{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Michal Doleżal może zostać ze skoczkami. "Trzon kadry jest za nim"
Michał Chmielewski /
Trenerska giełda nazwisk w polskich skokach narciarskich trwa w najlepsze. Tymczasem – jak słyszymy – nadal mocną pozycję w grupie zawodników ma obecny szkoleniowiec Michal Doleżal. Za Czechem stoją ufni zawodnicy, choć tu warunek jest jeden: – do zmian w sztabie na pewno dojdzie – powiedział Adam Małysz. Tylko że Polaków teraz powinien bardziej interesować nie trener seniorów, lecz ten, który ogarnie przyszłość.
MŚ w lotach: konkurs drużynowy w TVP [szczegóły transmisji na żywo]
Czytaj też:

MŚ w lotach: Słoweńcy wielkimi faworytami konkursu drużynowego. Polacy z małymi szansami na podium?
– Moja przyszłość? Zostaję w Norwegii – mówi wprost TVPSPORT.PL trener Norwegów Alexander Stoeckl, legenda gniazda i jeden z najbardziej pożądanych "towarów" na świecie. Nie dla Polski, pomimo obiecujących rozmów, ma być także Mika Kojonkoski. A wielki Alexander Pointner? Cóż, to opcja spektakularna, natomiast biorąc pod uwagę długi czas bez pracy i trudną prywatną przeszłość, niestety niezwykle ryzykowna. I chyba w mediach będąca jedynie wydmuszką, która ma odwrócić uwagę od bieżącej działalności za kulisami.
Więc jeżeli nie oni, to kto?
Kadra skoczków i to co złe, to nie tylko Doleżal – pamiętajmy
Pomimo fatalnego sezonu, w ogólnym odczuciu nie uratowanego nawet brązowym medalem-sensacją dołującego Dawida Kubackiego w Pekinie, nadal jedną z poważnie rozważanych przez PZN opcji pozostaje Michal Doleżal. Czech, który od listopada zbiera z Polakami regularne baty, nie odpowiada za tę sytuację jednoosobowo. Należy pamiętać, że po połączeniu kadr A i B asystentami są Grzegorz Sobczyk i Maciej Maciusiak, a za kreację zajęć 13-osobowej grupy odpowiadają również m.in. Andrzej Zapotoczny czy Krzysztof Miętus.
– To połączenie grup sprawdziło się świetnie na początku, ale teraz rzeczywiście stało się nieco dyskusyjną kwestią – mówił dyplomatycznie prezes Apoloniusz Tajner.
– Szkoda byłoby, gdybyście z Michala zrezygnowali – przyznaje wprost legendarny Sven Hannawald. Chociaż Niemiec stoi z boku, to jest pewny, że na rynku trenerów ze świecą szukać człowieka, który przy jednoczesnym przyjaznym charakterze byłby tak wszechstronnie wyszkolonym ekspertem.
Z drugiej strony, plotki o zmianach w sztabie narastają. Czyżby zatem nie dotyczyły Doleżala?
– Potwierdzam, że powiew świeżości jest konieczny i w związku o tym wiemy. Ale jaki on będzie, kto wypadnie, a kto zostanie, to nie czas o tym mówić na głos. Mogę jednak przyznać, że rozmawiamy – i z Dodem, i z potencjalnymi następcami. Musimy być aktywni na rynku, ale to byłoby nie fair, gdybyśmy teraz już ogłaszali przyszłość – to słowa Adama Małysza, który był naszym gościem w studio podczas MŚ w Vikersund. W imprezie, dodajmy, indywidualnie przez biało-czerwonych koncertowo zawalonej. – Związek upoważnił mnie do poszukiwań rozwiązania kryzysu. Więc szukam – dodaje Małysz.
Tajemniczy człowiek ze Stams. Nazwisko tajne, notowania spore
Według zakulisowych doniesień, za Czechem nadal stoją zawodnicy. Część z nich na przykład miała niemal wprost określić się, że nie widzi swojej współpracy z Maciusiakiem jako głównym trenerem. Inni zaś nie chcą pracować z Sobczykiem. Nie jest zresztą tajemnicą, że obaj panowie – dawniej przyjaciele – dziś nie pałają do siebie największą sympatią.
O Doleżalu jednak rzadko słychać słowa krytyki.
– Do zmian w sztabie po sezonie na pewno musi dojść – taka deklaracja Adama otwiera ścieżkę do dywagacji, jakoby w PZN nadal rozważany był scenariusz, w którym główny szef pozostaje na stanowisku, ale zmienia się jego otoczenie. I tu dochodzimy do sedna poszukiwań. Już wcześniej słyszeliśmy, że krąg zainteresowań centrali w Krakowie to kilkanaście nazwisk: od legend gniazda po mało znane, młode twarze. Według naszych informacji, jednym z najpoważniejszych kandydatów do zatrudnienia nad Wisłą ma być jeden z pracowników słynnej austriackiej szkoły w Stams. Jego nazwisko jest jednak na razie starannie ukrywane, a pytania o ten temat – im dalej w las – tym bardziej zbywane przez ludzi, którzy wiosną będą podejmowali ostatecznie decyzje.
Tymczasem takie odświeżenie, przy jednoczesnym doborze kogoś jeszcze obeznanego z nowinkami i głodnego laurów, mogłoby zadziałać. Zwłaszcza gdy mowa o tak dojrzałej kadrze, gdzie część zawodników – choćby z racji wieku – niełatwo byłoby już przyjąć nowe metody szkoleniowe. Albo w ogóle jakąś rewolucję myśli trenerskiej.
To nie trener seniorów jest największym problemem polskich skoków. Tylko ten, kto obudzi juniorów
Tylko że polskim problemem numer jeden na ten moment nie jest wcale pierwszy trener seniorów. Lecz kwestia tego, kto ich wkrótce zastąpi. Im więcej lat upływa, tym mniejsze nadzieje pokłada się w pokoleniu genialnych juniorów sprzed dekady, którzy pomału dobijają do trzydziestki. Nikt ich nie przekreśla, ale diamentów należy szukać niżej i głębiej. I tym przed 15 laty zajmował się u nas Stefan Horngacher. Austriak był wtedy trenerskim młokosem, jednak na tyle ambitnym, że – jak pokazała historia – zbudował fundament pod trofea, które cieszyły nas przez ostatnich kilka lat w świecie dorosłych. To takiego eksperta – niezmanierowanego, głodnego splendoru, mającego świeże spojrzenie i jednocześnie zerowe powiązania z polskim "piekiełkiem" – powinien teraz poszukać PZN. Biorąc pod uwagę, że Kamil Stoch ma 35 lat, tak jak Piotr Żyła, a Dawid Kubacki jest już po trzydziestce, to na młodzieży – ale tak na poważnie – musi skoncentrować się nasza myśl szkoleniowa, jeżeli za dekadę chcemy nadal w milionach cieszyć się kolejnymi wygranymi naszych orłów.
W kwestii wychowu talentów w Polsce popełniono przez lata tak wiele błędów, że przyszła najwyższa pora wykonać duży krok w stronę słońca. Tak jak w połowie 1. dekady XXI wieku, gdy do Polski przyszedł do zaplecza Horngacher.
Decyzji o tym, jak będą wyglądały polskie skoki po nowemu, nie należy spodziewać się już przy finale sezonu w Planicy. Natomiast pewne jest jedno: z wyborem trenera nie można czekać zbyt długo, a wybory władz w PZN dopiero późną wiosną. Czyli decydujący dokument najprawdopodobniej – na pożegnanie – podpisze jeszcze prezes Tajner.