W sobotę 6 listopada Saul "Canelo" Alvarez (57-1-2, 39 KO) pokazał jak zdobywa się pięściarską nieśmiertelność. Nokautując w 11. rundzie Caleba Planta (21-1, 12 KO) ukończył misję ekspresowego podboju kategorii superśredniej. Zebrał komplet mistrzowskich tytułów – to coś, co nie udało się wcześniej takim legendom jak Floyd Mayweather (50-0) i Manny Pacquiao (62-8-2). A na horyzoncie pojawiły się już kolejne ambitne wyzwania...
Przed pierwszym gongiem najwięcej niewiadomych dotyczyło Planta. Choć Amerykanin wniósł do ringu pas federacji IBF, to pod wieloma względami wciąż był pięściarzem niesprawdzonym. Wiatru w żagle miał mu dodać nie tylko najlepszy obóz w karierze, ale także nieoczekiwane wsparcie Andre Warda (32-0). Poprzedni wielki dominator kategorii superśredniej nie tylko podzielił się kilkoma wskazówkami, ale także jako jedyny otwarcie zapowiadał sensację.
Czas pokazał, że realnych szans na spełnienie tej prognozy właściwie nie było. Zaczęło się obiecująco, ale od zakończenia czwartej rundy (skądinąd być może najlepszej w wykonaniu Amerykanina w całej walce) do głosu zaczął dochodzić Canelo. Meksykanin już w pierwszej rundzie pokazał, że potrafi wywierać presję i skutecznie zamykać rywala przy linach właściwie bez zadawania ciosów.
Punktacja niektórych starć mogła być pewnym wyzwaniem. Koniec końców dla sędziów w teorii najbardziej liczą się celne, mocne ciosy oraz to na czyich zasadach prowadzona jest walka. W sobotę nie mogło być co do tego żadnych wątpliwości – Alvarez od początku grał w swoją grę i nie pozwolił rywalowi na złapanie wiatru w żagle. Nawet jeśli momentami pojawiały się drobne wyboje (boczna pozycja rywala sprawiała, że chwilami trudno było go trafić czysto w głowę), to ringowa inteligencja szybko podpowiadała najlepsze rozwiązania.
Liczby i fakty
Jeszcze przed zakończeniem pojedynku dało się zauważyć, że po lewej stronie korpusu Planta pojawiły się obrażenia mówiące sporo o sile ciosów Canelo. Choć przeciwnik był trudny do namierzenia, to faworyt wciąż konsekwentnie próbował i metodycznie dążył do wygrania przed czasem. Wyższość ostatecznie zademonstrował w jedenastej rundzie, a początkiem końca był potężny cios podbródkowy.
– Caleb to dobry pięściarz. Szanuję go - był naprawdę wymagającym przeciwnikiem o sporych umiejętnościach. Koniec końców obaj jesteśmy facetami i wyjaśniliśmy wszystkie nieporozumienia. On chciał dalej walczyć, a ja powiedziałem mu, że w takiej porażce nie ma wstydu. To była świetna walka – ocenił na gorąco Canelo.
Nokaut wyprzedził to, co i tak szykowało się na kartach punktowych. Steve Weisfeld po dziesięciu rundach punktował 98:92, Dave Moretti 97:93, a Patricia Morse Jarman 96:94 – wszyscy na korzyść Canelo. Według statystyk CompuBox to Alvarez zadał więcej celnych ciosów (117 vs 101) i był skuteczniejszy (32 proc. vs 23 proc.), a różnicę najlepiej widać podczas analizy tzw. "mocnych uderzeń" ("power punches").
Plant z godnością zniósł pierwszą porażkę w zawodowej karierze. Oczekiwania nie były wysokie, a on i tak wytrwał w ringu dłużej niż Billy Joe Sauders (30-0) – pobity w poprzednim występie ówczesny czempion federacji WBO. Na więcej Amerykanin nie miał szans, ale Canelo w tej wersji wygląda na koszmar niemal wszystkich zawodników od kategorii średniej aż do półciężkiej.
Elita wita
Zwycięstwo pozwoliło dołączyć do wyjątkowo zacnego grona. Od 2007 roku w erze czterech najważniejszych federacji (WBA, WBC, IBF, WBO) tylko pięciu pięściarzy potrafiło zdobyć komplet tytułów w poszczególnej kategorii. Bernard Hopkins (46-2-1), Jermain Taylor (24-0), Terence Crawford (31-0) i Ołeksandr Usyk (15-0) potrzebowali na to jednak sporo czasu – może tylko za wyjątkiem tego drugiego, który po prostu odebrał pasy Hopkinsowi przy pierwszej możliwej okazji.
Canelo wybrał jednak inną drogę. Do kategorii superśredniej na poważnie zawitał w grudniu 2020 roku. Wówczas próbował nadrobić czas stracony za sprawą pandemii i na początek zdecydował się na najtrudniejsze wyzwanie. Callum Smith (27-0)– mistrz świata i najwyżej notowany zawodnik według „The Ring” – został pobity jako pierwszy, a 11 miesięcy później na mapie kategorii superśredniej nie ma już żadnego innego mistrza.
