| Czytelnia VIP

Zapomniane życiorysy: Marek Leśniak o Kacprze Kozłowskim, Robercie Lewandowskim i braku powołania na mundial

Marek Leśniak (fot. PAP/DPA)
Marek Leśniak (fot. PAP/DPA)
Sebastian Piątkowski

Dla kibiców Pogoni Szczecin jest pomnikową postacią. Fani z innych regionów Polski najczęściej wypominają mu niewykorzystane sytuacje w meczu z Anglią. Czy dziś czuje się piłkarzem spełnionym? Dlaczego ciąży mu brak powołania na meksykański mundial w 1986 roku? W "Zapomnianych życiorysach" rozmawiamy z Markiem Leśniakiem.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Smuga cienia losu. "Wkręcili mi śruby, a szczęka trzymała się na drutach"

Czytaj też

fot. Paweł Jerzmanowski

Smuga cienia losu. "Wkręcili mi śruby, a szczęka trzymała się na drutach"

Sebastian Piątkowski, TVPSPORT.PL: – Mam przyjemność znać kilku fanów Pogoni. Jest pan dla nich prawdziwym bohaterem!
Marek Leśniak: – Bohaterem? To chyba za dużo powiedziane. Byłem tam wprawdzie bardzo lubiany, ale nie wiem, czy zasłużyłem na tak wielkie uwielbienie. Choć na pewno miło słyszeć takie słowa.

– Kolega mieszkający w Berlinie powiedział mi wprost: – Jestem wzruszony, że nawiązałeś kontakt z panem Markiem. Przecież w latach mojej młodości na szczecińskich podwórkach każdy chciał być Leśniakiem!
– To bardzo przyjemne! Szczególnie dla byłego piłkarza, który trochę w życiu doświadczył i zbliża się do sześćdziesiątki. Proszę podziękować koledze.

– Chciałbym, by nasza rozmowa przebiegła nieco inaczej. Przede wszystkim nie zamierzam pytać o zdarzenia z Aarhus i Chorzowa.
– Jak pan uważa.

– W sezonie 1986/87 zdobył pan aż 24 bramki w lidze.
– Z mego punktu widzenia powinno być więcej. Zresztą, co z tego, skoro i tak nie udało się wywalczyć mistrzostwa Polski?

– Hegemonem ekstraklasy był zabrzański Górnik. To chyba właściwa odpowiedź?
– Ależ my byliśmy lepsi od Górnika! Nie chcę wracać pamięcią do tego, co było, ale mecz w Zabrzu powinien potoczyć się inaczej. Takie to były czasy. Zresztą, co można zrobić, gdy człowiek zadawał pytanie sędziemu bocznemu o przyczynę podniesienia chorągiewki, a w odpowiedzi słyszał: – Nie wiem…

– Rok 1986 to jeszcze finały mistrzostw świata w Meksyku.
– I występ naszej drużyny która odpadła po spotkaniu z Brazylią w 1/8 finału. Żaden wstyd, nie tacy przegrywali z Brazylią. Faktem jest jednak, że po Meksyku nastąpił trudny do wytłumaczenia zjazd narodowego zespołu

Smuga cienia losu. "Wkręcili mi śruby, a szczęka trzymała się na drutach"

Czytaj też

fot. Paweł Jerzmanowski

Smuga cienia losu. "Wkręcili mi śruby, a szczęka trzymała się na drutach"

Marek Leśniak w barwach Fortuny Duesseldorf (fot. PAP/DPA)
Marek Leśniak w barwach Fortuny Duesseldorf (fot. PAP/DPA)

– A czy pamięta pan nazwisko argentyńskiego napastnika występującego z numerem 11?
– Naturalnie! Tak się złożyło, że w finałowym spotkaniu z Niemcami Jorge Valdano zdobył bramkę z mojej ulubionej pozycji. Nie chwaląc się, często wykańczałem akcję w podobny sposób.

– Głowa wysoko, zimna krew i plasowany strzał po długim rogu…
– Właśnie tak. Już po zakończeniu mistrzostw miałem na jednym z treningów podobną bramkę.
–Tak strzelił Valdano! - skomentowałem. W ten sposób doczekałem się dość oryginalnego pseudonimu. W krótkim czasie z Marka zrobił się Valdano.

