Na podium polskiego panczenisty w Pucharze Świata musieliśmy czekać aż cztery lata. Było jednak warto, bo zapoczątkowało ono serię kolejnych sukcesów. W każdych zawodach biało-czerwoni walczyli o medale, a sprinterzy wskoczyli do ścisłej światowej czołówki. Mamy niedosyt, ale ten sezon to światełko w tunelu, początek nowego rozdziału.
Po igrzyskach w Soczi polskie łyżwiarstwo szybkie stanęło w przedsionku królestwa sukcesu. Okazało się być w nim jednak raczej rzadkim gościem niż stałym bywalcem. Mijały kolejne sezony, większość naszych medalistów olimpijskich zakończyła kariery, a dyscyplinę ogarnęła stagnacja. Aż do tego roku.
Przełom przyszedł już w pierwszym Pucharze Świata sezonu. Wznawiający karierę Zbigniew Bródka sensacyjnie sięgnął po brązowy medal w mass starcie podczas rywalizacji w Tomaszowie Mazowieckim. Został tym samym pierwszym Polakiem na podium prestiżowego cyklu od czasów Artura Wasia, który wskoczył na nie w listopadzie 2017 roku.
Historia niejako zatoczyła koło, bo Waś jest obecnie pomocnikiem trenera Tuomasa Nieminena w grupie sprinterskiej i w nowej roli odnajduje się równie dobrze jak na torze. Kadrowicze z jego teamu już w Tomaszowie pokazali, że mogą być silni, a od kolejnego weekendu raz po raz zajmowali czołowe miejsca.
POLACY RZĄDZĄ W SPRINCIE
Wszystko zaczęło się od... Marka Kani. Tak – to właśnie on jako pierwszy osiągnął spektakularny wynik. Z totalnie anonimowego gościa, który większość czasu przeznaczał dotąd na jazdę na rolkach, stał się łyżwiarzem klasy światowej. Przed sezonem kolosalnie poprawił "życiówkę", którą śrubował w kolejnych startach. Już w Tomaszowie, na inauguracji Pucharu Świata, awansował do dywizji A na 500 metrów, a tydzień później w Stavanger wywalczył brąz.
Siłą rzeczy zwolnił nieco za oceanem. Jako debiutant na tamtejszym ultraszybkim lodzie walkę o podia zamienił w tę o przetrwanie w elicie i kwalifikację olimpijską. I to się udało. Finał cyklu w Heerenveen także mógł zaliczyć do udanych. Ostatecznie zajął siódme miejsce w "generalce".
W czołowej "dziesiątce" zmieściło się jeszcze dwóch Polaków: Damian Żurek i Piotr Michalski. Większą liczbą sprinterów w czołówce mogą poszczycić się jedynie Japończycy. Holendrzy w "TOP 10" mają tylko Merijna Scheperkampa.
PIOTR MICHALSKI SHOW
Koniec końców najwięcej radości w tym sezonie zapewnił nam nie Kania, a Michalski. Od początku 2022 roku jest z pewnością najszybszym Europejczykiem. Sięgnął po mistrzostwo kontynentu na 500 metrów. Błysnął na igrzyskach olimpijskich, gdzie znalazł się zaledwie 0,03 sekundy od medalu na tym dystansie oraz 0,08 sekundy od podium na 1000 metrów.
Na koniec sięgnął po srebro w finale Pucharu Świata, a zdobyte w Heerenveen punkty wywindowały go na czwarte (!) miejsce w klasyfikacji generalnej – wyłącznie za Kanadyjczykiem Laurentem Dubreuilem, który w żadnym starcie nie zajął niższego niż czwarte miejsce oraz Japończykami Tatsuyą Shinhamą i Wataru Morishige.
"Sezon życia uważam za zakończony" – podsumował w mediach społecznościowych sam zainteresowany. Wierzymy jednak, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a życiowa forma nadejdzie na igrzyska w Mediolanie. Choć będzie miał wówczas 31 lat.
Drugie miejsce dzisiaj i 4. w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Sezon życia uważam za zakończony 🍕#speedskating #worldcup #teampoland
— Piotr Michalski (@Mic_Piotr) March 13, 2022
Foto: @ISU_Speed pic.twitter.com/bpixAZm0FP
W każdy z weekendów cyklu sprinterzy i sprinterki zapewniali nam wielkie emocje. Ostatecznie nikt z biało-czerwonych nie wywalczył medalu tylko w Calgary (i... podczas igrzysk w Pekinie). A i tam było bardzo blisko – Wójcik w obu przejazdach na 500 metrów była czwarta, a Ziomek dołożyła piąte miejsce.
Obie Polki (nie ukrywajmy – pomogło w tym wykluczenie Rosjanek) przed finałem Pucharu Świata w Heerenveen stanęły przed szansą zajęcia rekordowo wysokich lokat w klasyfikacji generalnej. Powiodło się Ziomek. Punkty za piąte i siódme miejsce pozwoliły awansować jej na trzecią (!) pozycję. Z Holandii wróci więc z pamiątkowym "talerzem".
