W rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów Juventus przegrał na własnym stadionie 0:3 z Villarrealem. Hiszpanie dzięki zwycięstwu awansowali do ćwierćfinału elitarnych rozgrywek. Sędzią głównym środowego meczu był dobrze znany z boisk PKO BP Ekstraklasy Szymon Marciniak. Jak poradził sobie polski arbiter?
Środowe zawody w Turynie były dla Marciniaka szóstym meczem w bieżącym sezonie w Lidze Mistrzów, w którym wystąpił jako sędzia główny. Polak dotychczas pokazywał średnio trzy żółte kartki na mecz. W swoim szóstym występie w LM tylko raz wyciągnął z kieszeni kartkę, co w jego przypadku jest niezwykle rzadkie.
Mecz Juventusu z Villarrealem to spotkanie wagi ciężkiej. Walka o ćwierćfinał Ligi Mistrzów pomiędzy drużynami, których pierwsze starcie zakończyło się remisem 1:1. Od pierwszego gwizdka bardzo wysokie tempo. Piłka była błyskawicznie transportowana od jednego do drugiego pola karnego. Piłkarze skupiali się jednak na graniu, toteż nie był to dla Marciniaka najtrudniejszy mecz w karierze. Nie było złośliwości, złej krwi czy interwencji obliczonych na uszkodzenie rywala.
Polak – jak przystało na czołowego arbitra na świecie – nie był aktorem głównym środowego przedstawienia. Nie rzucał się w oczy i nie wywoływał kontrowersji. Nie przeszkadzał piłkarzom w grze, dopuszczał do twardej, męskiej walki, ale też nie narażał ich na utratę zdrowia. Kontrolował mecz, dobrze zarządzał błahymi konfliktami, które miały potencjał, by przerodzić się w niepotrzebne konfrontacje pomiędzy piłkarzami.
Plamą na solidnej pracy Marciniaka pozostaje sytuacja z 76. minuty meczu. Matthijs de Ligt podłożył nogę Francisowi Coquelin, który padł jak rażony. Polski arbiter wahał się przez kilka sekund, by ostatecznie poczekać na pomoc VAR-u. Po wideoweryfikacji wskazał na wapno. Do piłki podszedł Gerard Moreno i po strzale w prawy róg wyprowadził gości na prowadzenie. Chwilę później po rzucie rożnym na 0:2 podwyższył Pau Torres, ale przy tym trafieniu Marciniak nie miał nic do powiedzenia. Prawidłowy gol.
Po raz drugi wskazał na jedenasty metr w doliczonym czasie gry. Tym razem nie potrzebował do tego pomocy VAR-u. De Ligt zablokował piłkę ręką, a Marciniak był bardzo blisko akcji i widział to jak na dłoni. Drugi karny został zamieniony na trzeci gol dla gości.
Podsumowując, zabrakło naprawdę niewiele, by polski arbiter mógł uznać środowe zawody za idealne. Prawdopodobnie przy pierwszym karnym został zasłonięty przez przebiegającego zawodnika, dlatego wolał zdać się na podpowiedź z wozu VAR. W całym meczu odgwizdał jedenaście fauli, dwa karne i dwa spalone. Ponadto przyznał dziewięć rzutów wolnych i dziewięć razy wskazał na narożnik boiska.
Ocena TVPSPORT.PL: 9/10