Ich rywalizacja rozpalała wyobraźnię fanów włoskiego futbolu w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Apogeum przyszło w trakcie mistrzostw świata we Francji w 1998 roku. Wtedy cały kraj zastanawiał się, czy Alessandro Del Piero i Roberto Baggio mogą grać razem. Selekcjoner nie dał im jednak takiej szansy, a słodko-gorzki przebieg mundialu pozostawił więcej pytań niż odpowiedzi.
Turniej we Francji był kolejną odsłoną pojedynku, który wcześniej rozstrzygnął się już na płaszczyźnie klubowej w Juventusie. Wtedy triumfowała młodość i spontaniczność, a czas i przede wszystkim wyniki zdawały się potwierdzać, że Marcello Lippi podjął słuszną decyzję. Gracze rywalizowali nie tylko o koszulkę z numerem "10", ale także o historyczną pozycję najlepszego w kraju cofniętego napastnika, którego Włosi znają jako trequartistę.
Starszy o 7 lat Baggio zameldował się na wielkiej scenie jako pierwszy, ale jego droga na szczyt była pełna zakrętów. W sezonie 1984/85 strzelił 14 goli i pomógł Vicenzie awansować do Serie B, a po tych udanych rozgrywkach miał podpisać kontrakt z Fiorentiną. W ostatnim meczu zerwał jednak więzadła krzyżowe w prawym kolanie podczas wślizgu. Sportowa przyszłość 18-latka stanęła pod znakiem zapytania – nie brakowało lekarskich głosów, które sugerowały mu nawet zakończenie kariery. We Florencji postanowili jednak zaryzykować.
– W jego nogach śpiewają aniołowie – zachwycał się trener Aldo Agroppi. Klub pokrył koszty trwającej ponad rok rehabilitacji, a na transfer wydał wcześniej 1,5 miliona dolarów, wyprzedzając w licytacji także Juventus. Baggio w pierwszym sezonie miał tylko kilka występów w Pucharze Włoch. 21 września 1986 roku jeszcze jako nastolatek zadebiutował w końcu w Serie A. Niestety – tydzień później poważnie uszkodził drugie kolano...
Kolejna długa przerwa mogła zasiać zwątpienie w każdym ambitnym zawodniku. Nie inaczej było z młodym Roberto, który coraz gorzej znosił potworny ból. To właśnie ta walka z organizmem sprawiła, że wychowany w katolickiej rodzinie piłkarz zwrócił się w stronę buddyzmu, którego globalnym ambasadorem został w latach dziewięćdziesiątych za sprawą charakterystycznego kucyka. Uznawane za podstawę tej wiary "Cztery szlachetne prawdy" mówią między innymi o oswajaniu cierpienia, co Baggio z czasem doprowadził do perfekcji.
Kolejny powrót na boisko wydarzył się w maju 1987 roku, a pierwsza bramka zdobyta w Serie A zapewniła klubowi punkt i bezcenne utrzymanie. Trafienie miało tym większą wymowę, że dzięki niemu napastnik zatrzymał mistrzowskie Napoli (1:1) z Diego Maradoną. Kolejne sezony to był już powolny marsz w stronę coraz większych wyzwań pod batutą pracującego na nazwisko Svena-Goerana Erikssona.
Lód w żyłach i lud na ulicach
Przełomowe okazały się rozgrywki 1988/89. Roberto strzelił 15 goli i zajął trzecie miejsce w klasyfikacji najlepszych w Serie A. Tworzył pamiętny duet napastników ze Stefano Borgonovo, który entuzjaści calcio ochrzcili mianem "B2". Wtedy zaczęły pojawiać się nieśmiałe głosy, a że Baggio może być już lepszy od Maradony, a Miguel Montuori zachwycał się spokojem Włocha w trudnych boiskowych sytuacjach. – W jego żyłach musi się znajdować lód – oceniał.
Na dłuższym dystansie barierą nie do przeskoczenia okazały się jednak możliwości klubu z Florencji. Roberto dwoił się i troił, ale jedyne na co było stać zespół to awans do Pucharu UEFA. W sezonie 1989/90 Fiorentina pokazała dwa oblicza. W Serie A miała absurdalną serię dwunastu (!) meczów bez zwycięstwa, która sprawiła, że na moment realny stał się nawet spadek do Serie B.
