| Inne

Przemysław Babiarz – 58. urodziny. "Skoki narciarskie? Komentarzy i kąśliwych uwag nie czytam"

Od 30 lat jest związany z Telewizją Polską. Komentował wyczyny Polaków na najważniejszych sportowych imprezach. Na żywo widział złote medale Justyny Kowalczyk, Anity Włodarczyk i Kamila Stocha. 4 listopada 2021 roku świętuje 58. urodziny. Dla Przemysława Babiarza tematy tabu nie istnieją...

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Niezaszczepieni lekkoatleci będą mieć kłopot. Jasny przekaz PZLA

Czytaj też

Kajetana Duszyńskiego, który wraz z Karolem Zalewskim, Natalią Kaczmarek i Justyną Święty-Ersetic

Niezaszczepieni lekkoatleci będą mieć kłopot. Jasny przekaz PZLA

Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Możemy porozmawiać, niekoniecznie o sporcie, przy okazji 58. urodzin?
Przemysław Babiarz: – Oczywiście. Zaczynajmy!

– Śledzi pan wydarzenia spoza "własnych" dyscyplin?
– Oglądałem oczywiście spotkanie Albania kontra Polska, która wygraliśmy 1:0. Skupiam się jednak przede wszystkim na lekkiej atletyce, pływaniu i skokach narciarskich. Mogę śmiało powiedzieć, że oglądam o wiele mniej sportu niż kiedyś. Wynika to z tego, że jest nadpodaż.

– Jak to?
– Kiedyś był odświętnością. Zwłaszcza w czasach, gdy nie było tylu kanałów sportowych, choćby TVP Sport. Zawody i mecze pojawiały się na otwartych antenach. Czasami na honorowym miejscu, jak podczas igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata w piłce nożnej, często po północy. Bywało, że jeździliśmy komentować wydarzenie za granicę, następnie robiliśmy montaż na znacznik i wychodziło z tego 60 minut. Lata temu pokazywało się tylko najważniejsze imprezy. Polską ligę w piłkę? Bardzo rzadko. Bywało i tak, że w latach 70. znikała, bo była mało atrakcyjna. Te rozgrywki schodziły na dalszy plan. Jestem komentatorem i uprawiam ten zawód od 30 lat, więc wiem, że nie ma dobrego wejścia w tkankę sportową bez poczucia pewnej ekskluzywności. Odświętności. Trzeba po prostu czuć, iż ma się do czynienia z wielkim wydarzeniem. Trudno "zapalić się" do oglądania w wolnym czasie meczów, na przykład, drugiej ligi piłkarskiej.

– Jest przesyt sportu?
– Mam różne doświadczenia. Pracowałem w "Wizji Sport" przez półtora roku (między wrześniem 1999 a kwietniem 2001 roku – przyp. red.). Tam pojawialiśmy się nawet na podrzędnych galach bokserskich. Trafiliśmy do wschodniego Londynu. Było dużo kebabów dookoła. Pracowaliśmy z zapałem. Nie pokazywaliśmy, że coś nam nie pasuje. Jednak już w fazie przygotowań wiedzieliśmy, że to nie było to...

– Po 30 latach w zawodzie ma się dość dziennikarstwa?
– Nie. Minął ten czas, w pewnym sensie jak jeden dzień, chociaż były pewne fluktuacje. Nawet będąc w nowym miejscu pracy miałem ochotę powrócić do Telewizji Polskiej. To było odejście z planem powrotu. Tak założyłem.

Niezaszczepieni lekkoatleci będą mieć kłopot. Jasny przekaz PZLA

Czytaj też

Kajetana Duszyńskiego, który wraz z Karolem Zalewskim, Natalią Kaczmarek i Justyną Święty-Ersetic

Niezaszczepieni lekkoatleci będą mieć kłopot. Jasny przekaz PZLA

Najlepsze igrzyska lekkoatletów? "Były dwie sensacje"
Tokio 2020, lekkoatletyka. Przemysław Babiarz i Sebastian Chmara
Najlepsze igrzyska lekkoatletów? "Były dwie sensacje"