Wójcik miała natomiast niebywałego pecha. Przed zawodami wykryto u niej koronawirusa, przez co nie mogła stanąć na starcie. Gdyby przystąpiła do zawodów... prawdopodobnie to ona znalazłaby się w TOP 3. W finale Pucharu Świata bierze udział wyłącznie ścisła czołówka. Nawet gdyby Polka dwukrotnie była ostatnia, zdobyte punkty dałyby jej czwartą lokatę w "generalce". Brak startu oznaczał natomiast... spadek na 13. pozycję.
Covid zabrał jej realne pieniądze. Główne zarobki panczenistów dotyczą właśnie klasyfikacji generalnej. Premie otrzymuje czołowa "dziesiątka". Polka została więc z niczym, choć mogła mieć spokojnie 5 000 dolarów za czwarte lub nawet 7 000 dolarów za trzecie miejsce.
POLSCY PANCZENIŚCI W PUCHARZE ŚWIATA 2021/22:
— Dawid Brilowski (@BrilovD96) March 13, 2022
Tomaszów Mazowiecki: �� Zbigniew Bródka (mass start)
Stavanger: �� Kaja Ziomek (500m) + �� Marek Kania (500m)
SLC: �� Andżelika Wójcik (500m)
Calgary: ---
Heerenveen: �� Piotr Michalski (500m)
BOSIEK WRESZCIE ZDECYDOWANA
Sezon 2021/22 był znakomity dla polskich sprinterów, ale nie dla reszty kadry. Na dłuższych dystansach trudno szukać pozytywów. Regularnie w dywizji A występowały jedynie Natalia Czerwonka i Karolina Bosiek, a ta druga stała się zawodniczką, która jest niezła w każdej konkurencji, ale w żadnej bardzo dobra.
Na szczęście podczas igrzysk w Pekinie w rozmowie z Aleksandrem Dzięciołowskim przyznała, że zamierza skupić się na 1000 metrów. Ta deklaracja cieszy. Wydaje się, że 22-latce potrzebna jest specjalizacja, dzięki której wreszcie z wielkiej nadziei przerodzi się w gwiazdę. Do tego jednak jeszcze daleko. Póki co zostaje z siódmym miejscem w "generalce" w swojej ulubionej konkurencji.
BEZKRÓLEWIE I DŁUGODYSTANSOWY ODJAZD
Po zakończeniu kariery przez Zbigniewa Bródkę nie mamy nikogo w czołówce królewskiego dystansu, czyli 1500 metrów. Obecnie jedynym kandydatem na zostanie następcą mistrza – i to nie w najbliższej, a nieco dalszej przyszłości – jest Jakub Piotrowski.
Świat odjeżdża nam też na najdłuższych dystansach. Podczas gdy Nils van der Poel zbliżył się do złamania granicy 12:30, rekord Polski na 10 000 metrów wciąż należy do Pawła Zygmunta, który ustanowił go w 2005 (!) roku. Wynosi 13:19,73.
Światełkiem w tunelu w dłuższych biegach jawi się mass start, w którym Bródka wywalczył brąz inaugurującego sezon Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim. Wysokie pozycje w tej konkurencji potrafi zajmować też Bosiek. Wyrwa między Polską a światem jest jednak ogromna, a zasypanie jej potrwa minimum kilka lat.
JEST JESZCZE DRUŻYNA...
Dynamicznie buduje się natomiast kobieca drużyna, która potencjałem zaczyna przypominać tę sprzed igrzysk w Vancouver. Do sukcesów jednak długa droga, bo między trio: Holandia, Japonia, Kanada, a resztą świata stworzyła się spora różnica. In minus działa też fakt, że kluczowymi punktami teamu są w tej chwili Czerwonka i Bosiek. Pierwsza ma już 33 lata i nie będzie jeździć wiecznie. Druga chce zaś postawić na 1000 metrów, co znacznie odbiega od dystansu, jaki trzeba jeździć w drużynie.
Z drugiej strony Polska staje się potęgą w drużynie sprinterskiej. Minusem tej konkurencji jest jej nieolimpijskość, która przekłada się na nikłe zainteresowanie. Choć biało-czerwoni będący w tej formie nie spadliby z podium nawet, gdyby do zawodów zgłosiły się wszystkie kraje świata, medal wywalczony przy udziale trzech czy nawet pięciu drużyn nie wzbudza prestiżu.
Niemniej zakończony właśnie sezon 2021/22 – właśnie dzięki postawie sprinterów – należy uznać za bardzo udany. W pięciu weekendach Pucharu Świata panczeniści z Polski wywalczyli siedem medali, w tym pięć indywidualnych. Najcenniejszą zdobyczą okazały się złoto Wójcik w Salt Lake City i prestiżowa trzecia pozycja Ziomek w klasyfikacji generalnej. Do tego dołożyć trzeba mistrzostwo Europy Michalskiego na 500 metrów i jego świetny występ na igrzyskach.
Z pewnością jest na czym budować. Po latach posuchy przyszły wyniki, dzięki którym z ekscytacją czekamy na kolejny rok – początek nowego olimpijskiego czterolecia. Pełnego polskich sukcesów?
Czołowi zawodnicy klasyfikacji generalnej na poszczególnych dystansach: