| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Bolały mnie słowa, że wybieramy sobie mecze. Jesteśmy profesjonalistami i naprawdę nie da się zrobić tak, że wychodzisz na boisko i nie chcesz wygrać. Runda jesienna? Rollercoaster to dobre słowo – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL Cezary Miszta, bramkarz Legii Warszawa.
– Nie wyobrażam sobie wypożyczenia Cezarego Miszty. Wierzę w tego chłopaka. Dobrze znam Misztę z przeszłości, zyskał więcej doświadczenia. Ma za sobą trudne pół roku, ale liczę, że to czas, który zaprocentuje – stwierdził po zgrupowaniu w Dubaju Aleksandar Vuković, trener Legii Warszawa.
Młody bramkarz w rundzie jesiennej musiał zmierzyć się z presją, krytyką i ciężarem zastąpienia kontuzjowanego Artura Boruca. 20-latek rozegrał łącznie dwanaście meczów, w których przepuścił 26 goli i dwukrotnie zanotował czyste konto. Jak zawodnik z Łukowa ocenia ostatnie miesiące i widzi przyszłość Wojskowych?
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Jaka była runda jesienna dla Cezarego Miszty? Najlepsze określenie to rollercoaster?
Cezary Miszta: – To była trudna runda... Wyniki nie pomagały. Były piękne momenty, jak mecz z Leicester City. Spotkanie, które każdy kibic zapamięta na długo. Ale pamiętam też rywalizację z Rakowem Częstochowa, kiedy zostałem skrytykowany tak mocno, jak tylko da się to zrobić na świecie.
Mam za sobą rundę pełną emocji i różnych uczuć. To jednocześnie czas, który załatwił mi pełen bagaż doświadczeń. Rollercoaster… to dobre słowo. Ale jestem pewien, że cała jesień przyniesie pozytywne skutki w przyszłości. Wystarczy sobie wyobrażać młodego bramkarza z moimi doświadczeniami z ostatnich miesięcy, a golkipera, który nie ma za sobą takich przeżyć. Na pewno wzmocni mnie to psychicznie i sprawi, że będę odporniejszy na podobne rzeczy.
– Pojawiały się psychiczne dołki? Były mecze, po których trudno było wstać następnego dnia?
– Szczerze? Pojawiały się sytuacje, w których człowiek myślał: co się dzieje? Szukało się wytłumaczenia porażek czy miejsca w tabeli i trudno było znaleźć sensowną odpowiedź. Rozmawialiśmy w drużynie o wszystkich wydarzeniach. Chcieliśmy przełamać złą serię, zmienić coś, a to tylko zamęczało psychikę. Trudno było uciec od tego wszystkiego. Wydawało się czasem, że to już ten moment, przełamiemy się i… przegrywaliśmy. Nadchodziła potem kolejna chwila, zdawało się, że teraz to już nie ma innej opcji, na pewno coś się zmieni, a zamiast tego ponownie traciliśmy punkty.
Dobrze, że runda jesienna już się skończyła. Mogliśmy zresetować głowy, a w Dubaju intensywnie pracowaliśmy. Jestem przekonany, że przygotowania w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie pójdą na marne. Wiosna musi być znacznie lepsza.
– W trakcie tych wszystkich rozmów udało się znaleźć powód, przez który jesień była tak mocno nieudana?
– Trudno jest znaleźć jeden konkretny powód. Pojawiała się jedna myśl, potem kolejna, ale nikt nie był w stanie wytłumaczyć, co się wydarzyło z Legią w rundzie jesiennej. Idealnie byłoby znaleźć przyczynę, kliknąć w tę opcję i wymazać, by powrócić do formy. Gdyby tak się dało, wszyscy zrobilibyśmy to w mgnieniu oka. Ale to tak nie działa… Na słabą rundę złożyło się wiele składowych, a problem tylko się powiększał. Dobrze, że mamy to już za sobą. Poprzednie miesiące zostały zamknięte, a teraz pracujemy, by wiosnę poświęcić na odbudowę.
– Jesień miała być przełomowa. Były duże plany, miałeś odgrywać coraz większą rolę. Stanęło na dwunastu meczach i zastanawiam się, czy byłeś gotowy na to, by twoja pozycja w Legii faktycznie stawała się mocniejsza.
