Tylko jeden oficjalny lot z Warszawy na igrzyska, a następnie jeden powrotny – to wszystko, co PKOl zaoferował olimpijczykom podróżującym do Pekinu. I to drżąc o formalności. Tymczasem związki martwią się, co zrobić z zawodnikami, którzy według regulaminu mają opuszczać wioskę w 48 godzin po ostatnim starcie. – To nie do pomyślenia – przyznaje Jan Winkiel, sekretarz PZN, w którym na własną rękę ściągną część narciarzy. – Za jakieś 300 tys. złotych, ale jakie jest wyjście? – rozkłada ręce.