{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Narciarstwo alpejskie. Johan Clarey i Ryan Cochran-Siegle. Szybkie srebra pełne wzruszeń
Jakub Pobożniak /
Johan Clarey debiutował w Pucharze świata w 2003 roku. Teraz, gdy jego kariera dobiega końca, odniósł największy sukces w karierze. Zdobył srebro igrzysk olimpijskich w zjeździe, mimo że nie ma na koncie ani jednego triumfu w oficjalnych zawodach PŚ. – To srebro jest jednak lepsze – powiedział w rozmowie z Jakubem Pobożniakiem dla TVPSPORT.PL.
Narciarstwo alpejskie: paskudna kontuzja rywalki Maryny. Diagnoza jest brutalna
Czytaj też:

Pekin 2022. Nina O'Brien z bardzo poważną kontuzją. Konieczna była natychmiastowa operacja
Jest 23 stycznia 2021 roku. Słynny zjazd w Ktzbuehel. Trasą Streif rusza opromieniony niedawnym zwycięstwem w Bormio Ryan Cochran-Siegle. Większość trasy pokonuje "na zielono" – co oznacza, że międzyczasy dawałyby mu prowadzenie. Najtrudniejsze momenty ma już za sobą. Zamiast jednak dotrzeć do mety, na trawersie wypada z trasy i uderza w siatki z prędkością ponad 120 kilometrów na godzinę. Okrzyki bólu słychać z transmisji telewizyjnej. Amerykanin wyplątuje się z siatek. Po chwili okazuje się jednak, że nie może dalej się ruszyć. Helikopterem zostaje przetransportowany do szpitala. Tam diagnoza jest drastyczna – złamanie siódmego kręgu szyjnego.
Po operacji i dniach niepewności rodzina Ryana odetchnęła z ulgą. Uszkodzenie nie było nieodwracalne. "Jestem szczęściarzem, że uszedłem z tego prawie nienaruszony" – pisał na swoim Instagramie.
Do Pucharu Świata wrócił po 275 dniach, po 380 zdobył olimpijskie srebro. Uczcił tym samym 50. rocznicę wywalczenia złotego medalu przez… swoją mamę, Barbarę Ann Cochran. W Sapporo w 1972 roku triumfowała ona w slalomie, wygrywając o dwie setne sekundy z Daniele Debernard z Francji. Ryan przegrał o cztery z Matthiasem Mayerem. – Cztery setne to w skali świata nic. Ale nie żałuję. Medal był moim marzeniem od dziecka. A ja byłem dzieckiem, które medal widziało w domu od małego – przyznał nam w mix zonie. Teraz będzie mógł dołożyć drugi krążek do rodzinnej kolekcji.
Kolekcja ta jest jeszcze bardziej okazała w przypadku pucharów za zawody najwyższej rangi. Rodzina Cochran, w USA znana jako "Skiing Cochrans" w Pucharze Świata miała ponad ośmioro przedstawicieli. Na mistrzostwach świata członków familii wystąpiło siedmiu. Wszystko zaczęło się od pasji Micky’ego i Ginny Cochran, którzy w 1961 roku na swojej dość pochyłej działce w stanie Vermont postanowili otworzyć stok narciarski i uczyć na nim własne dzieci. Nauka nie poszła w las. Cochran’s Ski Area wychowała czwórkę wielkich narciarzy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Marylin Cochran w 1969 roku, w swym premierowym sezonie w Pucharze Świata zdobyła Małą Kryształową Kulę w slalomie gigancie. Rok później zdobyła brązowy medal w superkombinacji podczas mistrzostw świata w Val Gardenie. Krążka pozazdrościła siostrze, Barbarze, która dzień wcześniej była druga w slalomie. Największy, olimpijski sukces Barbary miał jednak miejsce 50 lat temu. 50 lat bez dwóch dni.
Do historii przeszedł także Bob Cochran. Specjalizujący się w zjeździe alpejczyk był pierwszym Jankesem, który triumfował w słynnym Kitzbuehel. W 1973 roku wygrał w superkombinacji. Choć zmagania na Hahnenkahm nie były wliczane do Pucharu Świata, Amerykanin na zawsze zapisał się złotymi zgłoskami – i to nie tylko w annałach. Nazwiska wszystkich zwycięzców zawodów w Kitz wypisane są bowiem na gondolach, którymi wyjeżdża się na szczyty owianego legendą kurortu.
Wyczynów trójki starszego rodzeństwa pozazdrościła też najmłodsza z czwórki, Lindy Cochran. Slalomistka rok po bracie stanęła na podium zawodów w Les Gets we Francji. I, jak się okazało, było to jedyne miejsce w pierwszej trójce. Było to 8 stycznia 1974 roku. Dzień później Barbara Cochran zajęła drugą pozycję w gigancie. Na kolejne podium rodziny Cochranów trzeba było czekać aż do 19 grudnia 2020 roku, a więc długich 46 lat. Choć później Stany Zjednoczone reprezentowali syn Boba, Jimmy Cochran, oraz synowie Lindy, Tim Kelley i Robby Kelley podium nie było osiągalne. Dopiero syn Barbary stał się piątym Cochranem na podium PŚ i drugim na podium olimpijskim. Dobre geny.
Na chwilę wróćmy jednak do Kitzbuehel. W dzień wypadku Amerykanina podium prezentowało się następująco: pierwsze miejsce zajął Beat Feuz, drugi był Johan Clarey, zaś trzeci Matthias Mayer. Rok później w olimpijskim zjeździe było identycznie. W obu przypadkach największym zaskoczeniem była obecność Francuza na drugim miejscu. Clarey w Kitz miał 40 lat i 16 dni. Rok później w tym samym miejscu znów był drugi, wyśrubowując pucharowy wynik do 41 lat i 13 dni. W wieku 41 lat i dni 30 stanął na podium olimpijskich zmagań. Jak zawsze, był drugi. Rekord dotychczasowego najstarszego medalisty olimpijskiego, Bode Millera Noriaki Kasai nart alpejskich poprawił o pięć lat.
– Jestem jak francuskie wino – śmiał się podczas naszej krótkiej rozmowy po ceremonii medalowej. – Przez lata czułem, że najlepsze jeszcze przede mną. Czułem, że jeszcze coś na mnie czeka. I na sam koniec kariery zrobiłem coś takiego – cieszył się. Ile jego zdaniem przetrwa rekord? – Myślę, że z dwadzieścia-trzydzieści lat – odparł. – Sam już go nie wyśrubuję – zaśmiał się. W supergigancie nie wystartował, postawił na świętowanie. Może butelką wina rocznik 1981?
W najprawdopodobniej ostatnim sezonie w karierze Clarey ma jeszcze jeden cel – zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. To jeszcze nigdy mu się nie udało. Zwykle był drugi. Cieszył się z tego bardziej niż Adaś Miauczyński. Najstarszym zwycięzcą zawodów PŚ pozostaje Didier Cuche. Gdyby Clareyowi udało się wygrać, wynik Szwajcara poprawiłby o prawie 4 lata.
– Wszystko w życiu robiłem późno. Ożeniłem się późno, bo kilka tygodni temu, medal zdobyłem późno. Może też wygram późno? – zastanawia się Clarey. Kolejny przykład na to, że wiek to tylko liczba.
Z Yanqing Jakub Pobożniak