{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
{{#point_of_origin}} Źródło: {{point_of_origin}}
{{/point_of_origin}}
Czytaj więcej
Przejdź do pełnej wersji artykułu

Kamil Stoch (fot. PAP/Daniel Karmann)
Zmagania skoczków narciarskich w igrzyskach olimpijskich rozpoczeły się prawie sto lat temu, bo w 1924 roku w Chamonix. W pierwszych zawodach z tego cyklu, a właściwie w Tygodniu Sportów Zimowych, które później przemianowano na ZIO, startował jeden Polak. Był to Andrzej Krzeptowski. W konkursie skoków zajął 21. pozycję, odnotowując skoki na 33 i 32 metry i notę 12,459 punktu. W kombinacji klasycznej uplasował się na 19. miejscu. Później próbował swoich sił jeszcze w Sankt Moritz cztery lata później, jednak i tak znalazł się w "ogonie" stawki. Co ciekawe, wyprzedziło go dwóch innych Polaków – Stanisław Gąsienica Sieczka (23. lokata) oraz Aleksander Rozmus (25. miejsce). Przedostatni był Bronisław Czech (37. pozycja).
Jak było dalej? W 1932 roku Czech był dwunasty, w Garmish-Partnekirchen Stanisław Marusarz piąty i… długo, długo nic. Dopiero w 1956 roku Władysław Tajner znalazł się w drugiej dziesiątce (16. miejsce), a w 1964 roku Józef Przybyła pojawił się na dziewiątej lokacie. Na medal trzeba było jeszcze trochę poczekać.
Sapporo, 1972 rok. Trzeci raz z rzędu zmagania odbyły się na dwóch olimpijskich skoczniach – na obiekcie dużym i normalnym. Jako duży rozumiano wtedy skocznię K-110. Ostatni konkurs krajowy przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi wygrał wtedy 20-letni zakopiańczyk, Wojciech Fortuna. Wcześniej nie zachwycał. Jego skoki były nisko oceniane przez sędziów, bo lądował na dwie nogi. W klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni był 23. Jego wyniki i zamiary wysłania go do Azji na ZIO były mocno krytykowane. W PKOl i PZN nie było chęci. W polskich mediach przypominano historię Franciszka Gąsienicy Gronia, który w 1956 jechał na zimowe igrzyska w podobnych okolicznościach, a do kraju wrócił z medalem.
Sam Fortuna dzięki nocie 219,9 punktu wygrał konkurs na dużej skoczni. Dokonał tego wyprzedzając Waltera Steinera o zaledwie 0,1! Na mniejszym obiekcie był szósty. – Był taki człowiek w Zakopanem, który powiedział, że ja nie mam rutyny i nie ma sensu, żebym jechał na olimpiadę, bo się spalę. Ale po zwycięskich eliminacjach w Zakopanem, ówczesny minister sportu Włodzimierz Reczek powiedział: – Co wy robicie? Ten chłopak wygrał konkurs, on musi jechać! Także trenerzy Fortecki oraz Gąsiorowski walczyli o mój wyjazd. I udało się – wspominał. Tak mało brakło, by nie było tego sukcesu.
Przez kolejne lata trudno było znaleźć powiewy olimpijskiego optymizmu w polskim obozie. Stanisław Bobak zbliżył się do pierwszej dziesiątki dopiero w 1980 roku na normalnym obiekcie, Piotr Fijas w Lake Placid był 14., a cztery lata później siódmy. Kiedy w Calgary triumfował Matti Nykaenen, Fijas był 13. i 10. Albertville? Lepiej nie wspominać, podobnie jak Lillehammer. W Nagano Wojciech Skupień na dużej skoczni był jedenasty.
Salt Lake City odmieniło wszystko. 2002 rok stał dla Adama Małysza pod znakiem bycia faworytem. W ani jednym konkursie nie spadł poniżej dziesiątego miejsca. Na dużej skoczni przegrał tylko z Simonem Ammannem. Na średnim obiekcie zdobył brąz. Tym samym po 30 latach polskie konto medalowe wzbogaciło się o kolejne pozycje.
– Przyznam, że rola faworyta wcale mi nie pomagała. Jednak igrzyska były dla mnie wielkim sukcesem, a nie porażką. Przywiozłem z nich dwa medale, co jest bardzo dużym osiągnięciem. Owszem, nie było złota, ale przecież dwa razy stawałem na olimpijskim podium. Gdybym nie był w tak dobrej formie, w ogóle nie dostałbym się na podium. Byłem bardzo dobrze przygotowany pod względem siłowym. Wiedzieliśmy, że skocznia położona jest bardzo wysoko, przez co powietrze jest rzadsze i kluczowe będzie odbicie. Jeździłem wtedy bardzo nisko, ekstremalnie, ale miałem to kopyto, by się odpowiednio mocno odbić. Z drugiej strony pech chciał, że w czasie konkursu wiatr zaczął kręcić. Gdyby dmuchało z tyłu, nie wiem czy znalazłby się ktoś, kto by mnie pokonał – wspominał później Małysz.
Sezon kolejnych igrzysk, 2005/2006 nie był dla Małysza łatwy. Nie bywał na podium, wpadał do trzeciej dziesiątki. Ostatecznie w igrzyskach zajął siódme i czternaste miejsce.
Sezon 2009/2010 w wykonaniu Adama Małysza był lepszy niż wcześniejszy. Znajdował się w pierwszej dziesiątce, ale mimo to niewielu stawiało go w gronie faworyta do medalu. Igrzyska w Vancouver były prawie kalką tych osiem lat wcześniej. Polak zdobył dwa krążki, oba srebrne. I znów ustąpił Ammannowi.
Na normalnej skoczni uzyskał odległości 103,5 oraz 105 metrów. Na obiekcie dużym drugi stopień podium dały mu próby na 137 i 133,5 metra.
Kamil Stoch był kolejno 27. i 14.
Czy Kamil Stoch był faworytem do wygrania zmagań w Soczi? Źle rozpoczął sezon 2013/2014. Niekiedy wygrywał, ale zazwyczaj po prostu był w pierwszej dziesiątce.
Konkurs na dużej skoczni odbył się 15 lutego. Polak fruwał fenomenalnie. W pierwszej serii oddał skok na 139 metrów, tyle samo co Noriaki Kasai i metr dalej niż Severin Freund. W drugiej Stoch był dopiero czwarty po próbie na 132,5 metra. Wygrał złoto o 1,3 punktu. Maciej Kot był dwunasty, Jan Ziobro piętnasty.
Stoch był bezkonkurencyjny na skoczni normalnej. Pierwsza seria to skok na 105,5 metra. Drugi Anders Bardal oddał próbę na 101,5. Druga seria? 103,5 metra Polaka i 101,5 Andreasa Wellingera. Ostatecznie drugie miejsce zajął Peter Prevc, trzeci był Bardal. Maciej Kot zajął siódmą lokatę, Jan Ziobro był trzynasty.
W drużynówce kadra otarła się o medal. Do brązu brakło 13,1 punktu. Był to najlepszy występ polskiego zespołu w historii.
Jak było cztery lata później? Sezon w wykonaniu Stocha był niezły. Na normalnej skoczni medalu jednak nie było. Kamil Stoch w pierwszej próbie odnotował jedną z najlepszych odległości, choć prowadził… Stefan Hula z 111 metrami. Ostatecznie w drugiej próbie uzyskał 105,5 metra, co dało piąte miejsce. Stoch po próbach na 106,5 i 105,5 był czwarty. Reszta składu? Maciej Kot 19., a Dawid Kubacki 35.
Inaczej było w kolejnym konkursie, na dużej skoczni. Stoch wygrał trzeci złoty medal olimpijski, pokonując Andreasa Wellingera i Roberta Johanssona, skacząc 135 i 136,5 metra. Kubacki był 10., Hula 15., a Kot 19.
Drużynowo był to najlepszy czas dla polskiej kadry skoczków narciarskich. Wywalczyli brązowy medal w konkursie drużynowym, pokonując choćby Austriaków. Ustąpili tylko Norwegom i Niemcom.
Polska kadra w Pekinie ma przed sobą trudne zadanie. Pojechała tam po słabych wynikach, jednym podium w sezonie, kontuzji Kamila Stocha, zmaganiach z zakażeniami covidem tuż przed wyjazdem Dawida Kubackiego i Piotra Żyły. Do tego doszło zamieszanie z brakiem akceptacji sprzętu Polaków. Niebagatelną rolę odgrywa również to, że dla części kadry mogą być ostatnie igrzyska.
Kto jednak wie, jak potoczy się olimpijska rywalizacja? Już wiele razy w historii miała niespodziewanych bohaterów. Czy Kamilowi uda się sięgnąć po medal trzeci raz z rzędu? Chyba nie ma w Polsce kibica, który by mu tego nie życzył.
Wojciech Fortuna, Adam Małysz, Kamil Stoch. Polscy skoczkowie w igrzyskach olimpijskich. Do trzech razy sztuka?
Sara Kalisz /
Zimowe igrzyska olimpijskie Pekin 2022 rozpoczną się 4 lutego, w piątek. Reprezentacja Polski skoczków narciarskich nie jest stawiana w roli faworytów. A co mówi historia? Polscy skoczkowie jako medaliści olimpijscy.
Sprawdź, kiedy polscy skoczkowie wystartują w Pekinie
Zimowe igrzyska olimpijskie. Pierwsze polskie ślady
Zmagania skoczków narciarskich w igrzyskach olimpijskich rozpoczeły się prawie sto lat temu, bo w 1924 roku w Chamonix. W pierwszych zawodach z tego cyklu, a właściwie w Tygodniu Sportów Zimowych, które później przemianowano na ZIO, startował jeden Polak. Był to Andrzej Krzeptowski. W konkursie skoków zajął 21. pozycję, odnotowując skoki na 33 i 32 metry i notę 12,459 punktu. W kombinacji klasycznej uplasował się na 19. miejscu. Później próbował swoich sił jeszcze w Sankt Moritz cztery lata później, jednak i tak znalazł się w "ogonie" stawki. Co ciekawe, wyprzedziło go dwóch innych Polaków – Stanisław Gąsienica Sieczka (23. lokata) oraz Aleksander Rozmus (25. miejsce). Przedostatni był Bronisław Czech (37. pozycja).
Jak było dalej? W 1932 roku Czech był dwunasty, w Garmish-Partnekirchen Stanisław Marusarz piąty i… długo, długo nic. Dopiero w 1956 roku Władysław Tajner znalazł się w drugiej dziesiątce (16. miejsce), a w 1964 roku Józef Przybyła pojawił się na dziewiątej lokacie. Na medal trzeba było jeszcze trochę poczekać.
Zimowe igrzyska olimpijskie. Wojciech Fortuna z pierwszym medalem. I to złotym!
Sapporo, 1972 rok. Trzeci raz z rzędu zmagania odbyły się na dwóch olimpijskich skoczniach – na obiekcie dużym i normalnym. Jako duży rozumiano wtedy skocznię K-110. Ostatni konkurs krajowy przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi wygrał wtedy 20-letni zakopiańczyk, Wojciech Fortuna. Wcześniej nie zachwycał. Jego skoki były nisko oceniane przez sędziów, bo lądował na dwie nogi. W klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni był 23. Jego wyniki i zamiary wysłania go do Azji na ZIO były mocno krytykowane. W PKOl i PZN nie było chęci. W polskich mediach przypominano historię Franciszka Gąsienicy Gronia, który w 1956 jechał na zimowe igrzyska w podobnych okolicznościach, a do kraju wrócił z medalem.
Sam Fortuna dzięki nocie 219,9 punktu wygrał konkurs na dużej skoczni. Dokonał tego wyprzedzając Waltera Steinera o zaledwie 0,1! Na mniejszym obiekcie był szósty. – Był taki człowiek w Zakopanem, który powiedział, że ja nie mam rutyny i nie ma sensu, żebym jechał na olimpiadę, bo się spalę. Ale po zwycięskich eliminacjach w Zakopanem, ówczesny minister sportu Włodzimierz Reczek powiedział: – Co wy robicie? Ten chłopak wygrał konkurs, on musi jechać! Także trenerzy Fortecki oraz Gąsiorowski walczyli o mój wyjazd. I udało się – wspominał. Tak mało brakło, by nie było tego sukcesu.
Adam Małysz i medal po trzydziestu latach
Przez kolejne lata trudno było znaleźć powiewy olimpijskiego optymizmu w polskim obozie. Stanisław Bobak zbliżył się do pierwszej dziesiątki dopiero w 1980 roku na normalnym obiekcie, Piotr Fijas w Lake Placid był 14., a cztery lata później siódmy. Kiedy w Calgary triumfował Matti Nykaenen, Fijas był 13. i 10. Albertville? Lepiej nie wspominać, podobnie jak Lillehammer. W Nagano Wojciech Skupień na dużej skoczni był jedenasty.
Salt Lake City odmieniło wszystko. 2002 rok stał dla Adama Małysza pod znakiem bycia faworytem. W ani jednym konkursie nie spadł poniżej dziesiątego miejsca. Na dużej skoczni przegrał tylko z Simonem Ammannem. Na średnim obiekcie zdobył brąz. Tym samym po 30 latach polskie konto medalowe wzbogaciło się o kolejne pozycje.
