Kamila Lićwinko w 2014 roku cieszyła się z wywalczenia złota halowych mistrzostw świata w Sopocie. Wtedy zaczęła się jej wielka, międzynarodowa kariera. Po latach ze wzruszeniem wspomina te chwile w rozmowie z TVPSPORT.PL. Teraz czuje ogromną pustkę, ale znalazła nowe zajęcie w życiu.
– Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Dobrze kojarzy się marzec?
Kamila Lićwinko: – Złoto mistrzostw świata zdobyłam w Dzień Kobiet! Wymarzony prezent. Ostatnio wzięło mnie na wspominki – zdecydowanie bardziej niż w poprzednich latach. Wspólnie z mężem Michałem (również trenerem – przyp. red.) przypominaliśmy sobie tamte momenty. Tamten dzień był bardzo dobry. Ogólnie cały wyjazd do Sopotu szedł po naszej myśli. Wyjątkowe chwile.
– Były nerwy?
– Niekoniecznie. 24 godziny poprzedzający konkurs były bardzo spokojne. Czekałam na występ. Przeważały pozytywne emocje.
– A presja?
– Również się nie pojawiała. Tamten sezon był nieoczekiwany. Nie spodziewałam się, że skoczę dwa metry i będę faworytką do medalu. Nie nakładałam na siebie presji. Wszystko było spontaniczne. Żartowałam, że chyba jedyny raz miałam spokojną głowę podczas startu. Podobne odczucia były podczas mistrzostw świata w Dausze. Nie oczekiwałam od siebie niczego. Pełny luz. Zajęłam 5. miejsce.
– W 2014 roku startowała pani na polskiej ziemi, to również pomogło?
– Dokładnie. Mieliśmy do dyspozycji znakomicie przygotowaną halę. Wspierało mnie wiele bliskich osób. Przyjechali specjalnie dla mnie. Chciałam pooglądać skoki z odtworzenia, ale się okazało, że mam tak mało zdjęć i filmów, iż trudno na to natrafić. Mam pojedyncze sceny w głowie i kilka ujęć z podium. Dwa lata później w Portland bardzo chciałam obronić tytuł. Leciałam do USA z takim nastawieniem. Niestety, po drodze było wiele komplikacji. Na początku 2016 roku często chorowałam. Nie byłam w stanie pokazać 100 procent. Antybiotyki nie pomogły. Musiałam zadowolić się brązowym medalem.
– Dowiemy się o kulisach przyznania dwóch złotych medali w Sopocie?
– W pewnym momencie ktoś z trybun krzyknął, że nie musi być dogrywki albo możemy być razem na najwyższym stopniu podium. Potwierdził to jeden z sędziów. Długo się nie zastanawiałyśmy. Było dużo emocji. Przystałyśmy na drugą opcję. Na końcu okazało się Maria Kuczina otrzymała mój medal i po chwili się zorientowała. Odnalazłyśmy się i wymieniłyśmy. Zabawna historia. Wszystko przebiegło w przyjaznej atmosferze.
– Życie po wywalczeniu złota wywróciło się do góry nogami?
– Sporo się zmieniło. Z zawodniczki drugiego szeregu, wskoczyłam na szczyt. Wcześniej nie liczyłam się nawet w międzynarodowych mityngach, a tu niespodzianka – złoto HMŚ. Poprawiłam jednocześnie rekord Polski, skoczyłam 2 metry. Na niektórych zrobiło to ogromne wrażenie. Znalazłam się w światowej czołówce. Zostałam przez wiele lat.
– Nastąpiła zmiana w głowie?
– Największe zmiany zaszły odkąd zaczęłam trenować z Michałem. Szybko pojawił się rekord kraju, ustanowiony w Opolu. Potem dochodziły kolejne medale i sukcesy.
– Jeszcze przed trenerską roszadą podjęła pani pracę w drogerii. Skąd pomysł?
– Nie było medali. Nie było sukcesów. Miałam zdecydowanie za małe dochody. Na uczelni trzeba płacić czesne. Musiałam znaleźć pracę. Padło na drogerię w Białymstoku, ale w wolnym czasie nadal trenowałam.
– Wejście w nieznany świat?