Dużo lepiej wiodło się w Europie, gdzie wszystko co najlepsze zaczęło się od wyeliminowania Atletico Madryt po rzutach karnych – Baggio dał wtedy klubowi awans wykorzystując ostatnią próbę. Piłkarze "Violi" prześlizgnęli się przez kolejne fazy, choć w 10 meczach zdobyli zaledwie 5 bramek. Ale i tak awansowali do finału. Tam lepszy okazał się Juventus, który po latach po raz kolejny upomniał się o młodego napastnika.
W maju 1990 roku transfer odbił się szerokim echem. Nie jest tajemnicą, że kluby uważają się za śmiertelnych wrogów. Turyńczycy zapłacili godnie – 8 milionów dolarów sprawiło, że Roberto na moment stał się najdroższym piłkarzem w historii futbolu. Kibice we Florencji nie potrafili się jednak pogodzić z sytuacją, bo w zamieszkach rannych zostało blisko 50 osób. Nie pomógł im tego zrozumieć Roberto, który między słowami dał do zrozumienia, że do transferu po prostu go zmuszono.
Tuż po tym, jak przenosiny do Turynu stały się faktem, Baggio błysnął podczas pierwszej wielkiej imprezy. Selekcjoner Azeglio Vicini nigdy mu jednak do końca nie zaufał. – Roberto to tykająca bomba dla rywali, co niekoniecznie musi być naszym atutem – oceniał. Mimo to zawodnik robił co mógł – w spotkaniu z Czechosłowacją (2:0) przedryblował pół boiska i zdobył jedną z najbardziej efektownych bramek mundialu.
Najczęściej wchodził jednak z ławki. Włosi zajęli trzecie miejsce, a akcje napastnika osiągnęły nieznany poziom. W ostatnim meczu znów trafił, ale serca kibiców podbił oddając rzut karny Salvatore Schillaciemu. Dzięki wykorzystanej okazji nowy kolega z Juventusu sięgnął po tytuł króla strzelca imprezy.
Biało-czarny, ale wciąż fioletowy
– Kiedyś ludzie wychodzili na ulice, by protestować przeciwko Fiatowi. Teraz robią to po to, żeby Baggio nie trafił do Juventusu. Można chyba powiedzieć, że w takim razie nasz kraj ma się dużo lepiej – ironizował Gianni Agnelli, były prezydent klubu z Turynu. W nowym środowisku Roberto nie od razu stał się bohaterem, choć w pierwszym sezonie strzelił 27 goli we wszystkich rozgrywkach – najwięcej w dotychczasowej karierze.
Nie brakowało jednak kontrowersji. Gdy Juventus pojechał na wyjazdowy mecz do Florencji, to Baggio... odmówił wykonywania rzutu karnego. Potem tłumaczył, że bramkarz rywali zbyt dobrze go zna z lat wspólnych treningów. Goście zmarnowali "jedenastkę", a Roberto potem został zdjęty. Schodząc podniósł z trawy szalik Fiorentiny i pocałował go. – Moje serce na zawsze pozostanie fioletowe – powiedział potem nawiązując do barw byłego klubu.
Nic zatem dziwnego, że w nowym środowisku kibice nie od razu mu ufali. Pierwszy sezon z Baggio w składzie był najgorszym Juventusu od blisko dwóch dekad. Zespół finiszował na siódmym miejscu w lidze i nie zakwalifikował się do europejskich pucharów. W Turynie pojawił się nowy trener – Giovanni Trapattoni. Wzmocniono też skład – Angelo Peruzzi i Antonio Conte w kolejnych latach zostali klubowymi legendami, a cenne okazały się także posiłki z Monachium – Stefan Reuter i Juergen Kohler.
Sezon 1991/92 to świadectwo wyraźnego postępu. Juventus ani przez moment nie spadł poniżej drugiego miejsca w tabeli. Ligowy triumf stał się udziałem genialnego Milanu, który przeszedł przez rozgrywki bez porażki. Najbliżej przegranej był jednak właśnie w Turynie – gospodarze długo prowadzili po golu Baggio, ale stracili zwycięstwo w 90. minucie po samobójczym trafieniu Massimo Carrery. A Roberto w klasyfikacji strzelców musiał uznać wyższość tylko Marco van Bastena.
Kolejny rok przyniósł wreszcie wartościowe trofeum – Juventus wziął szturmem rozgrywki o Puchar UEFA. Baggio był kluczowym zawodnikiem - w półfinale właściwie w pojedynkę wyeliminował PSG. W taktyce Trapattoniego miał rolę bardziej cofniętego, bo w ataku mogli grać Gianluca Vialli, Fabrizio Ravanelli, Pierluigi Casiraghi i Paolo Di Canio. Sezon ligowy zakończył się jednak niepowodzeniem i "tylko" czwartym miejscem. Wyjątkowo bolało aż 10 porażek – najbardziej ta ostatnia 1:5 z Pescarą, która finiszowała na ostatnim miejscu.
