Justyna Kowalczyk opuściła sprinterskie zawody w Duesseldorfie, by we włoskiej Santa Catarinie przygotowywać się do kolejnego pucharowego weekendu w Davos. – Nie będę czarować. Nie spodziewam się w Szwajcarii wielkich wyników – powiedziała Polka.
– W Santa Catarinie są naprawdę świetne warunki do treningu. To miejscowość położona 1700 m.n.p.m., czyli wysoko w górach. Mamy do dyspozycji cztery kilometry tras, na których kilka lat temu rozegrano zawody PŚ. Jest naprawdę dobrze, ja też czuję się już coraz lepiej. W ostatnich tygodniach miałam permanentnie zmęczone nogi. Teraz na szczęście troszkę to "popuszcza" – zdradziła podopieczna Aleksandra Wierietelnego.
W Davos Kowalczyk będzie rywalizować w sprincie stylem dowolnym i na dystansie 15 kilometrów również "łyżwą".
– Nie będę czarować. Średnio zapatruję się na te starty. W jakiej jestem dyspozycji widać było w Kuusamo. Na dodatek konkurencje, które zaplanowano nie należą do moich ulubionych. Szczególnie "nie leży" mi interwałowy bieg na15 kilometrów "łyżwą", ale nie narzekam. Trzeba się uczyć, trzeba startować tam gdzie nie jest się najlepszym. Będę robiła wszystko, by osiągnąć jak najlepszy wynik – zadeklarowała.
Pochodząca z Kasiny Wielkiej biegaczka wlała też sporo optymizmu w serca kibiców. – To będzie ostatni weekend, po którym się niczego nie spodziewam. Dalej już tylko walka – zapowiedziała.
Czytaj także: PŚ: Triumf Randall, spadek Kowalczyk