Mistrz przewiduje: Tomala może bić rekordy świata

Czytaj też

Robert Korzeniowski i Dawid Tomala

Mistrz przewiduje: Tomala może bić rekordy świata

– Gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie, to przyszedłby pan raz jeszcze na casting w TVP?
– Oczywiście. Była to dla mnie szczególna chwila w życiu. Przed pojawieniem się w Warszawie byłem aktorem w Teatrze Wybrzeże. W marcu dowiedziałem się, że nie przedłużą ze mną kontraktu. W teatrze są bowiem rozmowy sezonowe. Dyrektor przedstawia plany każdemu aktorowi. Mnie powiedział wprost: "Pan wybaczy... widzimy kogoś innego na to miejsce". Wtedy zacząłem szukać nowej pracy. Konkurs na prezenterów i komentatorów na Woronicza pokrył się w czasie idealnie. Zgłosiłem się. Przed zostaniem aktorem interesowałem się sportem. Traktowałem to hobbystycznie. Skupiałem się głównie na sztuce i literaturze, studiowałem teatrologię. Nagle okazało się, że jest szansa, by potraktować hobby jako zajęcie, które da lepszy chleb. W teatrze ten bochenek był raczej "słabo dostępny". Zarabiało się mało. Seriali było jak na lekarstwo. Młody człowiek nie miał też za bardzo gdzie dorobić.

– Zostańmy może przy aktorstwie. Jak pan wspomina grę w spektaklu "Jacek Rozróba"?
– O tyle dobrze, że mogłem się w nim popisać wychwytem na drążku. W scenografii do bajki Lucyny Legut był trzepak. Jacek wychodził na podwórko. Spotykał tam postacie realne i baśniowe. Początkowo ta rola była pisana dla kogoś innego, ale ten aktor dostał rolę w filmie. Zatrudniono więc Babiarza. Gdy pojawiałem się na scenie, brałem duży rozpęd, skakałem, łapałem się drążka. Robiłem wymyk i znajdowałem się na górze. Starszym kolegom to imponowało. Działo się!

– Ma pan do wyboru: aktorstwo, pisanie artykułów i komentarz sportowy. Jak wyglądałoby podium?
– Bardzo trudny wybór. Wszystkie zajęcia mają część wspólną – przedstawienie. Klasyczne dziennikarstwo, pisanie tekstów do gazet i rozmowy mnie ominęło. Zawsze jednak uczestniczyłem w pewnych spektaklach. A to wielkie wydarzenie sportowe, a to praca w studiu albo granie na deskach teatru. Czułem skok adrenaliny. Dobrze się czuję w takich momentach. Dostaję skrzydeł. Tremę oczywiście zawsze miałem i… mam. Wiąże się nierozerwalnie z chęcią jak najlepszego występu. Telewizja powitała mnie z szeroko otwartymi ramionami. A teatr "wypluł". Pożegnałem z nim bez żalu. Z perspektywy lat dobrze, że tak się stało. Zostawiliby mnie może na jeszcze jeden-dwa sezony i wegetowałbym nie widząc większego sensu. Nie spróbowałbym czegoś nowego. Życie stanęłoby w miejscu. Może byłoby gorzej? Dostałem wybór. Okazało się, że był ostateczny. W TVP miałem do czynienia z konkursem autentycznym. Był akurat czas przemian w telewizji po 1990 roku. Pozbyto się wielu dziennikarzy, być może tych współpracujących ze służbami. Na wakaty, po kwietniowym castingu, przyjęto dziesięć osób.

– A ci szczęśliwcy to…
– Między innymi Stanisław Snopek, Edward Durda, Wojciech Michałowicz. Mieliśmy dobrą zabawę. Były dwutygodniowe warsztaty. Trzeba było przyjechać do Warszawy. Na własny koszt. Zakwaterowaliśmy się. Uczestniczyliśmy w bardzo ciekawych zajęciach. Prowadzili je specjaliści: profesor Jerzy Młynarczyk, Włodzimierz Szaranowicz, Bohdan Tomaszewski, Bogdan Tuszyński. Mocno się angażowali w pracę z nami.

Mistrz przewiduje: Tomala może bić rekordy świata

Czytaj też

Robert Korzeniowski i Dawid Tomala

Mistrz przewiduje: Tomala może bić rekordy świata

Babiarz i Chmara o złotej sztafecie. "Ten sukces będzie promieniował"
Tokio 2020, lekkoatletyka
Babiarz i Chmara o złotej sztafecie. "Ten sukces będzie promieniował"

Spora rewolucja w lekkoatletyce! Wezmą przykład z... piłki nożnej

Czytaj też

Natalia Kaczmarek, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Holub-Kowalik i Justyna Świety-Ersetic (fot. Getty Images)

