{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Ukraińscy futsaliści drżą o swoją ojczyznę. "Cały czas jestem w stresie. Prawie nie śpię"
Bartosz Wieczorek /
Ukraina broni się przed rosyjską agresją. Zmartwieni losem swoich rodzin i rodaków są zawodnicy z tego kraju, którzy uprawiają w Polsce futsal. W rozmowie z TVPSPORT.PL, Maksym Pautiak, Mykola Morozow oraz Roman Smirnoff opowiadają o trwającej wojnie.
Andrij Szewczenko apeluje o dalszą pomoc dla Ukrainy. "Piłka nożna już dla mnie nie istnieje"
Ukraińcy są jedną z najliczniejszych grup obcokrajowców w polskim futsalu. W Statscore Ekstraklasie występuje trzynastu zawodników z tego kraju, a w pierwszej lidze jedenastu. Wielu z nich pełni kluczowe role w swoich zespołach.
Jednym z takich piłkarzy jest 25-letni Maksym Pautiak. W ekstraklasie zadebiutował w sezonie 2014/2015 i przez ostatnie lata reprezentował barwy takich klubów jak GAF Jasna Gliwice, Piast Gliwice, Gatta Zduńska Wola, czy Acana Orzeł Jelcz-Laskowice. Obecnie gra w Red Dragons Pniewy. W rozmowie z TVPSPORT.PL mówi, że ciężko skupić mu się na sporcie. Przeżywa to, co dzieje się na Ukrainie i martwi się o los swojej rodziny.
– Cały czas jestem w stresie. Prawie nie śpię. Martwię się o cały nasz naród, o wszystkie nasze miasta. To bardzo ciężki czas dla mnie, bo moja rodzina została w Odessie. Mój tato, kuzynki, przyjaciele. Jestem z nimi non stop w kontakcie, 24 godziny na dobę. Jeżeli jest jakiś sygnał od nich w nocy, wstaję i sprawdzam telefon. Na razie sytuacja w moim mieście nie jest aż tak zła, ale wszyscy trzymają ręce na pulsie, w każdej chwili może trafić jakaś rakieta.
Ukraiński futsalista szanuje swoich rodaków za walkę i poświęcenie, także liczy, że uda się zatrzymać putinowską agresję.
– Putin idzie va banque, ale przegrał już wojnę ekonomiczną z całym światem. Szacunek dla państw, które pokazały jaja i nie boją się Rosji. Jeśli Europa pomoże, uda się zatrzymać agresję Putina na Ukrainie. Chcę też pochwalić mój naród i wojsko za obronę naszego terytorium. To co robią jest niemożliwe, brawo dla nich.

W drużynie z Jelcza-Laskowic grał również Mykola Morozow. Dziś 37-latek jest grającym trenerem pierwszoligowego Come-On Kobierzyce. Do Polski przyjechał w 2009 roku, by grać w Marwit Toruń. Po dziewięciu latach przeprowadził się na Dolny Śląsku. Od 2018 roku posiada obywatelstwo Polski. Nie zapomina jednak o kraju, w którym się wychował, zdobył wykształcenie i rozpoczął przygodę z piłką.
–Serce mi krwawi. Jestem w strachu o swoją rodzinę. Moja mama, tata, brat, kuzynowie, przyjaciele - wszyscy są tam, walczą. Nie chcą opuszczać swoich domów, Ukrainy. Codziennie z nimi rozmawiam, na razie są bezpieczni. Pochodzę z Zaporoża, wiem, że niedaleko tego miasta przebywają wojska rosyjskie. Są grupy dywersantów, które są wyłapywane od razu. Strach, który towarzyszył Ukraińcom na początku wojny, przeobraził się w złość, która jest wymierzona w kierunku Rosji.
– Rosjanie zrzucili też parę rakiet i bomb na miasta. Sytuacja jest dramatyczna. Cały czas z tyłu głowy mam, żeby wrócić na Ukrainę, ale jak patrzę na swoją rodzinę, dzieci, to mnie zawsze powstrzymuje – kontynuuje Morozow.
Choć kraj w minionych latach był przesiąknięty konfliktami i niejasnościami, futsalista podkreśla, że wojna zjednoczyła naród. Chwali także Polskę za pomoc w tych ciężkich czasach.