– Na pańskiej prywatnej liście wysokie notowania mieli jeszcze Gerd Mueller, Gary Lineker, Ian Rush i Andrzej Iwan. Co jeden, to lepszy!
– Wszystko się zgadza, przecież Andrzej prezentował nieprzeciętne umiejętności, miał to coś, co zwracało uwagę. Szkoda, że kontuzje zahamowały jego karierę. Gary Lineker był klasą samą w sobie, a z kolei Rush prezentował zdecydowanie inny styl od mojego. Operował w polu karnym, ja natomiast lubiłem pokazać się do grania, wziąć ciężar gry na siebie i poszukać niekonwencjonalnych rozwiązań. A niedawno zmarły Gerd Mueller to przecież legenda niemieckiej piłki. Wszyscy z wyżej wymienionych byli piłkarzami co się zowie, prezentowali ponadprzeciętne umiejętności.

– A dlaczego zabrakło pana w kadrze na Meksyk’86?
– Nie wiem. Wydaje mi się, że w tym okresie należałem do czołówki krajowych napastników. Strzelałem gole, prezentowałem wysoką formę. Absencja na mundialu wydawała mi się trochę dziwna, ale przecież nie ja decydowałem o powołaniach.

Marek Leśniak podczas meczu eliminacji mistrzostw świata z Holandią (fot. PAP)
Marek Leśniak podczas meczu eliminacji mistrzostw świata z Holandią (fot. PAP)

– Skupmy się teraz na pucharowych zmaganiach Pogoni z Veroną. Kakofonia dzwięków i magia kolorów dzięki kibicom włoskim, a na boisku Preben Elkjaer-Larsen i Thomas Berthold. Pachniało w Szczecinie wielkim światem…
– Wszystko się zgadza, to był powiew trochę innego świata. Szanse na awans zaprzepaściliśmy w pierwszym meczu. Stworzyliśmy mnóstwo sytuacji, graliśmy w przewadze, a skończyło się rozczarowującym 1:1. W rewanżu nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia. Ma pan sporo racji wskazując na pewne różnice. Mecze z Veroną rzeczywiście były powiewem innego, nieznanego nam świata. Brakowało doświadczenia, proszę zresztą zauważyć, że podczas tej dwukrotnej przygody w pucharach już w pierwszej rundzie losowaliśmy mocne zespoły.

– Istotnie, przed Veroną było jeszcze 1. FC Koeln.
– Nie były to może drużyny z europejskiego topu, ale miały swoją markę. W polskiej lidze grywało się zawsze na zbliżonym poziomie, a w pucharach przeskok był ogromny.

– A ile było prawdy w rzekomych ofertach pochodzących z ligi włoskiej? Jeśli się nie mylę, to grając w Niemczech wspominał pan o tamtych propozycjach z Półwyspu Apenińskiego.
– Muszę przyznać, że trafił pan w sedno!

– Może niekoniecznie ja, a pewien znajomy kibic Pogoni. Ostatnio zastanawialiśmy się, czy propozycja z Verony rzeczywiście była na stole?
– Tak. Grałem wtedy w Leverkusen i działacze z Włoch podjęli próbę rozmów. Transfer nie doszedł do skutku, bo w tym czasie nie byłem na sprzedaż.

– Z ręką na sercu, pasowałby pan do Serie A?
– Wydaje mi się, że nie. Gdyby zgłosiła się drużyna hiszpańska to z pewnością przeanalizowałbym wszystkie za i przeciw. Liga włoska to inna specyfika gry i dobrze pan o tym wie.

