Rok temu było pięknie. Rozmach beniaminka Leeds przywodził na myśl dawnych The Entertainers z Newcastle. Patrząc na futbol oczami Marcelo Bielsy można było jednak dostrzec utopię. Prędzej czy później kryzys musiał przyjść. Ale kibice i tak nie zwątpili w Argentyńczyka, swojego guru.
— Wyjątkowe Leeds sprawi, że będziemy cierpieć — przewidywał Pep Guardiola przed meczem z nimi, mając pewnie w pamięci poprzedni sezon, gdy Manchester City zdobył tylko punkt w dwóch meczach z drużyną Marcelo Bielsy. Było jednak aż 7:0, a Argentyńczyk nigdy nie przegrał tak wysoko. Przyznał, że był to najgorszy mecz w ostatnich czterech latach, od kiedy pracuje w Leeds. Co warte podkreślenia, jest to jego najdłuższy pobyt w jednym klubie, w seniorskiej drużynie.
Ironią losu byłoby, gdyby Bielsę zwolnił akurat wyznawca jego religii, który "pielgrzymował" do Argentyny, by wysłuchać na ranczu pełnej goryczy tyrady o futbolu. To bowiem Guardiola uważa, że Argentyńczyk jest najlepszym trenerem na świecie.
Bielsa zyskał sławę jako wizjoner, ale nigdy nie było mu dane cieszyć się z pasma sukcesów. Tak po prawdzie, to za dużo nie wygrał. Po zawstydzającym 0:7 wypada przytoczyć jego dewizę: sukces nas rozleniwia, wiedzie na manowce, sprawia, że jesteśmy zapatrzeni w siebie. Porażka uczy i wzmacnia — uważał zawsze. Niby porażki można też przeboleć, ale czy aby na pewno, skoro to Bielsa, pytając uchodzącego za erudytę Jorge Valdano o reakcję po przegranej, wyznał, że miewał też... myśli samobójcze. To radykał!
Utopia na całego
Można jednak zostać utopistą, gdy mając ambitne założenia, nie dysponuje się odpowiednimi wykonawcami. Bielsa to dogmatyk: nieustanny pressing, ogromna intensywność i krycie indywidualne to jego plan dla którego nie ma alternatywy. Szczególnie ten ostatni przepis okazał się niewiele wart przeciwko znanym z ciągłej wymienności pozycji graczom City. Ciągłe podążanie piłkarza Leeds za wybranym rywalem niechybnie prowadziło do dezorganizacji, ale Bielsa swych pryncypiów nie zmienia.
Skutki uboczne korzystania z tych samych zawodników to kolejny trop w poszukiwaniu genezy kryzysu Leeds. Środowe treningi są barwną, ale dla piłkarzy niewesołą anegdotą. Murderball, tzw. mordowanka (neologizm Michała Okońskiego) to kilkadziesiąt minut biegania za piłką, bez przerw i gwizdków. Faule nie są ważne, ot ktoś się przewrócił i tyle. Jeśli piłka przekroczy linię boczną lub końcową, to po chwili asystent wrzuca kolejną na boisko.
Plaga urazów nie musi więc być zwykłym zrządzeniem losu, a pochodną maksymalnych obciążeń, czyli kłopotem na własne życzenie. Leeds, tak jak inni w Anglii, zmaga się z koronawirusem, ale to nie jest główny powód nieszczęść. Bielsa obstaje przy swoim, przedkładając zaimponowanie kibicom stylem gry nad zdrowie piłkarzy. Co jakiś czas finezją błyśnie tylko Brazylijczyk Raphinha , ale to trochę za mało. To obsesja argentyńskiego trenera: ciągłe przypominanie, że piękno gry jest ważniejsze od wyniku. Musimy o nie dbać tak jak o planetę. W przeciwnym razie ten świat ucierpi, a koszty poniosą nasze dzieci...