Spora rewolucja w lekkoatletyce! Wezmą przykład z... piłki nożnej

– Bohdan Tomaszewski mówił kiedyś, że cały czas był pan uśmiechnięty.
– Dokładnie! Uśmiech miał być przykrywką skrępowania. Postać na scenie nie może się non stop uśmiechać, abstrahując od roli, którą gra. W teatrze to nie pomagało. W telewizji jesteśmy bardziej spontaniczni, bo sami dobieramy słowa. Nie ma prób, dzięki którym utrwalamy rolę. Pan Bohdan wychwycił to już na egzaminie. Gdy stanąłem przed komisją i kamerą zapytał, czy to moja naturalna mimika. Wyjaśniliśmy sobie. Potem musiałem skomentować wymyślony bieg lekkoatletyczny. Wybrałem Bena Johnsona rywalizującego w Seulu na 100 metrów z Carlem Lewisem. Dostałem się. Trafiłem na dobry czas. Szef TVP stawiał na młodych. Przyjmował nas nie po to, byśmy stali w trzecim szeregu. Chciał oglądać naszą pracę.

– Miał pan dużo szczęścia?
– Od razu zaproponowano mi pracę na wizji. W czerwcu poprowadziłem pierwszą "Sportową sobotę". Pod opieką Włodzimierza Szaranowicza. Nagraliśmy całość programu. Nie występowałem na żywo.

– Ponoć musiał pan zdjąć marynarkę…
– Tak. Było bardzo gorąco, a ja miałem taką z grubego tweedu. Byłem z niej bardzo dumny. Włodek zobaczył mnie i powiedział: "Proszę pana... to jest złe. Niech pan ją zdejmie". Skończyło się tak, że występowałem w koszuli.

– Co było dalej?
– Miałem zaszczyt prowadzić studio olimpijskie podczas zmagań w Barcelonie. Byli w nim też Grażyna Torbicka, Tomasz Lis, Katarzyna Dowbor, Dorota Idzi. A mieliśmy upalne lato. Rzucono mnie więc od razu na głęboką wodę. Specyfika tamtych programów studyjnych była trochę inna niż dziś. Nie miałem słuchawki w uchu. Stał tylko telefon na biurku prowadzącego. Gdy wydawca chciał coś przekazać, to aparat migał. Trzeba było odebrać w dobrym momencie i dyskretnie wysłuchać uwag. Teraz to nie do pomyślenia. Mieliśmy długie dyżury. Siedzieliśmy w studiu po kilka godzin. Łączyliśmy nawet transmisje. Przechodziliśmy z dyscypliny na dyscyplinę. Pamiętam, że wtedy "tłukliśmy" głównie gimnastykę sportową i boks. Mieliśmy tego w nadmiarze. Telewizja zakupiła takie prawa, ale bez streamingów z dyscyplin, które najbardziej interesowały Polaków. To była trudna przeprawa!

– Zyskał pan zaufanie szefów podczas wspominanych igrzysk?
– Chyba tak. Dostałem wkrótce propozycję od pana Zygmunta Lenkiewicza przejścia na etat. Wszystko toczyło się w dobrym kierunku. Awanse zawodowe były stopniowe. Taka równia pochyła, ale pod górę, na szczęście o bardzo małym kącie nachylenia. Początek miałem jednak mocny. Odbiorcy mieli w tamtych czasach tylko Telewizję Polską. Polsat i TVN dopiero raczkowały. Gdy występowaliśmy w programach TVP 1 lub TVP 2 byliśmy znani na cały kraj. Oglądalności tamtych programów były nieporównywalne z dzisiejszymi. 5-6 milionów widzów było normą. Nie było rozproszenia rynku. Dywersyfikacji. Szybko zyskiwało się więc popularność.

– Został pan takim dzisiejszym celebrytą?
– Z czasem nauczyłem się nie wypowiadać na tematy, o których nie mam pojęcia. Przestałem opowiadać z kim całowałem się po raz pierwszy i w jakich okolicznościach. Nie mówiłem, jak wyglądała pierwsza randka. A pytania w latach 90. były przeróżne! Szybko dojrzałem. Teraz, w dobie internetu, wróciła pokusa, by być aktywnym w każdej dziedzinie. Uciekam od tego. Chcę mówić tylko o tym, na czym się znam.

– To wakacyjne zdjęcia nie trafiają na Instagrama?
– Nie. Tak nie robię! Kiedyś próbował mnie namówić do tego kolega, podczas maratonu w Nowym Jorku. Był jak mój "menedżer". Mówił: "Wystarczy, że zamieścisz zdjęcie z miejsca, w którym jesteś. Ewentualnie powiesz dwa-trzy słowa". Patrzyłem na niego zbaraniały. Dlaczego miałbym dzielić się życiem prywatnym? Wtedy nabiera się złudnego przekonania, że jest się bardzo ważnym dla świata. To nie dla mnie. Kontroluję pokusę. To tylko rodzaj pychy, z którym trzeba walczyć.