– Przede wszystkim nie stracić!
– Nie stracić, a jeśli nadarzy się okazja – dyskretnie sfaulować i pokopać po nogach! Przykłady obrońców, którzy hołdowali tej zasadzie moglibyśmy mnożyć. Ale dość o tym.
Z tymi zmianami barw nie było wcale tak różowo. Do momentu wprowadzenia prawa Bosmana piłkarze zdani byli na łaskę klubów. Gdy kończył się kontrakt, a działacze nie doszli do porozumienia, to trzeba było odsiedzieć swoje na trybunach. Pod tym względem dzisiejsi zawodowi piłkarze mają o wiele lepiej. Sportowcom z mego pokolenia brakowało swobody i możliwości przemieszczania się. Obowiązywały limity wieku, a by wyjechać potrzebna była masa zezwoleń z różnych urzędów i instytucji. Jak pokazywało życie, nie wszyscy chcieli czekać…

Marek Leśniak w barwach KFC Uerdingen (fot. PAP/DPA)
Marek Leśniak w barwach KFC Uerdingen (fot. PAP/DPA)

– A warunki finansowe?
– Skłamałbym mówiąc, że piłkarze mieli źle. Biorąc pod uwagę warunki życia w ówczesnej Polsce, to nie mieliśmy prawa narzekać. Mimo wszystko, proszę spojrzeć na obecne realia. Wystarczy, że chłopak dwa razy kopnie prosto piłkę w ekstraklasie, a już pojawia się wokół niego wianuszek agentów, proponujących Bóg wie jakie pieniądze.

– 17-letni Kacper Kozłowski z bliskiej pana sercu Pogoni kopie prosto już od dłuższego czasu.
– I dlatego trochę obawiam się o jego dalsze losy. Nie może popełnić błędów poprzedników i zachłysnąć szansą wyjazdu do mocniejszej ligi. Musi dokonać prawidłowego wyboru. Nie może pójść do klubu, w którym usiądzie na ławce, bo taki transfer będzie mijał się z celem. Przestrogą dla Kozłowskiego powinien być przykład Bartosza Kapustki. Gdy menedżer zbyt mocno namiesza chłopakowi w głowie, to dość szybko kończą się marzenia o podbiciu świata

– Wróćmy do pańskich losów. Dlaczego nie trafił pan do Zabrza?
– Zwolennikiem sprowadzenia mnie na Roosvelta był Hubert Kostka. Nie czułem się tam zbyt dobrze, przebywałem przez bodaj dwa lub trzy tygodnie. Przyjęto mnie wprawdzie bardzo sympatycznie, lecz czułem, że to nie miejsce dla mnie.

– Nie każdy odnajduje się na Górnym Śląsku.
– Bo to specyficzny region. Pamiętam, że po szczerych rozmowach z Waldkiem Matysikiem zdecydowałem się na powrót do Szczecina. – Marek, jak się tu odnajdujesz, to wracaj(…) – mówił Waldek. A działacze Pogoni sobie tylko znanymi sposobami sprowadzili mnie z powrotem.

– To teraz przyjemniejsze pytanie. Dotyczy pewnego meczu na Stadionie Olimpijskim w Monachium.
– Nie ma co ukrywać, że nie każdy strzela trzy gole Bayernowi.

– To prawda. Pana wyczyn powtórzył dopiero Robert Lewandowski w 2012 roku.
– Ale w finale Pucharu Niemiec rozgrywanym w Dortmundzie.

– Racja.
– Trzy gole wbite Bayernowi sprawiły mi ogromną satysfakcję, ale wie pan... Zamieniłbym choć jednego z nich na trafienie w pamiętnym meczu z Anglią na Stadionie Śląskim.

Kacper Kozłowski jest bohaterem wielu plotek transferowych (fot. Getty)
Kacper Kozłowski jest bohaterem wielu plotek transferowych (fot. Getty)

– Panie Marku, aj Jezus Maria! Mieliśmy o tym nie rozmawiać!
– Niech już będzie tak, jak pan chce. Tylko gdybym wtedy trafił choć raz, to byłbym inaczej postrzegany. Zawsze to powtarzam, choć trochę lat minęło. Czasu się nie cofnie, a życie toczy się dalej. Ale może istotnie porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym…

– To jeszcze raz Bayern i gol strzelony przewrotką 2 kwietnia 1993 roku.
– Nie pamiętam dokładnej daty.

- Mecz był w piątkowy wieczór.
– Tak, teraz sobie już przypominam. Moje Wattenscheid przechodziło trudny czas, zdawaliśmy sobie sprawę z niskiej pozycji w tabeli. Należało czym prędzej zacząć wygrywać, bo w przeciwnym razie czekał nas niechybny spadek z ligi.

