Czesław Michniewicz powołał już piłkarzy z lig zagranicznych. W kadrze znalazł miejsce nie tylko dla doświadczonych reprezentantów, ale i dla zawodników, z którymi pracował jeszcze w młodzieżówce. Oprócz Krystiana Bielika, Szymona Żurowskiego czy Sebastiana Szymańskiego na swoje pierwsze zgrupowanie zaprosił też Konrada Michalaka. I wzbudził tym wyborem sporo kontrowersji...
Media błyskawicznie wyciągnęły fakt, że menedżerem zarówno Michniewicza, jak i Michalaka, jest ten sam człowiek – Mariusz Piekarski. To on miał ponoć naciskać na selekcjonera, by ten powołał jeszcze jednego zawodnika z jego agencji. Innego wytłumaczenia przecież nie było.
Poprzedni szkoleniowcy reprezentacji Polski nie zwracali nawet uwagi na Michalaka, a teraz – przy odpowiedniej koniunkturze – znalazło się dla niego miejsce w kadrze. I to pomimo tego, że ten nie wyróżniał się w lidze tureckiej niczym więcej, niż tylko szybkością.
Zaczęto węszyć więc spisek, mający na celu skompromitowanie nowego selekcjonera. Bo skoro ten zdecydował się powołać Michalaka, to nie mógł o tym zdecydować sam. Musiał być do tego zmuszony. Inaczej nie zaprosiłby na zgrupowanie piłkarza, który w tym sezonie strzelił tylko dwa gole i miał tyle samo asyst. To byłoby niedorzeczne...
Pod nieobecność Kamila Grosickiego powiedzenie o tym, że Polska skrzydłowymi stoi, zupełnie straciło sens. Za kadencji Paulo Sousy rolę bocznych atakujących pełnili często wahadłowi. Teraz, zgodnie z zapowiedziami Michniewicza, boczni obrońcy mają dostać wsparcie.
Wyjściową formacją reprezentacji Polski ma być 3-4-3. Oznacza to, że boczne sektory atakowane będą nie tylko przez wahadłowych, ale i skrzydłowych. Michalak może odnaleźć się w tym systemie.
Pod warunkiem, że będzie grał tuż za napastnikiem, a nie na boku obrony. Jego praca w defensywie pozostawia bowiem wiele do życzenia. Doskonale zdają sobie z tego sprawę w Konyasporze. Dlatego też, gdy cała drużyna cofa się pod bramkę, Michalak zostaje wyżej – bliżej prawej flanki.
Gdy jego partnerzy odbierają piłkę, błyskawicznie kierują ją do niego. On ustawia się wówczas w linii z obrońcami, licząc na to, że będzie mógł wejść w pojedynek szybkościowy. Defensorzy mają na niego tylko jedną receptę – pułapkę ofsajdową. Gdy jednak ta zawodzi, Michalak staje się nie do zatrzymania.
Żaden z graczy Konyasporu, który rozegrał w tym sezonie przynajmniej tysiąc minut, nie wchodził w dryblingi tak często, jak on. Żaden nie biegał też z taką szybkością. To dawało wymierne efekty. Bo choć Michalak strzelił tylko dwa gole i tyle samo razy asystował, to i tak wywiązywał się ze swoich zadań.
Konyaspor zdobył w tym sezonie jedenaście bramek po kontratakach, co stanowiło 39 procent wszystkich trafień z gry. Osiem z nich padło z prawej flanki – tej, po której zazwyczaj biegał Michalak.
24-latek mógłby odgrywać podobną rolę w reprezentacji – zapewniać opcję do podania tuż po przechwycie. Mógłby też wbiegać w wolne strefy, wykreowane dzięki współpracy ze środkowym pomocnikiem i wahadłowym.
Co najważniejsze – mógłby również pełnić rolę dżokera. Tak, jak nierzadko robi to w klubie. Po wejściu z ławki rezerwowych mógłby wykorzystywać swoje przyspieszenie, umożliwiając drużynie inne rozegranie ataku.