– Od początku mogłem się spodziewać szans w Ekstraklasie. Jeszcze przed sezonem dochodziło do rozmów, które sugerowały, że taki scenariusz może być realizowany. Ale występy w Lidze Europy? Nie, to było zaskoczenie.
Teoretycznie zaczynało się obiecująco, ale w meczu o Superpuchar złamałem nos. Doznałem kontuzji, musiałem pauzować, a potem wracać do dyspozycji. Inaczej jest, gdy zacznie się dobrze i potem dokonuje się tylko progresu. Gorzej, gdy start będzie słaby i trzeba rozpocząć gonitwę z formą. Były też mecze, w których cały zespół prezentował się słabo. W innym momencie zapewne nie mówiłoby się o najgorszym Miszcie... Ale jestem bramkarzem, a ta pozycja ma to do siebie, że łatwo znaleźć się na świeczniku.
Runda jesienna jest ogromnym doświadczeniem, ale nie mogę już patrzeć na ten czas. Wyciągnę wnioski na przyszłość, ale chcę teraz skupiać się na tym, by prezentować się jak najlepiej i walczyć o kolejne szanse w Legii. Przecież to marzenie z dziecięcych czasów. Nadal chcę je realizować.
– Najlepszym podsumowaniem huśtawki nastrojów był wspomniany mecz z Leicester w Warszawie? Początek był trudny...
– Piłka uderza w kolano, potem wpada w ręce... Wszystkie mecze w Lidze Europy były gigantycznym doświadczeniem, to kapitał. W tych rozgrywkach cały zespół miał większy luz pod względem psychicznym. Nie byliśmy faworytami, uciekaliśmy od nagonki i potrafiliśmy prezentować się z dobrej strony. Strasznie żałuję, że nie udało nam się wyjść z grupy, bo początek był fantastyczny. Nikt nie uwierzyłby przed startem rozgrywek, że po dwóch spotkaniach będziemy mieli na koncie sześć punktów.
Nie potrafię zrozumieć, że nie byliśmy w stanie przenieść tego na ligę. Legia miała duży potencjał, była wręcz inna. Bardzo żałuję, że na gruncie ekstraklasowym nie było już tak dobrze. Jestem legionistą i bardzo mocno przeżywałem rundę jesienną. Boli mnie, że tak to wyglądało i tak się skończyło. Staraliśmy się odciąć od sytuacji, nie myśleć o przeszłości, a i tak wracaliśmy do punktu wyjścia. Istna pętla, nie dało się znaleźć końca...
– Początkowo każdy był przekonany, że kłopoty w lidze to po prostu część legijnej tradycji. Ostatnie lata przyzwyczaiły do przeciętnego startu. Nikt jednak nie spodziewał się 17. lokaty po rundzie jesiennej.
– Naszym głównym celem był awans do Ligi Europy, pokonywanie kolejnych szczebli na arenie międzynarodowej. Ważne było dla drużyny, by dobrze prezentować się w tych rozgrywkach, ale też w Ekstraklasie. Bolały mnie słowa, że wybieramy sobie mecze. Jesteśmy profesjonalistami i naprawdę nie da się zrobić tak, że wychodzisz na boisko i nie chcesz wygrać. Kiedy zaczyna się mecz, to każdy chce dać z siebie maksimum, a na koniec cieszyć się ze zwycięstwa.
– To teoria, która krąży wokół Legii: zatrzymałeś się w rozwoju?
– Mój rozwój mogła mocno przyhamować kontuzja, której doznałem trafiające na wypożyczenie do Zagłębia Sosnowiec. Musiałem pauzować przez około cztery miesiące. Czułem się dobrze, miałem regularnie grać w pierwszej lidze, a ostatecznie pozostało mi mierzenie się z rehabilitacją barku. Sądzę, że potem znów miałem dobre momenty. Czy zatrzymałem się w rozwoju? Nie wiem, ale chyba nie sądzę, że tak jest... Wydaje mi się, że wykonywałem kolejne kroczki, które sprawiały, że notowałem progres umiejętności.
