Dramatycznie wyglądający upadek na próbie przedolimpijskiej w Pekinie, potem długa i żmudna walka o powrót do pełnej sprawności, w końcu ponowny start i obecność wśród powołanych na igrzyska. – Zdarzało się, że noga była tak przepracowana, że nawet dotyk kołdry sprawiał mi wielki ból – opowiada o swojej długiej i krętej drodze do Chin, polski saneczkarz, Mateusz Sochowicz.
8 listopad był dniem, w którym polscy kibice sportów zimowych wstrzymali oddechy. Na jednym z treningów w Yanqingu, gdzie lada dzień rozpocznie się olimpijska rywalizacja, bardzo poważnego upadku doznał Mateusz Sochowicz. Przy dużej prędkości wpadł w bramkę, która, choć powinna być otwarta, torowała drogę w dół rynny.
Pęknięta rzepka w lewej nodze i głęboko rozcięta łydka i goleń w lewej. Taką diagnozę otrzymał Polak, który mimo wszystko mógł dziękować losowi. Wszak historia zna już przypadki, kiedy podobne zdarzenie kończyły się w najgorszy możliwi sposób.
Bez chwili namysłu podjął się jednak rehabilitacji, która okazała się na tyle skuteczna, że pozwoliła myśleć nawet o starcie w Pekinie. Mimo wielu momentów zwątpienia i wielkiego bólu, Polakowi udało się powrócić na tor w wyjątkowo krótkim czasie. W ostatnim tygodniu po raz pierwszy wystartował nawet w zawodach Pucharu Świata. Zajął 27. na torze w Sankt Moritz i choć nie był to rezultat najlepszy, nie on jest najbardziej istotny w tej historii.
Igor Wasilewski, TVPSPORT.PL: – Cztery lata temu w Pjongczangu start bez maski, kilka tygodni temu w Pekinie zderzenie z zamkniętą bramką. Nie za dużo w twoim życiu saneczkarskich „przygód”?
Mateusz Sochowicz: – Rzeczywiście, sytuacje, które mnie spotkały są bardzo nietypowe. Daje sobie z nimi radę, ale jednocześnie mam nadzieję, że więcej ich nie będzie, że wszystko będzie szło prościej, bez żadnych zawirowań.
– Rozmawiamy ponad dwa miesiące od feralnego wypadku w Chinach. Wracasz myślami do tego przejazdu?
– Tylko kiedy ktoś się mnie o to pyta. Staram się o tym w ogóle nie myśleć. Jestem człowiekiem, który skupia się na tym, co tu i teraz, nie analizuje sytuacji, które były w przeszłości. Nie użalam się nad sobą. Patrzę do przodu i myślę, że nie ma potrzeby tam wracać. Po co?
– Dużo pamiętasz z tamtego ślizgu?
– Wszystko. Nie miałem żadnego zaniku świadomości. Pamiętam co działo się przed, a co po wypadku. Pamiętam nawet bluzgi, jakie leciały w kierunku ludzi odpowiedzialnych za bramki.
– Kiedy kilka tygodni temu rozmawiałem z Maciejem Kurowskim, mówił, że zdecydowałeś się na dodatkowy trening i gdyby było inaczej do wypadku by nie doszło?
– Były dwa „momenty”, które mogły potoczyć się inaczej. Po pierwsze, na początku to ja byłem otwierałem listę startową. Usiadłem więc na sankach, a tam wyświetliło się nazwisko Kacpra Tarnawskiego. Zainterweniowałem u organizatorów, bo się pomylili. Po drugie, w przeciwieństwie do Niemców, zdecydowałem się na kolejne próby z niższego startu. Powiedziałem do Felixa Locha: „To ja wystartuje jeszcze raz z dołu, żeby lepiej poradzić sobie z tymi dwoma trudnymi wirażami i idę do was, chłopaki, do góry”. Z wirażami sobie poradziłem, ale nie było już okazji pójść do góry.
– Chwilę po wypadku wszyscy myśleli, że doznałeś złamania otwartego prawej nogi.
– Tak, na początku wszystko na to wskazywało. Wystawały kości, a widok był naprawdę nieprzyjemny. Każdy spekulował, że z moim zdrowiem może być gorzej. Ale może to lepiej myśleć, że jest tak źle, a potem miło się zaskoczyć (śmiech). Tak na poważnie, to od początku wiedziałem, że coś jest nie tak z lewą nogą, bo nie mogłem ruszyć kolanem. W prawej czuły bardzo mocny ból od uderzenia, ale potrafiłem ruszać stopami. Pierwsza myśl była taka, że ucierpiał kręgosłup, więc to wykluczyło tę opcję. Potem, kiedy jechałem do szpitala, w mojej głowie narodziła się myśl, że mam obrażenia wewnętrzne. Lekarze sprawdzili jednak, że wszystko jest w porządku, a mi spadł wielki kamień z serca i jakieś 20 kilo z klatki piersiowej.