Baggio miał jednak najlepsze miesiące kariery. Zakończył sezon z 30 golami – tego osiągnięcia miał już nigdy nie przebić. Mimo trudnego początku został też kapitanem Juventusu. Rzeczy niezwykłe robił od ręki – w spotkaniu z Udinese (5:1) potrzebował 22 minut na hat-tricka. – Żaden piłkarz nigdy nie zagrał lepiej w meczu z moim udziałem. Przez pół godziny wychodziło mu wszystko. To piłkarski geniusz – ocenił klubowy kolega David Platt.
Dwie twarze bohatera mundialu
W 1993 roku Baggio strzelił 39 goli – wliczając w to także trafienia w barwach narodowych. Otrzymał wówczas "Złotą Piłkę" i nagrodę dla najlepszego piłkarza roku FIFA, wyprzedzając w tym drugim rankingu Romario i Dennisa Bergkampa. Impet na moment zmalał w 1994 roku. Włoch znów miał problemy z łąkotką i był operowany, a w klubie pojawił się nastoletni konkurent z olbrzymimi możliwościami.
Alessandro Del Piero został wykupiony z drugoligowej Padwy jako utalentowany nastolatek. Do bramki rywali trafił już w drugim występie w Serie A, a debiut od pierwszej minuty podkreślił hat-trickiem w meczu z Parmą. Baggio pozostawał kluczowy, ale kolejna porażka na ligowym finiszu z Milanem sprawiła, że druga kadencja Trapattoniego dobiegła końca. Zastąpił go Marcello Lippi – szkoleniowiec na dorobku, który doprowadził Napoli do europejskich pucharów już bez Diego Maradony.
Nowy trener odważnie zdecydował się na ustawienie 4-3-3, ale nie wszystkie rewolucyjne koncepcje mógł od razu wcielić w życie. Wszystko przez to, że latem 1994 roku Baggio niemal w pojedynkę wprowadził Włochów do finału mistrzostw świata. W USA nie wszystko wyglądało jednak różowo – zespół prowadzony przez Arrigo Sacchiego przegrał pierwszy mecz. W drugim Baggio został zdjęty już w pierwszej połowie, bo po czerwonej kartce bramkarza selekcjoner musiał kogoś poświęcić.
Nastroje w drużynie nie były najlepsze – Roberto po latach nazwał trenera "szaleńcem". Brązowi medaliści poprzedniego mundialu właściwie wczołgali się do fazy pucharowej. Awansowali z trzeciego miejsca w grupie – z najgorszym bilansem reprezentacji, które w ten sposób wywalczyły kwalifikację. Nic nie zwiastowało sukcesu, ale wtedy Baggio zakasał rękawy i wziął się do roboty.
Mecz drugiej rundy z Nigerią – Włosi w pierwszej połowie tracą gola. W drugiej – zawodnika. Tym razem z czerwoną kartką kończy Gianfranco Zola. W 89. minucie Baggio trafia na 1:1 precyzyjnym strzałem przy samym słupku. W dogrywce popisuje się kapitalnym zagraniem w pole karne, po którym Antonio Benarrivo jest faulowany. Do rzutu karnego podchodzi zawodnik z numerem 10 i się nie myli, a Italia gra dalej.
Ćwierćfinał to kolejne dramatyczne spotkanie (tym razem z Hiszpanią) i znów błysk geniuszu w końcówce. W 88. minucie przy stanie 1:1, po szybkim kontrataku, Baggio stanął oko w oko z bramkarzem, minął go zwodem i skierował piłkę do opuszczonej bramki. Włochom znów dopisało szczęście – w doliczonym czasie do drugiej połowy Mauro Tassotti znokautował łokciem we własnym polu karnym Luisa Enrique, ale sędzia nie widział przewinienia. Nie wystarczył mu nawet widok zalewającego się krwią Hiszpana.
W półfinale czekali na Włochów Bułgarzy – jedna z największych niespodzianek turnieju. Świat ostrzył sobie apetyt na spotkanie Roberto Baggio z Hristo Stoiczkowem. Obaj dwoili się i troili, ale to Italia była górą – pomogły dwa trafienia najlepszego zawodnika. Niespodziewanie po trzech meczach fazy pucharowej lider włoskiej ofensywy zaczął zgłaszać aspiracje do tytułu króla strzelców.
