18 lis 2021 | Inne

Ester Ledecka chce powtórki z historii. "Wciąż pół-narciarka, pół-snowboardzistka"

Ester Ledecka uważa, że w Pekinie też może zdobyć medale w narciarstwie i snowboardingu jednocześnie. (fot. Getty)

Ester Ledecka cztery lata po historycznym sukcesie w Pjongczangu, gdzie zdobyła złoto w narciarstwie i snowboardzie, ponownie chce podjąć się spektakularnego łączenia obu dyscyplin. – Nadal czuję się pół-narciarką, a pół-snowboardzistką. Więc czemu nie? – zapowiada przed sezonem w rozmowie z Olympics.com. Choć hasło "igrzyska" w jej teamie na co dzień jest zakazane.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Nie wystartują w PŚ w Rosji. "Nasze skocznie zamknięto"

Czytaj też

Maciej Kot, a oprócz niego wszyscy pozostali skoczkowie, którzy nie polecieli na PŚ w Rosji, jadą na obóz do Szwecji. (fot. Getty)

Nie wystartują w PŚ w Rosji. "Nasze skocznie zamknięto"

Cztery lata temu dokonała niewiarygodnego. Będąc jedną z najlepszych snowboardzistek świata w stylu alpejskim, najpierw wzięła udział w zawodach narciarskich. W supergigancie jechała z wysokim numerem, teoretycznie bez szans na wysoką lokatę. A potem na mecie stanęła i nie wierzyła, bo uzyskała na trasie najlepszy czas. Stała na nartach i nie wierzyła. – To prawda, ciesz się. Jesteś mistrzynią olimpijską – ocknął ją w końcu operator kamery, który pracował w strefie hamowania zawodniczek.

A potem ten sen zamiast się skończyć, rozhulał się w najlepsze. I teraz Ester Ledecka z Czech chciałaby to wszystko powtórzyć.

Ester Ledecka nadal łączy światy. Trener: najtrudniejsza robota świata

Na narciarski sukces Ledecka była tak nieprzygotowana, że na konferencję prasową przyszła w goglach. – Nie pomalowałam się, nie sądziłam, że to konieczne – rozbroiła dziennikarzy. A tych przyszła pełna sala. Tamte medale uczyniły Ledecką pierwszą kobietą w historii, która na jednych igrzyskach zimowych zdobyła złoto w dwóch różnych dyscyplinach sportu. W Czechach uzyskała status ikony, w ruchu olimpijskim – legendy, której wspomnienia będą żywe przez kolejne dekady. A to nie był jednorazowy strzał – rok później, w 2019, odebrała jako snowboardzistka kryształowe kule za slalom równoległy i za gigant. Natomiast jako narciarka została w 2020 drugą najlepszą na świecie specjalistką od zjazdu oraz trzecią od superkombinacji.

– Ona jest niemożliwa – wielka Anna Veith, opisując Ledecką, z którą w Pjongczangu przegrała pamiętne złoto, tymi trzema słowami właściwie wyczerpała temat.

Ledecka stała się dla Czechów obwoźnym jarmarkiem i nazwiskiem, które w świecie showbiznezu otwiera w Pradze wszystkie drzwi. Ma kontrakt sponsorski z gigantem rynku napojów energetycznych i zwroty reklamowe liczone w milionach koron. Jednak z drugiej strony córka łyżwiarki figurowej i wnuczka medalisty olimpijskiego i mistrza świata w hokeju Jana Klapaca potrafiła reglamentować swój wizerunek. I czas. Umówienie się z nią na rozmowę graniczyło z cudem. Tak jak cudem jest łączenie dwóch dyscyplin sportu – tak podobnych, a tak różnych.

– Mam najtrudniejszą robotę świata – powtarza jej trener od deski Justin Reiter, w przeszłości znakomity zawodnik PŚ. – Ale jednocześnie to robota, o jakiej można pomarzyć. Mamy dla siebie bardzo mało czasu, gdy wciąż trzeba dzielić się czasem ze światem narciarstwa. Dlatego ten, który nam pozostaje, wykorzystujemy do maksimum. W takich okolicznościach trzeba niebywałej woli zawodnika i organizacji pracy, żeby osiągnąć finalny efekt – przyznał w rozmowie z portalem siol.net.