Spora rewolucja w lekkoatletyce! Wezmą przykład z... piłki nożnej

Czytaj też

Natalia Kaczmarek, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Holub-Kowalik i Justyna Świety-Ersetic (fot. Getty Images)

Spora rewolucja w lekkoatletyce! Wezmą przykład z... piłki nożnej

Złoto Otylii głosem Babiarza i... życzenia od mistrzyni
Otylia Jędrzejczak (fot. Getty Images, TVP)
Złoto Otylii głosem Babiarza i... życzenia od mistrzyni

Będą rozmowy z PZLA? "Jest hardcore, pracuję na dwa etaty"

Czytaj też

Marcin Lewandowski, Andrzej Kuch

Będą rozmowy z PZLA? "Jest hardcore, pracuję na dwa etaty"

– Media się zmieniły?
– Bardzo. Wkroczyły w niemal każdy zakątek naszego życia. Godzimy się na to. Uznajemy to za normalny stan. Nie brakuje przecież takich, którzy montują kamery w domu i robią show. W "Czterdziestolatku" był odcinek, w którym do głównego bohatera przyszli ludzie z Polskiego Radia. Zostawili mu mikrofon i powiedzieli, żeby zachowywał się naturalnie. Oczywiście, było na odwrót. W XXI wieku większość nie ma już kłopotu, by pokazać nawet intymne sceny.

– Niedobrze?
– Nie. Nie chcę brać w tym udziału.

– A prowadzenie teleturniejów sprawia dużą radość?
– Oczywiście. To praca zespołu, który nabiera wprawy. Liczy się powtarzalność. Myślę teraz przede wszystkim o "Va banque". Program emitowany jest pięć razy w tygodniu. Nagrywamy po cztery odcinki dziennie. Wiele osób musi się angażować, by każdy był dobry. Czerpię z tego ogromną satysfakcję.

– Czy w dziennikarstwie sportowym też widać zmiany?
– Stało się o wiele bardziej emocjonalne. Z natury taki jestem. Nie powściągałem się, gdy przyszedłem do telewizji. Mówili mi, że za dużo macham rękami, że mam za bogatą mimikę. Miałem nie krzyczeć i mówić spokojnie. Wtedy ideałem był komentarz niemiecko-radziecki. Obowiązywała wielka fachowość i stonowanie, obcy był klimat włoski i okrzyki po zdobyciu bramki. Wystarczały spokój i dobra znajomość tematu. Musiałem ograniczać ekspresję. Uważam, że to na pierwszym etapie pracy bardzo dobra nauka. Z komentarzem jest trochę tak, jak z pierwszym honorarium. Gdy dostanie się pieniądze, to patrzymy bardziej na nie, niż na dziedzinę, która nam je dała. Tak samo jest też z miłością. Gdy nie jest za szybko skonsumowana, to wchodzi na wyższe poziomy.

– Mamy teraz za dużo krzyku w telewizji?
– Gdy komentator zaczyna się wydzierać od razu, to nie ma pola do popisu w kolejnych transmisjach. No bo co może dać więcej odbiorcy? Trzeba się opanować. Wolę takiego komentatora, który pisze teksty, wstępy, analizuje statystyki i dopiero na końcu podnosi głos. Wtedy jest w porządku. Bohdan Tomaszewski jednak ostrzegał: "Sport bez emocji byłby nie do zniesienia".

– A pan nadal się uczy?
– Oczywiście. Szefowie stawiają przede mną coraz to nowe wyzwania.

– Chodzi o skoki narciarskie?
– Bingo. Wielu się na tym zna, nawet szczegółowo. To ich pasja. Zajmują się tylko tym. Śledzą zawodników nawet z czterdziestych miejsc. Analizują wyniki z Pucharów Kontynentalnych. Mnie takie kwestie mniej pasjonują. Inaczej jest, jeśli chodzi o lekką atletykę. Gdy nie byłem komentatorem wynajdywałem nieznane nazwiska. Sprawdzałem życiorysy. Do dziś lubię oglądać listy startowe. Ta dyscyplina jest bardziej migotliwa. Jest wiele konkurencji. A w skokach narciarskich, choć zawodnicy mają tak wiele prób na obiektach normalnych, dużych albo mamucich, to mamy do czynienia z tylko jedną konkurencją.

– Bywały nieprzespane noce po nieprzychylnych komentarzach?
– Nie. Nauczyłem się dystansu. Jeśli ktoś do mnie zadzwoni, spotka się na żywo albo wyśle list, to wtedy mogę się przejąć krytyką. Na komentarze i kąśliwe uwagi w Internecie nie mam wpływu. Nie czytam po prostu.

