| Inne

Pekin 2022. Mateusz Sochowicz powrócił po groźnym wypadku: czuję dawną energię, sanki znów pode mną lecą

Mateusz Sochowicz
Mateusz Sochowicz (fot. Facebook, Getty Images)

Dramatycznie wyglądający upadek na próbie przedolimpijskiej w Pekinie, potem długa i żmudna walka o powrót do pełnej sprawności, w końcu ponowny start i obecność wśród powołanych na igrzyska. – Zdarzało się, że noga była tak przepracowana, że nawet dotyk kołdry sprawiał mi wielki ból – opowiada o swojej długiej i krętej drodze do Chin, polski saneczkarz, Mateusz Sochowicz.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Być albo nie być przed igrzyskami. "Brak tremy? To kłamstwo"

Czytaj też

Maciej Kurowski

Być albo nie być przed igrzyskami. "Brak tremy? To kłamstwo"

8 listopad był dniem, w którym polscy kibice sportów zimowych wstrzymali oddechy. Na jednym z treningów w Yanqingu, gdzie lada dzień rozpocznie się olimpijska rywalizacja, bardzo poważnego upadku doznał Mateusz Sochowicz. Przy dużej prędkości wpadł w bramkę, która, choć powinna być otwarta, torowała drogę w dół rynny.

Pęknięta rzepka w lewej nodze i głęboko rozcięta łydka i goleń w lewej. Taką diagnozę otrzymał Polak, który mimo wszystko mógł dziękować losowi. Wszak historia zna już przypadki, kiedy podobne zdarzenie kończyły się w najgorszy możliwi sposób.

Bez chwili namysłu podjął się jednak rehabilitacji, która okazała się na tyle skuteczna, że pozwoliła myśleć nawet o starcie w Pekinie. Mimo wielu momentów zwątpienia i wielkiego bólu, Polakowi udało się powrócić na tor w wyjątkowo krótkim czasie. W ostatnim tygodniu po raz pierwszy wystartował nawet w zawodach Pucharu Świata. Zajął 27. na torze w Sankt Moritz i choć nie był to rezultat najlepszy, nie on jest najbardziej istotny w tej historii.

Igor Wasilewski, TVPSPORT.PL: – Cztery lata temu w Pjongczangu start bez maski, kilka tygodni temu w Pekinie zderzenie z zamkniętą bramką. Nie za dużo w twoim życiu saneczkarskich „przygód”?
Mateusz Sochowicz: – Rzeczywiście, sytuacje, które mnie spotkały są bardzo nietypowe. Daje sobie z nimi radę, ale jednocześnie mam nadzieję, że więcej ich nie będzie, że wszystko będzie szło prościej, bez żadnych zawirowań.

– Rozmawiamy ponad dwa miesiące od feralnego wypadku w Chinach. Wracasz myślami do tego przejazdu?
– Tylko kiedy ktoś się mnie o to pyta. Staram się o tym w ogóle nie myśleć. Jestem człowiekiem, który skupia się na tym, co tu i teraz, nie analizuje sytuacji, które były w przeszłości. Nie użalam się nad sobą. Patrzę do przodu i myślę, że nie ma potrzeby tam wracać. Po co?

– Dużo pamiętasz z tamtego ślizgu?
– Wszystko. Nie miałem żadnego zaniku świadomości. Pamiętam co działo się przed, a co po wypadku. Pamiętam nawet bluzgi, jakie leciały w kierunku ludzi odpowiedzialnych za bramki.

– Kiedy kilka tygodni temu rozmawiałem z Maciejem Kurowskim, mówił, że zdecydowałeś się na dodatkowy trening i gdyby było inaczej do wypadku by nie doszło?
– Były dwa „momenty”, które mogły potoczyć się inaczej. Po pierwsze, na początku to ja byłem otwierałem listę startową. Usiadłem więc na sankach, a tam wyświetliło się nazwisko Kacpra Tarnawskiego. Zainterweniowałem u organizatorów, bo się pomylili. Po drugie, w przeciwieństwie do Niemców, zdecydowałem się na kolejne próby z niższego startu. Powiedziałem do Felixa Locha: „To ja wystartuje jeszcze raz z dołu, żeby lepiej poradzić sobie z tymi dwoma trudnymi wirażami i idę do was, chłopaki, do góry”. Z wirażami sobie poradziłem, ale nie było już okazji pójść do góry.

