Ołeksandr Riabokoń to legenda Desny Czernihów, której trenerem jest już nieprzerwanie od dziesięciu lat. Dzisiaj, gdy na Czernihów spadają kolejne rosyjskie rakiety, a media obiegają zdjęcia zniszczonego stadionu Desny, trener w rozmowie ze SPORT.TVP.PL opowiada o swojej podróży z Turcji do Kijowa, zniszczeniach w Czernihowie, komentuje obecną sytuację polityczną oraz zwraca się bezpośrednio do Polaków.
Kamil Rogólski, TVPSPORT.PL: — Panie trenerze, Desna Czernihów była jeszcze na zgrupowaniu w Turcji, gdy na Ukrainie wybuchła wojna na pełną skalę. Czy przed 24 lutego spodziewaliście się takiego scenariusza?
Ołeksandr Riabokoń: — Nie wierzyliśmy, że Rosja zaatakuje. Przygotowywaliśmy się rutynowo do sezonu. Mieliśmy już kupione bilety na lot do Zaporoża wieczorem 25 lutego, skąd mieliśmy pojechać autokarem na mecz ligowy z SK Dnipro-1. Jak już wybuchła wojna, myśleliśmy tylko o tym jak się wydostać z Antalyi i dotrzeć do Ukrainy. Członkowie naszej ekipy byli cały czas przy telefonach i monitorowali sytuację. Pamiętam, że zostało trochę biletów do Budapesztu, Bukaresztu czy Pragi. Opuszczaliśmy Turcję małymi grupami. Dzisiaj drużyna jest rozproszona. Część ludzi jest w Rumunii, część w Polsce, w Czechach, na Węgrzech. Niektórzy wrócili na Ukrainę i tam pozostają do teraz. Wiem, że właściciel Desny - Wołodymyr Łewyń - również znajduje się teraz na Ukrainie.
— Jak wyglądała komunikacja między drużyną a zarządem klubu i federacją? Pytam o to, ponieważ czekanie z zawieszeniem ligi do ostatniej chwili spowodowało dramatyczne sceny. Piłkarze z innych klubów błagali w mediach społecznościowych o pomoc w ewakuacji.
— Jako klub byliśmy cały czas w kontakcie z władzami rozgrywek. Mieliśmy spotkania wewnątrz drużyny i też łączyliśmy się online z osobami decyzyjnymi. Największy niepokój był oczywiście o rodziny, które zostały na Ukrainie. Dopiero gdy nastał 24 lutego zapadła decyzja, by jak najszybciej wydostać się z Turcji i zabezpieczyć swoich bliskich. W Turcji zostało kilka drużyn. Krywbas, Metalist, Polesie Żytomierz, Obołoń. Zespoły z Perszej Lihi (drugi poziom rozgrywkowy red.) zostały dłużej na zgrupowaniu, bo liga miała wystartować później. My byliśmy jeszcze poza Ukrainą, bo mieliśmy grać 27 lutego i polecieć z Turcji bezpośrednio na mecz.
Żeby wyrazić się jasno — to nie jest moment, by uderzać w osoby, które odpowiadają za ciągłość rozgrywek. Proszę mi wierzyć, że do ostatniej chwili nikt nie spodziewał się aż takiej podłości ze strony Rosji. Oczywiście żal mi obcokrajowców, których na Ukrainie zastała wojna, natomiast mogę tylko powiedzieć, że dobrze się stało, iż wszyscy zdołali się bezpiecznie ewakuować. Chwała Bogu.
— Jak wyglądała pańska podróż z Antalyi do Kijowa? Czy teraz, biorąc pod uwagę okoliczności, może się pan czuć stosunkowo bezpieczny?
— Poleciałem z Turcji do Budapesztu. Stamtąd dostałem się do węgiersko-ukraińskiej granicy. Tutaj dużą rolę odegrał Artem Faworow — kiedyś mój świetny piłkarz — dzisiaj zawodnik Puskas Akademia FC na Węgrzech. Z granicy pojechałem pociągiem do Kijowa. Pojawiłem się w mieście, gdy była godzina policyjna. Poszedłem ze stacji pieszo do mojego domu, bo podczas godziny policyjnej jest zakaz poruszania się pojazdami. Zatrzymano mnie na punkcie kontrolnym. Powiedziałem, że idę do swojego domu i mnie puścili.
A czy mogę czuć się tutaj bezpieczny? Trudno mówić o jakimkolwiek poziomie bezpieczeństwa, bo cały czas są bombardowania, w tym budynków mieszkalnych. Jeszcze gorsza sytuacja jest w Mariupolu i Charkowie. Dzisiaj (rozmawiamy 13 marca red.) został znowu ostrzelany Czernihów. Moje dzieci wyjechały do zachodniej Ukrainy, a ja jestem z żoną w swoim domu w Kijowie. Kiedy tylko usłyszymy alarmy, biegniemy do schronu. Tak tutaj wygląda każdy dzień.
— A’propos Czernihowa. Jest pan trenerem Desny nieprzerwanie od dziesięciu lat. Media obiegają straszne zdjęcia z miasta. Czy ma pan informacje, jak dokładnie wygląda tam sytuacja?
— Czernihów został bardzo intensywnie zbombardowany. Miasto dzisiaj nie funkcjonuje w żaden sposób, tylko heroicznie się broni. W wielu dzielnicach nie ma wody, gazu, prądu, ogrzewania. Są wysadzone mosty, Czernihów jest odizolowany. Również infrastruktura klubu została zniszczona — baza, stadion. Aczkolwiek dzisiaj o piłce nikt nie myśli, bo jest walka o przeżycie. Mam kontakt z pracownikami Desny, którzy zostali w Czernihowie.
— Czy ktoś z pracowników Desny jest dzisiaj na froncie jako żołnierz?
— Większość piłkarzy Desny dzisiaj jest poza Ukrainą. Ale rzeczywiście jest kilka osób, które dzisiaj służą krajowi w walce z Rosją. Wśród nich jest Ołeksandr Zub — trener drużyny U-19. Ołeksandr służy w oddziale samoobrony. Dzisiaj takie oddziały są praktycznie w każdym ukraińskim mieście. Do zadań należy również dostarczanie pomocy mieszkańcom, służba przy punktach kontrolnych.