Dzieła filmowe oparte na konkretnych dyscyplinach sportowych zyskują ostatnio na popularności dzięki inwestycjom firm streamingowych. Historie przedstawione w ich produkcjach są często dokumentami z rzeczywistych zmagań, ale też bywają fikcją. Niezależnie od tego liczy się jedno – zainteresowanie widza. Jak widać po licznych nagrodach Emmy udało się to "Tedowi Lasso". Czy jego historia mogłaby wydarzyć się w rzeczywistości?
BOHATER REKLAM SYMBOLEM LAT DWUDZIESTYCH
Postać Teda Lasso została wymyślona w 2001 roku przez komików Brendana Hunta i Jasona Sudeikisa. Przebywając w Amsterdamie nie mogli uciec od wszechobecnej piłki nożnej, o której nie mieli zielonego pojęcia. W ten świat wprowadziła ich jedna z wersji gry FIFA. Podczas wspólnych rozgrywek zaczęli się zastanawiać, czy trener futbolu amerykańskiego dałby radę prowadzić drużynę piłkarską w Europie. Dwanaście lat później w wyniku tych przemyśleń wyemitowano serię spotów reklamowych stacji NBC. Nadawca, który akurat przejął prawa do pokazywania Premier League na terenie Stanów Zjednoczonych, próbował w różny sposób zachęcić widzów do śledzenia tych rozgrywek. Jednym z nich były reklamy z fikcyjnym trenerem, który przejął stery Tottenhamu Hotspur.
Trener, który nie wie absolutnie nic o piłce nożnej i stara się przenieść amerykańskie realia na brytyjski grunt, zdobył serca kibiców za oceanem. Gra stereotypami pojawiła się też w kampanii reklamowej w następnym sezonie, w którym "zwolniony" Lasso występował jako ekspert telewizyjny, choć jego wiedza nie zwiększyła się nawet o jotę. Mało kto jednak przypuszczał, że ten pomysł przerodzi się w pełnometrażowy serial. Zawdzięczamy to Billowi Lawrence'owi, twórcy Horych Doktorów. Ten przejrzał szkic pierwszego sezonu Sudeikisa, Hunta oraz Joe Hunta i zdecydował się na realizację. Serial miał się stać jednym z motorów napędowych nowego serwisu Apple TV+.
Szerszy opis fabuły to domena portali filmowych, a nie sportowych, lecz warto wspomnieć o przesłaniu serialu. Ted Lasso mierzy się z wieloma wyzwaniami. Szatnia początkowo nie jest do niego przekonana, dziennikarze wykorzystują każdą pomyłkę, szefostwo klubu początkowo rzuca mu kłody pod nogi, a kibice widząc go używają wymyślnych wyzwisk. W sferze osobistej nie jest lepiej - Lasso ma kłopoty w małżeństwie, ciąży nad nim trauma z młodości, a życie w Londynie stale go zaskakuje. Wszystkie te problemy stara się rozwiązać dobrocią serca oraz umacnianiem w innych wiary w swoje możliwości. W serialu nie tylko Sudeikis pokazał szczyty gry aktorskiej, nie ustępowali mu wiele odtwórcy innych postaci. A serial podkreśla przy okazji bardzo dużą rolę psychologii sportowej.
INWESTYCJA W FUTBOL. NIEZALEŻNIE JAKI
Lasso przybył do Wielkiej Brytanii jako utytułowany trener akademickiej drużyny futbolu amerykańskiego. Ta dyscyplina ma wiele wspólnego z Premier League również w rzeczywistym świecie. Oto w ostatnich tygodniach na stadionie Tottenhamu zorganizowano dwa mecze sezonu zasadniczego NFL. Od lat trwają dywagacje na temat utworzenia takiej drużyny w stolicy Wielkiej Brytanii. Wśród właścicieli klubów Premier League możemy znaleźć takich, którzy mają zespoły futbolowe po drugiej stronie oceanu. Obecny mistrz NFL, Tampa Bay Buccaneers, należy do rodziny Glazerów rządzącej Manchesterem United. Właściciele San Francisco 49ers, Yorkowie, mają 37% udziałów Leeds United. Nie można zapominać o Stanie Kroenke, bo w jego portfolio znajdziemy wiele drużyn, w tym między innymi londyński Arsenal i Los Angeles Rams.
