Przejdź do pełnej wersji artykułu

Liga indyjska. Łukasz Gikiewicz: zawsze lubiłem iść pod prąd. Jestem szczęśliwy. Wykonuję najlepszy zawód na świecie

/ Łukasz Gikiewicz obecnie występuje w indyjskim Chennaiyin FC (fot. materiały klubu). Łukasz Gikiewicz obecnie występuje w indyjskim Chennaiyin FC (fot. materiały klubu).

Gra w piłkę, zarabia pieniądze, zwiedza świat, poznaje nowe kultury i ludzi. Łukasz Gikiewicz w nietypowy sposób prowadzi swoją karierę. – Trzeba się cieszyć, że Bozia dała zdrowie. Nie mam wielkiego talentu, ale razem z moim bratem doszliśmy do czegoś ciężką pracą – przyznał "Giki".

Indie. Pierwszy gol Łukasza Gikiewicza w Indiach

Czytaj też:

Łukasz Gikiewicz występuje teraz w Indiach (fot. PAP)

Łukasz Gikiewicz wygrał sprawę w sądzie arbitrażowym z rumuńskim klubem CS Gaz Metan Medias

Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Arabia Saudyjska, Tajlandia, Jordania, Bahrajn, teraz Indie. Co tak bardzo zafascynowało cię w egzotycznych krajach i grą w takich miejscach?
Łukasz Gikiewicz, napastnik indyjskiego Chennaiyin FC: – Wyjeżdżałem ze Śląska Wrocław do Omonii Nikozja i wtedy nie przypuszczałem, że wszystko w ten sposób się potoczy. Miałem fajne przygody piłkarskie i życiowe. To jest moja praca. Idę tam, gdzie ktoś daje mi zarobić. Dostałem oferty, nie bałem się zaryzykować i wyjeżdżałem. Czy to sam, czy z moją żoną. Gdybym miał jeszcze raz podejmować decyzje, zrobiłbym tak samo. Łączę przyjemne z pożytecznym.

– Futbol jest dla ciebie nie tylko pracą, lecz również przyjemnym dodatkiem do życia. Podróżujesz, zwiedzasz, poznajesz nowe kultury, ludzi…
– Jeśli ktoś mówi, że piłkarz może być zestresowany, to odpowiem – tak nie jest. Stres mają teraz lekarze w szpitalach. Robimy i wykonujemy najlepszy zawód na świecie. Dodatkowo nam za to płacą więcej, niż za normalną pracę. Trzeba się cieszyć, że Bozia dała zdrowie i taką możliwość, abym to robił. Daję z siebie wszystko i cały czas ciężko pracuję. Nie mam wielkiego talentu, ale razem z moim bratem ciężką pracą do czegoś doszliśmy. Nadal mam radość, chęci i ten płomień zaangażowania. Do momentu, kiedy będzie mi to sprawiać przyjemność i kiedy nadal będę kochać ten ból po meczach, zamierzam to kontynuować.



– Od początku miałeś inny pomysł na siebie. Zawsze lubiłeś iść pod prąd?
– Tak. Zawsze jestem taki sam. Jeśli ktoś mnie zna, to wie, jak zachowywałem się 15 lat temu i jaki jestem teraz. Obojętnie czy były pieniądze, czy ich brakowało. W naszej rodzinie bywało średnio. Zawsze starałem się uśmiechać i jasno wyrażać swoje zdanie. Nawet, kiedy to się komuś nie podobało. Może przez to miałem czasami problemy. Ciągle jestem taki sam. Moje życie również w ten sposób wygląda. Biorę z niego dla siebie, ile tylko mogę. Akurat w dniu, kiedy rozmawiamy, moje dziecko ma 3. urodziny. Jestem w Indiach, oni są w Splicie. Wiem, po co to robię i dlaczego tutaj jestem. To jest moja praca i tak musi być. Gdy skończę grać, będziemy wszyscy razem i wtedy zacznie się normalne życie.

– Jak radzicie sobie z rozłąką i życiem na odległość?
– Przez siedem miesięcy jestem zamknięty w "bańce". Nikt nie może się do niej dostać. Jesteśmy testowani codziennie. Wychodzimy tylko z hotelu na treningi i mecze. Rodzina nie może do nas przyjechać. Kiedy byłem w Jordanii i Rumunii, tam również przebywałem sam. W Bahrajnie covid nie szalał i mogliśmy mieszkać razem. Żyjemy w takich czasach, że mamy WhatsAppa i różne inne komunikatory. Jest kamera, możemy dzwonić do siebie. Trzydzieści lat temu byłoby znacznie gorzej. Nie jest łatwo. Dziecko spędziło urodziny tylko z mamą. Jednak, gdy żona spyta Lucasa, gdzie jest tata, on odpowiada, że gra w piłkę w Indiach i zarabia tam pieniądze. Jest młody, ale wie, po co tu jestem. Myślę, że wybaczy mi chwilową nieobecność.

