Rosyjskie ruble z wojną na Ukrainie w tle, afera seksualna, oskarżony o plagiat inwestor bez obiecanych milionów funtów na koncie, a także niesforni kierowcy. Tak można w jednym zdaniu opisać ostatnie dzieje amerykańskiego zespołu Formuły, Haas F1 Team.
Amerykański sen o Formule 1
Gene Haas to geniusz i amerykańska legenda wyścigów NASCAR. To także założycielnajnowszego zespołu Formuły 1 – jedynego z obecnej stawki, który rozpoczął swoją działalność w 21. wieku. Główna siedziba znajduje się w Kannapolis w Północnej Karolinie, a jej europejski odpowiednik mieści się w Bandury w Wielkiej Brytanii, gdzie Haas odkupił od nieistniejącego już zespołu Marussia F1 wszystko, co tylko można było.
Wejście do F1 przebiegło dość sprawnie. Początkowo zespół korzystał z siedziby w Stanach Zjednoczonych – żadna inna ekipa od 1974 roku nie zdecydowała się na ten krok. Kwestie logistyczne jednak przeważyły i część zasobów przeniesiono do Wielkiej Brytanii, gdzie swoje centrale ma większość zespołów Formuły 1. Haas od samego początku wzbudził poruszenie w stawce swoim unikatowym modelem działalności. Kupował od Ferrari nie tylko silniki, ale każdą dozwoloną regulaminem część, a zamiast produkować samochody we własnej fabryce, zlecał to specjalistom z włoskiej Dallary. To miała być formuła na sukces. Początek przygody z mistrzostwami faktycznie należał do udanych, ale z każdym wyścigiem i sezonem Haas staczał się na samo dno stawki. Na ratunek miał przyjść William Storey, charyzmatyczny brodacz i szef firmy produkującej napoje energetyczne Rich Energy.
Miliony funtów, których nigdy nie było
Storey wszedł do Formuły 1 z wielkim rozmachem. Jego firma została sponsorem tytularnym zespołu znanego jako Rich Energy Haas F1 Team, a prezentacja samochodu na sezon 2019 odbyła się w Royal Automobile Club w Londynie. Cel Storeya był jeden: pokonanie Red Bulla nie tylko na torze, ale także w liczbie sprzedanych puszek napojów energetycznych.
Współpraca nie układała się jednak najlepiej. Brak natychmiastowych wyników nie spotkał się ze zrozumieniem inwestora, a wręcz przeciwnie – po kilku miesiącach trwającej wciąż współpracy, zaczął ośmieszać swój zespół w mediach społecznościowych. Już w lipcu 2019 ekipa została bez sponsora tytularnego. Szef firmy odgrażał się, że sam rozwiązał kontrakt ze względu na brak wyników. Co ciekawe, zrobił to bez wiedzy zarządu Rich Energy, który próbował jeszcze ratować sytuację. Szybko okazało się jednak, że nie ma czego ratować, bo Haas nie otrzymał obiecanych milionów funtów, ponieważ sam Storey ich nie posiadał. Nie dość, że zespół stał się pośmiewiskiem całego światka Formuły 1, to jeszcze musiał obyć się bez pieniędzy.
Syn siedmiokrotnego mistrza świata i rosyjskie ruble
Po kilku sezonach, gdzie Romain Grosjean i Kevin Magnussen przyprawiali o ból głowy właściciela stajni Gene Hassa oraz szefa zespołu F1 Guenthera Steinera, rok 2021 miał być nowym otwarciem. Jedno z miejsc zajął Mick Schumacher, syn legendy Formuły 1 Michaela Schumachera, a jego partnerem został Nikita Mazepin. Ojcem Rosjanina jest właściciel rosyjskiej firmy Uralkali, która została sponsorem tytularnym Haasa. Wielu od razu zaczęło przypominać, że Mazepin w przeszłości pobił innego kierowcę – Calluma Illota – oraz był zamieszany w liczne incydenty na torach całego świata.
Zanim sezon 2021 zaczął się na dobre, Rosjanin stał się antybohaterem afery seksualnej. Na jednym z umieszczonych na Instagramie filmów, Mazepin dotykał pijaną "koleżankę", której się to nie spodobało. Zespół musiał się sporo nagimnastykować, aby wyciszyć całą sprawę i jakoś przystąpić do sezonu. Sporo kontrowersji wzbudziło też malowanie bolidu, które wprost nawiązywało do flagi Rosji, której nie wolno używać w sporcie rangi mistrzostw świata od czasu skandalu dopingowego. Haas znów znalazł się na językach większości fanów.
Zarówno Rosjanin, jak i Niemiec ani razu nie punktowali w pierwszej dziesiątce. Ich ekipa jako jedyna w stawce nie zdobyła punktów w sezonie 2021, co spowodowało, że zespół nie otrzymał stosownych benefitów ze strony FOM.
Atak Rosji na Ukrainę i zerwany kontrakt
Początek sezonu 2022 to kalka działań z poprzedniego roku. Tym razem jednak zespół nie był w stanie wyciszyć sprawy, a konsekwencje są drastyczne – zwłaszcza dla samego Nikity Mazepina. Po tym, jak Formuła 1 zawitała do Barcelony na pierwsze przedsezonowe testy Formuły 1, Rosja zaatakowała Ukrainę, bombardując budynki mieszkalne i zabijając cywilów. Haas musiał podejmować decyzje pod wpływem presji otoczenia. Opinia publiczna domagała się natychmiastowej reakcji, a ta była niemożliwa nie tylko z powodu różnicy czasowej z Ameryką, ale również ogromnych zawiłości kontraktowych.
