{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Jaką władzę nad łyżwiarzami ma... człowiek z pistoletem? Roman Pawłowski jest starterem olimpijskich zawodów w short tracku
Dawid Brilowski /
Jest jedynym "wyjętym spod prawa" i w ułamku sekundy musi podjąć decyzję o strzale. Polski sędzia, Roman Pawłowski, na igrzyskach w Pekinie pełni rolę startera w short tracku. Nie może polegać na technologii, a wyłącznie na własnych zmysłach. Musi być pewny, bo bierze całkowitą odpowiedzialność za swoje działania. Na czym polega jego praca?
Pierwszym polskim chorążym był... dziennikarz. Wszystko przez spóźniony pociąg
Short track jest dyscypliną bardzo dynamiczną. Często podczas biegów dochodzi do zdarzeń, które muszą rozstrzygać arbitrzy. Nad "incydentami wyścigowymi" ma panować sędzia główny, mający do dyspozycji znajdujących się na lodzie asystentów oraz siedzących za monitorami sędziów wideo.
Poza wymienionymi niezwykle ważną rolę pełnią starterzy, czyli sędziowie sprawujący pieczę nad początkową częścią rywalizacji. Do ich zadań należy rozpoczynanie poszczególnych biegów oraz pilnowanie, by żaden z łyżwiarzy nie popełnił falstartu.
– Ta rola jest jedyną wyłączoną spod jurysdykcji sędziego głównego. Mogę się pomylić i nikt nie podważy, ani nie zmieni mojej decyzji. Co najwyżej usuną mnie później z zawodów – śmieje się Pawłowski, charakteryzując swoją rolę. – Mam ułamek sekundy, żeby podjąć decyzję. Na starcie staje nie raz sześciu zawodników. Patrząc na startujących, muszę zwrócić uwagę, by po komendzie "gotów" każdy z nich znieruchomiał. Odczekuję między 0.5 a 0.8 sekundy i strzelam, obserwując jednocześnie, czy wszyscy ruszają poprawnie – opisuje.
Polak na igrzyskach w Pekinie jest odpowiedzialny za kobiece biegi w short tracku. Drugi starter przejmuje obowiązki podczas rywalizacji mężczyzn. Mimo regularnych zmian, żaden z nich nie będzie jednak miał chwil wytchnienia. – Od kilku lat działamy takim systemem, że cały czas pracujemy zespołowo. Jeden strzela, a drugi wciela się w rolę asystenta. Odciąża wówczas kolegę, patrząc cały czas na linię startową i zajmując tylko tym jednym elementem – opowiada Pawłowski.

ZDANI NA WŁASNE ZMYSŁY
Pozostali sędziowie nie mają wpływu na decyzje starterów bynajmniej nie ze względu na ich specjalne przywileje. Decyzje podjęte na starcie są po prostu... niemożliwe do weryfikacji. W łyżwiarstwie nie istnieje, jak w lekkoatletyce, technologia, pomagająca określać, czy był falstart. – Jesteśmy zdani na nasze oczy i koncentrację. Dlatego nie każdy może być starterem. Gdy raz się zdenerwujesz, będzie to stanowiło problem aż do końca zawodów – zaznacza polski arbiter.
– Biegi eliminacyjne puszcza się łatwiej. Nie ma takiego ciśnienia. Ale mam tak, że od początku, przy każdym starcie wyobrażam sobie, że to finał "pięćsetki" – po to, by być maksymalnie skoncentrowanym – mówi. – Czasem skupienie jest tak gigantyczne, że falstart odstrzelam automatycznie, gdy tylko zobaczę ruch, a później muszę sobie odtworzyć w pamięci który z zawodników popełnił błąd – dodaje.
STRZAŁ I... WĄTPLIWOŚĆ?
A co, jeżeli starter ma wątpliwości odnośnie podjętej decyzji? W końcu jest tylko człowiekiem. – Odkąd pracujemy zespołowo, starter i asystent, nie jest to tak duży problem. Radzimy sobie – odpowiada Pawłowski. Zawodnicy każdorazowo mogą popełnić jeden falstart bez konsekwencji. Drugi powoduje wykluczenie z rywalizacji. Jeśli jednak starter uzna, że niedozwolony ruch został wykonany z przyczyn niezależnych, np. po tym jak na trybunach pojawi się dźwięk przypominający wystrzał, może zakomunikować brak falstartu i pozwolić jeszcze raz ustawić się na linii wszystkim zainteresowanym.
Starterzy mają możliwość odstrzelenia biegu do końca pierwszego wirażu. – Możemy przerwać bieg w momencie, gdy tylko uznamy, że z jakiegoś powodu jest nie fair – na przykład, gdy ktoś sam z siebie upadnie chwilę po starcie, przeszkadzając przy tym innemu zawodnikowi – opowiada Pawłowski.
Po tym, jak zawodnicy opuszczą linię startu, "władzę" nad nimi przejmuje sędzia główny, który w razie nieprawidłowości nakłada kary bądź przyznaje awanse, już po zakończeniu rywalizacji. Bieg przerywa, za pomocą gwizdka, tylko w razie groźnego upadku i zagrożenia dla zdrowia sportowców.
Pawłowski w Pekinie jest więc znaczącym członkiem ekipy sędziowskiej. Działa autonomicznie, a na starcie jest niczym szeryf, który w mgnieniu oka odda strzał, gdy tylko zobaczy przewinienie. Podobną rolę w łyżwiarstwie szybkim na długim torze pełni inny Polak – Bartosz Dawidowski.