– Restrykcje i obostrzenia w Indiach są aż tak mocne?
– Paradoksem jest to, że kraj jest otwarty na turystów. Federacja narzuciła takie reguły już rok temu. Teraz powtarzają model dobrze znany z NBA. Wszystkie drużyny zostały przeniesione do miejscowości Goa, która znajduje się nad morzem. To turystyczna miejscowość. Każdy klub otrzymał jeden hotel oraz osobne boisko do treningów. Jesteśmy odizolowani od ludzi. Nie możemy nigdzie wychodzić. Jeździmy w maskach na stadiony, gdzie gramy ligę oraz na treningi. I tak w kółko przez siedem miesięcy. Jestem tutaj z Arielem Borysiukiem. Wspieramy się, ale nie jest łatwo. Po przegranych meczach w Polsce miałeś dzień, dwa wolnego. Mogłeś jechać w góry, nad morze i jakoś wszystko odreagować. Tutaj widzisz ciągle te same twarze, jedzenie, okolice, charaktery… Niedługo miną nam cztery miesiące. Czasami jak polska drużyna jechała na obóz do Turcji, to niektórzy już po dwóch tygodniach skakali sobie do oczu. My jesteśmy tutaj cztery miesiące. Jeszcze dwa przed nami.

Łukasz Gikiewicz po strzeleniu pierwszego gola dla Chennaiyin FC (fot. materiały klubowe).

Czytaj też:

Kacper Kozłowski zagra w Union Saint-Gilloise. Co to za klub?

– Co trzeba robić, aby nie zwariować przez tak długi okres w zamknięciu?
– Tu inaczej płynie życie. Czuję, że trochę ucieka, ale nie było wyjścia. Myślałem, że może obostrzenia się trochę zmienią, ale ciągle jest tak samo. Teraz wszedł omikron i ciągle dostajemy smsy na naszej grupie, abyśmy uważali na siebie i nosili maski. Wszystkim bardzo zależy, aby liga dokończyła ten sezon. Człowiek wariuje, ale jest polska telewizja, Netflix, Internet, mecze. Czasami ciężko połączyć, bo mamy 4,5 godziny różnicy z Polską, ale jakoś musimy dać radę. Spoglądamy na kalendarz i czekamy na 3 marca. To data ostatniego meczu ligowego. Wtedy się okaże, czy awansujemy do fazy play-off. Pierwsza czwórka gra o mistrzostwo mniej więcej do połowy marca. Jeżeli się nie uda, to 4-5 marca będziemy mogli lecieć do domów.

– Jak Hindusi postrzegają futbol? Czym jest dla nich piłka nożna?
– Sportem numer jeden jest krykiet. Piłka nożna nie może równać się pod względem zainteresowania, ale też i zarobków. Liga ma siedem lat. Trzeba zapłacić "frycowe", aby móc w niej grać. Nikt z niej nie spada. Są pompowane duże pieniądze. Już jest fajnie opakowane, a ma być jeszcze lepiej. Przed covidem stadiony wypełniały się niemalże w całości, a liga była w światowej czołówce pod względem oglądalności. W Indiach grali przecież Alessandro del Piero, Marco Materazzi, Alessandro Nesta, John Arne Riise, Elano, który występował w Manchesterze City. Sięgano po wielkie nazwiska, które przyciągały ludzi na stadiony. Szkoda, że teraz nie ma kibiców. Wspierają nas w social mediach, wysyłają filmiki. Pochodzą do piłki z zapałem i miłością. Żałuję, że nie mogę polecieć do naszego miasta oraz zobaczyć ich żywiołowości.



– W jaki sposób mógłbyś ocenić poziom ligi indyjskiej?
– Tutaj każdy klub może zakontraktować sześciu obcokrajowców, a czterech może występować na boisku. Liga jest inna, bardziej otwarta, pada w niej dużo bramek. Ciężko jest ją porównać na przykład do polskiej, bo tu nikt nie spada. Przez to się nie kalkuluje, nie gra na remis. Pierwsza czwórka gra o medale, reszta cieszy się futbolem. Padają wysokie wyniki. Stawia się na dobrą zabawę i ofensywny futbol.