– Trudno o bardziej efektowne przełamanie. I bramkę równie piękną.
– Uderzyłem z szesnastego metra, będąc tyłem do bramki. Zdezorientowany Aumann nie miał zbyt wiele do powiedzenia.

– Był to czas, gdy w domach polskich kibiców królował w sobotnie wieczory kultowy program Ran, nadawany dzięki stacji SAT-1.
– Pamiętam, dodam tylko, że nie wszyscy mieli tę zachodnią telewizję. W mniejszych miejscowościach sieci kablowe dopiero raczkowały, więc zwykły kibic nie zawsze był na bieżąco. Mógł co najwyżej obejrzeć Sportową niedzielę i usłyszeć pamiętne: – Aj, Jezus Maria!

– Ha, ha, ha! Ludzie zasiadali przed telewizorami czekając na popisy Marka Leśniaka, Jana Furtoka i Andrzeja Rudego. A właśnie, słyszał pan o problemach Jana Furtoka?
– Niestety. Przerażająca historia. Zasmuciła mnie choroba Jasia, jest przecież niewiele starszy ode mnie. Straszna choroba, nie chce się wierzyć, co potrafi zrobić z człowiekiem… Przykre, bardzo przykre.

– Wspomniana bramka z Bayernem uznana została za najpiękniejszą w 24. kolejce Bundesligi sezonu 1992/93.
– … a przy okazji również za bramkę miesiąca. Co ciekawe, drugie miejsce w tej klasyfikacji zajął Jasiu Furtok, który popisał się pięknym uderzeniem po długim rogu w meczu z … Bayernem!

– O proszę. Tego nie wiedziałem.
– Losy tej nagrody ważyły się do samego końca, ale ostatecznie kibice wybrali moje trafienie. Całą sumę przekazałem na leczenie dla nieżyjącego już Jurka Hawrylewicza. To kolejna przykra historia.

– Życie nie uznaje kompromisów. A Marek Ostrowski?
– Świetny piłkarz i kolega. Wykruszyło się trochę tych Portowców w ostatnich latach…

– A my popadamy w żałobny nastrój. Na szczęście imponuje formą trener Stefan Żywotko.
–I oby jak najdłużej! Niech pan sam zobaczy, jak to jest – jedni odchodzą młodo, albo w kwiecie wieku, a inni dożywają stu i więcej lat. Nie ma reguły.

Marek Leśniak (z prawej) cieszący się ze zwycięstwa nad Bayernem (fot. PAP/DPA)
Marek Leśniak (z prawej) cieszący się ze zwycięstwa nad Bayernem (fot. PAP/DPA)

– Wracajmy już może do piłki. Przewrotka z Bayernem to najpiękniejsze trafienie w karierze?
– Tak. Nieskromnie mówiąc, trochę tych goli się w życiu nastrzelało, ale ten przebija wszystkie.

– Przenieśmy się jeszcze do Leverkusen. Przecież Rainer Calmund to wielki człowiek!
– Ha, ha, ha! Gabarytowo na pewno, inna rzecz, że zasłynął z profesjonalnego zarządzania klubem. Z erą Calmunda związane są największe sukcesy Bayeru Leverkusen, zabrakło jedynie mistrzostwa Niemiec. Szczególnie porażka w Unterchaching jawi się do dziś jak zły sen, coś, co nie miało prawa się wydarzyć.

– W zespole Aptekarzy trafił pan pod skrzydła słynnego Rinusa Michelsa.
– Muszę powiedzieć, że pod jego okiem zyskałem bardzo dużo. Nie spoglądał na narodowość piłkarza, metrykę i tym podobne. Jeśli sumiennie przykładałeś się do zajęć – otrzymywałeś szansę gry. Znakomity człowiek i uznany trener.

– Z przeszłością w Ajaxie, Barcelonie i przede wszystkim reprezentacji Holandii. Wybitna postać.
– I właśnie po zdobyciu mistrzostwa Europy w 1988 roku pojawił się w Bayerze. Nie miałem zbyt wielu takich trenerów. Michels miał ogromny autorytet. Wystarczyło, by powiedział jedno, dwa słowa, a natychmiast zapadała cisza jak makiem zasiał. A treningowe boisko znajdowało się w pobliżu autostrady. Czasem miałem wrażenie, że gdy trener podniósł głos to nawet zamierał ruch na tej autostradzie! Samochody stawały!

