Po przegranej z Gloverem Teixeirą na gali UFC 267 Jan Błachowicz w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o odczuciach towarzyszących temu pojedynkowi. – Oddałem coś, na co pracowałem całe życie, praktycznie bez walki. To boli bardziej niż normalna przegrana – powiedział, zapowiadając jednocześnie wyciągnięcie wniosków i walkę o odzyskanie mistrzowskiego pasa.
Patryk Prokulski, TVPSPORT.PL: – Janku, czy udało ci się już otrząsnąć po przegranej i czy miałeś możliwość obejrzenia walki na spokojnie?
Jan Błachowicz, były mistrz wagi półciężkiej UFC: – Najgorsze już za mną. Nie jestem zawodnikiem ani człowiekiem, który się nad sobą użala, chowa się pod łóżko i płacze. Jest jak jest i trzeba sobie z tym poradzić. Walki jeszcze nie oglądałem, ale to nie tak, że przegrałem więc nie oglądam. Tak naprawdę prawie żadnej swojej walki nie obejrzałem poza najlepszymi momentami... ale tutaj ich nie było. Ten pojedynek trzeba jednak zobaczyć. Nie ma tam za wiele do analizy, ale trzeba kilka dni odczekać, żeby ta analiza była fajna.
– Jakie były twoje pierwsze myśli tuż po tym, jak ten pojedynek się zakończył?
– Takie, że coś poszło nie tak. Coś się wydarzyło, tylko nie wiem co i dlaczego. Nie wiem, dlaczego byłem taki wiotki, dlaczego nie było tej siły i woli przetrwania. Wiedzieliśmy, jaki będzie Glover. Robił dokładnie to, co zakładaliśmy. Byliśmy na to gotowi. Przerobiliśmy na treningu wszystkie rzeczy, które zrobił... i to wychodziło. A w walce nie zadziałało.
– W pierwszej rundzie zostałeś szybko obalony. Nie dałeś sobie wyrządzić w parterze dużej krzywdy – miałeś zapiętą klamrę, garda była ciasna. Czułeś się na komfortowo i czekałeś aż sędzia podniesie walkę do stójki czy nie było po prostu możliwości, żeby zrzucić z siebie Glovera?
– Dokładnie tak. Leżałem i nic nie robiłem bo czułem, że jak się otworzę, mogę oddać mu pole. Nie chciałem w pierwszej rundzie dać się stłamsić zbyt mocno, gdyby przeszedł moją gardę i mnie rozbił. Nie chciałem ryzykować i uznałem, że przeleżę tę pierwszą rundę. Pamiętam nawet, że schodząc do narożnika powiedziałem trenerom "ok, przeleżałem, ale teraz już robię swoją robotę"... ale Glover mi na to nie pozwolił. Można powiedzieć, że oddałem coś, o co walczyłem całe życie, praktycznie bez walki. To boli bardziej niż normalna przegrana.
– Domyślam się, że sytuacja, w której stukilogramowy chłop leży na tobie przez cztery minuty nie jest najprzyjemniejsza. Czy to mocno wpłynęło na twoją kondycję w drugiej rundzie?
– Właśnie w ogóle! Czułem, że jest wszystko ok, sprowadził mnie, ale nie jest jakiś bardzo silny, te jego ciosy aż tak dużo nie ważą. Odczuwałem mocniejsze, gdy ktoś mnie kiedyś bił z góry. Tak jak mówiłem, schodząc do narożnika zapowiadałem, że w drugiej rundzie przejmuję kontrolę. Nie przejąłem.
– Wiesz, na początku drugiej rundy wydawało się, że zaczynasz powoli łapać swój rytm. "Weszło" ci kilka kombinacji, obroniłeś dwie-trzy próby obaleń. Fani mogli sądzić, że wchodzisz w ten pojedynek...
–...ale nie wszedłem. Myślałem że wejdę, że owszem, znalazłem ten rytm, lecz się nie udało. Był tam jakiś przebłysk. Próbowałem "odpalić". To tak, jak chcesz włączyć kosiarkę, ciągniesz za ten sznurek i wydaje się, że już się odpali... a jednak tak się nie dzieje.
– Możesz opowiedzieć ze swojej perspektywy o tej sytuacji spod siatki, która była początkiem końca? Próbowałeś wyciągać rękę Glovera do kimury?
– To była taka obrona przed obaleniem, tak naprawdę ostatnia deska ratunku, która też nie wyszła. Glover przewrócił, skontrolował i zaczął przechodzić tę półgardę. Oddałem plecy myśląc, że wstanę i ucieknę... jednak Glover bardzo szybko złapał plecy i mnie tak rozciągnął, że nie mogłem nic zrobić. Musiałem odklepać, bo przy tak zapiętym duszeniu jeszcze chwila i "poszedłbym spać".