Szlaki wszystkim przetarł Terry Smith. Przez kontuzję kolana musiał porzucić karierę tylnego obrońcy w futbolowej drużynie New England Patriots. Był trenerem formacji defensywnych wielu drużyn akademickich. Przeniósł się do Wielkiej Brytanii, gdzie doprowadził zespół futbolu amerykańskiego Manchester Spartans na europejski szczyt. Zarówno jako trener, jak i zawodnik. Łączył te role, co sprawiło, że doczekał się uznania. Został również szkoleniowcem reprezentacji Zjednoczonego Królestwa, z którą zdobył mistrzostwo Europy. Otrzymywał nagrody na Wyspach Brytyjskich i w USA. Smith chciał spróbować sił jako właściciel klubu także w innej dyscyplinie sportu. Transakcja kupna ówczesnej najlepszej angielskiej drużyny hokejowej, Sheffield Steelers, nie doszła jednak do skutku. Łatwiej poszło z piłkarskim Chester City.
Klub z hrabstwa Cheshire borykał się na przełomie wieków z licznymi problemami finansowymi. Rok przed przejęciem przez Smitha zespół Chester City dostał się pod zarząd komisaryczny. Dług przekraczał milion funtów. To nie był koniec złych wieści dla nowego właściciela oraz kibiców. Po czterech pierwszych meczach sezonu 1999/2000 odszedł z klubu trener Kevin Ratcliffe. Walijczyk domagał się odprawy w wysokości łącznych dotychczasowych zarobków w klubie, gdzie spędził cztery lata. Sąd przyznał mu rację, biorąc pod uwagę warunki kontraktu i fakt, że trener musiał wcześniej wspierać finansowo klub z własnej kieszeni, chociażby opłacając rachunki za bieżącą wodę. Konieczna okazała się wtedy sprzedaż niemal wszystkich doświadczonych zawodników. Nowy właściciel został zmuszony do wzięcia także posady menedżera. Jego wiedza piłkarska była na bardzo niskim poziomie, zatem musieli mu służyć poradami dotychczasowi członkowie sztabu szkoleniowego.
Smith był pierwszym Amerykaninem, który został właścicielem drużyny piłkarskiej w Anglii i zarazem jedynym, który trenował profesjonalny zespół ligowy. Co prawda Chester City znajdowało się wówczas w Football League Division Three, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym, ale jego decyzja i tak należała do odważnych oraz kontrowersyjnych. Zwiększone zainteresowanie klubem wpłynęło pozytywnie na frekwencję na trybunach, co w dużej mierze przyczyniło się do spłaty wszystkich długów w pół roku. Dobra atmosfera była również w szatni i dotyczyła lokalnej społeczności, wspieranej przez nowego właściciela. Gorzej było na boisku. Przez kilka miesięcy trenerskiej przygody Amerykanina drużynie Chester City udało się wygrywać tylko pojedyncze spotkania. Najbardziej zacięty bój stoczyli z Manchesterem City. Nietuzinkowe metody przygotowania sprawdzały się przez 78 minut. Niestety, w kolejnych dwunastu goście strzelili trzy gole, wygrywając 4:1. A dwa tygodnie później Smith zrezygnował z posady trenera.
Nowy menedżer, Ian Atkins nie zdołał utrzymać drużyny w lidze. Do klubu powrócił Graham Barrow, legenda Chester City, który zasłużył się zarówno na boisku, jak i na ławce trenerskiej. Tym razem sprawił, że zespół zdobył pierwsze trofeum od dekad - Puchar Ligi Konferencji. Nie były to zawody o szczególnie dużej randze, podobnie jak FA Trophy, gdzie Chester City doszło do półfinału. Drużyna Burrowa zajęła potem ósme miejsce w tabeli ligowej. Smith, który łączył wówczas obowiązki właścicielskie z funkcją skauta w sztabie Burrowa, zdecydował się jednak na zwolnienie trenera. Spotkało się to z gniewem kibiców, bo następcą ulubieńca trybun miał zostać przyjaciel właściciela klubu. Gordon Hill nie został również miło przyjęty przez piłkarzy. Część odeszła z zespołu, bo spora część była oburzona faktem, że promuje syna w szkółce młodzieżowej. Wszystko to przełożyło się na mizerne wyniki. Smith postanowił więc odejść z klubu w październiku 2001, sprzedając Chester City Stephenowi Vaughan'owi, promotorowi bokserskiemu. Wraz z właścicielem Chester opuścił Hill.