– Chwilę po wypadku wszyscy myśleli, że doznałeś złamania otwartego prawej nogi.
– Tak, na początku wszystko na to wskazywało. Wystawały kości, a widok był naprawdę nieprzyjemny. Każdy spekulował, że z moim zdrowiem może być gorzej. Ale może to lepiej myśleć, że jest tak źle, a potem miło się zaskoczyć (śmiech). Tak na poważnie, to od początku wiedziałem, że coś jest nie tak z lewą nogą, bo nie mogłem ruszyć kolanem. W prawej czuły bardzo mocny ból od uderzenia, ale potrafiłem ruszać stopami. Pierwsza myśl była taka, że ucierpiał kręgosłup, więc to wykluczyło tę opcję. Potem, kiedy jechałem do szpitala, w mojej głowie narodziła się myśl, że mam obrażenia wewnętrzne. Lekarze sprawdzili jednak, że wszystko jest w porządku, a mi spadł wielki kamień z serca i jakieś 20 kilo z klatki piersiowej.

Być albo nie być przed igrzyskami. "Brak tremy? To kłamstwo"

Czytaj też

Maciej Kurowski

Być albo nie być przed igrzyskami. "Brak tremy? To kłamstwo"

Chińczycy tuszują wypadek Polaka. "W ich świecie nie miał on miejsca"

Czytaj też

Mateusz Sochowicz w poniedziałek miał wypadek na torze olimpijskim w Pekinie (fot. Getty)

Chińczycy tuszują wypadek Polaka. "W ich świecie nie miał on miejsca"

– Co myślałeś w pierwszych godzinach po wypadku?
– Na pewno była złość, na pewno wielka niewiadoma, trochę strachu. Kiedy tego samego dnia obudziłem się po operacji, nastawienie było zupełnie inne. Wiedziałem już co mi jest, co mnie czeka. Nastawiłem się na pracę, żeby wrócić jak najszybciej do pełnej sprawności.

– Kilka godzin po wypadku z chińskich agencji informacyjnych zniknęły wiadomości o twoim wypadku. Chciałem zapytać o zainteresowanie miejscowych. Otoczyli cię odpowiednią opieką?
– Czułem się naprawdę bardzo dobrze. Opieka była na najwyższym poziomie, nie mam do niej żadnych zarzutów. I nie mówię tu o kwiatach czy innych gestach, które miały na celu przepraszanie mnie. Chodzi o zwykłe podejście ludzi, którzy faktycznie ze mną pracowali i sprawiali, że czułem opieką wynikającą z życzliwości, a nie z przymusu. Oddali mi kawał serca.

– Kiedy po operacji usłyszałeś diagnozę, nie było refleksji, że chyba czasu do igrzysk jest za mało?
– Takich chwil zwątpienia było dziesięć, o ile nie piętnaście. Czasami zdarzało się, że budziłem się kilka dni z rzędu i mówiłem: „Nie, nie dam rady”. Jednak ludzie, którzy byli dookoła wyciągali mnie z tych dołków. Dużo przepracowałem też z psychologiem. W dodatku codziennie dzwonił trener, byli moi rodzice i kobieta. Wszyscy bardzo mnie wspierali, a ja w tym czasie mogłem zrobić kawał dobrej roboty. A była to ciężka praca, nie tylko fizycznie, bo mięsień nie chciał się uaktywnić, a kość nie była zrośnięta, tylko „złapana na druty” bez możliwości przenoszenia obciążeń. To cierpienie, ta monotonia i wszystko inne nie należało do najprzyjemniejszych w tym okresie. Zdarzało się, że noga była tak przepracowana, że wielki ból sprawiał mi dotyk kołdry. Dlatego czasem trzeba było odpuszczać, a potem modyfikować plan. To była naprawdę żmudna praca.