Finał w piekącym słońcu Pasadeny zapisał się w historii mundiali jako pierwsze 0:0 w meczu o złoto, a Baggio był tym, który przestrzelił jako ostatni w serii rzutów karnych. Z czasem zatarło się wspomnienie o Franco Baresim i Daniele Massaro, którzy również zawiedli w chwili największej próby. Była w tym gorzka piłkarska poezja – Włochów w decydującym momencie zawiódł ten, bez którego nie mogliby marzyć o finale. Samo wyjście na boisko było wyzwaniem – Roberto dokuczały już trudy turnieju, a przed finałem wziął nawet zastrzyk przeciwbólowy.
– Rzuty karne są marnowane przez tych, którzy mają odwagę je wykonywać – podsumował Baggio po latach w autobiografii. Finał mundialu nazwał najgorszym momentem w karierze, który potem wielokrotnie powracał w jego koszmarach. W tych trudnych chwilach kolejny raz pomógł mu buddyzm, w którym odnalazł spokój oraz wewnętrzną równowagę.
Dwóch artystów to o jednego za dużo?
Po powrocie do Turynu jeden z najlepszych piłkarzy świata musiał się zmierzyć z nową rzeczywistością. Nagle okazało się, że jego problemy ze zdrowiem Juventusowi nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie – drużyna Marcello Lippiego doskonale radzi sobie bez niego. Miejsce zwolnione przez niedysponowanego Baggio zajął 20-letni Del Piero i robił furorę. Klub zakończył sezon z podwójną koroną, a do tego dotarł do finału Pucharu UEFA.
– Baggio jest jak Rafael Santi, a Del Piero to Pinturicchio – oceniał prezydent Gianni Agnelli. Porównanie piłkarzy do wybitnych malarzy sprzed kilku stuleci najlepiej uświadamia, jak inspirujące było oglądanie starego mistrza i jego nowego przybocznego. Roberto zagrał tylko w połowie ligowych meczów, ale pod koniec sezonu nawiązał do swoich najlepszych momentów. Lippi oznajmił mu jednak, że nie ma już gwarantowanego miejsca w podstawowym składzie, a jeśli chce zostać to musi się zgodzić na daleko idącą obniżkę zarobków.
Tego było za wiele – 28-letni wówczas Baggio uniósł się honorem i zdecydował się na zmianę otoczenia. O dziwo sprzedano go Milanowi - głównemu rywalowi w walce o tytuł. Kibice Juventusu protestowali, ale większość wiązała już przyszłość z Del Piero, który przejął koszulkę z numerem 10 i wkrótce stworzył nowy bramkostrzelny tercet z Fabrizio Ravanellim i Gianluką Viallim.
Znakiem rozpoznawczym następcy Baggio (obaj mierzą 174 cm) stały się strzały prawą nogą z lewej strony pola karnego. Charakterystyczny fragment boiska stał się znany w mediach jako "zona Del Piero", a nowy faworyt Lippiego szybko został jedną z największych gwiazd światowego futbolu. W Serie A Juventus oddał pole Milanowi, w którym Baggio raczej nie brylował. Fabio Capello stawiał zespół ponad jednostkami, a Roberto w nowym otoczeniu nie był równie skuteczny i efektowny, co grając w koszulce w biało-czarne pasy.
W Turynie nikt nie płakał za mistrzostwem, bo klub zdominował Ligę Mistrzów. Del Piero trafiał do bramki w każdym z pierwszych pięciu spotkań grupowych. Potem błysnął w ćwierćfinale, a jego trafienie pomogło wyeliminować Real Madryt. Dobra seria trwała aż do finału, bo po remisie 1:1 udało się w rzutach karnych pokonać Ajax Amsterdam - obrońcę trofeum. Nikt nie miał wątpliwości, że droga obrana przez Lippiego była słuszna.
Reprezentacyjne zwroty akcji
Arrigo Sacchi na kolejny wielki turniej zabrał tylko jednego z duetu Baggio/Del Piero – i wcale nie był to bohater poprzedniego mundialu. Wszystko przez głośny konflikt, w którym lider reprezentacji wyszedł przed szereg i publicznie domagał się zwolnienia selekcjonera. Atmosfera nie była najlepsza, a Roberto mógł przez moment liczyć nawet na wsparcie innych. Potem selekcjoner załagodził konflikt i przywrócił go do drużyny, ale sięgał po niego sporadycznie.
