Faza grupowa kwalifikacji do mistrzostw świata dobiegła końca. Teraz przed nami mecze barażowe. Czego dowiedzieliśmy się w trakcie tych kwalifikacji o Paulo Sousie? Co mu się udało, a czego może żałować?
Paulo Sousa nieźle wykorzystał minione dziesięć miesięcy, by poznać potencjał polskiej drużyny. Na poziomie reprezentacyjnym okrzepli Adam Buksa, Karol Świderski, Damian Szymański, Paweł Dawidowicz czy Kacper Kozłowski. W ataku mamy dziś znacznie szersze pole manewru. Oczywiście, konkurencja jest daleko w tyle za Robertem Lewandowskim, ale dziś poszukiwania jego partnera nie ograniczają się do Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka. Sousa chwali sobie ten wachlarz możliwości, zwracając uwagę, że poszczególni napastnicy prezentują inną charakterystykę. No i potrafią strzelać gole. Może jeszcze nie na najwyższym poziomie, ale widać tu drogę w górę.
Wykorzystać potencjał Lewandowskiego
To był jeden z głównych zarzutów wobec Jerzego Brzęczka. Robert Lewandowski strzelał za jego kadencji 0,44 bramki na mecz. Był to dużo gorszy wynik niż u Adama Nawałki, gdy średnia "Lewego" wynosiła 0,92 bramki na spotkanie. Za kadencji Paulo Sousy te liczby są znów zbliżone do jedynki. W dwunastu meczach Lewandowski zdobył 11 bramek, co daje średnią identyczną do tej za kadencji Nawałki. Co ważne, kapitan polskiej kadry strzelał nie tylko w meczach ze słabszymi rywalami. Skutecznością imponował także podczas mistrzostw Europy – strzelił gola w starciu z Hiszpanią, a do szwedzkiej bramki trafił dwukrotnie.
Postawić na atak
W piętnastu meczach zdobyliśmy 37 bramek. Średnio – 2,46 gola na mecz, a więc liczba o której za kadencji Brzęczka mogliśmy tylko pomarzyć. Wtedy zdobywaliśmy średnio 1,8 bramki na mecz. A za czasów Adama Nawałki – 1,98. Różnica jest widoczna gołym okiem, ale trzeba pamiętać, komu te bramki strzelaliśmy. Bilans został skutecznie podreperowany dwumeczami z Andorą i San Marino (tu średnia wyniosła 4,75 gola na mecz), ale co ważne – strzelaliśmy w każdym meczu. Przeciwko Anglii, Hiszpanii czy Szwecji również. Za kadencji Jerzego Brzęczka aż siedem razy kończyliśmy mecz bez gola (na 24 spotkania).
Puchacz, Milik i inni. Kto najbardziej zawiódł Sousę w eliminacjach?
Wywalczyć awans do baraży
Plan minimum został zrealizowany i to jest najważniejsze. Ale przed nami mecze barażowe, które będą prawdziwą weryfikacją stanu naszej kadry.
Rozwinąć zespół pod względem taktycznym
Pod tym względem weszliśmy poziom wyżej. Przez większość kwalifikacji Sousa stawiał na ustawienie hybrydowe. W fazie ataku mieliśmy czterech obrońców (jak w klasyczny 4-4-2), a w fazie obrony trzech środkowych i po jednym bocznym. W dalszej fazie kwalifikacji Sousa przeszedł już na klasyczne 3-5-2 lub 3-4-3. I, gdy graliśmy w optymalnym ustawieniu, a drużyna była odpowiednio przygotowana pod względem mentalnym, to działało. Treningi pod okiem Sousy z pewnością rozwinęły niektórych naszych piłkarzy, szczególnie tych, którzy dopiero szykują się do wyjazdu z Ekstraklasy lub zrobili to całkiem niedawno.
Na koniec wiele popsuć
Gdy już się wydawało, że coś faktycznie powstaje, a do baraży przystąpimy w roli drużyny rozstawionej, Sousa mocno zachwiał tą całą konstrukcją. Z sobie tylko znanych powodów postanowił oszczędzić liderów, a już po meczu – choć przegraliśmy kluczowe spotkanie – przyznał, że raz jeszcze postąpiłby tak samo. Jeśli podejmujesz tak ryzykanckie decyzje – powinieneś umieć sensownie wytłumaczyć powody, którymi się kierowałeś.