– Musimy uzgodnić wszystkie kwestie prawne, o których nie mogę powiedzieć, a które rozwiążemy do przyszłego tygodnia – tłumaczył się mediom zgromadzonym w Barcelonie sam szef zespołu, Guenther Steiner.
Zespół jednak uległ i choć prawnicy dopiero zasiadali do pracy, pod osłoną nocy z czwartku na piątek zespół usunął dotychczasowego sponsora ze swojej nazwy i zerwał wszelkie jego naklejki z całego osprzętowania. Ostatniego dnia testów na tor wyjechał samochód pozbawiony kojarzących się z Rosją niebieskich i czerwonych elementów. Zespół wyraźnie zaznaczył swoje intencje, a o biało-czerwono-czarnym Haasie pisano tego dnia najczęściej.
To nie wystarczyło. Wszyscy domagali się wyrzucenia Mazepina i Uralkali z zespołu. Tak też się stało – 5 marca Haas oficjalnie ogłosił natychmiastowe rozwiązanie umowy z kierowcą oraz rosyjskim producentem i eksporterem nawozów potasowych. Głos w sprawie zabrał również sam zainteresowany. Były kierowca Haasa przyznał w mediach społecznościowych, że jest zawiedziony całą sytuacją i tym, że były pracodawca rozwiązał z nim kontrakt pomimo tego, że był gotowy na ustępstwa – mowa tu o zastosowaniu się do wymogów FIA o całkowitej neutralności. Federacja nie poszła bowiem śladem FIFA czy MKOl i wciąż będzie pozwalać rosyjskim i białoruskim zawodnikom startować na arenie międzynarodowej, o ile nie poprą oni działań militarnych swoich państw na terenie Ukrainy.
— Nikita Mazepin (@nikita_mazepin) March 5, 2022
Do trzech razy sztuka?
Perypetie związane z Rich Energy oraz Uralkali spowodowały, że wiele osób zaczęło się poważnie zastanawiać, czy Haas stanie w końcu na nogi i znajdzie sponsora, który nie tylko pomoże finansowo, ale również przyczyni się do sukcesów, które tak bardzo są potrzebne ekipie. Pomoc może nadejść teraz z dwóch stron: rynku brazylijskiego lub włoskiego. Wszystko zależy od tego, kogo Haas wybierze na drugiego kierowcę. W grze są Pietro Fittipaldi, obecny kierowca rezerwowy i testowy zespołu, który w przeszłości już zastępował Romaina Grosjeana, gdy ten uległ groźnemu wypadkowi w sezonie 2020 podczas Grand Prix Bahrajnu. Pietro byłby pierwszym Brazylijczykiem w stawce mistrzostw od 2017 roku, kiedy to Formułę 1 opuścił Felipe Massa.
Drugą opcją ma być zatrudnienie Antonio Giovinazziego, który jeszcze rok temu ścigał się dla Alfy Romeo Racing Orlen, a aktualnie jest kierowcą rezerwowym Ferrari, Haasa i Alfy Romeo. Eksperci uważają, że Włoch – który występuje w Formule E, czyli serii elektrycznych pojazdów – jest lepszą opcją, ponieważ posiada większe doświadczenie i jest bardziej wartościowym punktem odniesienia dla Schumachera, bo wiadomo, jak wypada na tle stawki F1. Jest również zakontraktowany przez Ferrari, więc zapewnienie mu miejsca w stawce może ze sobą zniżki na włoskie silniki, z których Haas korzysta od początku swojej działalności w F1.
Choć każdy członek ekipy życzyłby sobie teraz odrobiny spokoju, nie może na niego liczyć. Inauguracja sezonu zbliża się nieubłaganie, a już w czwartek rozpoczynają się ostatnie trzydniowe testy w Bahrajnie. Gene Haas mówi, że do tego czasu będą już mieli nowego kierowcę i że Fittipaldi zasiądzie za kierownicą, aby wypełnić swoją funkcję kierowcy testowego. Jakąkolwiek decyzje podejmie zespół, musi to zrobić szybko i czując na sobie wzrok całego wyścigowego światka. Ogromna presja otoczenia to ostatnie, czego potrzeba ekipie próbującej odbudować się po tym, jak sięgnęła dna.
Problemy gromadzą się jak kula śniegowa. Występ zespołu na sesjach testowych w Bahrajnie jest zagrożony ze względów logistycznych. Samolot, który miał zabrać samochody i inny potrzebny sprzęt z Londynu na tor uległ awarii na lotnisku w Stambule. Po raz kolejny masywne odległości działają na niekorzyść zespołu. Haas raczej nie wystartuje w testach w pełnym wymiarze, co na pewno nie przyczyni się do poprawienia sytuacji. Trwa wyścig z czasem. Stawka z dnia na dzień jest coraz większa: jest nią byt zespołu.
Aktualizacja z 10.03.2022: zespół na testy ostatecznie dotarł, a także zagwarantował sobie podpisanie kontraktu z byłym kierowcą. Do Haasa wraca po roku przerwy Kevin Magnussen, który tak jak Mick Schumacher, jest synem byłego kierowcy F1, Jana. Zrezygnował ze startów w WEC, gdzie miał podpisany kontrakt na starty w fabrycznej ekipie Peugeota.
Welcome back, K-Mag! ����@KevinMagnussen will partner @SchumacherMick in our 2022 driver line-up ��#HaasF1 pic.twitter.com/L4bz9TfMcR
— Haas F1 Team (@HaasF1Team) March 9, 2022