– Dowiedziełeś się czegoś nowego o sobie w tym czasie?
– Udowodniłem, że „sky is the limit”. Dowiedziałem się, że wszystko zależy od tego, co mamy w głowie. Jeżeli będziemy negatywnie nastawieni, wiele rzeczy się nam nie uda, ale dobre nastawienie i świetni ludzie wokół wszystko zmieniają. Po tym czasie wiem też, że mój organizm jest w stanie wyczynić różne cuda, które innym przychodzą znacznie trudniej. Trzeba powiedzieć, że ciało poradziło sobie z tym naprawdę dobrze.

– Udało ci się powrócić na sanki, ale czy podczas pierwszego przejazdu nie bałeś się, że za jednym z wiraży ujrzysz znowu te nieszczęsną, zamkniętą bramkę?
– Bałem się. Tor, na którym wracałem to Oberhof. To tam pierwszy raz wsiadłem na sanki. Można powiedzieć, że zrobiłem to pierwszy raz dwa razy w życiu. Obawiałem się tym bardziej, że moje treningi odbywały się po tych dla zawodników z Pucharu Świata. Za każdym razem, kiedy mój ślizg był pierwszy, martwiłem się czy nie będę miał czegoś na torze. Z czasem wyrzucałem to jednak z głowy i myślę, że teraz jestem już wolny. Start w Sankt Moritz pokazał, że potrafię sobie ponownie zaufać na sankach. Wracam do tej samej energii, że sanki same „lecą” pode mną, a ja nie zastanawiam się czy zaraz nie uderzymy w jakąś przeszkodę.

– Ostatni weekend w Szwajcarii był pierwszym startem po długiej przerwie. Czy po pokonaniu tak krętej drogi pojawia się przeświadczenie, że poradzisz sobie ze wszystkim?
– Ja chyba po prostu taki jestem, że nie szukam problemów, a rozwiązań. Ta sytuacja pokazała, że trzeba jedynie znaleźć drogę, na której przeszkody znikają. Do tego potrzeba jednak dobrych ludzi. Jeśli chodzi o mój powrót cały czas widać, że odbiegam formą od reszty chłopaków. Ubiegły weekend pokazał, że chyba jednak potrafię trochę na tych sankach jeździć, dwa miesiące bez kontaktu z moim sportem nie sprawiło, że straciłem umiejętności. Wiadomo, jest jeszcze trochę barier w głowie, ale one wszystkie są do wypracowania.

– Przed powrotem mówiło się dużo o tym, że potrzebujesz dwóch startów w Pucharze Świata, by zdobyć prawo występu na igrzyskach olimpijskich. Wystartowałeś raz, a jesteś w reprezentacji na Pekin. Jak do tego doszło?
Marek Skowroński (Do rozmowy wtrąca się trener polskiej kadry): – Mateusza nie obowiązywały dwa starty, ponieważ w ubiegłym sezonie był w „dwudziestce” Pucharu Świata. Tę zasadę musieli spełnić pozostali nasi reprezentanci w jedynkach. On był zobligowany jedynie pokazać się i mieć kolokwialny „papier od lekarza”, że jest zdolny do jazdy. Saneczkarskie władze chciały zobaczyć go podczas startu, ale gdyby się to nie udało, Mateusz pewnie i tak zostałby dopuszczony do igrzysk. Wyjazd do Pekinu bez kontaktu z rywalizacją po takim upadku byłby jednak dla niego kompletnie bez sensu. Cały stres związany z pierwszym ślizgiem, startem i otwartym torem przeniósłby się wtedy na igrzyska. Uporał się z tym wcześniej i teraz widzimy, że stać go na to, żeby dobrze się zaprezentować. Mamy nadzieję, że ten tor mu się spodoba. Będzie dla niego nowy, bo startował tam tylko ze „startu damskiego” a tam wygląda to zupełnie inaczej. Mateusz szybko łapie jednak nowe trasy, więc i z tą nie powinien mieć problemu.

