{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Mika Jukkara o zamieszaniu z butami polskich skoczków narciarskich: gdyby nie oficjalny protest, nie byłoby dyskwalifikacji
Sara Kalisz /
Czasami kontaktowałem się z trenerami, przestrzegałem, żeby czegoś nie pominęli. W Willingen miałem zastrzeżenia w stosunku do butów całej grupy. Zastanawiałem się, czy wszyscy w nich skaczą. Wiedziałem, że jeśli to się potwierdzi, będę musiał zdyskwalifikować polską drużynę – mówi w TVPSPORT.PL Mika Jukkara, kontroler sprzętu FIS, pracujący przy skokach narciarskich.
Kuzyn Nodara Kumaritaszwilego startuje na IO. "Bez naszej rodziny saneczkarstwo w Gruzji zginie"
Czytaj też:

Jan Winkiel o sprzęcie Polaków: Mika Jukkara mierzył inaczej. Sam Sandro Pertile nam odpisał
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Czas bezpośrednio przed igrzyskami olimpijskimi jest najbardziej "gorący" w kwestii kontroli sprzętu?
Mika Jukkara: – Zdecydowanie tak, to najbardziej zajęty czas w całym kalendarzu. Jestem odpowiedzialny za sprzęt używany w skokach narciarskich. To zdecydowanie najbardziej szalony czas w jakże zimnym Pekinie.
– Zazwyczaj najwięcej zmian odnośnie do sprzętu pojawia się na kilka miesięcy przed startem igrzysk. Te należy zgłaszać do maja?
– Dokładnie tak. FIS ma dwa ważne spotkania roczne. Pierwsze nich jest na wiosnę, drugie na jesień. Jeśli dokonuje się zmian w sprzęcie, poszczególnych modelach, wprowadza korekty należy je zaprezentować komitetowi zajmującemu się sprzętem. Jego przedstawiciele wydają zgodę, by móc go używać już od lata. Mogą go rzecz jasna też odrzucić. Po lecie następuje kolejna weryfikacja na jesień, przed zimą. To normalna kolejność.
– Ta reguła to pokłosie nowych wiązań Simona Ammanna, które wypróbowywał przed igrzyskami w Vancouver?
– Coś w tym stylu. Nie pamiętam przypadku Simona Ammanna, ponieważ nie pracowałem na moim stanowisku w tym czasie.
– Zgaduję, że przepis o przedsezonowych kontrolach stworzony został również po to, by pozostałe reprezentacje mogły się zorientować w pomysłach rywali.
– Tak. Za każdym postępem kryją się powody jego wprowadzenia. Zmiany są czymś uzasadnione. Dlatego właśnie muszą być przedstawione przez komitetem zajmującym się sprzętem z FIS. On go ocenia. Ma do tego czas. Określa dokładne cele wprowadzonych roszad, jednocześnie tworząc publikację dostępną dla wszystkich z rodziny skoków narciarskich. Dlatego właśnie stworzona została tak rozbudowana procedura.
– W Polsce zmiany sprzętowe to obecnie gorący temat. Wyjaśnijmy więc – czy polska federacja przedstawiła modyfikację butów w FIS w maju?
– Nie widziałem tego w maju. Dopiero ostatnio po raz pierwszy zobaczyłem modyfikację dyskutowanych butów. Mamy świadomość, że czasami nawet mała modyfikacja wprowadza wielkie zmiany. Nie tylko ja to oceniam, a cała specjalnie powołana grupa. Naszym celem jest stwierdzenie, czy wprowadzona zmiana jest jedynie kosmetyczna, czy to jest to zupełnie inny model. W odniesieniu do zasad FIS, wprowadzona w butach Polaków modyfikacja nie była mała. To był zupełnie nowy model butów. Takie roszady muszą być zatwierdzane przed sezonem.
– Czyli jeśli buty przeszłyby przedsezonową kontrolę, nie byłoby tej sytuacji?