– To jak wygląda tak naprawdę praca komentatora poza kamerami i zasięgiem mikrofonów?
– Liczą się szczególiki. Przygotowanie do transmisji zajmuje około trzech godzin. Nawiążę do skoków. Gdy dostaniemy listę startową i zobaczymy na niej ponad 50 skoczków, zapełniamy kartkę różnymi skrótami. Wypisujemy tych, którzy byli przed rokiem na tym obiekcie, co się u nich zmieniło. Ile razy ktoś był w czołowej "10" w trwającym sezonie, ile razy stawał na podium. Jest szereg informacji o każdym zawodniku. Po czasie kojarzymy fakty, te związane ze ścisłą czołówką. Gorzej jest, gdy przyjeżdżają Koreańczycy. Trzeba szukać ciekawostek. Zainteresować widza. Ważne jest też wracanie do podstaw konkurencji. Można mówić choćby o zasadach mierzenia skoku, itp..

– Pan to po prostu lubi?
– Lubię sprawdzać fakty. Najczęściej kibice pytają: "A jak to będzie? Kto wygra?". Tego nie da się nigdy przewidzieć. Tylko gdybamy. Skupiając się na faktach, wiemy tylko, co się wydarzyło. Znalezienie prawidłowości i ciekawostek ciągle bardzo mnie rajcuje.

– To co sprawia największą trudność w komentowaniu skoków?
– Zacząłem się nimi zajmować wtedy, gdy aparatura komputerowa bardzo się rozbudowała. Nie jestem w stanie określić, jak długo podczas występu jednego skoczka jestem skupiony na konkretnej próbie, a jaki procent czasu pochłania mi zerkanie na monitor i kartkę z notatkami. Mamy zawsze trzy punkty fiksacji uwagi. Dobrze, że w kabinie jest partner, bo dzięki temu uzupełniamy się. Parametry skoku sporo zmieniają. Zdarza się tak, że wydzieramy się, bo Polak niby ma objąć prowadzenie, a potem następuje weryfikacja, bo akurat wiatr zmienił się w trakcie lotu. Trzeba korekty sądu, przyznać się do błędu. Świetnym przykładem był konkurs w Pjongczangu. Trwał wiele godzin. Dobrze, że z Włodkiem siedzieliśmy w ciepłym, zamkniętym pomieszczeniu. Współczuliśmy zawodnikom – zimne piekło. Wydawało się, że już mamy medal. Okazało się, iż nie. Trudna jest sytuacja komentatorów... Część widzów obciążą komentatorów nawet winą za porażkę. Często mówią: "Jak on komentuje, to nasi nigdy nie wygrają!". Musimy się z tym liczyć. A jest jeszcze jedna ciekawostka…

Będą rozmowy z PZLA? "Jest hardcore, pracuję na dwa etaty"

Czytaj też

Marcin Lewandowski, Andrzej Kuch

Będą rozmowy z PZLA? "Jest hardcore, pracuję na dwa etaty"

"Jak oni to zrobili!? Bez łaski!" Polski rekord świata głosem Babiarza
fot. TVP
"Jak oni to zrobili!? Bez łaski!" Polski rekord świata głosem Babiarza

Mamy wielką lekkoatletyczna imprezę w Polsce!

Czytaj też

Polscy lekkoatleci na Stadionie Śląskim

Mamy wielką lekkoatletyczna imprezę w Polsce!

– Mianowicie?
– Po 45. roku życia musiałem zmienić okulary. Nie mogłem obyć się bez takich do czytania. A gdy je zakładałem, to nie mogłem patrzeć w dal. Zerkałem ponad nimi. Długo namawiano mnie na okulary progresywne. Mam je dopiero od roku. Trudno się było przyzwyczaić. W dziupli komentatorskiej mam jeszcze dodatkową parę. Jest "wesoło". Nie zwalam błędów na wzrok, ale ta praca jest szybka i trudna. Trzeba być non stop skupionym na monitorach i… bieżących wydarzeniach.

