| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W środę ogłoszono, że Kacper Kozłowski został sprzedany do Brighton and Hove. Przez najbliższe miesiące Polak będzie jednak występował na wypożyczeniu w Royale Union St-Gilloise. Co go tam czeka? – Będzie musiał dać drużynie coś ekstra, by zacząć odgrywać ważniejszą rolę – mówi nam Michel Thiry, belgijski menedżer polskiego pochodzenia.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Royale Union to obecnie lider belgijskiej ekstraklasy. Co więcej może pan powiedzieć o klubie Kacpra Kozłowskiego? W jakiej drużynie się znalazł?
Michel Thiry: – To klub, który zapisał się w historii belgijskiego futbolu. Jedenaście razy zdobył mistrzostwo Belgii, ale doszło do tego jeszcze w czasach przedwojennych. W minionym sezonie świętowali awans, a na powrót na najwyższy poziom rozgrywkowy czekali 48 lat. Do ekstraklasy wdarli się przebojem, cały czas są na fali entuzjazmu. Latem nie doszło do żadnej rewolucji, zdecydowana większość podstawowej jedenastki to ci sami zawodnicy, co sezon temu. Stabilność okazała się kluczowa, na razie nikt nie umie zatrzymać ich systemu. Kilkakrotnie byli bliscy porażki, ale widać, jak wielka jest ich wiara w siebie.
– Jak scharakteryzować styl gry Royale Union?
– Chcą jak najszybciej odebrać piłkę i zagrać ją do napastników, którzy są skuteczni, a obrońcy nie dają sobie z nimi rady. Stawiają na ofensywę. To nie jest drużyna, w której są duże indywidualności. Dobrze prezentuje się środek pola. To mobilni zawodnicy, którzy lubią utrzymywać się przy piłce i potrafią grać na jeden kontakt. Na ten moment wyglądają po prostu na świetnie zorganizowaną maszynę.
– Jaką rolę będzia pana zdaniem odgrywał tam Kozłowski?
– Będzie rezerwowym, przynajmniej na początku. W ostatnich latach paru Polaków nie poradziło sobie w Belgii – byli tutaj Bartosz Kapustka, Rafał Wolski czy Filip Starzyński... To trudniejsze rozgrywki niż w Polsce. Gra się szybciej, bardziej twardo, w dodatku zespoły są lepsze pod względem taktycznym. Kozłowski wejdzie do szatni, w której większość zawodników świetnie się zna. W dodatku wszystko układa się po ich myśli. Wiele zależy od tego, jak zaaklimatyzuje się w drużynie, jaki plan ma na niego trener. Będzie musiał dać drużynie coś ekstra, by zacząć odgrywać ważniejszą rolę. Paradoksalnie, łatwiej może być mu o wywalczenie miejsca w podstawowym składzie, gdy zespół... wpadnie w jakiś kryzys. Obecnie trener nie ma argumentów do tego, by dokonywać poważnych zmian.
– Co może pan powiedzieć o trenerz Felice Mazzu? Wcześniej poprowadził w ponad 250 meczach Chaleroi.
– Mazzu nie osiągnął żadnych wielkich sukcesów. Za największy można chyba uznać awans na najwyższy poziom rozgrywkowy. Teraz ma swój najlepszy czas i rozwija się jako szkoleniowiec. Wszystko mu sprzyja, idealnie trafia ze zmianami w trudnych sytuacjach. Jego ambicją jest zdobycie mistrzostwa Belgii, widać, że chce wykorzystać tę szansę i udowodnić coś całemu środowisku.
– Ostatnimi polskimi piłkarzami, którzy byli wiodącymi postaciami belgijskich klubów, byli Marcin Wasilewski i Łukasz Teodorczyk. Dlaczego inni rozczarowali?
– Wasilewski i Teodorczyk byli na innym etapie kariery. Przyszli w pełni dojrzali, ukształtowani. Wiedzieli co robić, nie tylko na boisku. Potrafili dogadać się z resztą drużyny. Byli jednak starsi od Kozłowskiego. To też specyficzna sytuacja, bo inaczej patrzy się na młodych wychowanków, a inaczej na piłkarza, który przyszedł z obcego kraju. Tamtym pomaga się znacznie chętniej, oni znają całe środowisko, jest im łatwiej. Jestem ciekaw, jak będzie w przypadku Kozłowskiego.
– Dlaczego tak niewielu Polaków trafia do Belgii? To kluby z tego kraju nie chcą naszych piłkarzy czy to zawodnikom nie odpowiada ten kierunek?
– Odnoszę wrażenie, że Polacy nie potrzebują ligi belgijskiej. Może nie odpowiadają im też warunki finansowe, a sama liga ich nie motywuje? Belgia to idealna "trampolina" do tego, by trafić do Anglii czy Włoch. Zawodnicy z Polski wolą jednak ominąć ten etap i od razu wolą przenieść się do np. Serie A, chociaż nie zawsze są na to gotowi. To także kwestia menedżerów, ich interesów i zamiarów wobec graczy. Ludzie z belgijskich klubów mają o Polakach dobre zdanie, często o nich pytają. Z różnych powodów rzadko dochodzi jednak do transferów. Niektórzy mogą tej ligi nie doceniać, ale to naprawdę wymagające rozgrywki.
– Jak ocenia pan transfer Kozłowskiego do Brighton? To dla niego dobry kierunek i właściwy ruch?
– Widać w nim potencjał, ale tak jest w przypadku wielu piłkarzy. Jeśli nie rozwinie się przed dwa-trzy lata, będzie musiał zejść na niższy poziom. To normalne i dzieje się tak w przypadku wielu obiecujących zawodników. Według mnie jest za szybko, by przebić się w Anglii. Lepiej byłoby gdyby został w Polsce jeszcze na sezon czy dwa. Wiadomo jednak, jak wygląda dzisiaj rynek transferowy. Presja ze strony klubów, agenta... Dziwi mnie to, że od razu został wypożyczony i to do miejsca, w którym również nie ma gwarancji gry. To duży talent, ale trzeba uważać z "głaskaniem" go. W przeszłości wiele obiecywano sobie po wspomnianych już Wolskim czy Kapustce. Mieli opinie olbrzymich talentów, również przenosili się do zagranicznych klubów w młodym wieku. Dzisiaj są w polskiej ekstraklasie. W Belgii nie będzie mu łatwo, musi szybko przyjąć tamtą mentalność. Do każdego treningu powinien podejść z maksymalnym zaangażowaniem, nie będzie miejsca na chwilę słabości.