Zwolennik równości kochany w Leeds
Kibice go pokochali. Ma w Leeds swoją ulicę i mural. Fani lubią bawić się słowami. Grają więc też głoski. Jest parafraza oficjalnej dewizy Stanów Zjednoczonych (In God We Trust) i brzmi: In Bielsa We Trust. To rzeczywiście coś pomysłowego. Na początku i pod koniec przegranego meczu z Arsenalem 1:4 (kolejna wysoka porażka, zaraz po 0:7 z MC) kibice skandowali jego imię i nazwisko. Trener to docenił. Stwierdził, że to przejaw miłości, typowy dla fanów klubów spoza szczytu. Nie rozumie jednak, dlaczego futbol stracił lokalny charakter, dlaczego się aż tak skosmopolityzował i w związku z tym dzieci noszą koszulki PSG lub Bayernu poza Europą.
Można się długo zastanawiać, czym Bielsa aż tak ujął kibiców Leeds. To oczywiste, że powrót do Premier League po 16 latach oczekiwania był bardzo ważny, ale to nie wszystko. Fani zaadaptowali utwór zespołu Queen, to w ich wersji Bielsa Rhapsody . Dobrze wiedzą, że on ich rozumie. Ten trener chce być zawsze blisko zwykłych ludzi. Aby uświadomić piłkarzom, ile kosztuje kibica wizyta na stadionie, zarządził swego czasu... sprzątanie w pobliżu ośrodka treningowego. A będąc w Lille, pytał zawodników o stosunek do ubóstwa.
Ta przyświecają Argentyńczykowi idea równości jest zapewne pochodną tego, gdzie się wychował. Pochodzi z arystokratycznej rodziny. Dziadek zasłużył się ojczyźnie, pisząc konstytucję. Brat i siostra to dziś peroniści, czyli wierzą w społeczeństwo równych szans. Brat Rafael w latach 2003-05 był szefem argentyńskiej dyplomacji. A w 1977 porwała go junta. Został osadzony w mającym złą sławę obozie Quinta de Funes dla opozycjonistów. Gdy go opuścił, ukrywał się dla własnego bezpieczeństwa. Pomagał mu w tym Marcelo. Przenieśli się razem do Rosario, gdzie El Loco (szalony), zaczął pracę jako trener.
Maradona, Messi i... Bielsa
Akurat tam, czyli w Newell's Old Boys, nie zawsze było mu po drodze z kibicami. Po porażce 0:6 z San Lorenzo ci przyszli pod jego dom, wyrażali opinie dość dosadnie. Rozsierdzony Bielsa wyszedł z... granatem w ręku i zakomunikował tłumowi: jeśli nie przestaniecie, to wszyscy zginą, także ja. Marcelo w Newell's stworzył akademię, zręby futbolu młodzieżowego. Przejechał fiatem... 25 tys. km, podzielił kraj na 70 części, by odszukać młodych zdolnych.
Rok temu Leo Messi złożył hołd Diego Maradonie. Po golu pokazał koszulkę Newell's Old Boys. To ten klub łączył obu geniuszy. A czy to przypadek, że Bielsa też był z nim związany... On ma ciekawy stosunek do wybitnych jednostek. Uważa, że zniknięcie wirtuozów paradoksalnie byłoby dla Argentyńczyków zbawienne. Dla Europejczyków niekończące się kombinacje, systemy, myślenie zbiorowe są oczywiste, bo nie mieli Bochiniego, Maradony lub Alonso. Z kolei Argentyńczycy, błogosławieni przez Stwórcę i obdarowani artystami w zbyt dużym stopniu polegają na ich geniuszu w nadziei, że ci dadzą radę, wyręczą resztę.
Taki jest Marcelo Bielsa. Czy Leeds da radę i utrzyma się w lidze? Nikt tego nie wie, w okresie świąteczno-noworocznym przełożono ich dwa mecze. Przynajmniej trener miał czas do namysłu. W święta Bielsa nigdy nie próżnował. Przed laty zdradził, że w tym czasie planuje dwie godziny gimnastyki, a kolejne czternaście pochłonie mu oglądanie piłki. O jego kasetach, płytach, dyskach komputerów jest wiele barwnych historii. Tylko dlaczego, mając taką obsesję na punkcie futbolu, nie zawsze może wygrywać? To niesprawiedliwe!