Pekin 2022: Karolina Bosiek w piątek wyleci do Chin. Dołączy do reprezentacji olimpijskiej

Igrzyska grozy. "Gdy w windzie jest mokro, to znak, że kogoś zabrali..."

Czytaj też

Igrzyska grozy. "Gdy w windzie jest mokro, to znak, że kogoś zabrali..."

To było jak zły sen. W momencie, gdy wszyscy szykowali się do podróży, ona została zamknięta w izolacji. Ostatni test – ten mający zagwarantować miejsce wśród reprezentantów wylatujących 26 stycznia – przyniósł nieoczekiwany pozytywny wynik.

Poza Bosiek "pozytywy" uziemiły również Damiana Żurka i Zuzannę Fujak. O ile biegaczka została zastąpiona przez Karolinę Kukuczkę, o tyle panczeniści cierpliwie czekali. I wierzyli, że będą w stanie dotrzeć do stolicy Chin w późniejszym terminie. Tak rzeczywiście się stanie.

Jak udało nam się ustalić, Bosiek uzyskała już niezbędne do wylotu negatywne wyniki testów na koronawirusa. W piątek, 4 lutego, wsiądzie na pokład samolotu zmierzającego do Pekinu. Żurek prawdopodobnie do Chin wyleci trzy dni później.

* * *

Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: – Można powiedzieć, że to już pewne, że lecisz na igrzyska?
Karolina Bosiek: – Tak. Wszystkie testy przedwylotowe mam za sobą. Samopoczucie po otrzymaniu ich wyników stało się znacznie lepsze. Mam nadzieję, że już żadne przykre niespodzianki mnie nie spotkają i nie będzie problemów na przykład z aplikacją, którą musieliśmy pobrać. Czas na walkę sportową.

– Drugi raz czeka cię ten sam przedwylotowy stres.
– Właściwie pierwszy. Wtedy nawet nie zdążyłam przystąpić do żadnych formalności. Pozytywny wynik testu dopadł mnie jeszcze przed nimi. Wypełnianie przeróżnych dokumentów więc mnie ominęło i mierzę się z tym dopiero teraz.

– Miałaś wyłącznie pozytywny wynik testu czy do tego jakieś objawy?
– Gdy otrzymałam wynik nie miałam żadnych objawów. Później pojawiła się gorączka, jakieś takie ogólne zmęczenie. Ale być może to wina stresu, jaki towarzyszył mi w tych dniach. Później było już tylko lepiej.

– Taki stres wpływa na funkcjonowanie. Twoje samopoczucie mentalne nie ucierpiało?
– Na początku było mi trudno, miałam chwilowe załamanie. Na szczęście szybko zaczęło się układać. Starałam się myśleć pozytywnie i cały czas powtarzać sobie, że ja tam polecę. Zresztą lepiej, że zakażenie przechodziłam w domu niż w Pekinie. Mam tu rower, deskę, na podwórku sporo miejsca. Gwarantowało mi to swobodę w trenowaniu. Mój pies też bardzo pomógł. To, że był, dawało mi odskocznię. Taka dogoterapia.

– Izolację spędziłaś sama czy z Damianem [Żurkiem]?
– Razem się odizolowaliśmy od świata. To też plus, bo mogliśmy wspólnie trenować. W tym z kolei pomagał oczyszczacz powietrza, który cały czas filtrował je wewnątrz mieszkania. Czuliśmy się dzięki temu lepiej, bezpieczniej.

– Przed wylotem nie mogę nie zapytać też o formę. Czujesz, że choroba w jakiś sposób na nią wpłynęła?
– Szczerze mówiąc trudno mi ocenić na jakim etapie jestem. Mam za sobą kilka dni zupełnie bez treningów na lodzie. Forma mogła więc trochę ucierpieć. Staram się myśleć, że to wszystko było po coś. I być dobrej myśli. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by zakwalifikować się na te igrzyska. I lecę tam, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.

Igrzyska grozy. "Gdy w windzie jest mokro, to znak, że kogoś zabrali..."

Czytaj też

Igrzyska grozy. "Gdy w windzie jest mokro, to znak, że kogoś zabrali..."