Chińczycy tuszują wypadek Polaka. "W ich świecie nie miał on miejsca"

Czytaj też

Mateusz Sochowicz w poniedziałek miał wypadek na torze olimpijskim w Pekinie (fot. Getty)

Chińczycy tuszują wypadek Polaka. "W ich świecie nie miał on miejsca"

Polak wraca po fatalnym wypadku. Chce jechać na IO
Mateusz Sochowicz wraca po fatalnym wypadku (fot. TVP)
Polak wraca po fatalnym wypadku. Chce jechać na IO

"Uderzyła mnie niepełnosprawność. Nie jestem niezniszczalny"

Czytaj też

Mateusz Sochowicz i trener

"Uderzyła mnie niepełnosprawność. Nie jestem niezniszczalny"

– Lada moment powrót do Chin. Nie boisz się znowu tam być?
– Zobaczymy, jeśli wyjdę na tor i coś nie będzie mi pasowało, to jestem w stałym kontakcie z moją psycholog, która pomoże mi wyjść z każdego dołka, który tam zastanę. Podczas pierwszego ślizgu postawię sobie pewnie kogoś, żeby mówił czy faktycznie bramka jest otwarta(śmiech). No chyba, że nie będę jechał jako pierwszy, wtedy problem zniknie. Kolano cały czas trochę doskwiera, więc pracujemy, żeby na igrzyska je uspokoić. Na początku miałem też odruch, żeby uciekać od lewej ściany i nie powodować bliskiego kontaktu kolana z lodem, ale z tym też sobie poradziłem. Mam nadzieję, że dostanę też od federacji kilka dodatkowych ślizgów w Pekinie, żeby móc zrozumieć ten tor. Trzeba pamiętać, że musze pracować nad elementami, które dla innych w zasadzie nie istnieją.

– Igrzyska to dla ciebie moment szczególny czy kolejne zwykłe zawody?
– Wiadomo, że igrzyska są trochę PR-owo „nadmuchane”, ale to tam trzeba się najbardziej pokazać. Rolą zawodnika jest to, żeby podejść do tego jak do normalnych zawodów. Nie narzucać sobie dodatkowej presji, bo ona nie jest szczególnie mobilizująca.

– Nie wypada nie zapytać o cel. Jest nim po prostu start czy konkretny rezultat?
– Trudno mi o tym mówić, bo do tej pory to start był moim największym marzeniem. Chciałem po prostu tam być. Teraz jestem jednak po jednym Pucharze Świata i mój poziom nie jest może jak rok czy dwa lata temu, ale dalej liczę się w walce o dobre wyniki. Jadę tam na świeżo, ale trudno mi spekulować o jakimkolwiek rezultacie.

– Czekają cię dwa starty: indywidualnie i w drużynie. Który będzie ważniejszy: na swoje nazwisko czy z kolegami i koleżankami o stypendium?
– Start o pieniądze jest ważny, ale skupiam się na indywidualnym, bo drużyna jest dla mnie tylko dodatkiem. To samodzielny start pcha do przodu. W drużynie można pokazać tylko swoją siłę w grupie. Przez ostatnie cztery lata przykładałem większą wagę do startu w jedynce, ale teraz nie jestem taki zdecydowany w tej kwestii.

"Uderzyła mnie niepełnosprawność. Nie jestem niezniszczalny"

Czytaj też

Mateusz Sochowicz i trener

"Uderzyła mnie niepełnosprawność. Nie jestem niezniszczalny"

Wyjątkowy rok w TVP Sport! Te wydarzenia pokażemy w najbliższych miesiącach
(fot. Getty Images)
Wyjątkowy rok w TVP Sport! Te wydarzenia pokażemy w najbliższych miesiącach

Zobacz też
Alpejski Święty Graal. "Tu oddziela się herosów od... pacjentów"
fot. Gettyimages
polecamy

Alpejski Święty Graal. "Tu oddziela się herosów od... pacjentów"

| Inne 
20 lat minęło... Zobacz debiut Stocha w Pucharze Świata!
(fot. TVP1)

20 lat minęło... Zobacz debiut Stocha w Pucharze Świata!

