{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Zachwyty nad Adrianną Sułek. "Jak poczuje krew, wszystko sobie wyszarpie"
Michał Chmielewski /
Polska reprezentacja lekkoatletów wróciła do kraju z dwoma medalami Halowych Mistrzostw Świata. Po Belgradzie w środowisku jest mały niedosyt, ale ten da się wytłumaczyć. – Trwa pokoleniowa zmiana – mówi TVPSPORT.PL Krzysztof Kęcki, szef szkolenia PZLA. I korzystając z okazji, zachwyca się potencjałem Adrianny Sułek.
Czytaj też:

HMŚ w Belgradzie. Medal sztafety 4x400, jak zwykle. Trwa seria, która już przeszła do historii
Brąz żeńskiej sztafety 4x400 metrów i sensacyjne srebro młodziutkiej Adrianny Sułek – to cały dorobek medalowy polskich lekkoatletów w Belgradzie. Halowe MŚ, przy rozegranych niedawno igrzyskach olimpijskich wypadł skromnie, jednak zważając na okoliczności kadrowe, nie ma większych powodów do zmartwień.
Bo dużo ważniejsze będą rezultaty z lata, a w tym roku czekają nas dwie duże imprezy na stadionie.
Werdykt związku po HMŚ w Belgradzie: chcieli więcej polskich finałów, ale rozczarowania nie ma
Już sam fakt, że pod dachem nie walczy się o medale w długich rzutach, ogranicza naszą moc. Rzut młotem i oszczepem, a do niedawna również dyskiem, regularnie dostarczają kibicom powodów do radości. I powinny nadal, gdy tylko ruszy sezon letni.
– Jesteśmy jeszcze świeżo po Tokio i część zawodników prosiła nas, abyśmy mogli ulgowo potraktować ich występy w hali. Przychyliliśmy się do tego w dużej mierze, bo wiemy, ile wysiłku poświęcili, aby odpowiednio przygotować się na igrzyska – przyznaje Krzysztof Kęcki, szef szkolenia PZLA.
W warszawskiej centrali mieli też inne kłopoty – te związane z koronawirusem. Mało brakowało, a do Belgradu nie pojechałaby przez zakażenie Kinga Gacka – członkini brązowej sztafety, która zresztą w składzie zastępowała znakomicie dysponowaną ostatnio Annę Kiełbasińską. Inną sprawą jest wymóg szczepienia, jaki lekkoatletom narzucili działacze. Szerokim echem odbiły się problemy Adama Kszczota, który krytykował publicznie PZLA za to, że zamiast zaczekać z dawką przypominającą do powrotu z Serbii, miał zostać zmuszony, aby przyjąć ją w trakcie najtrudniejszych przygotowań. I to nie jest w środowisku głos odosobniony, tym bardziej, że organizatorzy HMŚ nie wymagali certyfikatów, uznając zamiennie regularne wyniki testów PCR.
Kęcki broni decyzji, tłumacząc to ochroną całej reprezentacji. I tym, że związek miał już jesienią informować zawodników o takiej konieczności. Tak czy inaczej, wyniki z Serbii przyjęto w biurze z umiarkowanym zadowoleniem.
– Realnie obstawiałem trzy medale, szkoda Ewy Swobody. Po cichu liczyłem na więcej u kulomiotów, u płotkarzy, jeszcze kilka innych nazwisk. I może na więcej miejsc w przedziale 1-8, więcej finałów, bo tu na pewno brakło trochę szczęścia. Ale nie jest źle. Kto wie, jak wyszłaby męska sztafeta, gdyby Kajetan Duszyński szybciej zszedł do krawędzi po zmianie? Albo gdyby był Karol Zalewski? To jednak zima. Belgrad był ważny, jednak nie najważniejszy – analizuje Kęcki.
Adrianna Sułek wygrała swoją szansę. Ale czeka ją nadal dużo pracy
Środowisko ma świadomość, że po złotych latach polskiej lekkoatletyki nadszedł czas przebudowania reprezentacji. Niektóre gwiazdy już są na emeryturze, inne pewnie zdecydują o tym w niedalekiej przyszłości. Cieszy jednak, że w ich miejsce pojawiają się następcy. I chociaż nie w każdej konkurencji (cierpimy m.in. na brak skoczkiń wzwyż i o tyczce, nie wystawiliśmy teraz nikogo w męskiej tyczce itd.), to widoki na jutro rysują się raczej w jasnych barwach.
Ten najjaśniejszy kolor w Belgradzie nazywał się Adrianna Sułek.
– Czeka ją jeszcze mnóstwo pracy, żeby dobić do światowej czołówki w stadionowym siedmioboju. Wie to ona sama, wie nowy trener Marek Rzepka, powinni wiedzieć też kibice. Ale występem w Serbii zaskarbiła sobie sympatię, zresztą to zrozumiałe. Ona ma wielki charakter do walki – gdy zwietrzy swoją szansę, poczuje krew, to jest nie do zatrzymania. Taką poznaliśmy ją już lata temu, gdy walczyła w juniorach i kategorii U23. Bardzo się cieszymy, że w końcu pojawiła się mocna postać w żeńskim wieloboju. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w kolejnych latach jeszcze się rozwinęła – uważa szef szkolenia.
Dla lekkoatletów Belgrad był finałem sezonu halowego. W lipcu kadrę czekają dużo ważniejsze mistrzostwa świata – te stadionowe w Eugene. A następnie czempionat Europy, który na sierpień zaplanowano w Monachium. Obie imprezy pokażemy w Telewizji Polskiej. Obie, miejmy nadzieję, z polskimi medalami i wieloma polskimi finałami. I z młodzieżą w natarciu.