– Nigdy nie pracowałam w taki sposób. Wymagający czas. W dziale z kosmetykami stojąca robota przez sześć godzin dziennie. Była też praca w magazynie i dbanie o wystrój wnętrza. Coś nowego. Miło wspominam tamte chwile. Mam kilka przyjaciółek z pracy. Utrzymujemy dobry kontakt.
– Wróćmy do kwestii sportowych. Do kogoś się pani porównywała?
– Byłam kibicem sportu. Każdy sukces Polaka motywował. Chciałam podążać śladami najlepszych. Podczas mistrzostw Europy w Goeteborgu mieszkałam w pokoju z Anną Rogowską. To ogromny zaszczyt. Bardzo cenne przeżycie. Z takich chwil czerpałam motywację. Podglądałam najlepszych w akcji. To dawało kopa do działania.
– Złoto ma specjalne miejsce w domu?
– Jest mała półka, na której znajdują się medale ze wszystkich największych imprez. Laury z Sopotu i Londynu (brąz mistrzostw świata – przyp. red.) są najcenniejsze. W Anglii poczułam się spełniona. W Sopocie wszystko działo się niespodziewanie.
– Na co pani czeka w Belgradzie?
– Polska drużyna jest w bardzo dobrej dyspozycji. Czekam na kilka medali i niespodziankę, bo zawsze taka jest.
– W Polsce doczekamy się największych mistrzowskich imprez?
– Widać, że organizacja takich zawodów dobrze nam idzie. Otrzymujemy coraz lepsze mityngi. Zdajemy egzamin bardzo dobrze. Pozostaje czekać.
– Jak wygląda pani życie poza sportem?
– Nadal uczę się żyć bez ciągłej rutyny. Nie jest łatwo. Nie brakuje mi rywalizacji sportowej. Gdy wchodzę na halę albo oglądam zawody, nie tęsknię za tym. Wybrałam dobry moment, by odejść ze sportu. Wtedy wszystko sprawiało mi przyjemność. Brakuje mi jednak wyjazdów i ludzi, którzy byli obok. Pustka jest trudna do wypełnienia. Dużo jest racji w tym, że byliśmy zaprogramowani jak roboty. Trudno jest przejść do porządku dziennego. Mam nowe plany, nową pracę. Kreuje się nowa przyszłość.
– Praca w sporcie?
– Tak! Będę prowadziła Akademię Sportową na Podlasiu. Ale, ale, w tym momencie jestem w końcu mamą na pełen etat. Hania ma mnie na wyłączność. Nadrabiamy zaległe chwile. Rodzina jest najważniejsza.
1
3:24.34
2
3:24.89
3
3:25.31
4
3:25.68
5
3:25.80
6
3:32.72
1
7.01
2
7.02
3
7.06
7.07
5
7.10
6
7.10
7
7.12
8
7.14
1
4922
2
4826
3
4781
4
4751
4569
6
4487
7
4455
8
4413
9
4400
10
4362
11
4357
12
4277
13
4181
-
1
20.69
2
19.56
3
19.26
4
19.11
5
18.91
6
18.89
7
18.67
8
18.41
1
8:52.86
2
8:52.92
3
8:53.42
4
8:53.67
5
8:53.96
6
8:54.60
7
8:55.62
8
8:57.00
9
9:04.90
9:06.84
11
9:07.20
-
1
1.99
2
1.95
3
1.92
4
1.92
5
1.92
6
1.89
6
1.89
8
1.85
9
1.80
1
3:04.95
2
3:05.18
3
3:05.18
4
3:05.49
5
3:05.83
6
3:08.28
1
1:44.88
2
1:44.92
3
1:45.46
4
1:45.57
5
1:45.88
6
1:46.47
1
7:48.37
2
7:49.41
3
7:50.48
4
7:50.66
5
7:51.46
6
7:51.77
7
7:55.83
8
7:55.83
9
7:56.41
10
7:56.98
11
7:57.18
12
7:59.81
1
2:11.42
2
2:12.20
2:12.59
4
2:12.65
5
2:14.24
6
2:14.53
7
2:14.58
8
2:15.91
9
2:16.10
10
2:17.83
11
2:19.29
12
2:22.28
13
2:23.00
-