– Twoim klubowym kolegą jest Ariel Borysiuk. W Indiach występują również m.in. Igor Angulo, Javi Hernandez, Daniel Chima Chukwu czy Airam Cabrera. Czym tamtejsza liga przede wszystkim może przyciągać piłkarzy z Ekstraklasy?
– Na pewno pogodą i fajnymi warunkami do życia. Igor ma 38 lat i ciężko byłoby mu znaleźć klub w Europie. Tutaj nadal strzela gole i świetnie sobie radzi. Wiekowi zawodnicy idą tam, gdzie ktoś ich chce. Niebawem spotkamy się z Cabrerą i już rozmawialiśmy na Instagramie. Można spotkać kilku piłkarzy z Ekstraklasy i myślę, że będzie ich coraz więcej.



Czytaj też:

Liga grecka. Michał Karbownik po raz pierwszy w barwach Olympiakosu od września zeszłego roku

– Co jest największym wyzwaniem dla napastnika, gdy gra się w egzotycznych ligach? Jakie cele sobie stawiasz?
– Dużo zależy od drużyny, do jakiej trafisz. Napastnik musi otrzymać piłkę i często ktoś musi wykreować mu sytuację. Chyba że jesteś Messim lub Neymarem, to grasz inaczej. Jeżeli strzelasz gole, to wszyscy cię kochają. Czasami spisujesz się dobrze, ale nie dostajesz podań, nie masz sytuacji i dość szybko ci dziękują. Ważne, jak wszędzie, jest również szczęście.

– Twoja umowa wygasa z końcem maja. Chciałbyś wrócić do Polski, czy jeszcze masz ochotę pozwiedzać trochę świata? – Przed Indiami miałem oferty z Ekstraklasy i byłem bliski powrotu. Nie zamykam się na polską ligę. Mój kontrakt kończy się w maju, w podobnym czasie, jak sezon w Ekstraklasie. Wszystko jest możliwe. Moje życie jest zwariowane. Nie wiem, co będzie jutro. Wrócę dobrze przygotowany. Piłka sprawia mi wielką radość. Zobaczę, co wyświetli się w moim telefonie i podejmę decyzję.



– Musisz lub chcesz jeszcze coś komuś udowodnić?
– Jestem za stary, aby komuś coś udowadniać. Wiem, że gdybym wrócił, to dałbym sobie radę. Jeżeli ktoś zaufa i ściągnie Gikiewicza, który nie będzie zarabiać kokosów, to nie powinien żałować. Chcę cieszyć się z grania.

– Czego chciałbyś jeszcze spróbować w swojej karierze?
– Chciałbym zagrać w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, bo tam jeszcze mnie nie było. Czego mi brakuje? Niczego. Mam rodzinę, syna, żonę. Mieszkam w fajnym mieście, posługuję się kilkoma językami, jestem zdrowy. To wszystko są wartości dodatnie. Nie mogę narzekać. Czerpię garściami i dziękuję za to, co mam.

– Niedawno rozpoczęło się okienko transferowe. Jak się ma "Giki News”? Zdradzisz jakieś transferowe smaczki?
– W tym okienku "Giki News" odpuszcza. Zmiana czasu trochę przeszkadza. Łukasz Teodorczyk miał ofertę z Bangladeszu za ponad pół miliona dolarów. Nie zdecydował się na nią. Coś tam jeszcze mam, ale ja się po prostu bawię. Taką robotę zostawiam wam.

– Dziennikarstwo może być dobrą opcją po zakończeniu kariery?
– Próbowałem swoich sił w telewizji i za jakiś czas ktoś oceni, czy "Giki News" się nadaje. Podczas mistrzostw Europy dałem z siebie wszystko. Zobaczymy, jak sprawy się dalej potoczą. Jestem otwarty na różne rzeczy. Lubię się uczyć i oby wszystko poszło w dużym kierunku.

– Dużo mówi się o reprezentacji Polski i następcy Paulo Sousy. Kto zostanie nowym trenerem naszej kadry?
– Czytając różne informacje i jeżeli prawdą jest, że prezes Kulesza będzie rozmawiać z doświadczonymi zawodnikami, to selekcjonerem zostanie Adam Nawałka.

Źródło: TVP SPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także