Zespół w pierwszej dekadzie XXI wieku miał wzloty i upadki. Tych drugich jednak znacznie więcej. Vaughan doprowadził do kolizji z prawem przez malwersacje VAT. W 2010 roku klub znalazł się na równi pochyłej, bo zarządu nie było stać nawet na organizację meczów. Drużynę wykluczono z wszelkich rozgrywek, a sąd ogłosił likwidację. Dziś na Deva Stadium gra Chester FC, klub założony przez kibiców upadłego zespołu. Drużyna pnie się po piramidzie ligowej. Przez dziesięć lat udało się jej dojść do szóstego poziomu. Wyżej jest największy rywal, Wrexham. Walijska drużyna ma też lepsze perspektywy. W zeszłym roku jej właścicielami zostali aktorzy Ryan Reynolds i Rob McElhenney.
POŁĄCZENIA DWÓCH DYSCYPLIN Lista sportowców, którzy nie ograniczali się wyłącznie do występów w jednej dyscyplinie, jest długa. W Stanach Zjednoczonych takie przejście ma najczęściej miejsce na linii NFL-MLB i vice versa. W przypadku trenerów w wielkich amerykańskich ligach jest inaczej. Tylko jednemu udał się ten wyczyn. Hugo Bezdek miał niespełna sześć lat, gdy z rodziną przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Szczególnie polubił futbol amerykański. Mając zaledwie 23 lata został trenerem drużyny Uniwersytetu Arkansas. Futboliści z tej uczelni nie przegrali pod jego okiem żadnego z siedmiu spotkań w 1909 roku. Bezdek przeniósł się do Oregonu, gdzie trenował lokalną drużynę i był skautem baseballowym Pittsburgh Pirates. A w 1917 objął funkcję głównego trenera tego zespołu. Pirates, którzy mieli ostatnie miejsce w National League, gdy Czech zostawał ich szkoleniowcem, stali się podczas jego dwuletniej kadencji ligowym średniakiem.
Trener drużyny MLB łączył to stanowisko z prowadzeniem koszykarskiej oraz futbolowej sekcji na uniwersytecie Penn State. Z tą drugą osiągał wiele sukcesów, wziął chociażby udział w Rose Bowl w 1923 roku. Na zakończenie kariery zdecydował się na trenowanie debiutującej w NFL drużyny Cleveland Rams, znanej współczesnym, po licznych przenosinach, jako Los Angeles Rams. Tam jednak nie poszło mu zbyt dobrze. W pierwszym sezonie drużyna wygrała tylko jedno spotkanie na jedenaście, a w drugim odszedł po trzech porażkach. W 1954 roku, dwa lata po śmierci Bezdeka, trafił do Galerii Sław futbolu akademickiego.
Praca trenera nie jest łatwa. A pogodzenie dwóch, często odległych od siebie światów, jest niemal niemożliwe. No, ale dzięki Tedowi Lasso wielu widzów z USA odkryło świat piłki nożnej. Producent serialu, Warner Bros., otworzył nawet sklep internetowy z gadżetami fikcyjnej drużyny AFC Richmond.
Koszulki, szale, flagi i kubki cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Nawiązano również współpracę z Premier League w celu wykorzystania symboli ligi, między innymi mistrzowskiego pucharu, na filmowym planie. Tak więc mechanizmy fikcyjnego świata wpływają po raz kolejny na rzeczywistość. Kto wie, być może dzięki temu serialowi Amerykanie doczekają się za dekadę-dwie trenera w Premier League? Cytując Teda Lasso: trzeba w to wierzyć.