Na pewno nie pomagały urazy, które co jakiś czas potrafiły mi się przyplątać. Najsmutniejszy moment jest wtedy, gdy doznajesz kontuzji tuż po okresie przygotowawczym. Dochodzisz do formy i nagle następuje pauza. Potem od nowa trzeba dochodzić do formy, a czasu jest znacznie mniej, bo co chwile są mecze.
– Odcinamy przeszłość grubą kreską – to było motto zgrupowania w Dubaju?
– Tak. Ale zdajemy sobie sprawę z tego, co stało się jesienią. Nie możemy myśleć, że wszystko będzie tylko kolorowe. Trzeba odciąć przeszłość, lecz mieć też świadomość potrzeby naprawienia poprzednich tygodni. O mistrzostwo Polski będzie trudno, ale zależy nam, by walczyć o jak najwyższe miejsce w lidze. Dodatkowo celem będzie zdobycie krajowego pucharu, co mogłoby w pewnym stopniu pomóc w uratowaniu sezonu.
– Co się zmieniło po pojawieniu się trenera Vukovicia?
– Sytuacja się ustabilizowała. Na pewno trener robi wszystko, żebyśmy byli grupą, która chce ze sobą przebywać i mieć ze sobą kontakt. Nie jest ważne, czy kogoś się lubi czy nie, ale mamy się wzajemnie szanować i chcieć spędzać ze sobą czas. To wszystko się udaje. Nie powiem, że atmosfera była wcześniej zła, niech to tak nie brzmi, ale przywracane jest to, co znaliśmy z przeszłości. To, że Legia jest jedną i wielką rodziną. Trener Vuković chce, by poza treningiem i ciężką pracą, inne rzeczy nie zajmowały naszych głów. Tak było w Dubaju, gdzie kluczową rzeczą było zbudowanie formy na rundę wiosenną.
– Wyobrażasz sobie sytuację, w której Legia spada z PKO Ekstraklasy?
– W ogóle nie dopuszczam do siebie myśli, w której Legia spada do pierwszej ligi. To zbyt duży klub, największy w Polsce. Mamy fantastycznych kibiców, wielką historię... Nie, to nie może się stać i nie możemy do tego dopuścić.
– Wróciliście do Polski jako optymiści? Pojawiło się pozytywne nastawienie?
– Dlaczego miałoby go nie być? Mamy pozytywne nastawienie, bo wszyscy chcemy zbudować, ponownie, mocną Legię. Zależy nam, by wiosna była czasem, w którym Legia będzie dobrze grała i znów będzie kierowała się w stronę bycia najlepszym klubem w Polsce.
– Gdzie będziesz wiosną?
– Dobre pytanie... Na pewno jeśli zależy o moją ścieżkę rozwoju, bardzo dużo zależy od dyrektora sportowego. Dla mnie najważniejsze jest być tam, gdzie będę grał jak najwięcej. Nie wiem, co się dokładnie wydarzy. Miałem indywidualną rozmowę z trenerem Vukoviciem. Wiem czego ode mnie oczekuje i jakie ma do mnie podejście. Znam wymagania, zadania i cele. Skupiam się przede wszystkim na pracy i wierzę, że to droga do występów.
– Cały czas w tle pozostaje temat sprowadzenia kolejnego bramkarza do Legii.
– To temat, który dochodzi do mnie przede wszystkim z zewnątrz. Nikt w klubie nie powiedział mi, że taka sytuacja sprawiłaby, że spadnę w hierarchii. Ale co ja mogę zrobić? Mam siedzieć i myśleć o transferach Legii? Nie. Moją drogą jest praca na treningach, czuję też zaufanie trenera Vukovicia, więc pozostaje mi walka o budowę formy.
– Z perspektywy bramki dostrzegasz, że Legia zaczyna lepiej grać? Pojawiają się schematy i automatyzmy?
– W Dubaju bardzo mocno pracowaliśmy pod względem motorycznym. Nie da się wszystkiego zobaczyć w trakcie okresu przygotowawczego. Trener Vuković przywiązuje dużą uwagę do gry defensywnej, zależy mu na odpowiedzialności w obronie. Doskonale pamiętam poprzednią kadencję szkoleniowca i Legia nie traciła wtedy wielu bramek. Sądzę, że teraz będzie podobnie. Wydaje mi się, że tamten czas będzie w pewien sposób wpływał na obecny zespół.
Następne