– Po takich walkach można zareagować na dwa sposoby: odsapnąć na kilka dni, żeby się "zresetować"... albo jest taki ogień, żeby wracać na salę i jeszcze ciężej trenować, żeby wrócić na szczyt. Jak jest u ciebie?
– Jest dokładnie tak, jak mówisz. Najchętniej wróciłbym od razu na treningi i zaczął tyrać, ale wiem, że to nie jest dobre. Trzeba odpocząć, bo walka przegrana, lecz obóz był ciężki. Przepracowaliśmy ten czas najlepiej, jak mogliśmy. Organizm musi odpocząć, bo jakbym teraz dwa tygodnie trenował bardzo ciężko, później mogłoby to zgasnąć. Teraz czas na wakacje – kilka dni w ciepłych krajach – a następnie wracam już na treningi, żeby odbudować to, co się straciło.
– Widziałem na Twitterze wpis Pawła Wyrobka – podobno jest już data i następny rywal?
– Daty jeszcze nie ma, ale przeciwnik już faktycznie jest...
–...i nie jest nim Anthony Smith?
– Nie jest nim Anthony Smith.
– Wiem, że nie możesz zdradzić nazwiska, więc zapytam tylko tak: czy to ktoś z trójki Ankalajew/Santos/Rakić?
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że nie zawalczę do marca. Tak jak powiedziałem zaraz po walce, marzec to najbliższy termin, w którym mogę zawalczyć. A co do nazwiska... nie drąż, bo i tak ci nie powiem.
– Ok, w takim razie czekamy na pierwsze przecieki! A skoro wspominałeś o wakacjach: gdzie wybierasz się z rodziną?
– Wiesz, że cały czas nie wiem? Najlepiej gdzieś, gdzie jest ciepło i w miarę blisko... chociaż nasi znajomi przebąkują coś o Zanzibarze, więc nie tak blisko. Ale najlepiej, żeby było ciepło i ten lot był w miarę krótki, bo będziemy lecieć z małym "bąblem". Zobaczymy, bo jak wiadomo to jest taki okres, gdy bliskich kierunków z fajną pogodą jest mało.
– Zaniepokoiły dwie wypowiedzi twoich trenerów. Robert Złotkowski przed walką powiedział, że Teixeira "jest wypalony". Teraz trener Jocz stwierdził, że na Glovera nie trzeba było być gotowym na 100 procent... tylko po prostu coś tego dnia nie wyszło. Nie wdarło się lekkie rozluźnienie w trakcie przygotowań?
– Nie. Mam wrażenie, że to jakieś cytaty wyrwane z kontekstu. Trenowaliśmy naprawdę ciężko. Objętościowo i jednostkowo zrobiliśmy taki sam obóz, jak do walki z Adesanyą. Nie taki jak do starcia z Reyesem, bo tam było mniej czasu na zbudowanie formy. Nie jest tak, że odpuściliśmy camp do Glovera. Myślę, że trenerowi Joczowi chodziło o to, że gdybym ja był w odpowiedniej dyspozycji, to może i 80 procent mnie wystarczyłoby na niego... ale nie było nawet 20. Natomiast tak jak mówię, trenowaliśmy pod najlepszą wersję Glovera, tak jak cały czas mówiłem. Co do słów trenera Złotkowskiego, nie odniosę się, bo nie widziałem całego wywiadu. Ale naprawdę nie wydaje mi się, żeby uważał Glovera za "wypalonego".
– Rozumiem. Jakby co, zapraszam na naszą stronę. Drugi argument, którego fani i eksperci się doszukują – czy nie zabrakło sportowej złości? Wcześniej walczyłeś z takim Rockholdem czy Andersonem, za którymi nie przepadałeś. Tutaj cały czas było miło, sympatycznie. Czy w takim wypadku nie jest trudniej wyzwolić agresji w oktagonie?
– Walczyłem już z rywalami, z którymi miałem dobrą relację. Wygrywałem takie walki, i to przed czasem! Wiesz co, może trzeba do to przeanalizować, może tak było. Być może gdybym dostał okazję do rewanżu, zawalczyłbym inaczej. To nie zmienia faktu, że faktycznie muszę się zastanowić nad tym, dlaczego czułem się w tej walce tak a nie inaczej. Lecz tak jak mówię – nie ma dla mnie różnicy, czy kogoś lubię czy nie. Zawsze chcę wygrać, znokautować rywala. Tutaj po prostu coś nie zagrało.