– Co myślałeś w pierwszych godzinach po wypadku?
– Na pewno była złość, na pewno wielka niewiadoma, trochę strachu. Kiedy tego samego dnia obudziłem się po operacji, nastawienie było zupełnie inne. Wiedziałem już co mi jest, co mnie czeka. Nastawiłem się na pracę, żeby wrócić jak najszybciej do pełnej sprawności.
– Kilka godzin po wypadku z chińskich agencji informacyjnych zniknęły wiadomości o twoim wypadku. Chciałem zapytać o zainteresowanie miejscowych. Otoczyli cię odpowiednią opieką?
– Czułem się naprawdę bardzo dobrze. Opieka była na najwyższym poziomie, nie mam do niej żadnych zarzutów. I nie mówię tu o kwiatach czy innych gestach, które miały na celu przepraszanie mnie. Chodzi o zwykłe podejście ludzi, którzy faktycznie ze mną pracowali i sprawiali, że czułem opieką wynikającą z życzliwości, a nie z przymusu. Oddali mi kawał serca.
– Kiedy po operacji usłyszałeś diagnozę, nie było refleksji, że chyba czasu do igrzysk jest za mało?
– Takich chwil zwątpienia było dziesięć, o ile nie piętnaście. Czasami zdarzało się, że budziłem się kilka dni z rzędu i mówiłem: „Nie, nie dam rady”. Jednak ludzie, którzy byli dookoła wyciągali mnie z tych dołków. Dużo przepracowałem też z psychologiem. W dodatku codziennie dzwonił trener, byli moi rodzice i kobieta. Wszyscy bardzo mnie wspierali, a ja w tym czasie mogłem zrobić kawał dobrej roboty. A była to ciężka praca, nie tylko fizycznie, bo mięsień nie chciał się uaktywnić, a kość nie była zrośnięta, tylko „złapana na druty” bez możliwości przenoszenia obciążeń. To cierpienie, ta monotonia i wszystko inne nie należało do najprzyjemniejszych w tym okresie. Zdarzało się, że noga była tak przepracowana, że wielki ból sprawiał mi dotyk kołdry. Dlatego czasem trzeba było odpuszczać, a potem modyfikować plan. To była naprawdę żmudna praca.
– Dowiedziełeś się czegoś nowego o sobie w tym czasie?
– Udowodniłem, że „sky is the limit”. Dowiedziałem się, że wszystko zależy od tego, co mamy w głowie. Jeżeli będziemy negatywnie nastawieni, wiele rzeczy się nam nie uda, ale dobre nastawienie i świetni ludzie wokół wszystko zmieniają. Po tym czasie wiem też, że mój organizm jest w stanie wyczynić różne cuda, które innym przychodzą znacznie trudniej. Trzeba powiedzieć, że ciało poradziło sobie z tym naprawdę dobrze.
– Udało ci się powrócić na sanki, ale czy podczas pierwszego przejazdu nie bałeś się, że za jednym z wiraży ujrzysz znowu te nieszczęsną, zamkniętą bramkę?
– Bałem się. Tor, na którym wracałem to Oberhof. To tam pierwszy raz wsiadłem na sanki. Można powiedzieć, że zrobiłem to pierwszy raz dwa razy w życiu. Obawiałem się tym bardziej, że moje treningi odbywały się po tych dla zawodników z Pucharu Świata. Za każdym razem, kiedy mój ślizg był pierwszy, martwiłem się czy nie będę miał czegoś na torze. Z czasem wyrzucałem to jednak z głowy i myślę, że teraz jestem już wolny. Start w Sankt Moritz pokazał, że potrafię sobie ponownie zaufać na sankach. Wracam do tej samej energii, że sanki same „lecą” pode mną, a ja nie zastanawiam się czy zaraz nie uderzymy w jakąś przeszkodę.
– Ostatni weekend w Szwajcarii był pierwszym startem po długiej przerwie. Czy po pokonaniu tak krętej drogi pojawia się przeświadczenie, że poradzisz sobie ze wszystkim?
