| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa przeżywa jeden z najbardziej zaskakujących sezonów. Być może to najdziwniejsze miesiące w historii klubu po drugiej wojnie światowej. I gdy wydaje się, że nie może już dojść do niczego dziwniejszego, na stanowisko trenera wraca Aleksandar Vuković.
Aleksandar Vuković to człowiek, którego nie trzeba przedstawiać przy Łazienkowskiej. Serb rozegrał 239 meczów w barwach Legii Warszawa (19 goli). Po zakończeniu kariery były pomocnik stał się trenerem i zaczął od miejsca w sztabie zespołu rezerw. Z czasem dotarł do pierwszego zespołu i wspierał kolejnych szkoleniowców.
Teraz Vuković po raz czwarty przejął Legię. Dwa razy pełnił rolę trenera tymczasowego, ale najważniejszy był trzeci rozdział pracy szkoleniowej. Objął zespół po pełnej złych emocji kadencji Ricardo Sa Pinto w 2019 roku. Legia przegrała mistrzostwo Polski, ale Vuković dokończył sezon, a potem dostał szansę budowania drużyny od nowa.
Wprowadził swoje porządki, był wiatrem zmian i zaczął kreację zespołu wedle swojego zamysłu. Finał był taki, że legioniści odzyskali tytuł w 2020 roku i mieli za sobą kilka widowiskowych spotkań, na przykład z Wisłą Kraków (7:0).
Z kadencją Vukovicia kojarzyć będzie się także umiejętność wykreowania piłkarzy, na których Legia zarobiła potem duże pieniądze. Tak było z Radosławem Majeckim, który trafił do AS Monaco za około siedem milionów euro. To także Serb postawił na Michała Karbownika. Nie inaczej było z Jarosławem Niezgodą, który poczuł wielkie zaufanie i odpłacał się bramkami.
Ale przyszedł też czas zmian. Legia, jak to bywa w ostatnich latach, stała się zakładnikiem krajowego sukcesu. Mistrzostwo było, więc z miejsca calem stały się europejskie puchary.
Vuković i jego drużyna rozpoczęli pandemiczne eliminacje (rozgrywano tylko jeden mecz) od skromnej wygranej z Linfield. Kolejnym rywalem była Omonia Nikozja. Wtedy lepsi okazali się Cypryjczycy, a to spotkanie stało się de facto kluczem do pożegnania ze szkoleniowcem. Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii, stwierdził wówczas, że na pozostałe dwie rundy eliminacji, lepszym rozwiązaniem będzie zatrudnienie innego trenera. W ten sposób rozstano się z Vukoviciem i postawiono na Czesława Michniewicza.
Rok minął szybko. Legia zdążyła po drodze zdobyć tytuł, awansować do fazy grupowej Ligi Europy, rozpocząć etap kryzysu w lidze i zwolnić trenera. Następcą Michniewicza został Marek Gołębiewski, który na stanowisku wytrzymał raptem 48 dni. W tym czasie wygrał jedynie trzy z dwunastu meczów.
– Niezależnie od goryczy jaką odczuwałem po rozstaniu z klubem, gdyby pojawiła się propozycja powrotu, zostawiłbym dumę z boku i pomógłbym do końca sezonu. Wciąż wiele zawdzięczam Legii, bo to klub, który dał mi dużo. Mam kontrakt i nie stawiałbym dodatkowych warunków finansowych – stwierdził Vuković w rozmowie z serbskimi mediami.
W ostatnich tygodniach przebywał w Polsce i regularnie pojawiał się na meczach PKO Ekstraklasy. Vuković obserwował ligę. Często wraz z nim na trybunach zasiadał Jan Mucha, który był wcześniej częścią jego sztabu szkoleniowego.