– Wspomniał pan o Włodzimierzu Szaranowiczu. O co chodziło w historii z rozpuszczaniem miodu?
– Byłem jego uczniem-asystentem. Usłyszałem wiele cennych porad. Po latach zostaliśmy przyjaciółmi. Jego przygotowanie do wielogodzinnej transmisji lekkiej atletyki było trudne. W tej dyscyplinie jest kilkaset nazwisk, a nie kilkadziesiąt. Są dylematy, jak reagować. Dawniej nie było szansy błyskawicznej weryfikacji informacji w Internecie. Papier – to było główne źródło wiedzy. Mieliśmy nożyczki, wycinaliśmy wyniki i przyklejaliśmy na listy startowe. Chcieliśmy bowiem każdą konkurencję "ogarniać" jednym spojrzeniem. A rozproszone notatki to "zabójstwo". Robiliśmy wszystko, by skupiać się na prawie wszystkich wydarzeniach na bieżni i stadionie. A co do miodu... Włodek roztapiał go w butelce wody, a potem sobie popijaliśmy, bo jeśli przegapi się ten moment, w którym spadnie cukier w organizmie, to komentator zaczyna się mylić. Jedno jest poza dyskusją. Przed transmisją nigdy nie można pić alkoholu, bo to nasz wróg!

– Ryzyko pomyłki jest wpisane w zawód komentatora.
– Tak. Z jednej strony budzi dodatkową porcję emocji, z drugiej każda pomyłka bardzo mobilizuje do pracy. Nie można, mimo upływu lat powiedzieć: "To się jakoś pyknie...". Nie ma takiej opcji.

– Kto w tej branży jest wzorem do naśladowania?
– Nie wzorowałem się na nikim. Miałem, i owszem, swoje autorytety. Wiedziałem, że jeśli coś powiedzą, to warto tego posłuchać. Pan Tomaszewski dawał mi dobre rady. Zapamiętywałem. Były niezwykle cenne. Miał wyjątkową zdolność do skrótowego, syntetycznego ujmowania rzeczy. Pisał i komentował. Kto pisze, ma zdolność przekazywania celnych uwag. Drugą ważną postacią był Bogdan Tuszyński. Stary, dobry styl menedżera. Wielki autorytet nie tylko dla Włodka Szaranowicza i Darka Szpakowskiego. Mnie również wzmocnił. Po pierwszych zajęciach wręczył mi wizytówkę i powiedział: "Panie! Jak w tej telewizji jakieś skur... nie będą chciały pana do czegoś dopuścić, to przyjdź pan do mnie, do radia". Gdy dostaje się taki sygnał, to pracuje się lepiej. W teatrze tak o mnie nie dbali. Uchylono ledwie drzwi. A w TVP je otworzyli. Nadal jestem za to wdzięczny.

– Wróćmy może jeszcze do warsztatu dziennikarskiego. Czy wypada zaprzyjaźniać się z zawodnikami?
– Takim jest w moim przypadku z Sebastianem Chmarą. Tyle tylko, że on nie jest już czynnym sportowcem. Z niektórymi miałem bardziej ożywione relacje. Otylia Jędrzejczak i Anita Włodarczyk to dobre przykłady. Potrafimy do siebie zadzwonić towarzysko. Kiedyś przyjechał do nas angielski komentator ze "Sky Sports". Zrobił szkolenie. Opowiadał, co stanowi obiekt jego zainteresowań podczas pracy. Mówił, że interesuje się przede wszystkim wydarzeniami boiskowymi, stadionowymi. Nie zaprzyjaźniał się nigdy ze sportowcami. Dlaczego? Jeśli ktoś jest czynnym zawodnikiem, to dziennikarz czuje się potem zobowiązany. Po czyjej stronie należy stanąć, gdy pojawi się podejrzenie o doping? Lepiej nie kusić losu. Bliskie spotkania trzeciego stopnia podczas kariery są dość niebezpieczne. A potem? Proszę bardzo. Dużo czasu spędzałem choćby z Jerzym Kulejem i Krzysztofem Kosedowskim.

– Gdybym obudził o 3 w nocy i zapytał o pana ulubiony komentarz, to na co padłby wybór?
– Pierwsze złoto olimpijskie Otylii Jędrzejczak! Było to dwanaście lat po moim przyjściu do TVP. Dopiero wtedy zacząłem być postrzegany jako komentator. Wcześniej widziano we mnie głównie prezentera. Po Atenach doceniono mnie wreszcie zawodowo. Komentowałem też medale Justyny Kowalczyk i Kamila Stocha. Wielkie emocje. Letnie igrzyska olimpijskie to było też ogromne przeżycie. W Rio de Janeiro relacjonowałem konkurs ze złotem Włodarczyk. Najbardziej usatysfakcjonowany swoim komentarzem jestem po złotym medalu sztafety 4x400 metrów mężczyzn podczas Halowych Mistrzostw Świata z Birmingham w 2018 roku. Wracam do niego często. Byliśmy z Sebastianem Chmarą w optymalnej formie. Wszystko "weszło" idealnie. Skojarzenia. Rytm. Tak, to chyba moja najlepsza transmisja.

