Kamil Stoch zakończył sobotnie zmagania w Niżnym Tagile na piątym miejscu. Po pierwszej serii był dwudziesty. – Mimo doświadczenia, dzisiaj wkradło się trochę emocji i nerwów. Pojawił się błąd w pozycji najazdowej – analizował w rozmowie z Filipem Czyszanowskim.
FILIP CZYSZANOWSKI, TVP SPORT: – Patrzyłem dziś sobie na ten konkurs i pomyślałem: o, może by tak drugie Seefeld?
KAMIL STOCH: – Ja nie miałem takich myśli. Nie, nie. Nie powiem, żeby było mi z tym jakoś źle. Bo nie, było fajnie piąć się w górę z każdym skokiem. Z drugiej strony, w pewnym momencie to się zrobiło trochę dziwne, bo zawodnicy lądowali daleko za zieloną linią, a potem okazywało się, że i tak nadal prowadziłem. Miałem jednak świadomość, że strata po pierwszej serii jest za duża. Czołówka na półmetku także była bardzo mocna. Podium dzisiaj było poza zasięgiem.
– Sam powiedziałeś, że nie ustrzegłeś się błędów.
– Nie ukrywam, że pomimo wieku i doświadczenia wkradło się trochę emocji i nerwów. Pojawiły się błędy w pozycji najazdowej. To są oczywiście minimalne kwestie, wy tego przed telewizorami nie macie szans dostrzec. Nie gołym okiem. Natomiast efekt jest potem taki, że ląduję 10 metrów dalej albo krócej.
– Pięć skoków z sześciu, które tu na razie oddałeś, jednak było dobrych. Dobry zaczyn.
– Ogólnie jestem na bardzo dobrej drodze. Skoki są dobre. Dlatego gdybym taki błąd popełnił na skoczni zupełnie bezwietrznej, to on by tyle nie kosztował. Ale tu, gdzie wiatr odgrywa role i trzeba mieć do niego trochę szczęścia, to jednak kosztował on bardzo dużo.