| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Lekki oddech ulgi we Wrocławiu. Śląsk przerwał serię czterech porażek z rzędu. Drużyna Jacka Magiery zremisowała z Górnikiem Łęczna 1:1.
W Łęcznej karty rozdawała pogoda. Śnieżyca sprawiła, że piłkarze biegali po grubej warstwie świeżego puchu. O kombinacyjnych akcjach można było tylko pomarzyć. Problemem było zrealizowanie najprostszego podania, bo piłka szybko traciła impet i grzęzła w topniejącym śniegu. Grą rządził więc przypadek i w równie przypadkowy sposób padła pierwsza bramka. Tuż przed końcem pierwszej połowy Górnik wyszedł na prowadzenie po samobójczym trafieniu Victora Garcii (dośrodkowywał Jason Eyenga-Lokilo).
Śląsk długo nie potrafił odpowiedzieć. Trener Jacek Magiera bezradnie patrzył na zaśnieżoną murawę. Jego drużyna rozpoczęła rok od porażki w Gdańsku. Kolejna porażka sprawiłaby, że we Wrocławiu zrobiłoby się gorąco.
Końcówka była trudna dla gospodarzy. W 71. minucie z boiska wyleciał Kryspin Szcześniak. 21-latek dostał drugą żółtą kartkę i musiał udać się do szatni. W takich warunkach trudno grać w pełnym składzie, a co dopiero w osłabieniu. Górnik zaczął słabnąć, co szybko wykorzystali goście i doprowadzili do remisu. Bramka była autorstwa rezerwowych. Śląsk wyszedł z szybką akcją, Robert Pich zagrał do Adriana Łyszczarza, ten udanie wbiegł między obrońców i skończył akcję strzałem obok słupka.
Śląsk walczył do końca o wygraną. W doliczonym czasie gry drużynę Górnika dwukrotnie ratował debiutujący w Ekstraklasie 23-letni bramkarz Adrian Kostrzewski.
Górnik Łęczna ma w tym roku dwa remisy. Śląsk wzbogacił się na razie tylko o jeden punkt. To wynik poniżej oczekiwań, ale przynajmniej udało się przerwać serię czterech porażek z rzędu.