– Jakie marzenia?
– Chcę, by świat był wreszcie normalny. Nie "nowonormalny". Chcę, byśmy chodzili bez masek. Żeby była zawsze widownia podczas imprez. Kiedyś rugowano ze sportu manifestacje polityczne. W Meksyku, w 1968 roku, wykluczono medalistów z USA po biegu na 200 metrów. Podnieśli pięści w czarnych rękawiczkach. To było nie do akceptacji. Dziś potoczyłoby się to zupełnie inaczej. To zmiana na gorsze. Na początku lat 90. mieliśmy surowo przykazane: żadnych polityków na trybunach w kamerze. Należało zajmować się tylko sportem. Teraz trudno to sobie wyobrazić. Nie chcę powiedzieć, że politycy są intruzami. Nie chcę ich dezawuować. Po prostu lata temu były takie, a nie inne zasady. Nie były one takie złe...

– Chciałbym wrócić do sportu, który nie jest manifestacją polityczną, ani obyczajową. Nie chwalimy skoczka za to, że skoczył na golasa. To idiotyzm. Wybryk. Teraz w mediach mówi się o tym jednak, jakby to była odwaga. Odwagą by było, gdyby groziło mu za to więzienie. Przynajmniej postawiłby coś na szali. A tak z góry jest skazany na poklask. Cóż to za odwaga?

Mamy wielką lekkoatletyczna imprezę w Polsce!

Czytaj też

Polscy lekkoatleci na Stadionie Śląskim

Mamy wielką lekkoatletyczna imprezę w Polsce!

Babiarz komentuje srebro "Aniołków". "Tak się biega w Raciborzu!"
fot. PAP/EPA
Babiarz komentuje srebro "Aniołków". "Tak się biega w Raciborzu!"

– Mówił pan w jednej z rozmów: "Przyszłość jest niewiadomą".
– Bo jest! Upadają kolejne zasady. Niepokoi mnie skrajna profesjonalizacja sportów paraolimpijskich. Mimo wszystko patrzymy na nich pełni empatii, bo przedzierają się przez trudności, wbrew ułomnościom. Chcemy ich podziwiać. Ale gdy dowiadujemy się, że zaczynają brać doping i oszukiwać, to jest słabo... Bardzo niepokoi mnie obecny przewodniczący Światowego Komitetu Paraolimpijskiego (Andrew Parsons – przyp. red.). Jest PR-owcem. Chce uzyskać niezależność finansową. Chce zamienić sport paraolimpijski w korporację. To oznacza "śmierć" tego sportu.

– Pewnie idealnym zakończeniem kariery zawodowej byłoby skomentowanie igrzysk olimpijskich w 2028 roku w Los Angeles?
– Przyjemnie byłoby relacjonować zawody z miejsca, gdzie mistrzami olimpijskimi zostawali Janusz Kusociński oraz Stanisława Walasiewiczówna. Legendy polskiego sportu przedwojennego. Wtedy te dwa złote medale znaczyły bardzo dużo. Odwiedziłbym też miejsce, gdzie nie pojawili się Polacy w 1984 roku. Jeśli jednak taki wyjazd ma zostać okupiony "dziwactwami", hiperbańką, obostrzeniami, to nie będzie aż tyle radości.

– Na koniec chciałem poprosić o odpowiedzi na "szybkie strzały"!
– No dobrze...

– Pies czy kot?
– I pies i kot. Mam cztery koty i psa.

– Lato czy zima?
– Lato!

– Pizza czy burger?
– Oczywiście pizza.

– Podróż czy odpoczynek?
– Już teraz odpoczynek. Kiedyś było inaczej.

– Lekkoatletyka czy pływanie?
– Lekkoatletyka.

– Lekkoatletyka czy skoki narciarskie?
– Lekkoatletyka.

– Leonardo DiCaprio czy Brad Pitt?
– Brad Pitt...

– Usain Bolt czy Michael Phelps?
– Pomidor. Podziwiam obu.

– Anita Włodarczyk czy Paweł Fajdek?
– Również pomidor.

– Na koniec Adam Małysz czy Kamil Stoch?
– Nie mogę powiedzieć inaczej – pomidor. To ikony! Zestawianie ich zawsze będzie ryzykowne. Wolę się na ten temat nie wypowiadać.