– Przedwczoraj w Zaporożu rozdawali ludziom broń w centrum miasta, niedaleko cyrku. Ludzie przygotowują się na wejście wojsk rosyjskich. Mój brat jest policjantem, broni porządku w mieście. Niektórzy próbują wykorzystać sytuację, wchodzą do sklepów, dokonują morderstw, ale ludzie łapią też maruderów i przyklejają ich słusznie taśmą klejącą do słupa. Wszyscy łączą się na Ukrainie. Tak jak były niejasności między wschodnią, a zachodnią częścią państwa ze względu na poglądy polityczne, tak teraz wszyscy są razem. Mamy wspólnego wroga i podoba mi się to jak zareagował świat, a w szczególności Polska. Polacy zapewniają uchodźcom z Ukrainy schronienie, zakwaterowanie, żywność, ubiór. Do mnie osobiście codziennie dzwonią znajomi z Jelcza-Laskowic, Torunia, Wrocławia, oferując pomoc dla mojej rodziny, znajomych, którzy zostali na Ukrainie.
Jedynym ukraińskim trenerem pracującym w Futsal Ekstraklasie jest 54-letni Roman Smirnoff. To trener urodzony w Odessie, który był reprezentantem swojego kraju w latach 1991-2003. Do Polski trafił w 2009 roku. Już w pierwszym sezonie pracy zdobył z Hurtap Łęczyca puchar kraju, a także dołożył do tego wicemistrzostwo ligi. W kolejnych latach pracował w Marwicie Toruń, Pogoni Szczecin, a obecnie jest szkoleniowcem Gredaru Fit-Morning Brzeg.
Wojna boleśnie dotknęła doświadczonego trenera. Martwił się czy z bandycko ostrzeliwanej przez Rosjan Odessy uda się ewakuować jego żonę. Klub poinformował w mediach społecznościowych o pomocy w organizacji transportu dla małżonki trenera. Polacy okazali się niezawodni.
– Moja żona jest już ze mną w Brzegu. Udało jej się przekroczyć granicę. To było kilka ciężkich dni, ale najważniejsze, że jest już bezpieczna. Wielki szacunek dla całej Polski za wsparcie jakie okazuje Ukrainie. Kiedy odbierałem żonę z Przemyśla, to byłem pod wrażeniem pracy wolontariuszy, jak wszystko jest zorganizowane na wysokim poziomie pod względem informacji, transportu, ciepłych posiłków.
O ile żonie trenera udało się szczęśliwie wrócić do Polski, tak reszta rodziny została na Ukrainie.
–Dziś lub jutro przyjedzie do nas moja siostra z dwójką dzieci. Cały czas jestem jednak we łzach, bo moja córka została z mężem na Ukrainie. Nie chce opuścić kraju i zostawiać męża samego. Moi rodzice także zostali w mojej ojczyźnie– kontynuuje trener, który ze łzami w oczach opisuje wojnę, która toczy się na Ukrainie.
–To co się dzieje na Ukrainie, to nie mieści się w głowie. To niewiarygodne, że mamy XXI wiek i jedno państwo chce pozbawić drugie wolności, niepodległości. Brakuje tak naprawdę słów, by opisać tą straszną tragedię. Jestem dumny z naszych żołnierzy, prezydenta, że stawiają opór drugiej armii świata. Rosjanie bombardują miasta, przez co giną zwykli cywile, kobiety, małe dzieci. Za te okrucieństwa powinni zostać ukarani w jak najmocniejszy sposób, żeby nie doszło w przyszłości do podobnych wydarzeń w innych krajach. Bo tak naprawdę Ukraina jest na pierwszej linii frontu i walczy o całą Europę.
–Rosjanie bombardują lotnisko, jednostki wojskowe. Dostaję informacje, że podchodzą od Odessy statki wojskowe z desantem i rakietami. Cały czas żyjemy w oczekiwaniu na najgorsze. Z tego co wiem, Odessa jest przygotowana do obrony. Dużo moich przyjaciół, piłkarzy, walczy o swoją ojczyznę, biorąc udział w brygadach terytorialnych – opisuje sytuację w Odessie, nie powstrzymując się od łez.
Środowisko piłkarskie i futsalowe mocno wspiera ukraińskich zawodników. Nikt w tych trudnych czasach nie pozostaje obojętny. Każde słowo wsparcia i otuchy, ale przede wszystkim czyny, jak pomoc ukraińskim uchodźcom jest na wagę złota.