– Nie zabrałem Baggio na mistrzostwa Europy, bo akurat nie miał najlepszego etapu w karierze przez problemy z kolanem, a moja decyzja była spowodowana tylko względami sportowymi – tłumaczył Sacchi kilkanaście lat później. Na gorąco wskazywał jednak, że powołany w miejsce idola kibiców Enrico Chiesa daje... więcej rozwiązań w pressingu.
Kolejny sportowy projekt selekcjonera zakończył się jednak klapą. Na Euro 96 jedyną pewną rzeczą w zespole Włochów była zmiana. Del Piero rozpoczął mecz inauguracyjny, ale został zdjęty w przerwie... i na angielskich boiskach już się nie pojawił. Italia nie wyszła z grupy, o czym przesądził ostatni mecz z Niemcami (0:0) i kolejne pudło z rzutu karnego. Tym razem nie dał rady inny „trequartista” – Gianfranco Zola.
Jak na ironię Baggio i Sacchi spotkali się kilka miesięcy później... w Milanie. – Czuję się jak ferrari prowadzone przez strażnika miejskiego – opisywał obrazowo Roberto. Klub z Mediolanu miał najgorszy sezon od lat. Z Ligą Mistrzów pożegnał się już po fazie grupowej. W ligowej tabeli obrońca tytułu poniósł więcej porażek niż odniósł zwycięstw, a najlepszym podsumowaniem marazmu była porażka 1:6 z Juventusem na własnym boisku. Bezradny Sacchi załamywał ręce, a po drugiej przygodzie z Milanem przestał się liczyć w trenerskiej elicie.
Klub z Turynu odzyskał co prawda prymat w kraju, ale w finale Ligi Mistrzów przegrał tym razem 1:3 z Borussią Dortmund. Sukcesy to w dużej mierze zasługa znakomitego Zinedine’a Zidane’a, ale i Del Piero, który zdobył efektowną bramkę w finale europejskich rozgrywek. W plebiscycie FIFA na najlepszego piłkarza sezonu zajął szóste miejsce. W dwóch poprzednich latach dostawał czwarte miejsce w finałowej rozgrywce o "Złotą Piłkę", ale najlepsze miało dopiero nadejść.
W sezonie 1997/98 gwiazda Del Piero rozbłysła pełnym blaskiem. W Lidze Mistrzów trafiał w każdym z czterech pierwszych meczów, a w półfinale z Monaco (4:1) zachwycił hat-trickiem. W Serie A Juventus prowadził już na półmetku rozgrywek i nie dał się już dogonić. Do sezonu idealnego zabrakło tylko kropki nad "i" w Europie – tam w finale lepszy (1:0) okazał się Real Madryt.
W najważniejszym meczu Del Piero mocno zawiódł. Do spotkania przystąpił z kontuzją, która odnowiła się w trakcie meczu. Napastnik walczył do końca, ale nie stworzył zagrożenia pod bramką. Ryzyko mogło się okazać niezwykle kosztowne – na ostatniej prostej okazało się, że strzelec 32 goli we wszystkich rozgrywkach i najlepszy piłkarz Serie A może nie wykurować się, by zdążyć na mundial.
Cesare Maldini – następca Sacchiego – stawiał do tej pory mocno na Del Piero, ale był też otwarty na inne rozwiązania. To podczas jego kadencji Baggio po dłuższej przerwie wrócił do kadry. W 1997 roku wszedł z ławki w meczu eliminacji mistrzostw świata z Polską (3:0) i strzelił trzeciego gola dla gospodarzy. Wykorzystał błąd polskiej obrony, ale akcję zakończył w podobnym stylu co w meczu z Hiszpanią podczas mundialu w USA.
Nowa odsłona „staffetty"
Latem 1997 roku Del Piero dostarczył mocnych argumentów, które sprawiły, że nikt nie naciskał na szukającego nowego klubu Baggio. Napastnik Juventusu błysnął podczas towarzyskiego turnieju Tournoi de France. W rozgrywkach wzięły udział cztery reprezentacje ze światowej czołówki (Włochy, Francja, Brazylia i Anglia), a Italia z dwoma remisami i porażką zajęła ostatnie miejsce. "Pinturrichio" zdobył jednak trzy bramki i został królem strzelców.
W szerokiej kadrze na finały MŚ we Francji selekcjoner Maldini znalazł miejsce dla obu. Wcześniej Baggio zaryzykował – mimo ofert potentatów (Alex Ferguson podobno widział w nim następcę Erika Cantony) zdecydował się na przeciętną Bolognę, a wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Potwierdzają to liczby – 22 gole w Serie A to o trzy mniej od Ronaldo, ale... o jeden więcej niż Del Piero.
W mediach odżył temat "staffetty". Choć tłumaczenie nasuwa się samo (sztafeta), to w języku włoskim termin przeniesiony do futbolu ma nieco inne konotacje. Najczęściej odnosi się do dwóch znakomitych zawodników, którzy z jakichś względów nie mogą grać obok sobie. Początek tej tradycji to mundial w 1970 roku, gdy Gianni Rivera i Sandro Mazzola – gwiazdy odpowiednio Milanu i Interu - zostali potraktowani w sposób wyjątkowy.
Obaj byli wielkimi graczami, ale selekcjoner Ferruccio Valcareggi preferował ustawienie z dwójką snajperów i za nimi widział miejsce tylko dla jednego z tej dwójki. Stworzył więc system, w którym na pierwszą połowę wybiegał jeden, a po przerwie... zmieniał go drugi. Włosi doszli do finału, w którym zostali rozbici przez Brazylię (1:4). Rivera i Mazzola zagrali obok siebie tylko w ostatnich minutach tego spotkania.
28 lat później Cesare Maldini znalazł się w podobnej sytuacji. Z jednej strony był Del Piero – coraz bardziej wpływowa postać europejskiego futbolu po najlepszym sezonie w karierze, ale z problemami zdrowotnymi. Z drugiej zaś Baggio – skromny weteran gotów zaakceptować każdą rolę w zespole, który z myślą o mundialu wybrał mniej znaczący klub i dzięki regularnym występom zdołał odzyskać formę. Im było bliżej turnieju, tym głośniej naród domagał się powołania Roberto. W maju sonda "La Repubblica" pokazała, że 90 proc. ankietowanych domaga się zabrania go na mundial.
A zainteresowany dowiedział się o wyjeździe ponoć... z telegazety. Po finale Ligi Mistrzów nie było za to o pewne, czy do Francji uda się kontuzjowany Del Piero. Jego miejsce mógł zająć Gianfranco Zola, który obszedł się jednak smakiem i rozżalony przebiegiem zdarzeń zakończył reprezentacyjną karierę. Lekarze wyrazili zgodę na grę zawodnika Juventusu, choć nie od pierwszego meczu turnieju. Mimo to Del Piero otrzymał koszulkę z dziesiątką, a bohater mundialu w USA musiał się zadowolić numerem 18 – tak zdecydował Maldini.
Zabić ducha poprzedniego mundialu
Selekcjoner nie lubił ryzyka. Gwarantowane miejsce w ataku miał Christian Vieri – król strzelców La Liga. Za nim grał "trequartista", a najczęściej obserwowano ustawienie 4-4-2. W dwóch meczach towarzyskich przed mundialem Maldini postawił na duet Del Piero - Vieri. System się sprawdził, a Włosi pokonali 3:0 Słowację i 3:1 Paragwaj. Obaj napastnicy wpadli selekcjonerowi w oko już w 1996 roku, gdy byli filarami prowadzonej przez niego reprezentacji U-21.
W ostatnim sparingu ze Szwecją (0:1) zabrakło jednego i drugiego. Szansę od pierwszych minut dostał Baggio, ale gra Włochów nie porywała. Przed pierwszym meczem mundialu z Chile selekcjoner miał ból głowy. Problemy zdrowotne Del Piero to tylko część obrazu – po porażce ze Szwedami kontuzji nabawił się również Fabrizio Ravanelli i wypadł z kadry.
Inauguracyjny mecz z Chile zapowiadał się na poważne wyzwanie. Rywale mogli liczyć na znakomity atak, który tworzyli Marcelo Salas i Ivan Zamorano – obaj wyrobili sobie nazwiska w Serie A, grając odpowiednio w Lazio i Interze. Włosi rozpoczęli od gola Vieriego po kapitalnej asyście Baggio. Dwa trafienia Salasa (imponujące było zwłaszcza to drugie, gdy wygrał powietrzny pojedynek z Fabio Cannavaro) dały jednak rywalom prowadzenie na początku drugiej połowy. Maldini dokonał trzech zmian, ale do końca trzymał na boisku Baggio. Ten odpłacił mu za ten akt wiary w najlepszy możliwy sposób.
W 84. minucie weteran znalazł się z piłką w pobliżu narożnika pola karnego. Trudno powiedzieć, czy myślał o dośrodkowaniu, czy od razu z premedytacją chciał trafić w rękę przeciwnika. Oglądając to z dzisiejszej perspektywy nie sposób się nie uśmiechnąć. W myśl ówczesnych przepisów Włochom należał się rzut karny, choć reprezentant Chile nie mógł zrobić nic, by uniknąć niechcianego kontaktu.