– Czy to jedyny szkoleniowiec, który panu imponował?
– Hannes Bongartz również znajduje się wysoko na mej liście. Dodałbym jeszcze Gilberta Gressa z Neuchatel Xamax. W Szwajcarii występowałem w latach 1996-1997.

– Tak sobie myślę, że w lidze niemieckiej przydawały się panu zagrania podobne do tych z piłki ręcznej?
– W pewnym sensie tak. Przydawała się zwłaszcza technika upadania na ziemię i… sposoby wymuszania rzutów karnych…

– Podczas Spartakiady Młodzieży w Lublinie wywalczył pan w szczypiorniaku srebrny medal w 1981 roku.
– To było bardzo dużym sukcesem.

– I pewnie oczekiwał pan na powołanie do reprezentacji Polski juniorów w piłce ręcznej.
– Ono już prawie przyszło, pocztą pantoflową dowiedziałem się, że trafię do kadry szczypiornistów. Podjąłem jednak inną decyzję i poszedłem drugą drogą.

– Ale chyba był dylemat?
– Nie, wbrew pozorom decyzja była prosta. Lubiłem grać w piłkę ręczną, lecz w sercu najważniejsze miejsce zajmowała ta nożna. Gdy nadarzyła się okazja przejścia do Pogoni to nie zastanawiałem się ani chwili.

– I już dwa lata później został pan Odkryciem Roku. Szybko poszło.
– Jakoś tak poleciało, co potwierdziło słuszność obranej drogi. Wiele zawdzięczam Jerzemu Kopie, bowiem to pod jego okiem rozpoczynałem grę w Pogoni.
Ale zdecydowanie postawił na mnie Eugeniusz Ksol. Tak rozpoczęła się ta moja przygoda z piłką.

– Przygoda? Kariera raczej.
– O karierze można mówić dopiero, gdy kończy się grę. A mówimy o zamierzchłych czasach.

– A inni trenerzy szczecińskiego klubu? Jan Jucha? Leszek Jezierski?
– Różnili się od siebie. Jucha imponował ambicją, chciał, aby traktowano go z szacunkiem. Trafił jednak na nieco gorszy okres klubu, więc różnie oceniano to zaangażowanie. Jezierski z kolei miał w zwyczaju siadać na piłce. Pewnego dnia zarządził trening strzelecki. Strzelaliśmy sobie w najlepsze, z różnych pozycji, a po pół godzinie trener wstał i poszedł do domku klubowego, by napić się kawy… Z Jezierskim trzeba było umieć się dogadać, ale zapewniam, że moi dawni koledzy z Pogoni do dziś wypowiadają się o Napoleonie z szacunkiem.

Trener Leszek Jezierski (Fot. PAP)
Trener Leszek Jezierski (Fot. PAP)

– To który rok uważa pan za swój bardziej udany – 1987, czy może ten 1993 z tytułem Piłkarza Roku?
– W 1993 roku grałem na Zachodzie. Tę grę dzieliła od ekstraklasy przepaść. Niby gonimy te zagraniczne ligi, ale w dalszym ciągu pozostajemy daleko w tyle. Tego nie można porównywać.

– Wyjątkowy był to czas. Powiedziałbym nawet, że pewnego rodzaju odrodzenie.
– Ma pan rację, zapomniano o mnie z wiadomych powodów. Niech pan tylko zwróci uwagę na pewną rzecz. Dziś najwięksi piłkarze biją rekordy, zdobywają laury. A w moich czasach narodowe reprezentacje rozgrywały o wiele mniej spotkań. Nawet grając przez dobrych kilka sezonów ciężko było osiągnąć podobny wynik, jak dziś. Sto meczów w kadrze? Abstrakcja, nieosiągalna sprawa. W moim przypadku było tak, że dwadzieścia spotkań w kadrze miałem dopiero po dziesięciu latach.