– Ja chyba po prostu taki jestem, że nie szukam problemów, a rozwiązań. Ta sytuacja pokazała, że trzeba jedynie znaleźć drogę, na której przeszkody znikają. Do tego potrzeba jednak dobrych ludzi. Jeśli chodzi o mój powrót cały czas widać, że odbiegam formą od reszty chłopaków. Ubiegły weekend pokazał, że chyba jednak potrafię trochę na tych sankach jeździć, dwa miesiące bez kontaktu z moim sportem nie sprawiło, że straciłem umiejętności. Wiadomo, jest jeszcze trochę barier w głowie, ale one wszystkie są do wypracowania.
– Przed powrotem mówiło się dużo o tym, że potrzebujesz dwóch startów w Pucharze Świata, by zdobyć prawo występu na igrzyskach olimpijskich. Wystartowałeś raz, a jesteś w reprezentacji na Pekin. Jak do tego doszło?
Marek Skowroński (Do rozmowy wtrąca się trener polskiej kadry): – Mateusza nie obowiązywały dwa starty, ponieważ w ubiegłym sezonie był w „dwudziestce” Pucharu Świata. Tę zasadę musieli spełnić pozostali nasi reprezentanci w jedynkach. On był zobligowany jedynie pokazać się i mieć kolokwialny „papier od lekarza”, że jest zdolny do jazdy. Saneczkarskie władze chciały zobaczyć go podczas startu, ale gdyby się to nie udało, Mateusz pewnie i tak zostałby dopuszczony do igrzysk. Wyjazd do Pekinu bez kontaktu z rywalizacją po takim upadku byłby jednak dla niego kompletnie bez sensu. Cały stres związany z pierwszym ślizgiem, startem i otwartym torem przeniósłby się wtedy na igrzyska. Uporał się z tym wcześniej i teraz widzimy, że stać go na to, żeby dobrze się zaprezentować. Mamy nadzieję, że ten tor mu się spodoba. Będzie dla niego nowy, bo startował tam tylko ze „startu damskiego” a tam wygląda to zupełnie inaczej. Mateusz szybko łapie jednak nowe trasy, więc i z tą nie powinien mieć problemu.
– Lada moment powrót do Chin. Nie boisz się znowu tam być?
– Zobaczymy, jeśli wyjdę na tor i coś nie będzie mi pasowało, to jestem w stałym kontakcie z moją psycholog, która pomoże mi wyjść z każdego dołka, który tam zastanę. Podczas pierwszego ślizgu postawię sobie pewnie kogoś, żeby mówił czy faktycznie bramka jest otwarta(śmiech). No chyba, że nie będę jechał jako pierwszy, wtedy problem zniknie. Kolano cały czas trochę doskwiera, więc pracujemy, żeby na igrzyska je uspokoić. Na początku miałem też odruch, żeby uciekać od lewej ściany i nie powodować bliskiego kontaktu kolana z lodem, ale z tym też sobie poradziłem. Mam nadzieję, że dostanę też od federacji kilka dodatkowych ślizgów w Pekinie, żeby móc zrozumieć ten tor. Trzeba pamiętać, że musze pracować nad elementami, które dla innych w zasadzie nie istnieją.
– Igrzyska to dla ciebie moment szczególny czy kolejne zwykłe zawody?
– Wiadomo, że igrzyska są trochę PR-owo „nadmuchane”, ale to tam trzeba się najbardziej pokazać. Rolą zawodnika jest to, żeby podejść do tego jak do normalnych zawodów. Nie narzucać sobie dodatkowej presji, bo ona nie jest szczególnie mobilizująca.
– Nie wypada nie zapytać o cel. Jest nim po prostu start czy konkretny rezultat?
– Trudno mi o tym mówić, bo do tej pory to start był moim największym marzeniem. Chciałem po prostu tam być. Teraz jestem jednak po jednym Pucharze Świata i mój poziom nie jest może jak rok czy dwa lata temu, ale dalej liczę się w walce o dobre wyniki. Jadę tam na świeżo, ale trudno mi spekulować o jakimkolwiek rezultacie.
– Czekają cię dwa starty: indywidualnie i w drużynie. Który będzie ważniejszy: na swoje nazwisko czy z kolegami i koleżankami o stypendium?
– Start o pieniądze jest ważny, ale skupiam się na indywidualnym, bo drużyna jest dla mnie tylko dodatkiem. To samodzielny start pcha do przodu. W drużynie można pokazać tylko swoją siłę w grupie. Przez ostatnie cztery lata przykładałem większą wagę do startu w jedynce, ale teraz nie jestem taki zdecydowany w tej kwestii.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1028 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.