– Oczywiście, że myślałem o tym, co wydarzyło się cztery lata wcześniej w Pasadenie - relacjonował Baggio. W wydanej w 2001 roku autobiografii poszedł nawet dalej. – Tym strzałem zabiłem ducha poprzedniego mundialu –ocenił. Jego reakcja tuż po decyzji sędziego dała sporo do myślenia. Napastnik zastygł i uciekł wzrokiem od reszty kolegów, a ci zdając sobie sprawę z powagi sytuacji pozwolili mu na walkę z myślami. Tym razem kopnął precyzyjnie przy słupku. Bramkarz odgadł jego intencje, ale nie zdołał uchronić zespołu przed stratą gola. Stało się - cztery lata po pudle w finale Baggio uratował Włochom remis na inaugurację kolejnego mundialu.
"Pomiędzy brzękiem kolejnych filiżanek espresso w całym kraju - znanym jako kraina 60 milionów trenerów - dyskusja skupiała się na zagadce związanej z Baggio i Del Piero. Czy Del Piero powinien zagrać przeciwko Kamerunowi? A może to Baggio powinien zachować miejsce w składzie po znakomitym występie z Chile?" – tak opisywał nastroje Emmet Gates w artykule dla "Gentleman Ultra”.
Dlaczego oni nie mogą grać razem?
O zdanie zapytano nawet... Riverę i Mazzolę. Legendarni zawodnicy stwierdzili zgodnie, że selekcjoner powinien poszukać wariantu taktycznego, w którym znajdzie się miejsce dla dwóch "dziesiątek". Odrobinę ryzyka doradzał nawet Guus Hiddink – selekcjoner reprezentacji Holandii. Na treningach sprawdzano nawet wariant 4-3-3 z Del Piero i Baggio za plecami Vieriego. Gdy przyszło do kluczowych decyzji dotyczących spotkania z Kamerunem, Maldini potwierdził taktyczny konserwatyzm.
Napastnik Juventusu rozpoczął drugi mecz mundialu na ławce rezerwowych. Baggio miał kolejną asystę i został zmieniony przez młodszego kolegę w 65. minucie. Del Piero sam mógł potem trafić, ale mecz i tak zakończył się wynikiem 3:0. Debata na moment ucichła, a zainteresowani próbowali tonować nastroje. – Jest między mną i Roberto sportowa rywalizacja, ale wyłącznie pozytywna, a nie negatywna jak próbują to przedstawiać niektórzy – uciął Del Piero.
W ostatnim meczu grupowym z Austrią (2:1) Maldini zaufał temu, który miał być gwiazdą mundialu. Zawodnik z numerem 10 odwdzięczył mu się asystą, ale pod koniec spotkania zmienił go Baggio. Legendę przywitały owacje, a on trafił do bramki w końcówce, pieczętując wygraną i awans z pierwszego miejsca w grupie. Po wszystkim wsparł Del Piero, porównując jego sytuację do własnej sprzed czterech lat. – Alessandro potrzebuje tylko gola, by się odblokować. Przeżyłem to przed meczem z Nigerią i jakoś się udało, a potem wszystko się ułożyło – przypominał Baggio.
Tym razem historia się nie powtórzyła. W meczu 1/8 finału z Norwegią szybki gol Vieriego dał Włochom komfort. Del Piero aż cztery razy strzelał potem na bramkę rywali w dogodnych sytuacjach, ale wybierał najgorsze rozwiązania. Baggio rozgrzewał się przez całą drugą połowę, ale tym razem Maldini wpuścił na boisko Enrico Chiesę, czym tylko sfrustrował kibiców.
Przed ćwierćfinałowym meczem z Francją debata na temat Del Piero kontra Baggio osiągnęła temperaturę wrzenia. Po czterech meczach turnieju bohater poprzedniego mundialu stał się zdecydowanym faworytem opinii publicznej. Maldini zmodyfikował taktykę na 3-5-2, ale znów postawił na jednego kosztem drugiego. Napastnik Juventusu po raz kolejny się nie odblokował i w 67. minucie został zmieniony przez starszego kolegę, który z miejsca wniósł sporo ożywienia.