MISTRZOWSKIE WALKI CANELO W KAT. SUPERŚREDNIEJ
Grudzień 2020: Callum Smith (27-0) (WBA, WBC) – UD
Maj 2021: Billy Joe Saunders (30-0) (WBA, WBC, WBO) – RTD 8
Listopad 2021: Caleb Plant (21-0) (WBA, WBC, WBO, IBF) – TKO 11
Patrząc na chłodno osiągnięcie musi robić wrażenie - Alvarez w wielkim stylu ograł trzech niepokonanych mistrzów, z których każdy reprezentował inne wyzwanie. Smith wygrał solidnie obsadzony turniej World Boxing Super Series (WBSS), a do tego imponował warunkami fizycznymi (190 cm wzrostu) i siłą ciosu. Na Canelo nie miał jednak żadnych argumentów i mocno poobijany skutecznie walczył tylko o dotrwanie do ostatniego gongu.
Podobna sztuka nie udała się Saundersowi i Plantowi. Pierwszy z nich chwilami potrafił sprawić dyskomfort odwróconą pozycją, ale w końcu nadział się na potworny podbródek. Diagnoza lekarzy po przerwaniu walki była brutalna – pęknięty oczodół. Nie wiadomo, czy Brytyjczyk jeszcze kiedykolwiek wróci na ring. W sobotę Amerykanin wytrwał nieco dłużej, ale ostatecznie podzielił smutny los Saundersa.
Kwartet wspaniałych?
Co teraz? Tego jeszcze nie wie nikt. Spore znaczenie dla kolejnych planów obozu Meksykanina będzie miała zapewne liczba sprzedanych pakietów Pay-Per-View. Dla Canelo to powrót do tej formuły po trwającym kilkanaście miesięcy romansie z platformą streamingową DAZN. Amerykańskie media spekulują, że za występ na gali Showtime nowy niekwestionowany mistrz dostanie ponad 40 milionów dolarów.
Zarobki podobnej wielkości wydają się możliwe tylko przy modelu PPV. Całe przedsięwzięciedopiero wtedy będzie miało sens, gdy zgodzą się obie strony równania. Na razie sobotni zwycięzca zapowiedział dłuższy odpoczynek i wakacje z rodziną. Eddy Reynoso – jego trener – jeszcze przed walką z Plantem przedstawił w mediach czterech potencjalnych rywali. Na szczęście każdy w wytypowanych pięściarzy to mistrz świata zaliczany do bokserskiej elity.
POTENCJALNI RYWALE CANELO:
Artur Beterbijew (16-0, 16 KO) – mistrz WBC i IBF kat. półciężkiej
Dmitrij Biwoł (18-0, 11 KO) – mistrz WBA kat. półciężkiej
David Benavidez (24-0, 21 KO) – były mistrz WBC kat. superśredniej
Jermall Charlo (32-0, 22 KO) – mistrz WBC kat. średniej
Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Ze względu na fizyczny rozwój Canelo i jego pięściarski rozkwit w kategorii superśredniej trudno sobie wyobrazić, by teraz mógł wrócić do wagi średniej. Nie ma to zresztą także żadnego sportowego sensu. Niepokonany Benavidez (24-0, 21 KO) to zawodnik, który stracił tytuł przed pojawieniem się Alvareza ze względu na pozytywny wynik testu na kokainę. Magazyn "The Ring" klasyfikuje go na pierwszej pozycji w grupie pościgowej za Canelo.
Benavidez to przy tym agresywny i mocno bijący pięściarz, który miałby nad Canelo wyraźną przewagę warunków fizycznych i mógłby zaskoczyć wydolnością. Taki pojedynek mógłby jednak dojść do skutku tylko przy założeniu dalszej współpracy z projektem Premier Boxing Champions (PBC), co wiązałoby się z kolejnymi walkami w systemie Pay-Per-View.
Bardziej atrakcyjnym wyzwaniem z tego punktu widzenia wydaje się jednak Charlo (32-0, 22 KO). Większy z braci wciąż czeka na wielką walkę i żyje w stanie zawieszenia. Dla Canelo raczej musiałby jednak wkroczyć do nowego środowiska, bo trudno wyobrazić sobie spotkanie w jakimś umownym limicie. Jermall to jednak duży zawodnik kategorii średniej, który w kategorii superśredniej mógłby czuć się jak ryba w wodzie.
Beterbijew (16-0, 16 KO) i Biwoł (18-0, 11 KO) to mistrzowie kategorii półciężkiej (79,4 kg). Pierwszy to wybuchowy król nokautu w słusznym wieku (zbliża się do 37. urodzin), który pod pewnymi względami nieco przypomina Giennadija Gołowkina (41-1-1, 36 KO). Drugi to znakomity technik o szerokim repertuarze sztuczek, za którym nie stoi żadna wielka firma ani prężny promotor.
Canelo już raz pokazał, że w wadze półciężkiej może wygrywać z najlepszymi. Do spotkania z Siergiejem Kowaliowem (34-3-1) doszło jednak w optymalnym momencie– gdy Rosjanin schodził ze sceny, ale jeszcze coś sobą reprezentował. Jego rodacy nie wydają się aż tak zmęczeni boksem, a do tego lepiej prowadzą się między walkami. Pojedynki z nimi to wyzwania czysto sportowe, a nie biznesowe okazje.
Tak naprawdę jakikolwiek pojedynek z kimś z kwartetu BBBC to potencjalny hit. Możliwe jednak, że asa z rękawa wyciągnie Eddie Hearn. Tuż przed walką z Plantem promotor przekonywał, że marzeniem Canelo jest walka na którymś z brytyjskich stadionów. Problem w tym, że... nie widać godnego rywala. Jedyni dwaj – Smith i Saunders – zostali już przez Alvareza pobici. Wszystko wskazuje na to, że w kolejnym etapie kariery Meksykanin może się zatem ścigać już głównie sam ze sobą.
Komentarz:
Piotr Jagiełło, Maciej Miszkin