Reiter nie ma pojęcia, czy da się policzyć rozmowy telefoniczne, jakie w trakcie przygotowań przeprowadza z Tomasem Bankiem. To drugie pół tego sukcesu. To człowiek od nart, od niedawna wspierany jeszcze przez sławnego Franza Gampera.

Nie wystartują w PŚ w Rosji. "Nasze skocznie zamknięto"

Czytaj też

Nie wystartują w PŚ w Rosji. "Nasze skocznie zamknięto"

PŚ: Stoch goni Małysza, ale... do konkursów w Planicy może się to zmienić

Czytaj też

Kamil Stoch i Adam Małysz. Dwaj najwięksi polscy skoczkowie w dziejach (fot. Getty)

PŚ: Stoch goni Małysza, ale... do konkursów w Planicy może się to zmienić

Nie ma żadnych igrzysk. W teamie Ledeckiej są "Zawody Przyjaźni z Chinami"

Cztery lata po Pjongczangu Ester chce jeszcze raz zadziwić świat. Znów bez gwarancji, że to się uda – tak jak lubi. W rozmowie z portalem Olympics.com wyznała, że jej metodą na zrzucanie z siebie presji jest chociażby zakaz używania w jej teamie nazwy "igrzyska". U Czeszki to "Zawody Przyjaźni z Chinami", tak jak w 2018 była na "Zawodach Przyjaźni z Koreą".

– Bo jakie to niby ma znaczenie, na jakiej imprezie startujesz? Na każdą, w której jedziesz, trzeba być przygotowanym na sto procent – argumentuje.

Metoda Ledeckiej na trening przed IO – to znaczy "Zawodami Przyjaźni" – jest prosta: będzie robiła to, na co ma ochotę i co podpowiada jej akurat serce. Minionej zimy wyszło na to, że na snowboardzie pojawiła się tylko w równoległym gigancie w Cortinie d'Ampezzo, a potem przez kontuzję pleców odwołała swój udział w MŚ w Rogli. Żeby ją wyleczyć i nie obciążać mięśni, przerzuciła się na obciążanie innych partii ciała – czyli tych potrzebnych do narciarstwa. Latem, żeby nadrobić straty, chodziła do siłowni i aplikowała sobie takie ćwiczenia, które przywrócą jej dawną równowagę mocy. Proste, prawda?

– Bo u mnie naprawdę nie ma żadnego "wolę to niż tamto". Kocham oba sprzęty do zjeżdżania. A najbardziej kocham mieć z nich fun. Jeśli to się zgadza, wszystko inne nie ma znaczenia. Mam duży komfort, móc dzielić te światy. I nie zamykać się na jeden. W dodatku po poprzedniej zimie dostałam odpowiedź, że w narciarstwie też mogę na co dzień kręcić się w szerokiej czołówce. A to duży zastrzyk motywacji – uważa.

PŚ: Stoch goni Małysza, ale... do konkursów w Planicy może się to zmienić

Czytaj też

PŚ: Stoch goni Małysza, ale... do konkursów w Planicy może się to zmienić

Lekarz kadry: w tym sezonie może być jeszcze gorzej...

Czytaj też

Lekarz kadry: w tym sezonie może być jeszcze gorzej...

Dobry układ: najpierw deska, potem narty. Tak jak lubi

Sztab Ledeckiej ma jednak minimalną kontrolę nad tym, co robi zawodniczka. I trzeba też mieć na uwadze, że jej luz może być z góry zaplanowaną pozą, gdzie każdy wyjazd i start jest dokładnie rozplanowany. Kwalifikacje olimpijskie zdobywa się bowiem za wyniki, a nie za nazwisko i dobrą historię. I Ester to wie.

– Mam świadomość, że w Pekinie mogę napisać kolejną historię. Pragnę tego, mam wszystkie narzędzia, żeby na to zapracować – mówi i wspomina nawet nie o dwóch, a trzech czy czterech możliwych do zdobycia medalach. – W Chinach będzie teraz o tyle korzystniej, że w programie olimpijskim najpierw rozpisane są zawody snowboardowe. Tak wolę, dokładnie taką kolejność. Tu wszystko układa się po mojej myśli. Reszta zostaje w moich nogach – przyznała Czeszka.

Transmisje z igrzysk w Pekinie na antenach Telewizji Polskiej.

Lekarz kadry: w tym sezonie może być jeszcze gorzej...