Rozmawiał Filip Kołodziejski

Legendarne komentarze i wcielenie w... Krawczyka. Urodziny Babiarza
Urodziny Przemysława Babiarza. Legendarne komentarze ze skoków i lekkoatletyki (fot. TVP)
Legendarne komentarze i wcielenie w... Krawczyka. Urodziny Babiarza

Zobacz też
Moc piłkarskich emocji w TVP. Sprawdź plan transmisji
Sportowa zapowiedź tygodnia w TVP. Sprawdź ramówkę i plan transmisji 2-8 czerwca 2025 (fot. Getty)

Moc piłkarskich emocji w TVP. Sprawdź plan transmisji

| Inne 
Czerwiec 2025 w TVP Sport – sprawdź, co pokażemy!
Czerwiec 2025 w TVP Sport – sprawdź, co pokażemy! (fot. Getty)

Czerwiec 2025 w TVP Sport – sprawdź, co pokażemy!

| Inne 
Tragiczny wypadek autobusu. Zginęło 22 sportowców
22 sportowców zginęło w wypadku w Nigerii (fot. Getty)

Tragiczny wypadek autobusu. Zginęło 22 sportowców

| Inne 
Wielki sukces Polaków. Mamy medal ME! [WIDEO]
Polacy sięgnęli po brązowy medal ME (fot. Getty).

Wielki sukces Polaków. Mamy medal ME! [WIDEO]

| Inne 
Carlsen wciąż liderem, Duda spada
Jan-Krzysztof Duda (fot. Getty)

Carlsen wciąż liderem, Duda spada

| Inne 
Polskie zespoły odpadają w półfinale LM
Miłosz Redzimski nie pomógł swojemu zespołowi w awansie do finału Ligi Mistrzów (fot. Getty Images)

Polskie zespoły odpadają w półfinale LM

| Inne 
Prezes polskiego związku sportowego wybrany po raz kolejny
(fot. Getty Images)

Prezes polskiego związku sportowego wybrany po raz kolejny

| Inne 
Deklasacja! Polacy mistrzami Europy!
Mirosław Ziętarski, Mateusz Biskup (fot. TVP Sport)

Deklasacja! Polacy mistrzami Europy!

| Inne 
Beach Pro Tour: Polacy zajęli pierwsze miejsce w grupie
Bartosz Łosiak (fot. Getty Images)

Beach Pro Tour: Polacy zajęli pierwsze miejsce w grupie

| Inne 
Polak dalej szefem światowej organizacji. Zapowiedział przełomowe zmiany
Gianni Infantino i Witold Bańka (fot. Getty)

Polak dalej szefem światowej organizacji. Zapowiedział przełomowe zmiany

| Inne 
Polecane
Najnowsze
Barca ma plan. Wiadomo, co z Wojciechem Szczęsnym!
nowe
Barca ma plan. Wiadomo, co z Wojciechem Szczęsnym!
| Piłka nożna / Hiszpania 
Marc-Andre ter Stegen i Wojciech Szczęsny (fot. Getty).
Kto w finale Ligi Narodów? Oglądaj mecz Niemcy – Portugalia w TVP!
Niemcy – Portugalia, półfinał Ligi Narodów. Transmisja online meczu na żywo w TVP Sport (4.6.2025)
transmisja
Kto w finale Ligi Narodów? Oglądaj mecz Niemcy – Portugalia w TVP!
| Piłka nożna 
NBA: kolega Sochana najlepiej blokującym ligi
Victor Wembanyama (fot. Getty Images)
NBA: kolega Sochana najlepiej blokującym ligi
| Koszykówka / NBA 
Lewandowski nie ma wątpliwości: co najmniej rok
Robert Lewandowski (fot. Getty)
Lewandowski nie ma wątpliwości: co najmniej rok
| Piłka nożna / Hiszpania 
Moc piłkarskich emocji w TVP. Sprawdź plan transmisji
Sportowa zapowiedź tygodnia w TVP. Sprawdź ramówkę i plan transmisji 2-8 czerwca 2025 (fot. Getty)
Moc piłkarskich emocji w TVP. Sprawdź plan transmisji
| Inne 
Poznaliśmy ostatniego beniaminka ligi. Smutek Polaków
Drużyna Arkadiusza Recy (z prawej strony) i Przemysława Wiśniewskiego nie awansowała do Serie A (fot. Getty).
Poznaliśmy ostatniego beniaminka ligi. Smutek Polaków
| Piłka nożna / Włochy 
Przełomowy tydzień Legii Warszawa? Nowy trener już o krok!
Aleksiej Szpilewski może zostać nowym trenerem Legii Warszawa (fot: Getty)
Przełomowy tydzień Legii Warszawa? Nowy trener już o krok!
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Do góry