– To wielka tragedia. Tragedia nie tylko dla Ukrainy, ale i dla całej Europy. Ale wytrzymamy i pokażemy naszą siłę i ducha. W Kijowie pracują normalnie wszystkie działy odpowiedzialne za infrastrukturę, za ogrzewanie, elektryczność i wodę, działa komunikacja miejska – powiedział w ubiegły, czarny czwartek Kliczko. – Pozostańcie w domach i nie panikujcie. My zrobimy wszystko, żeby sytuacja pozostała pod kontrolą – zapewniał.
Kliczko broni Kijowa nie tylko jako mer, ale sam także gotów jest walczyć
z bronią w ręku.
– To już jest krwawa wojna. Umierają ludzie, umierają Ukraińcy. Nie mam wyboru. Jeśli będzie trzeba, sam chwycę za broń i będę walczył – przekonywał 25 lutego.
W związku z niebezpieczeństwem ze strony dywersantów, którzy przedarli się do miasta, w Kijowie wprowadzono godzinę policyjną. Początkowo obowiązywała ona w godzinach nocnych, ale decyzją Kliczki trwała nieprzerwanie od 26 do 28 lutego. To pomogło w przeciwdziałaniu wrogim ruchom w mieście.
"Wszyscy cywile, którzy będą przebywać na ulicy w czasie obowiązywania godziny policyjnej, będą uważani za członków grup dywersyjnych i rozpoznawczych wroga. Proszę potraktować sytuację ze zrozumieniem i nie wychodzić na zewnątrz" – pisał na Twitterze.
Zwracał się nie tylko do kijowian i Ukraińców, ale także do świata zewnętrznego.
– To wojna także przeciwko Europie i światu – mówił "Bildowi" wraz z bratem Władimirem. "Wydaje się, że Rosjanie nie spodziewali się takiego oporu i takiego ducha ze strony narodu ukraińskiego, zarówno wojskowych, jak i cywili" – napisał w niedzielę wieczorem na Telegramie.
– Nigdy wcześniej nie byliśmy bardziej patriotyczni i zjednoczeni. Byliśmy już w ZSRR. Nie chcemy powrotu imperium rosyjskiego. Widzimy naszą przyszłość jako demokratyczny, nowoczesny kraj europejski. Tyle. To nie podlega dyskusji. Walczymy o to. Walczymy o nasz kraj i o nasze marzenia – deklarował w wywiadzie z CNN.
1 marca wprowadził zakaz sprzedaży alkoholu i zwrócił się do właścicieli sklepów i aptek z prośbą o niepodwyższanie cen na artykuły spożywcze i leki.
– Podwyższenie cen w czasie wojny nie jest lepsze od rabunku – argumentował. Nie zamierzał także oszczędzać złodziei.
– Zgodnie z prawem wojennym, będą likwidowani bez zapowiedzi – nie pozostawił złudzeń.
Nie ulega wątpliwości, że na Kliczkę, jako jedną z najważniejszych osób w napadniętym państwie, czyhają zabójcy wysłani przez
Władimira Putina.
– Nie interesuje nas, jak silna jest armia rosyjska, my jesteśmy gotowi do walki. I jesteśmy gotów umrzeć we własnych domach, z naszymi rodzinami. Ja również jestem gotowy na śmierć – zapewnił. O rosyjskim dyktatorze mówił, że ten "jest szalony".
Otuchy dodaje kijowianom nie tylko za pośrednictwem mediów i internetu, ale także osobiście.
W czwartek wraz z bratem odwiedził mieszkańców ukrywających się przed nalotami w metrze. To u niektórych osób wywołało wielkie wzruszenie i łzy. Z kolei
w piątek udał się do żołnierzy. Bez względu na to, jak zakończy się ta wojna, Kliczko pozostanie bohaterem Ukrainy i wolnego świata. Fakt, że swoimi czynami przysłonił wspaniałe osiągnięcia na ringu bokserskim, mówi o nim wszystko.