– Ale zdobył pan 10 bramek. Niezły bilans.
– Jedna rzecz tylko wraca. W 1987 roku strzelałem sporo, wywalczyłem tytuł króla strzelców. Wcześniej także zdobywałem bramki. A na mundial nie pojechałem.

– Krzywda?
– Trochę to dziwne i tyle. Widocznie udział w mistrzostwach świata nie był mi pisany.

– A udane finały mistrzostw świata to okno na świat!
– Dziś możemy tylko gdybać. Rozdział pod tytułem – reprezentacja Polski zakończyłem po 20. występach. Ale wie pan co?

– Tak?
– Trochę mi niezręcznie, bo przez pół życia siedziałem w tym piłkarskim domku ze szkła i nie wypada rzucać w niego kamieniami. Wychwalamy tego chłopaka z Pogoni, prawda?

– Bo zapowiada się na zawodnika klasy międzynarodowej.
– I daj Boże, aby tak było. Życzę mu tego z całego serca. Ale Kozłowski wychodzi w podstawowym składzie biało-czerwonych na San Marino, a u Hiszpanów w meczu z Włochami rej wodzi inny 17-latek. Skoro trafił nam się brylant, to niechaj gra jak najczęściej! Inaczej w wieku 22-23 lat będzie nadal uznawany za zdolnego, a koło trzydziestki zacznie powoli schodzić ze sceny. Ale to tylko moje luźne uwagi.

– Znakomicie zaprezentował się pan w towarzyskim meczu z Finlandią w Radomiu. Powrócił pan do żywych, wypowiadając słowa: – Marzyłem o takim dniu przez lata!
– I do dziś jestem wdzięczny trenerowi Strejlauowi za tamto powołanie. Otrzymałem szansę, którą w pełni wykorzystałem. A gazety pisały, że Leśniak przyjechał, zobaczył i … zwyciężył. Raptem trzy wyrazy, a zostały mi w pamięci na zawsze.

– Prześlę panu o tym więcej wycinków.
– Byłbym wdzięczny. Sam pan wie, jak to ze mną bywało – człowiek kilka razy w życiu się przeprowadzał, to i wartościowe pamiątki poginęły…

Dyskusja o Złotej Piłce. Zobacz program Dariusza Szpakowskiego!
4-4-2. Magazyn na żywo 1.12.
Dyskusja o Złotej Piłce. Zobacz program Dariusza Szpakowskiego!

Polecane
Najnowsze
Ważny ruch na karuzeli trenerskiej w NBA. Gwiazda pomagała w wyborze
Ważny ruch na karuzeli trenerskiej w NBA. Gwiazda pomagała w wyborze
| Koszykówka / NBA 
Jordan Ott (fot. Getty)
Liga Narodów, 1/2 finału: Niemcy – Portugalia [SKRÓT]
Niemcy – Portugalia. Liga Narodów 2024/25, Monachium – 1/2 finału (fot. Getty)
nowe
Liga Narodów, 1/2 finału: Niemcy – Portugalia [SKRÓT]
| Piłka nożna 
Niemcy w smutku. Ronaldo z golem na wagę awansu!
Cristiano Ronaldo strzelił
Niemcy w smutku. Ronaldo z golem na wagę awansu!
| Piłka nożna 
Ronaldo śrubuje rekord. Sprawdź najlepszych strzelców drużyn narodowych
Najlepsi strzelcy reprezentacji narodowych - klasyfikacja
Ronaldo śrubuje rekord. Sprawdź najlepszych strzelców drużyn narodowych
| Piłka nożna 
Największa sensacja tegorocznego French Open marzy o tytule
Lois Boisson
Największa sensacja tegorocznego French Open marzy o tytule
| Tenis / Wielki Szlem 
Grosicki wskazał swojego następcę. "Będzie stanowił o sile reprezentacji"
Mariusz Fornalczyk i Kamil Grosicki (fot. Getty Images)
tylko u nas
Grosicki wskazał swojego następcę. "Będzie stanowił o sile reprezentacji"
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Karne zadecydowały o mistrzostwie Polski!
Zawodnicy Industrii Kielce i Orlen Wisły Płock (fot. PAP)
Karne zadecydowały o mistrzostwie Polski!
| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Do góry