Maciej Sulęcki (30-2, 11 KO) drugi raz w zawodowej karierze będzie rywalizował o tytuł mistrza świata kategorii średniej. 18 czerwca 2022 roku Polak zmierzy się w Houston z Jermallem Charlo (32-0, 22 KO) – czempionem organizacji WBC. Nieoczekiwana mistrzowska szansa to efekt nieudanych negocjacji obozu Amerykanina między innymi z Saulem "Canelo" Alvarezem (57-1-2, 39 KO).
Ostatnie tygodnie nie rozpieszczają fanów polskiego boksu zawodowego. 27 lutego w Londynie przegrał Michał Cieślak (21-2, 15 KO), który rywalizował o tytuł mistrza świata federacji WBO w kategorii junior ciężkiej. Wydawało się, że w 2022 roku nie ma już realnych szans na kolejny występ Polaka w walce mistrzowskiej – żaden z rodaków nie ma na koncie przepustki jaką zapewnia tytuł obowiązkowego pretendenta.
Negocjacje w sprawie walki Sulęckiego do końca udało się utrzymać w tajemnicy. Nazwisko Polaka nie pojawiło się w takim kontekście nawet w plotkach zazwyczaj dobrze poinformowanych dziennikarzy. "Duży news sportowy w drodze" i "To nie koniec niespodzianek w polskim boksie" – pisał na Twitterze promotor Andrzej Wasilewski w trakcie postępów w negocjacjach, choć nikt nie mógł wtedy dokładnie wiedzieć, co miał na myśli.
W ostatnim notowaniu federacji WBC Sulęcki został sklasyfikowany na szóstej pozycji. Federacja akurat jest w trakcie wyłaniania obowiązkowego pretendenta dla Charlo, ale ma z tym pewne kłopoty. I to właśnie w tym kontekście pojawiła się w ostatnich dniach iskierka nadziei. "Striczu" nieznacznie przesunął się w kolejce i być może jeszcze w marcu zostałby wyznaczony do walki z Carlosem Adamesem (21-1, 16 KO).
Wielka "olewka" i rankingowy cud
Zamiast tego pojawiła się jednak nieoczekiwana mistrzowska szansa. Pięściarz z Warszawy już raz walczył o tytuł – w czerwcu 2019 roku przegrał każdą rundę w walce z Demetriusem Andradem (27-0) – czempionem organizacji WBO. Po drugiej przegranej w karierze zniknął na wiele miesięcy. Pojawiły się problemy ze zdrowiem i konflikty z promotorami, a do tego doszło rozstanie z trenerem Piotrem Wilczewskim. Nie pomogła też pandemia.
Sulęcki w sumie pauzował 14 miesięcy. W kolejnym występie z Sashą Yengoyanem (44-7-1) wygrał do jednej bramki na punkty i mogło się wydawać, że poważne sportowe wyzwanie czeka tuż za zakrętem. Tak się jednak nie stało, choć dwukrotnie (w kwietniu, a potem w czerwcu 2021 roku) ogłoszono jego walkę z Jaime Munguią (36-0, 30 KO) – wysoko notowanym w nowej kategorii byłym mistrzem świata wagi junior średniej.
Polak rezygnację tłumaczył problemami zdrowotnymi i niewłaściwymi z jego punktu widzenia warunkami przygotowań. "Jestem wściekły. Dziwię się, że promotorzy jeszcze nie podali tego oficjalnie. Nie wiem, na co czekają. Od ponad dwóch tygodni wiadomo, że walki nie ma. Olali temat, olali mnie" – komentował Sulęcki w mediach społecznościowych. Jego miejsce ostatecznie zajął Kamil Szeremeta (21-1) i został zastopowany po sześciu rundach.
Czas mijał, a kariera "Stricza" wciąż stała w miejscu. W listopadzie 2021 roku niewiele zabrakło, by został wykreślony z rankingu federacji WBC za nieaktywność. Według przepisów powinno się tak stać – Polak miał ponad rok przerwy, a do tego odmówił walki z wysoko notowanym w rankingu federacji Munguią. Ostatecznie miejsce udało się utrzymać, choć promotorzy konkurentów mocno protestowali.
Sulęckiemu pomogła... historia. Na zawodowstwie zadebiutował w 2010 roku. Od początku imponował techniką, ale dał się również poznać jako pięściarz, który rzadko nokautował. Tym większe było zdziwienie, gdy w 2014 roku powalił na deski faworyzowanego Grzegorza Proksę (29-3). Od tego momentu rozpoczęła się seria nokautów, która trwała prawie 3 lata.
Po drodze Sulęcki przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. W 2016 roku pokonał przed czasem wysoko notowanego Hugo Centeno (24-0), co odbiło się szerokim echem. Polak potem spróbował sił w limicie niższej kategorii junior średniej, gdzie po twardej walce pokonał Jacka Culcaya (22-2), który pół roku wcześniej walczył o tytuł mistrza świata.
Pomysł zbudowania pozycji w nowej kategorii został porzucony, gdy przyszła lukratywna propozycja w bardziej naturalnym limicie. W kwietniu 2018 roku wciąż niepokonany Sulęcki (26-0) podjął wyzwanie rzucone przez Daniela Jacobsa (33-2) – byłego mistrza świata. Pojedynek był głównym wydarzeniem gali pokazanej na antenie stacji HBO i zdecydowanie nie rozczarował. "Striczu" – inspirowany w narożniku przez trenera Andrzeja Gmitruka – podjął twardą walkę, ale jego nieznaczną porażkę przypieczętowała wizyta na deskach w ostatniej rundzie.
Mimo to akcje Polaka wzrosły. W marcu 2019 roku przypomniał o sobie ringową bitką z Gabrielem Rosado (24-11-1). Weteran był dwukrotnie liczony, ale w dziewiątej rundzie odpowiedział Sulęckiemu tym samym i sam był bliski wygrania przed czasem. Wygrana na punkty dała mistrzowską walkę z Andradem (27-0), w której "Striczu" przegrał bez większej historii.
Bliźniacy z charakterem i problemami
Teraz poprzeczka może zostać zawieszona jeszcze wyżej. Jermall Charlo (32-0, 22 KO) to jeden z dwóch bliźniaków, którzy są kreowani na kolejne wielkie gwiazdy amerykańskiego boksu. Jego brat Jermell (34-1-1, 18 KO) posiada trzy z czterech mistrzowskich pasów w kategorii junior średniej i już w marcu spróbuje zostać niekwestionowanym czempionem. Obaj są postrzegani jako bokserzy nieco ekstrawaganccy, którzy wciąż nie zrealizowali pełnego potencjału.
– Są podobnymi pięściarzami, ale ich style mają jednak różnice – głównie spowodowane lepszymi warunkami fizycznymi Jermalla. Początkowo to wszechstronniej wyszkolony i szybszy Jermell był namaszczany do tronu po Floydzie Mayweatherze, ale jego większy brat szybko do niego doszlusował. Obaj trenowali pod okiem Ronniego Shieldsa, ale po kilku latach Mell uznał, że styl szkoleniowca z Gymu Plex bardziej pasuje do jego brata i poszukał szczęścia u Derricka Jamesa, który pracował między innymi z Errolem Spencem. Obu braciom wyszło to na dobre. Podobne rozdzielenie w przeszłości posłużyło Kliczkom, gdyż w takich wypadkach istnieje niebezpieczeństwo szkolenia różnych przecież zawodników na jedną modłę – tłumaczy Andrzej Pastuszek, analityk pięściarski i autor wideobloga RSC.
– Styl Shieldsa to solidne fundamenty techniczne i przede wszystkim świetne przygotowanie fizyczne. Idealne warunki dla Jermalla, z kolei jego brat potrzebował bardziej skomplikowanego i wyrafinowanego w ataku boksu. Zadanie Sulęckiego będzie niezwykle trudne, bo jego rywal wszedł w swój prime, ma wszechstronniejszą obronę niż kiedyś, jest mniej sztywny, lepiej rusza się po ringu, różnicuje pracę przedniej ręki i po prostu dojrzał pięściarsko – dodaje Andrzej Pastuszek.
Więcej do życzenia pozostawia pozaringowa działalność amerykańskiego mistrza. W ostatnich miesiącach z zadziwiającą regularnością pakuje się w kłopoty. W sierpniu 2021 roku naubliżał kelnerce i opuścił lokal bez płacenia po tym jak nie zadziałały jego karty płatnicze. Kilka tygodni później został oskarżony o pobicie członka rodziny. Sytuacja powtórzyła się w lutym 2022 roku. Jermall trafił do aresztu – wyszedł na wolność kilka dni później po wpłaceniu 10 tysięcy dolarów kaucji.
Te problemy mogą zastanawiać – przecież to właśnie Jermall przez lata był uważany za bardziej poukładanego z dwójki braci. Być może sytuacja jest spowodowana wyraźnym zastojem jego sportowej kariery. Bracia Charlo zapisali się w historii boksu jako pierwsi bliźniacy z tytułami, ale nie zostali gwiazdami pokazywanymi w systemie Pay-Per-View. Przeciwnik Sulęckiego wciąż czeka na naprawdę wielkie wyzwania. Od lat spekuluje się o jego walkach z Giennadijem Gołowkinem (40-1-1, 35 KO) i Saulem Alvarezem (57-1-2, 39 KO), ale wciąż do nich nie doszło.
Do walki z meksykańską gwiazdą przymierzano się także teraz. Walka z Jermallem była częścią większej oferty, którą Canelo otrzymał od projektu Premier Boxing Champions. Pojedynek miał się odbyć w pierwszy weekend maja w systemie Pay-Per-View, jednak Alvarez ostatecznie związał się na najbliższe trzy walki z platformą streamingową DAZN i w tym terminie spotka się z Dmitrijem Biwołem (19-0, 11 KO).
Na kłopoty Fonfara?
Promotorzy Amerykanina mieli jeszcze jednego asa w rękawie. Jaime Munguia (39-0, 31 KO) – niedoszły rywal Sulęckiego z 2021 roku – był kuszony lukratywną ofertą, ale ostatecznie odmówił – Zrobiliśmy co w naszej mocy. Munguia mógł zarobić wielokrotność dotychczasowej najwyższej wypłaty i dostałby szansę walki o tytuł mistrza świata, ale najwidoczniej dla niego to za mało – dogryzał Stephen Espinoza, kierownik bokserskiego projektu telewizji Showtime.
Sulęcki został przez niego nazwany "najlepszym z dostępnych rywali", ale na grafice prezentującej pięściarską ramówkę stacji brakowało tylko zdjęcia Polaka. Pretendent będzie przygotowywał się do walki w USA, gdzie może liczyć na pomoc Andrzeja Fonfary, który od niedawna realizuje się jako trener i doradca. W narożniku zadebiutował podczas gali MB Boxing Night 11, ale prowadzony przez niego Patryk Szymański (21-5, 11 KO) poniósł porażkę, po której ogłosił zakończenie kariery.
Na co trzeba zwrócić szczególną uwagę? Na papierze widać przewagą fizyczną mistrza, który przy 183 cm wzrostu może liczyć aż na 187 cm zasięgu ramion. U Sulęckiego te parametry to odpowiednio 185 i 169 cm. Pewnym pocieszeniem może być to, że Charlo w kategorii średniej nokautuje rzadziej niż w niższym limicie. Ostatnie dwie walki stoczył na pełnym dystansie z twardym Siergiejem Derewjanczenką (13-2) i niezweryfikowanym na wysokim poziomie Juanem Montielem (22-4-2).
– Największe atuty Jermalla – który jest uboższą wersją Tommy'ego Hearnsa – to rozmiary, dobra baza i świetny timing zwłaszcza ciosów kontrujących. Popisowe uderzenia to lewy prosty, prawy kros, wyśmienity prawy podbródkowy i coraz skuteczniejszy lewy sierpowy. Rozwiązania stosowane przez Charlo są proste, ale do tej pory działają – opisuje Andrzej Pastuszek.
Ogłoszenie kolejnej walki mistrza przyjęto w USA z olbrzymią rezerwą. Nie brakuje głosów krytyki, a większość komentatorów czeka już na szyderczą reakcję Canelo. "Szkoda mi Charlo, to kolejna walka na zabicie czasu. Bardziej podobałaby mi się ta walka gdyby nie występ Sulęckiego z Andrade" – ocenił współpracujący z magazynem "The Ring" Adam Abramowitz.
Jak zaatakować faworyta?
Bukmacherzy nie mają wątpliwości – zdecydowanym faworytem będzie gospodarz, który spotka się zresztą z Polakiem w rodzinnym Houston. "Striczu" liczy na to, że ponad 2 miesiące przygotowań spędzi w USA z trenerem Pawłem Kłakiem i Andrzejem Fonfarą. W rozmowie z "Super Expressem" pięściarz poinformował, że obaj będą stać w jego narożniku w dniu walki.
– Sulęcki musi nawiązać do formy z walki z Jacobsem, co oczywiście nie będzie proste z uwagi na brak rytmu startowego. Tamten Daniel prezentował porównywalną klasę do tego, co obecnie pokazuje Charlo, jednak Jermall jest lepszym kontr-bokserem, co będzie problemem Maćka. Amerykanin nie jest demonem szybkości, ale nadrabia timingiem, co udowodnił nokautując Juliana Williamsa. Tu również przewaga fizyczna będzie ewidentna. Charlo bywa pasywny i to będzie szansą Sulęckiego, którego szybkie i precyzyjne ciosy proste powinny znaleźć drogę do celu – ocenia Andrzej Pastuszek.
– Ataki muszą być jednak zróżnicowane, a rytm łamany, bo mistrz WBC coraz lepiej czyta przeciwnika. Potrafi kontrować już nie tylko z bloku, ale i po unikach i przepuszczeniach. Będzie zastawiał pułapki – Maciej musi być bardzo skoncentrowany, a jego akcje przygotowane zwodami, by zakłócić timing Jermalla. Ten atrybut – w połączeniu z rozmiarem, siłą i brakiem solidnego przetarcia Sulęckiego przed takim wyzwaniem – każą widzieć bardzo wyraźnego faworyta w osobie Jermalla Charlo – puentuje autor wideobloga RSC.
W najbliższych tygodniach wszystko będzie zależało od Polaka. Wydaje się, że po licznych perturbacjach wreszcie postawił na swoim i może liczyć na optymalne przygotowania z wysokiej jakości sparingpartnerami. Warto też zauważyć, że w ostatnich latach żaden z rodaków walczących o tytuł mistrza świata nie mógł liczyć na ogłoszenie pojedynku z aż trzymiesięcznym wyprzedzeniem.
Spora część fanów boksu – zwłaszcza w USA – zastanawia się jednak, czy Sulęcki zasłużył na mistrzowską szansę. Fakty są brutalne – ostatnie 3 lata zostały w jakimś sensie zmarnowane. Nie można jednak zapomnieć o tym, co wydarzyło się wcześniej. Marka Polaka najwyraźniej wciąż ma taką wymowę, że przekonała dużą amerykańską telewizję i ambitnego mistrza, który celuje w największe wyzwania.
Wygrać taką szansą było ciężko, ale o zwycięstwo w ringu będzie jeszcze trudniej.