| Skoki 
Walka o kolejne medale. Sprawdź piątkowy program w Planicy
Polscy skoczkowie podczas dnia medialnego (fot. Justyna Skubis/ TVP Sport)

Walka o kolejne medale. Sprawdź piątkowy program w Planicy

| Inne 
Pierwsze medale MŚ i treningi skoczków. Sprawdź czwartkowy program w Planicy
MŚ Planica 2023: program i terminarz w czwartek 23.03.2023

Pierwsze medale MŚ i treningi skoczków. Sprawdź czwartkowy program w Planicy

| Inne 
MŚ Planica: sprawdź program na środę. Polki wystąpią w kwalifikacjach
MŚ Planica 2023: terminarz w środę 22.02. O której godzinie starty Polaków?

MŚ Planica: sprawdź program na środę. Polki wystąpią w kwalifikacjach

| Inne 
Planica 2023. Monika Skinder przed MŚ: żal, że nie wystawiamy sztafety
(fot. TVP)

Planica 2023. Monika Skinder przed MŚ: żal, że nie wystawiamy sztafety

| Inne zimowe 
Lider kadry przyznaje: Planica? Wiemy, że to mekka skoczków
(fot. TVP)
polecamy

Lider kadry przyznaje: Planica? Wiemy, że to mekka skoczków

| Inne zimowe 
Rosjanie na MŚ w Planicy? FIS musiał się tłumaczyć...
Aleksander Bolszunow (fot. Getty Images)

Rosjanie na MŚ w Planicy? FIS musiał się tłumaczyć...

| Inne 
Jewhen Marusiak sensacją PŚ. "Na Ukrainie to... sport niszowy"
(fot. Getty)

Jewhen Marusiak sensacją PŚ. "Na Ukrainie to... sport niszowy"

| Skoki 
Kadra na MŚ liczy... dwie osoby. "W kraju pewnie nikt o mnie nie wie"
Peruwiańczycy w MŚ (fot. Materiał własny)
tylko u nas

Kadra na MŚ liczy... dwie osoby. "W kraju pewnie nikt o mnie nie wie"

| Inne 
Polecane
Najnowsze
Kiedy kolejne mecze polskich ekip w europejskich pucharach? [TERMINARZ]
Kiedy kolejne mecze polskich ekip w europejskich pucharach? [TERMINARZ]
| Piłka nożna 
Polskie kluby w Europie 2025/26. Kto i kiedy zagra? (fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk)
Mistrzowie Polski przekładają mecz. Nie będzie hitu kolejki
Zawodnicy Lecha Poznań (fot. Getty)
Mistrzowie Polski przekładają mecz. Nie będzie hitu kolejki
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Polskie kluby walczą o ranking UEFA. Oglądaj program!
Lech, Legia, Jagiellonia i Raków walczą o ranking UEFA. Transmisja online na żywo w TVP Sport (13.08.2025)
trwa
Polskie kluby walczą o ranking UEFA. Oglądaj program!
| Piłka nożna / Liga Europy 
UEFA ukarała polskie kluby!
Kibice Lecha Poznań (fot. Getty Images)
UEFA ukarała polskie kluby!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Lekkoatletyczne MŚ: Duplantis ambasadorem nowej formuły
Armand Duplantis (fot. Getty Images)
Lekkoatletyczne MŚ: Duplantis ambasadorem nowej formuły
| Lekkoatletyka 
Dzisiaj Superpuchar UEFA. O której mecz PSG – Tottenham?
Paris Saint-Germain – Tottenham Hotspur. Kiedy i o której mecz o Superpuchar Europy UEFA 2025? (13.08.2025)
Dzisiaj Superpuchar UEFA. O której mecz PSG – Tottenham?
| Piłka nożna 
Mecz Lecha Poznań w el. Ligi Europy w Telewizji Polskiej
Transmisja meczu Lecha Poznań z KRC Genk w Telewizji Polskiej (fot. Getty Images)
Mecz Lecha Poznań w el. Ligi Europy w Telewizji Polskiej
| Piłka nożna / Liga Europy 
Do góry