Były kapitan kadry o Sousie: to, co zrobił, jest chore
A TO SIĘ SOUSIE NIE UDAŁO
Wykreować nowych liderów
Mecz z Węgrami był dobitnym dowodem na to, że nadal jesteśmy uzależnieni od tych samych ludzi. Kamil Glik, i Robert Lewandowski muszą być na boisku, jeśli chcemy przeciwstawić się silnemu rywalowi. Potrafimy poradzić sobie bez Piotra Zielińskiego (mecz z Anglią w Warszawie) czy Grzegorza Krychowiaka (Hiszpania na Euro), ale i oni nadal należą do liderów tej drużyny. Gdy zabraknie tej czwórki – a tak było w pierwszej połowie meczu z Węgrami – nasza gra wygląda zupełnie inaczej.
Poprawić gry defensywnej
To nadal wielki problem naszej drużyny. Paulo Sousa postawił na atak, ale płacimy za to dużą cenę. 20 straconych goli w 15 meczach to bardzo kiepski wynik. W tym wypadku Jerzy Brzęczek bije Portugalczyka na głowę. Za kadencji poprzedniego trenera traciliśmy średnio 0,83 gola na mecz. Teraz – 1,33. Ktoś, kto lubi atrakcyjny futbol powie: "Świetnie". Problem zaczyna się wtedy, gdy gramy z rywalem z wyższej półki. Taki, który będzie umiał to wykorzystać, a potem nie da się dogonić. A szanse na zdobycie gola w meczu z nami ma każdy, nawet San Marino czy Andora. I nawet oni potrafią to wykorzystać. Szczególnie kiepsko bronimy przy stałych fragmentów gry i na tym polu nie widać żadnego postępu.
Przekonać do wszystkich wyborów
Niektóre wybory selekcjonera były dziwne. W meczu z Węgrami w podstawowym składzie zagrał Tymoteusz Puchacz, który w klubie nie gra. Selekcjoner regularnie powołuje Przemysława Płachetę, który ma podobne problemy w drużynie klubowej. Na powołania za to bezskutecznie czeka zbierający dobre recenzje w Rosji Sebastian Szymański.
Sousa na Titanicu. Mecze to nie śmieci – nie warto segregować
Wygrać z mocniejszym rywalem
To jest jednak wstyd. Potrafimy się postawić, ale na tym koniec. Remisy z Anglią czy Hiszpanią, a więc drużynami ze światowego topu, to obiecujące wyniki, ale chcąc myśleć o sukcesach – musisz umieć wygrywać także z takimi rywalami. Sousie nie udała się żadna z tych prób, ale chyba… o tym zapomniał. – Jestem optymistą. Wierzę w moich zawodników. Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym, zarówno u siebie jak i na wyjeździe – powiedział po meczu z Węgrami. Problem polega na tym, że… nie pokazali. Pokazali, że są w stanie powalczyć, ale ani raz nie udało się z mocnym rywalem wygrać. I to jest smutne, bo potencjał, by od czasu do czasu sprawić niespodziankę, mamy. A bez tego nie będziemy w stanie przebrnąć przez dwuetapowe baraże do mistrzostw świata.
Kupić kibiców
Umówmy się. Ciężko z kibicami to miał Jerzy Brzęczek. Paulo Sousa jest traktowany z dystansem, krytyka nie jest tak bezpośrednia, ale też Portugalczyk do tej pory nie potrafił kupić kibiców. No bo czym? Najpierw z trwogą patrzyliśmy na nieudany start do kwalifikacji do mistrzostw świata. Eksperymenty ze składem kosztowały nas dwa punkty w meczu z Węgrami (3:3). Fajne momenty mieliśmy z Anglikami na Wembley, ale przegranymi meczami nikt nie buduje sobie PR. Potem były niezbyt obiecujące przygotowania do mistrzostw Europy i porażka ze Słowakami na otwarcie turnieju. Mecz z Hiszpanią mógłby być dla Sousy początkiem czegoś nowego, ale co z tego, skoro Euro przegraliśmy praktycznie w pierwszy dzień? Jesienią kadra strzelała dużo goli, ale też traciła. Mecz z San Marino nie jest pamiętany za siedem bramek strzelonych, ale za tą jedną straconą. Za dużo tego było. Jeśli Sousa kupił czymś polskiego kibica to remisem z Anglią w Warszawie. Uratowanym, pamiętajmy, w samej końcówce. A na koniec i to poszło w piach, bo ten sam kibic chciał zobaczyć na zakończenie kwalifikacji efektowną wygraną nad Węgrami. A zobaczył rezerwowy skład i "Lewego" siedzącego na ławce w roli widza.
Zareklamować Ekstraklasy
Chyba mu na tym nie zależało. Nie jeździł na mecze Ekstraklasy, a zawodników z rodzimej ligi powoływał bardzo rzadko. Na ostatnie zgrupowanie nie zaprosił ani jednego zawodnika grającego na co dzień w Polsce.