W podstawowym czasie rozstrzygnięcia nie było. Dogrywkę rozgrywano zgodnie z zasadą "złotego gola" – a to oznaczało, że mecz mógł się zakończyć w każdym momencie. Pod koniec pierwszej połowy dogrywki mógł o tym przesądzić Baggio, który po precyzyjnym podaniu z głębi pola Demetrio Albertiniego stanął niemal oko w oko z bramkarzem. Fabien Barthez zawahał się – ruszył z linii bramkowej, ale potem się zatrzymał. Baggio obserwował go kątem oka i zdecydował się na trudniejszy wariant. Piłka po efektownym strzale bez przyjęcia minęła słupek o centymetry.
– Moim jedynym błędem było to, że chciałem kopnąć zbyt dobrze. Gdyby to nie był tak czysty strzał to jestem przekonany, że piłka wpadłaby do bramki. Jeśli mógłbym rozegrać to wszystko jeszcze raz, to na pewno pozwoliłbym piłce się odbić i dałbym sobie więcej czasu. Niestety – moja historia na mundialach nie mogła być do końca szczęśliwa – opowiadał Roberto w 2010 roku.
Na zawsze złączeni
Do trzech razy sztuka? Nie zawsze. Trzeci mundial Baggio, trzecia seria rzutów karnych i znów się nie udało. W 1990 roku trafił w półfinale, z kolei finałowe pudło z USA do dziś żyje w kulturze popularnej. We Francji Roberto podszedł do piłki jako pierwszy i nie pomylił się – Barthez rzucił się w drugą stronę. Tym razem swoich szans nie wykorzystali jednak Albertini i Di Biagio. Awans wywalczyli gospodarze, którzy potem triumfowali.
Czy Del Piero i Baggio rzeczywiście nie mogli grać obok siebie? W sezonie 1994/95 mimo wszystko często grali razem w Juventusie i nie przeszkadzali sobie na boisku. W rewanżowym meczu 1/4 finału Pucharu UEFA z Eintrachtem Frankfurt (3:0) Del Piero zagrał bliżej prawej strony, a Baggio z lewej, nierzadko biegając dużo głębiej przy rozegraniu. Młodszy najpierw zanotował dwie asysty, a w 90. minucie bezlitośnie wykorzystał efektowne podanie bardziej doświadczonego rodaka i trafił do bramki. Obaj intuicyjnie wymieniali się pozycjami i pomysłowo przyspieszali ataki, oferując coś rzadko spotykanego nie tylko we włoskim futbolu.
Tak naprawdę kandydaci do gry z "10" byli ofiarami pewnego mitu. Jedyny pełny sezon spędzony razem w Juventusie nie potwierdził, że ich boiskowa współpraca jest niemożliwa. Trapiony kontuzjami Baggio został sprzedany ze względów nie do końca sportowych, a młodszy rodak po prostu wszedł w jego buty. W reprezentacji nie dostali szansy, by pokazać, że mogą grać obok siebie. Materiał dowodowy w tej sprawie niestety nie istnieje.
Dla Roberto Baggio mundial we Francji był ostatnim wielkim turniejem. W 2002 roku dokonał prawie niemożliwego – po kolejnej poważnej kontuzji wrócił na wysoki poziom w barwach Brescii i był blisko wywalczenia miejsca w kadrze udającej się do Korei Południowej i Japonii. Selekcjoner Giovanni Trappatoni nie uległ presji. Podobno przekonali go piłkarze, którzy mieli się bać kolejnej medialnej zawieruchy.
Alessandro Del Piero stał się w kolejnych latach częścią innej "staffetty" – tym razem z Francesco Tottim. W narodowych barwach nigdy nie był tak wpływowy jak Baggio podczas mundialu w USA. W finale Euro 2000 zmarnował dwie znakomite sytuacje, które przesądziły o porażce Włochów. Dwa lata później to jednak jego gol pozwolił Italii wyjść z grupy, ale kontrowersyjny mecz z Koreą Południową i odpadnięcie w 1/8 finału nieco zamazały to osiągnięcie.
Nikt jednak nie odbierze Del Piero tego, że w 2006 roku wydatnie przyczynił się do triumfu podczas mundialu – pierwszego dla Włochów po 24 latach. W półfinale z Niemcami (2:0) strzelił gola, a w meczu o złoto z Francją nie pomylił się w serii rzutów karnych. Koniec końców przewrotny los połączył go na zawsze z Baggio – obaj w reprezentacji zdobyli 27 bramek i w historycznej klasyfikacji strzelców zajmują ex-aequo czwarte miejsce. Ich nazwiska już zawsze będą wymieniane obok siebie.
KACPER BARTOSIAK
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.