– Przyznam, że rola faworyta wcale mi nie pomagała. Jednak igrzyska były dla mnie wielkim sukcesem, a nie porażką. Przywiozłem z nich dwa medale, co jest bardzo dużym osiągnięciem. Owszem, nie było złota, ale przecież dwa razy stawałem na olimpijskim podium. Gdybym nie był w tak dobrej formie, w ogóle nie dostałbym się na podium. Byłem bardzo dobrze przygotowany pod względem siłowym. Wiedzieliśmy, że skocznia położona jest bardzo wysoko, przez co powietrze jest rzadsze i kluczowe będzie odbicie. Jeździłem wtedy bardzo nisko, ekstremalnie, ale miałem to kopyto, by się odpowiednio mocno odbić. Z drugiej strony pech chciał, że w czasie konkursu wiatr zaczął kręcić. Gdyby dmuchało z tyłu, nie wiem czy znalazłby się ktoś, kto by mnie pokonał – wspominał później Małysz.
Sezon kolejnych igrzysk, 2005/2006 nie był dla Małysza łatwy. Nie bywał na podium, wpadał do trzeciej dziesiątki. Ostatecznie w igrzyskach zajął siódme i czternaste miejsce.
Pożegnanie z małyszomanią na ZIO w Vancouver
Sezon 2009/2010 w wykonaniu Adama Małysza był lepszy niż wcześniejszy. Znajdował się w pierwszej dziesiątce, ale mimo to niewielu stawiało go w gronie faworyta do medalu. Igrzyska w Vancouver były prawie kalką tych osiem lat wcześniej. Polak zdobył dwa krążki, oba srebrne. I znów ustąpił Ammannowi.
Na normalnej skoczni uzyskał odległości 103,5 oraz 105 metrów. Na obiekcie dużym drugi stopień podium dały mu próby na 137 i 133,5 metra.
Kamil Stoch był kolejno 27. i 14.
Polscy skoczkowie na igrzyskach olimpijskich. Era Kamila Stocha
Czy Kamil Stoch był faworytem do wygrania zmagań w Soczi? Źle rozpoczął sezon 2013/2014. Niekiedy wygrywał, ale zazwyczaj po prostu był w pierwszej dziesiątce.
Konkurs na dużej skoczni odbył się 15 lutego. Polak fruwał fenomenalnie. W pierwszej serii oddał skok na 139 metrów, tyle samo co Noriaki Kasai i metr dalej niż Severin Freund. W drugiej Stoch był dopiero czwarty po próbie na 132,5 metra. Wygrał złoto o 1,3 punktu. Maciej Kot był dwunasty, Jan Ziobro piętnasty.
Stoch był bezkonkurencyjny na skoczni normalnej. Pierwsza seria to skok na 105,5 metra. Drugi Anders Bardal oddał próbę na 101,5. Druga seria? 103,5 metra Polaka i 101,5 Andreasa Wellingera. Ostatecznie drugie miejsce zajął Peter Prevc, trzeci był Bardal. Maciej Kot zajął siódmą lokatę, Jan Ziobro był trzynasty.
W drużynówce kadra otarła się o medal. Do brązu brakło 13,1 punktu. Był to najlepszy występ polskiego zespołu w historii.
Jak było cztery lata później? Sezon w wykonaniu Stocha był niezły. Na normalnej skoczni medalu jednak nie było. Kamil Stoch w pierwszej próbie odnotował jedną z najlepszych odległości, choć prowadził… Stefan Hula z 111 metrami. Ostatecznie w drugiej próbie uzyskał 105,5 metra, co dało piąte miejsce. Stoch po próbach na 106,5 i 105,5 był czwarty. Reszta składu? Maciej Kot 19., a Dawid Kubacki 35.
Inaczej było w kolejnym konkursie, na dużej skoczni. Stoch wygrał trzeci złoty medal olimpijski, pokonując Andreasa Wellingera i Roberta Johanssona, skacząc 135 i 136,5 metra. Kubacki był 10., Hula 15., a Kot 19.
Drużynowo był to najlepszy czas dla polskiej kadry skoczków narciarskich. Wywalczyli brązowy medal w konkursie drużynowym, pokonując choćby Austriaków. Ustąpili tylko Norwegom i Niemcom.
ZIO Pekin 2022. Igrzyska ostatniej szansy?
Polska kadra w Pekinie ma przed sobą trudne zadanie. Pojechała tam po słabych wynikach, jednym podium w sezonie, kontuzji Kamila Stocha, zmaganiach z zakażeniami covidem tuż przed wyjazdem Dawida Kubackiego i Piotra Żyły. Do tego doszło zamieszanie z brakiem akceptacji sprzętu Polaków. Niebagatelną rolę odgrywa również to, że dla części kadry mogą być ostatnie igrzyska.
Kto jednak wie, jak potoczy się olimpijska rywalizacja? Już wiele razy w historii miała niespodziewanych bohaterów. Czy Kamilowi uda się sięgnąć po medal trzeci raz z rzędu? Chyba nie ma w Polsce kibica, który by mu tego nie życzył.
Źródło: TVPSPORT.PL