– Tak. Należało przynieść te buty na spotkanie komitetu do spraw sprzętu na wiosnę, a on by go ocenił. Wtedy podjąłby decyzję, czy zmiany zostają zaakceptowane, bo wpisują się w regulacje FIS, czy nie. To nowy model. Wnioski mogłyby być różne. Ważne jest to, co ta zmiana daje zawodnikowi i dlaczego dana rzecz została tak, a nie inaczej rozwiązana.
– A wiązania Niemców?
– Sprawdzaliśmy je po raz pierwszy przed świętami. Niemcy specjalnie otworzyli dla nas wiązanie. Okazało się, że było ono identyczne jak to używane już wcześniej przez całą drużynę. Jedyne co, to pojawiło się niewielkie wzmocnienie. Śruby i reszta były dokładnie takie same, w tym samym miejscu. Cały system wiązania nie zmienił się w stosunku do wiosny. Wymianie uległa również pokrywa, ale ta korekta nie ma znaczenia.
– Czyli tych zmian nie trzeba było zgłaszać na wiosnę?
– Nie, trzeba było.
– Jak dużo problemów macie z nartami Slatnara?
– (śmiech) Sprawa nie dotyczy tylko Slatnara, ale również innych nart, których nazwy nie będę wymieniał. Kontrowersje poskutkowały tym, że w czwartek i piątek mierzyliśmy wszystkie narty, które będą używane w czasie olimpijskich zawodów. Jeśli było z nimi coś nie tak, trzeba będzie je odpowiednio przygotować. Dotyczyło to też innej marki niż Slatnar. Zaznaczę jednak, że bywa tak, że każda narta jest inna i nie mówimy tu o przełomowych zmianach, a niewielkich szczegółach, to ułamki milimetrów.
– Ale Yukiya Sato został zdyskwalifikowany. Dlaczego tylko on?
– Jego narty były za szerokie. Nie mieściły się w normach. Mamy zasadę, że na środku narty jest punkt oznaczający 57 procent długości narty. To najwęższy punkt, ma wynosić minimum 95 mm, a maksimum 105 mm. Na tyle i na przodzie narty mogą mieć 115 mm. Jeśli są szersze, to koniec startu. Tak było w przypadku Japończyka.
– Mówi się, że narty Slatnara są niebezpieczne przez specyficzne przody. Faktycznie są?
– Tę kwestię też regulują zasady. Przód narty musi być trzy centymetry nad ziemią. Kiedy położy się nartę na równym stole, musi być ona o tyle uniesiona na swoim początku. Ten element nart Slatnara zgadza się z obowiązującymi regułami. Różnica między nartami różnych firm jest taka, że wcześniej unoszą przody w górę.
– Czy to prawda, że Stefan Horngacher chciał przerwać konkurs w Willingen, by sprawdzić wszystkie narty?
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że wszystkie narty przed igrzyskami zostały sprawdzone i każda nich jest zgodna z zasadami obowiązującymi w FIS. Rzecz jasna każdy może zgłosić protest. Wniesienie go drogą oficjalną skutkuje tym, że kontrowersyjny sprzęt zostanie sprawdzony.
– Kto zgłasza najwięcej protestów?
– Nie pamiętam. W poprzedni weekend były to trzy protesty przeciwko nartom. Dlatego zdecydowaliśmy się zmierzyć ponownie wszystkie – nie tylko jednej marki, by wyjaśnić sprawę.
– Czyli sprawdza pan każdego i nie uwziął się pan na Polaków?
– Tak naprawdę chciałem im pomóc, zapewnić sprzętowe bezpieczeństwo, bo wiem, że od początku nie prezentują tak wysokiego poziomu jak wcześniej. Czasami kontaktowałem się z trenerami, przestrzegałem, żeby czegoś nie pominęli. W Willingen miałem zastrzeżenia w stosunku do butów całej grupy. Zastanawiałem się, czy wszyscy w nich skaczą. Wiedziałem, że jeśli to się potwierdzi, będę musiał zdyskwalifikować polską drużynę. Później jednak dowiedziałem się, że skoczkowie mają ze sobą stare buty, więc uznałem, że polecę skanie w nich, by ich nie dyskwalifikować. Wtedy pojawił się wspomniany oficjalny protest. Gdyby nie on, nie byłoby dyskwalifikacji.