Puchacz, Kamil Jóźwiak, czy nawet Piotr Zieliński. Według statystyk InStat wygrał czternaście z osiemnastu podjętych prób.

Dzięki dobrej grze stał się nie tylko integralną częścią drużyny Sousy, ale i zyskał znaczącą przewagę nad konkurentami. Bo choć w Tiranie zaczął mecz na ławce, ustępując miejsca innemu z wynalazków Portugalczyka – Adamowi Buksie – to na boisko wszedł przed Piątkiem. I potwierdził, że była to trafna decyzja.

Świderski w 2021 roku stał się żołnierzem Sousy, idealnie wypełniającym jego rozkazy. Trudno uwierzyć więc, by Portugalczyk zrezygnował z niego kosztem innego napastnika. Nawet tak uznanego, jak Milik.

Snajper Marsylii może spodziewać się więc znacznie trudniejszego powrotu do kadry, niż mógł przypuszczać. Przed mistrzostwami Europy, z których wykluczyła go kontuzja, to on był partnerem Lewandowskiego. Teraz nie może być już tego taki pewien. I to nie tylko przez wzgląd na Świderskiego, ale i skutecznego Buksę...