Powrót Adama Nawałki do reprezentacji Polski wydawał się być przesądzony. Były selekcjoner miał porozumieć się już w sprawie kontraktu i dopiąć ostatnie szczegóły z prawnikami Polskiego Związku Piłki Nożnej. Gdy wszystko zmierzało ku finalizacji, na horyzoncie pojawił się kontrkandydat...
Konkretnie – Andrij Szewczenko. To on, zdaniem dziennikarzy "Przeglądu Sportowego", ma być w tej chwili faworytem w wyścigu po angaż w reprezentacji Polski. Jego zatrudnienie ma być autorskim projektem Cezarego Kuleszy.
Prezes PZPN chciałby wprowadzić do drużyny narodowej "własnego" selekcjonera. Zatrudnienie Nawałki, będącego przecież człowiekiem Zbigniewa Bońka, byłoby może i najrozsądniejszą decyzją, ale z pewnością nieautonomiczną.
Dlatego to Szewczenko jest dziś głównym kandydatem do objęcia kadry. Kulesza ma rozmawiać z jego przedstawicielami i negocjować ewentualne wynagrodzenie. To może być bowiem dość wysokie.
Pomimo zwolnienia z Genoi ukraiński gwiazdor wciąż może liczyć na roczną pensję w wysokości dwóch milionów euro. Taka gaża byłaby nie do uniesienia dla PZPN. Dlatego też, by projekt Szewczenko wypalił, obie strony będą musiały pójść na kompromis.
Podobnie zresztą, jak było to w przypadku Nawałki. Według informacji "Przeglądu Sportowego" PZPN porozumiał się już z byłym selekcjonerem, zmuszając go do kilku ustępstw. Między innymi do zatrudnienia w sztabie szkoleniowym Jerzego Dudka.
Nawałka przystał na żądania władz związku, samemu zapewniając sobie roczny kontrakt – trwający do marca 2023 roku. Wciąż nie doczekał się jednak jego podpisania. Bo gdy na rynku pojawił się Szewczenko, Polak został posadzony na ławce rezerwowych...
A Kulesza zapewnił sobie koło ratunkowe. Jeśli bowiem negocjacje z Szewczenką nie przyniosą efektu, selekcjonerem zostanie Nawałka. Jeśli jednak uda się dopiąć szczegóły zatrudnienia zdobywcy "Złotej Piłki", to on zostanie trenerem drużyny narodowej.